Dziewczyna biegła ciemnymi korytarzami, co rusz przecierając skostniałymi palcami załzawione oczy. Słyszała za sobą ten psychodeliczny śmiech, który dręczył ją nieustannie od miesięcy. Wiedziała, że to nic nie da, ale i tak biegła dalej. Próbowała uciekać codziennie i za każdym razem oprawca odcinał jej drogę przy drzwiach prowadzących na dziedziniec. Wiedziała, że to bezsensowne, że mężczyzna się nią bawi, ale nie potrafiła przestać. Nie potrafiła uznać swojej porażki. Nie chciała zaakceptować takiej rzeczywistości.
Kolejny raz potknęła się o własne nogi, lądując z głuchym łoskotem na betonowej podłodze. Syknęła czując pieczenie na nagim ramieniu. Kolejne zadrapnie. Kolejne siniaki. Zaklęła pod nosem, próbując się podnieść, ale w tym momencie na jej plecach wylądowała metalowa rurka wyrywając z jej gardła okrzyk bólu.
— To za to, że zostawiłaś mnie samego w łóżku, kochanie. — Wyczuła w jego głosie rozbawienie. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem, gdy dotknął nagiego ramienia, podnosząc ją do pionu i przyciskając ciasno do siebie otulił jej ciało ramionami. Metal uderzył o posadzkę. — Chyba nie miałaś zamiaru wyjść na spacer beze mnie, prawda?
Załkała cicho, gdy przejechał delikatnie palcem po odsłoniętym obojczyku, wprawnie omijając strzępy materiału, będącego kiedyś koszulką. W następnej sekundzie złapał brutalnie jej twarz i odwrócił przodem do siebie. Zafascynowany przyglądał się mokrym od łez policzkom oraz temu jak jej ciało zaczęło drżeć, gdy ich spojrzenia się spotkały.
Nie prosiła, nie szarpała się, nie błagała. Zdążyła się nauczyć, że słowa nic nie dadzą, a szarpiąc się jedynie zwiększy ilość bólu, który zadawał jej mężczyzna.
Shiwamura czuł się usatysfakcjonowany tym, jak udało mu się złamać i ułożyć tę waleczną nastolatkę. Dobry miesiąc zajęło mu nauczenie jej, że pyskowaniem tylko pogarsza swoją sytuację. Kolejne pół czekał aż przestanie się szarpać, gdy już ją złapie, jednak nadal nie potrafił nad nią w pełni zapanować, kiedy naszła go ochota na zabawę w łóżku. Wtedy walczyła jak lwica, z różnym skutkiem. Za pierwszym razem jej nie docenił i musiał przyznać, że już dawno nikt tak mocnego kopniaka w interes mu nie sprzedał. W życiu by nie przypuszczał, że taka chuda, w dodatku zastraszana przez rodziców czternastolatka może tak mocno przyłożyć. Z rozkoszą wysłuchiwał jej krzyków, kiedy pół godziny później wyżynał na jej plechach długie szramy, zaraz przypalając krawędzie ran.
Tyle, że Satoru szybko zauważył, że krzywda fizyczna, nie działa na szatynkę tak bardzo jakby sobie tego życzył. Gdy w końcu przypomniał sobie, że ojciec tłukł ją dzień w dzień jak swoisty worek treningowy, a matka później dokładała swoje, twierdząc, że szlaja się po nocach dając dupy, zaprzestał takich metod.
Wiedział, gdzie zaboli najbardziej i używał sobie do woli. Miał wielu ludzi, na których lubił się wyżywać, ale ta dziewczyna, której los poskąpił szczęścia w życiu fascynowała go najbardziej. Sprzedana przez rodziców, bita i gwałcona przez obcych, ale z wolą walki. Dlatego też, o ile u innych drażniły go jakiekolwiek jęki bólu i krzyki, u niej nienawidził milczenia, które sobie narzucała, byleby tylko zrobić mu na złość.
Przejechał wzrokiem po wychudzonej sylwetce, a na jego usta mimowolnie wypłyną uśmieszek, gdy dziewczyna zacisnęła usta w cienką linijkę. Wiedziała, co ją czeka i nie zamierzała się poddawać. To w niej lubił najbardziej.
Bez słowa szarpnął jej ciałem w stronę, z której przyszedł i pchnął ją przed siebie, by zaraz zacisnąć palce na długich, brązowych włosach. Ruszył żwawym krokiem do celi Nateko, nie szczędząc sobie zbyt gwałtownych ruchów ręką, które wyrywały z ust dziewczyny kolejne cichutkie jęki. O tak, tego mu właśnie brakowało.
*
Żałowała. Jednej jedynej rzeczy żałowała w tamtych dniach najbardziej. Nie potrafiła targnąć się na własne życie. Tej jednej ucieczki nie potrafiła się podjąć. Za każdym razem, gdy sytuacja zdawała się być nie do zniesienia, kiedy myślała, że w końcu chwyci za nóż i wbije go głęboko w pierś, przed oczami stawał jej Kenji. Chłopak wiedział, gdzie była i tylko sobie znanym sposobem przesyłał jej króciutkie wiadomości. Z jednej strony na niego liczyła, ale z drugiej wiedziała, że jeśli go dopadną, w najlepszym wypadku go zabiją. Nie lubili, kiedy ktoś próbował zabrać im ich ulubione zabawki.
Braci było dwóch, a Nateko nie potrafiła stwierdzić, który z nich był gorszy. Psychopata znęcający się psychicznie, czy sadysta rozkoszujący się bólem swoich ofiar. Wiedziała tylko, że nie chciała by chłopak wpadł w ręce któregokolwiek z nich.
Dzień ucieczki pamiętała jak przez mgłę. Gdy zamiast Satoru drzwi do jej celi otworzył Yoshida, myślała, że jej ciało już się poddało, a przyjaciel jest jedynie przedśmiertną halucynacją. Jednak to była rzeczywistość. Naprawdę znalazł sposób, żeby wydostać ją z tego piekła, w którym żyła prawie rok.
Jedyną rzeczą, którą pamiętała nadzwyczaj wyraźnie była osoba, której twarz zdarzyło jej się widzieć zaledwie trzy razy w ciągu całego pobytu w tym miejscu. Osoba, która zamiast zagrodzić im drogę w ostatniej chwili popchnęła ich w inny korytarz, kiedy tym, którym biegli, przechodził Suigetsu.
Nigdy nie zapomniała tego, jak Kisame uratował ich, kiedy mimo wszystko natknęli się na Nanahrę przy bramie. Hoshigaki szybko unieruchomił chłopaka, który zdążył postrzelić Nateko i kazał im uciekać zanim do bazy wrócą Deidara z Hidanem.
Później dowiedzieli się, że cudem udało im się minąć dwójkę zabójców, a Kisame zdążył zniknąć z całkiem sporym zapasem gotówki należącej do Hyugi. Jednak radość z wolności nie trwała długo. Szybko dotarły do nich wieści o tym, że Iwasaki rozpoczął polowanie na Yorumi. W tym samym czasie na ulicy spotkali Yumiko, wtedy jeszcze nie znając jej powiązań z przyszłym katem szatynki. To od niego dziewczyna dowiedziała się o rozpadzie Akatsuki, bo zaraz po zniknięciu Kisame, wyparował jego przyjaciel – Itachi.
Mimo wszystko po roku ukrywania się sytuacja zdawała się być stabilna, a oni bezpieczni. Wtedy właśnie Kenji nagle postanowił wyjechać i mimo, że długo namawiał Yorumi, ta nie chciała jechać z nim. Planowała zacząć nowe życie w Tokio i zerwać z przeszłością, jednak nie wiedziała, że ta i tak miała zamiar w końcu ją dopaść. Jeśli nie po dobroci, to siłą.
***
Pierwszy raz zobaczyłem ją na szkolnym korytarzu, kiedy niby zwyczajna uczennica wkroczyła w mury tego budynku. No, może nie do końca taka zwyczajna. Niska szatynka, o głębokich, ciemnobrązowych oczach, ubrana w wytarte czarne dżinsy, koszulkę z logo Nirvany, skórzaną kurtkę i nieodłączne glany. Przy tym jasna cera nadawała jej mrocznego wyglądu, co ani trochę nie gryzło się z wyrazem jej twarzy. Wiecznie ponura, zamyślona dziewczyna, na widok której wszyscy schodzili z drogi. Tym była na pierwszy rzut oka.
Mnie jednak z każdym kolejnym dniem jej osoba intrygowała coraz bardziej. Z wiecznie przewieszonymi przez kark słuchawkami snuła się po korytarzach, jakby nie zauważając tych wszystkich krzywych spojrzeń. Pozostawała głucha na wszystkie szepty i plotki, które krążyły wokół jej osoby. Wiecznie sama, wiecznie z głową w chmurach. Inna niż wszyscy.
I kiedy po raz pierwszy udało mi się spojrzeć w jej oczy, zrozumiałem, dlaczego tak mnie do niej ciągnie. Najpierw zobaczyłem w jej spojrzeniu zdziwienie, a zaraz potem konsternację i niepewność. Jednak było w nich coś jeszcze. Coś mrocznego, co czaiło się bardzo głęboko, nie chcąc za żadną cenę zdradzić swojej obecności. Właśnie to coś pchnęło mnie do wejścia z butami w jej życie. I nigdy tego nie żałowałem.
*
Sam nie wiedziałem, dlaczego zawsze wodziłem za nią oczami. Może to dlatego, że była inna, że wydawała się być podobna do mnie. Może dlatego, że nigdy nie odwracała się za siebie, wiecznie prąc naprzód ze znudzeniem wypisanym na twarzy. A może dlatego, że Gaara wspominał mi o nowej dziewczynie, która pojawiła się znikąd i miała na pieńku z Hiashim. Nie rozumiałem skąd, ale podświadomie wiedziałem, że mówił o niej. Może dlatego nie potrafiłem odwrócić od niej wzroku?
Stałem się jej cieniem. Instynktownie chodziłem tam, gdzie ona. Naruto wyśmiewał się ze mnie nazywając to obsesją, ale jednocześnie potwierdził, że to o nią chodziło Shukaku. Po tym nie byłem w stanie zrezygnować. Szukałem sposobu, żeby się do niej zbliżyć, ale za każdym razem rezygnowałem w ostatnim momencie.
Zabawne jak życie potrafi być przewrotne. Kiedy w końcu udało mi się z nią pogadać, nie planowałem tego. Nasze klasy miały razem zajęcia sportowe, a że nigdy nie lubiłem grać w siatkę często się przed nimi migałem. Siedziałem pod ogrodzeniem, oddzielającym dwa boiska, to nasze i to do nogi, na którym tego dnia rozgościły się dziewczyny. Dlatego dokładnie widziałem całą sytuację. To nie był wypadek jak zarzekały się te jej koleżaneczki. Widziałem jak obie wcześniej kiwnęły do siebie głowami i magicznie opuściły swoje pozycje w tym samym momencie. Może gdyby to były zwykłe licealistki uwierzyłbym w to, ale te dwie były częścią reprezentacji szkoły. Widziałem wcześniej jak grają. Nie popełniały takich błędów.
Wkurzyłem się nie na żarty, kiedy zobaczyłem, jak szatynka zaciska zęby obejmując kostkę dłońmi. Nawet nie zauważyłem, w którym momencie przeskoczyłem zamkniętą furtkę i podbiegłem do zbiegowiska.
— Inuzuka, co ty wyprawiasz? — Wuefistka rzuciła mi karcące spojrzenie, ale zaraz westchnęła ciężko i wyciągnęła klucze podnosząc się na nogi. — Pomóż jej wstać. Muszę ją zabrać do pielęgniarki. Skręciła kostkę.
— Pójdę z nią, proszę pani — krzyknąłem za nauczycielką. — Pani musi zostać z resztą. — Kobieta skinęła wdzięcznie głową i otworzyła furtkę, zaraz kierując się do tej zamykającej cały obiekt.
— Nie trzeba — mruknęła dziewczyna, próbując się podnieść, ale zaraz syknęła cicho i upadła na tyłek.
— Wszystko w porządku? — zapytałem jak kretyn, odruchowo obejmując ją tak, żeby się nie ruszała.
— A jak myślisz, matole? — warknęła cicho, piorunując mnie wzrokiem. — Nie musisz mnie podtrzymywać. Potrafię siedzieć.
— Ta, no właśnie widzę — prychnąłem, widząc jak nieporadnie próbuje ułożyć nogę na murawie. — No dalej, nie rób przedstawienia tylko się mnie złap i pozwól zabrać do pielęgniarki. — Zacisnęła zęby odwracając wzrok od mojej twarzy, kiedy usłyszała chichoty reszty dziewczyn. — Tylko mi nie mów, że wolisz zostać tu z tymi kretynkami?
Prychnęła pod nosem i mogłem przysiąc, że w jej mruczeniu usłyszałem jakieś przekleństwo, ale posłusznie mnie objęła, co szybko wykorzystałem, biorąc ją na ręce.
— Ej, miałeś mi tylko pomóc wstać, cymbale! — krzyknęła przerażona, mocniej zaciskając palce na moim ramieniu. — Postaw mnie!
— Mowy nie ma. — Gdybym wtedy wiedział, dlaczego tak bardzo wzbraniała się przed moim dotykiem, pewnie nigdy nie odważyłbym się na ten gest bez jej pozwolenia. Ale jak zdążyłem tego dnia sam zauważyć, byłem kretynem. A ona była zbyt dumna.
— A właśnie, że jest!
— A właśnie, że nie ma. — Uparłem się, podrzucając ją nieco w ramionach. Z jej ust wyrywał się kolejny okrzyk zaskoczenia, a zaraz potem wwierciła we mnie mordercze spojrzenie. — Zanim się tam wdrapiesz minie godzina. To czwarte piętro, krasnalu.
— Krasnalu? — warknęła i nie wiedziałem, czy rumieńce na jej policzkach były wywołane złością, czy wszystkimi spojrzeniami, które odprowadzały nas do samiutkiej szkoły.
— Skoro swojego senpaia nazywasz matołem i cymbałem, to myślę, że krasnal nie jest wygórowaną ceną. — Rzuciłem jej wymowne spojrzenie, przez które już do reszty spaliła buraka. — To jak, zaczniemy od nowa? Inuzuka Kiba, klasa 3-1.
— Nateko Yorumi, klasa 1-2 — burknęła, za wszelką cenę unikają mojego wzroku. — Ale nie będę mówić do takiego kretyna per senpai.
— Chyba to przeżyje — skwitowałem, cicho śmiejąc się pod nosem, kiedy bez słowa otworzyła nam drzwi do szkoły. — To może teraz mi wyjaśnisz, co te laski do ciebie mają? I zanim coś powiesz, wiem, że to nie był wypadek, nie wykręcaj się.
— Dlaczego miałabym ci się spowiadać? — Jej cichy głos ledwie dotarł do moich uszu. — To nie twój problem.
— Cóż, prawda jest taka, że chyba mamy wspólnych znajomych, więc możliwe, że to jest mój problem.
— Coś ty powiedział? — Wlepiła we mnie szeroko otwarte oczy, a mnie uśmiech zszedł z twarzy. Nie podobało mi się to, co kryło się za tymi brązowymi tęczówkami.
— Znam Gaarę — mruknąłem, próbując jednocześnie myśleć i nie potknąć się na schodach. Nie potrzebowaliśmy drugiej i to cięższej kaleki. — I też mam na pieńku z Hiashim. Prawie jak kumple, nie? — Posłałem jej niemrawy uśmiech i stanąłem przed drzwiami pielęgniarki. Yorumi nie odezwała się słowem, tylko mocniej ściskając materiał mojej koszulki. — No, jesteśmy, otwieraj. — W tamtej chwili po raz pierwszy i miałem nadzieję, że ostatni zobaczyłem taką panikę w jej oczach i zabolało mnie to, że zdawałem sobie sprawę skąd ona mogła wynikać. — Zostanę z tobą.
I tak właśnie zrobiłem. Zostałem, ale nie tylko tego dnia. Zostałem z nią, poznałem ją lepiej, zaprzyjaźniłem się z nią. Zakochałem się w niej. I największą nagrodą było dla mnie jej zaufanie i przyjaźń, którymi mnie obdarzyła.
*
— Co tam, Karzełku!? — ryknąłem, z rozbawieniem obserwując, jak prawie wypuszcza z rąk plecak, w którym zabrzęczało szkło.
— Co ty tu do cholery robisz? — warknęła, gdy jej oczy w końcu mnie namierzyły. — Skończyłeś już szkołę, pajacu. Miałeś się tu nie pokazywać.
— A ty nadal jesteś uczennicą, a uczennice nie powinny wnosić alkoholu na teren szkoły. — Spojrzałem wymownie na jej plecak, na co odwróciła wzrok za siebie, z paniką śledząc otoczenie.
— Powaliło cię? Shimura by mnie zabił. — Przysięgam, że w tamtym momencie próbowała ubić mnie wzrokiem. — Zresztą stwierdziłeś, że stawiam, a po drodze nie ma sklepu geniuszu. Jakoś musiałam zdobyć te dobroci.
Przewróciłem oczami, ale kiwnąłem jej głową, na co zareagowała tak samo, ale podeszła do mnie zakładając torbę na plecy i usiadła na bagażniku roweru. Byłem pewny, że w duchu dziękuje mi, że nie podjechałem po nią na tym “piekielnym motorze”.
*
Siedzieliśmy nad rzeką już dobre dwie godziny, gdy wokół zrobiło się zupełnie pusto. Kiedy tylko tu przyjechaliśmy, znaleźliśmy zacieniony, odosobniony kawałek trawy tuż pod mostem, ale wokół i tak biegały dzieciaki wracające ze szkoły. Teraz wokół nas panowała przyjemna cisza, zakłócana jedynie przez daleki szum głównych ulic Tokio. Lubiłem tę dzielnicę. Była spokojna, jakby zupełnie nienaruszona przez tętniącą życiem stolicę, mimo, że była jej częścią.
Kilka butelek po piwie leżało opróżnionych w reklamówce koło mnie, a kolejne nadal czekały w plecaku dziewczyny. Zresztą to ona wypiła więcej, przez co teraz miała o wiele lepszy humor niż kiedy po nią podjechałem. Jednak to i tak nie trwało długo, a ona szybko spoważniała odkładając szkło na bok.
— Pamiętasz, jak za każdym razem pytałeś, dlaczego właściwie jestem jaka jestem, kiedy się kłóciliśmy? — Zwaliła na mnie bombę atomową, sprowadzając do konsternacji, co zazwyczaj nie zdarzało się zbyt często.
— Jak mógłbym zapomnieć? — rzuciłem niby od niechcenia, ale czułem jakby jakieś ostre pazury właśnie zaciskały się na moim gardle. Jej ton był zbyt poważny, a ja zbyt długo czekałem, żeby teraz być spokojnym.
— Wiesz, mówiłam ci, że wychowałam się w nieciekawym środowisku, ale nigdy nie powiedziałam ci, co tak naprawdę stało się te trzy lata temu.
— Mówiłem ci przecież, że nie musisz. — Zacząłem bawić się kapselkiem od piwa, obracając go w palcach, chcąc czymś zająć ręce. — Nie chcesz, nie zmuszam.
— Tyle, że to działa w dwie strony — wyszeptała, kuląc się jeszcze bardziej. — Nienawidzę tego, ale ja chcę wiedzieć.
— Wystarczy zapytać — stwierdziłem, wzruszając ramionami, choć nie mogła tego zobaczyć. Już od dłuższego czasu nie miałem problemów z opowiadaniem o tym co się stało, a ona nie była osobą, przed którą wahałbym się odsłonić kawałek siebie. — Nie mówiłem, bo nie pytałaś, a twoją przeszłość nadal możesz zostawić zamkniętą na dnie tego pudła ze wspomnieniami. Nie oczekuję od ciebie żadnych wyznań i powinnaś to wiedzieć od samego początku.
— Ale to nie jest fair — mruknęła pod nosem, opierając głowę na podciągniętych do siebie kolanach. — Chcę, żebyś wiedział.
— Dobra, ale jeśli stwierdzisz, że to ponad twoje siły, po prostu nie mów. Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać i ty siebie też nie powinnaś.
— Czasami zastanawiam się jakim cudem od takiego idioty można usłyszeć tak mądre słowa. — Parsknęła krótkim śmiechem, ale zaraz spoważniała. — Ostatnie dwa lata akurat znasz na wylot, więc tego ci oszczędzę. Tym bardziej, że jedynym ważniejszym wydarzeniem w całej tej historii było pojawienie się Gaary i całej reszty gangu w moim życiu.
— A ja? — przerwałem jej, chcąc rozładować napięcie. Widziałem, że nie czuła się pewnie. — Mnie już za nic ważnego w swoim życiu nie uważasz? Beze mnie nadal byłabyś cholernym emo, mordującym ludzi wzrokiem.
— Oj przymknij się już. — Uderzyła mnie z pięści w ramię, ale nadal na mnie nie spojrzała.
— Dobra, dobra, już nic nie mówię.
— Już kiedyś mówiłam ci, jak wyglądała sytuacja u mnie w domu, prawda? — Rzuciła mi szybkie spojrzenie, więc skinąłem lekko głową. — Ojciec zrobił sobie ze mnie worek treningowy, a matka uważała za dziwkę, ale to w tej chwili nie ma wielkiego znaczenia. Ważne za to jest to, że moi rodzice mieli kłopoty finansowe. Brali pożyczkę za pożyczką, aż w końcu trafili nie tam, gdzie powinni. Hyuga hojnie udzielał pomocy, ale kiedy nie dostawał swoich procentów, wierzyciele nie mieli żadnej litości. W końcu stracił cierpliwość i wysłał do nas braci Shiwamura. Zdajesz sobie pewnie sprawę, jak wtedy wyglądał cały przemysł narkotykowy. Potrzebował królików doświadczalnych dla siebie i zabawek dla swoich ludzi, żeby utrzymać taką dyscyplinę jakiej sobie życzył. Doskonale wiedział, że moi rodzice mają dwójkę dzieci. Mojego brata zabili na miejscu, więc kiedy Satoru zażyczył sobie mnie w postaci zapłaty nie wahali się nawet przez chwilę. Tak po prostu oddali mnie w ręce tych psycholi. Wszystko, byleby tylko się uratować. — Przerwała swój monolog, przymykając oczy. Nie miałem pojęcia co działo się w tamtej chwili w jej głowie i to mnie dobijało, bo nie mogłem jej pomóc. Jedyne na co się odważyłem, to złapanie jej ręki i zamknięcie tych drobnych palców w swojej dłoni. — Pamiętam doskonale, że mój chłopak widział wtedy, jak wyciągają mnie siłą z domu i wpychają do samochodu. Później cudem dowiedział się, gdzie mnie trzymano i pomógł mi uciec, ale zanim się mu to udało minął prawie cały, pieprzony rok. Nie trafiłam na testy narkotykowe tego skurwiela chyba tylko dlatego, że wpadłam Satoru w oko i zrobił sobie ze mnie swoją prywatną, ulubioną zabawkę. Raczej się domyślasz co to znaczy. Zresztą widziałeś część tych wszystkich blizn. — Odetchnęła głęboko, po czym uniosła wzrok na ciemniejące niebo. — Po tym wszystkim przez jakiś czas, żyłam z dnia na dzień w różnych ruderach razem z Kenjim. Poznałam też moją najlepszą przyjaciółkę, która nawiasem mówiąc też kolorowo w życiu nie miała. Udało mi się uniknąć polowania i załapałam się na fuchę do warsztatu, w którym poznałam Gaarę. Co prawda przed tym Kenji namawiał mnie, żebym wyjechała razem z nim do Kyoto, ale miałam już dosyć uciekania. Skoro udało mi się wyrwać ze szponów Hyugi, a potem przeżyć na ulicy, stwierdziłam, że chyba czas wziąć się w garść. Tak też trafiłam do naszego liceum. Resztę już doskonale znasz.
Zapadła cisza, jednak była ona teraz potrzebna. Sam też doskonale znałem Hyugę i jego ulubione psy, ale ja nie doznałem bezpośrednio tak wielkiej krzywdy jak ona. Doskonale wiedziałem co znaczy zostać zabawką Satoru. W Konosze nie brakowało jego ofiar, a niektórzy po prostu musieli to z siebie wyrzucić. Zresztą na własne oczy widziałem, co ten skurwiel wyprawia. Wtedy też dotarło do mnie, że nigdy nie powinienem był odradzać jej dołączenia do Wilków. I choć wtedy mnie nie posłuchała to reszty Konohy nie poznała do teraz. Za to ja w końcu zrozumiałem postępowanie Gaary. Nie chodziło tu tylko o to, co potrafiła. Shukaku chciał dać jej szansę uwolnienia się od przeszłości. Nie ważne jak bardzo mi się to nie podobało, miała do tego prawo.
— Mam cholerne deja vu — powiedziałem wreszcie, kiedy zrozumiałem, jak historia zaczyna zataczać koło. — Tylko mnie Naruto nie musiał nakłaniać tak długo.
— Co? — Poderwała głowę i spojrzała na mnie z niezrozumieniem, a ja dopiero teraz uświadomiłem sobie, że jakoś nigdy nie powiedziałem jej o mojej przynależności do Sudden Strike. — Coś ty właśnie powiedział kłamliwy szmaciarzu?
— Ej, ej, ej, tylko nie szmaciarzu. — Podniosłem ręce w geście obronnym, posyłając jej niewinne spojrzenie. — I żaden kłamliwy.
— Jakoś wcześniej nie słyszałam, że maczasz w tym wszystkim ręce. Powiedziałeś mi tylko, że doskonale ich wszystkich znasz. To było kłamstwo mendo niewyżyta.
— Nie nazwałbym tego kłamstwem. — Skierowałem wzrok na przeciwległy brzeg rzeki, chcąc zebrać myśli. Wiedziałem, że ta rozmowa mnie nie ominie, ale miałem wrażenie, że nigdy nie powinna mieć miejsca, że ona nie powinna wracać do tego świata. Nie po tym, o czym dzisiaj usłyszałem. — Raczej nie powiedziałem ci wszystkiego. Zresztą nie myślałem, że kiedyś ktoś będzie próbował cię wciągnąć do Konohy.
— Jak widać, pomyliłeś się — burknęła cicho, ale zaraz na powrót położyła głowę na kolanach. — Więc? Jak trafiłeś do Konohy?
— No cóż, zanim w ogóle zaczęła się moja historia z Hiashim, moje życie można by nazwać zwykłą sielanką z podmiejskiego osiedla. Mama z siostrą prowadziły klinikę dla zwierząt, tata był policjantem, a ja szlajałem się ze znajomymi po nocach. No może nie do końca była to taka sielanka, bo w tamtym okresie już znałem się z Naruto i Sasuke, a o tym cyrku z zamachem, czy aresztowaniu jego i Sakury pewnie słyszałaś. — Teraz to ja rzuciłem jej kontrolne spojrzenie, więc skinęła głową i mocniej ścisnęła moją dłoń? — Naruto już wtedy starał się podkopywać Hyuge. Co prawda sprawa z Uchihą przycichła, ale my nie potrafiliśmy sobie tego odpuścić. Chciał ich wkręcić tylko dlatego, że należeli do gangu Naruto, a jego ojciec zaczął węszyć wokół Hiashiego. Sudden Strike miało być tylko zabawą. Zwykłą grupą, która raczej okupuje nielegalne wyścigi niż wciąga się w wojnę z mafią. Tyle, że pech lubił się nas czepiać. Przypadkiem razem z Sasuke i Naruto szlajaliśmy się nie po tych dzielnicach, po których powinniśmy. Wiesz, kiedy widzisz, że jakiś podejrzany typek, ciągnie gdzieś wyrywającą się dziewczynę, nie zastanawiasz się. Takim sposobem pobiliśmy dilera Hyugi, ratując laskę, która była jednym z jego królików doświadczalnych. Zdaje się, że jakimś cudem uciekła, ale i tak ją znaleźli. Od tego czasu Hyuga uwziął się na SS i przez to zaczął się ten cyrk z zamachem.
— To nie wszystko prawda? — Jej cichy głos przeszył powietrze, kiedy zamilkłem na dłuższą chwilę. — Następnym razem uderzył w kolejnego z członków SS.
— Tak — przyznałem, po czym wypiłem resztę piwa z butelki. — Uderzył we mnie. Dowiedział się, gdzie mieszkam i że mój ociec był gliną. Akurat wtedy pomagał komisarzowi Namikaze przy śledztwie, więc bardzo łatwo odstrzelili go podczas jednej z akcji. Wtedy myślałem, że to koniec, że to był za mocny cios, ale Hyuga tylko się rozgrzewał. Niedługo po tym w naszym domu zawitali bracia Shiwamura. Wróciłem do domu w momencie, w którym Toshiro skręcił mojej mamie kark. Próbowałem ratować chociaż Hanę, ale ten sukinsyn był silniejszy. Bił mnie do nieprzytomności, cały czas każąc patrzeć jak jego psychiczny brat gwałci moją siostrę. Ostatnie co zapamiętałem z tego wieczoru to krew, która trysnęła z poderżniętego gardła Hany. Wtedy modliłem się o śmierć, ale Naruto mi na to nie pozwolił, a mnie nie trzeba było długo przekonywać do zemsty. Do teraz zastanawiam się tylko, czy kiedykolwiek miałem szansę im pomóc.
— Nie możesz się o to oskarżać. — Jej ostry głos sprawił, że wróciłem na ziemię. Wlepiała we mnie te swoje brązowe oczy, marszcząc gniewnie brwi. — To nie była twoja wina.
— I mówi mi to dziewczyna, która siebie obciąża winą za to, co zrobili jej inni — prychnąłem, odwzajemniając spojrzenie. — Wiesz, że mógłbym teraz powiedzieć ci dokładnie to samo? — Przewróciła oczami na moje słowa, jednak zostawiła to bez komentarza. Oboje wiedzieliśmy, że zmierzyć się miarą, którą mierzyliśmy innych wcale nie było takie proste.
— Wyjaśnij mi coś — powiedziała w końcu i odwróciła się do mnie, mrużąc przy tym zabawnie oczy. — Jakim cudem wylądowaliśmy nad rzeką, pijąc piwo i bawiąc się w jakieś ckliwe wyznania?
— Dobre pytanie, Krasnalu. — Zaśmiałem się cicho pod nosem, na widok jej miny. — Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. — Wskazałem na pozostałe butelki, leżące w jej plecaku. — Nie spijesz się sama.
— No bardzo śmieszne, kretynie zasrany — burknęła, ale uśmiechnęła się lekko, odwracając głowę w stronę niespokojnej rzeki. — Ale pytałam serio. Dlaczego wciąż tu jesteś, skoro mógłbyś być teraz z resztą w klubie?
— A dlaczego miałbym tam iść? — Uniosłem brew, rzucając jej pytające spojrzenie, którego nie mogła zobaczyć, bo skryła twarz w kapturze. — To tylko kolejne zwycięstwo w meczu studenckim. Nic ciekawego. Sami pijani ludzie, całujący kible w śmierdzących toaletach. I pewnie nie tylko je.
— W takim razie jesteś aspołecznym dziwolągiem, bo nikt normalny nie wybrałby otwierania starych ran od swoich przyjaciół. — Palnęła na jednym wydechu, nagle kuląc się, jakby próbowała uciec przed słowami, które jej się właśnie wymknęły.
— Nie sądzisz, że nie powiedziałbym ci tego wszystkiego, gdybyś nie znaczyła dla mnie o wiele więcej niż myślisz?
Odwróciła gwałtownie głowę w moją stronę i spojrzała na mnie z niedowierzaniem, zaciskając usta w wąską kreskę. Po chwili jednak potrząsnęła głową, nie spuszczając przy tym, że mnie badawczego wzroku.
— Pierdolisz od rzeczy. — Niemal warknęła, marszcząc brwi i zacisnęła palce na butelce. — Ile ty do cholery wypiłeś?
— Nic nie pierdole i nie jestem pijany. — Czasami dobijało mnie to, że ona nadal nie rozumiała, kim dla mnie jest, że przyjaźń mi już nie wystarczała. Załapałem w palce jej podbródek, zmuszając ją tym do patrzenia mi prosto w oczy. — Tak trudno ci uwierzyć, że komuś na tobie zależy? Że możesz się komuś podobać?
— Podobać — prychnęła, znowu przewracając oczami. — Jeszcze na tyle trzeźwe myślenie się mnie trzyma, żeby wiedzieć, że krzywej gęby nie mam, ale nie mogę uwierzyć, że ktoś, kto poznał całą moją historię i doskonale zdaje sobie sprawę z tego jaka jestem, chce mi wmówić, że to mu zwisa i chce ze mną być. Ja ci się podobam? — Zaśmiała się histerycznie, patrząc wszędzie, byle nie na mnie. — Tobie się tak tylko wydaje. To głupia ciekawość. Nic więcej. Intryguję cię, to tyle. Wiem, jak to działa, Inuzuka. Zaraz mi powiesz, że...
— Yorumi! — Podniosłem głos, co przerwało tyradę jej bezsensownych argumentów i sprawiło, że podskoczyła w miejscu, na powrót skupiając uwagę na mnie. — Przestań pieprzyć trzy po trzy. Co ci dobiło?
— Za chwilę stracę przyjaciela. To mi odbiło. — Zmrużyła gniewnie oczy, jednak było w nich widać desperację. — Nie rób mi tego, Inuzuka. Nie wpisuj się w moją historię jako ktoś, kto wszedł i wyszedł, wcześniej rozwalając resztę starej Yorumi, którą ledwo co poskładał. Nie bądź dupkiem i nie przekraczaj tej jednej, cholernej granicy, bo po niej nie będzie odwrotu, rozumiesz? Naprawdę tego chcesz? Postawić wszystko na jedną niepewną kartę? Jeśli tak, to chyba większego idioty w życiu nie spotkałam.
— Pierdole to. — Przysunąłem się do niej na odległość zaledwie kilku centymetrów, spoglądając na jej usta, by za chwilę znów wpatrzyć się w głębokie, brązowe tęczówki. — Jeśli dla tych pięknych oczu mam zostać największym kretynem chodzącym po tej planecie, to niech tak będzie.
Nachyliłem się i pocałowałem jej delikatnie rozchylone usta, by chwilę później oprzeć czoło o jej, nie spuszczając wzroku z brązowych tęczówek.
— Teraz nie cofnę się przed niczym, Nateko — wymruczałem, gładząc kciukiem jej policzek. — Ten jeden raz nie wygrasz.
*
Tego, co stało się tydzień po naszej rozmowie nad rzeką nie przewidziało żadne z nas. Nawet nie wiedziałem, które z nas było bardziej zaskoczone swoim widokiem. Ja, kiedy akurat przechodziłem obok parku, z którego wybiegła Nateko razem z goniącym ją facetem. Czy ona, kiedy zorientowała się o mojej obecności dopiero po oddaniu strzału. Śmiertelnego strzału. Wiedziałem, że nigdy nie będę w stanie zapomnieć przerażenia i paniki, które zobaczyłem wtedy na jej twarzy. Nie zapomnę tego jak broń wypadła jej z ręki, a ona sama zerwała się do biegu i zniknęła wśród drzew. Nawet nie zarejestrowałem wystrzału, który nastąpił po uderzeniu w beton. Huk poniósł się po okolicy, ale już nie zwracałem uwagi na to, że kula powędrowała w tylko sobie znanym kierunku i mogłaby zranić przypadkowego przechodnia. Już wtedy pognałem za nią w las, szybko łącząc fakty w całość.
Hiashi wcale nie odpuścił. Po prostu na moment przestał się nią zajmować, ale polowanie rozpoczęło się na nowo. Zacisnąłem zęby przeklinając pod nosem. Całe cholerne dwa lata spokoju. Na pieprzone dwa lata zapomniał o jej istnieniu, żeby nagle znowu zacząć na nią polować. I doskonale wiedziałem, dlaczego.
Każdy, kto pracował w warsztacie Gaary należał do Wilków. Prędzej, czy później dołączał do gangu, a Yorumi i tak już miała styczność z tą cholerną mafią. Hyuga najwidoczniej szybko przypomniał sobie o zabawce, której pozwolił zniknąć i posłał za nią swoich ludzi.
Nie zwalniałem nawet na moment, instynktownie kierując się w stronę miejsca, w którym sam próbowałbym się ukryć. Nie zwracałem uwagi na smagające mnie po twarzy gałązki. Chciałem po prostu jak najszybciej ją znaleźć. Zanim zdążyłaby znienawidzić się jeszcze bardziej. Zanim zaczęłaby obwiniać się o to, do czego została zmuszona. Zanim pomyślałaby, że ją zostawiłem.
Wypadłem z gęstwiny drzew wprost na niewielką polanę, za którą znacznie rzadsze drzewa otaczały niewielkie jezioro. Ruszyłem w tamtą stronę, uspokajając oddech. Znalazłem ją, siedzącą kilka metrów od brzegu, opierającą się o jeden z większych konarów. Podszedłem do niej, starając się nie narobić zbyt wiele hałasu. To miejsce miało w sobie coś niezwykłego co zawsze we mnie uderzało, kiedy się tu znajdowałem, a co głośniejsze dźwięki mogłyby zaburzyć. Jakąś swoją niepowtarzalną magię, która uspokajała zszargane nerwy, a cisza dawała szansę na przemyślenie wszystkiego na spokojnie. Przysiadłem obok niej i tak jak ona, oparłem się plecami o stary, gruby pień górującego nad nami drzewa.
— Wiesz... — szepnąłem po kilku minutach, gdy zebrałem rozszalałe myśli w jedno i zatrzymałem wzrok na spokojnej tafli jeziora. — Przypominasz mi wilka.
— Wilka? — Kątem oka, zauważyłem jej blady uśmiech. — Potwora? Krwiożerczą bestię?
— Nie. — Zaprzeczyłem, machając przy tym lekko głową. — Wilki może i są niebezpieczne, ale to bardzo lojalne stworzenia. Wszyscy uznają je za bestie i uważają, że przejrzeli je na wylot. Dla mnie nie ma bardziej tajemniczych istot. Są niezwykłe i piękne. — Poczułem, jak drgnęła niespokojnie. Jej wzrok utkwiony był w odbijającym się w lustrze wody księżycu. — Ty również taka jesteś. Na pozór niebezpieczna, innym znana jako zwyczajna dziewczyna. Dla mnie jesteś tą drugą stroną medalu, tą tajemniczą, lojalną i niezwykłą. Tak, jak wilki, jesteś dzika. To sprawia, że chociaż w oczach innych możesz być potworem, czy zwykłym mordercą, dzięki tej dzikości jesteś piękna. I nic, ani nikt nie wmówi mi, że jest w tym coś złego.
Między nami zapadła cisza, jednak ani trochę mi to nie przeszkadzało. Oboje wpatrywaliśmy się w taflę jeziora wsłuchując w odgłosy wokół nas. Nad wodą rozlegał się żabi rechot, a od czasu do czasu jakaś ryba, płynąc blisko powierzchni wody, burzyła spokojną toń. Ze wszystkich stron ogarniał nas wiatr szumiący w koronach wysokich drzew, które otaczając nas, tworzyły małą polanę, odgrodzoną od głośnego świata zewnętrznego. Co chwilę wiewiórka biegająca po gałęziach wprawiała w ruch liście, które zaraz porywał wiatr. Jakiś ptak zerwał się do lotu wprost nad naszymi głowami.
Gdy tak wsłuchiwałem się w te niezwykłe dźwięki, niedaleko nas rozległo się wilcze wycie, na co parsknąłem śmiechem, burząc tym tę dziwną nić porozumienia między nami, a naturą.
— Widzisz? — Wskazałem ręką w stronę, z której dobiegało wycie. — On już uznał cię za swoją.
— Kretyn — mruknęła, chichocząc pod nosem, jednak chwilę później spoważniała. — Dlaczego za mną pobiegłeś? Normalny człowiek już dawno spisałby mnie na straty.
— Wiesz, że nie należę do tych ludzi. — Zapatrzyłem się w rozgwieżdżone niebo. — Bliżej mi do twojego świata niż normalności.
— Mimo to — powtórzyła uparcie. — Kto przy zdrowych zmysłach pognałby ślepo w las za dziewczyną, która na jego oczach zastrzeliła człowieka?
— Z tymi zdrowymi zmysłami, nie byłbym taki pewien — mruknąłem, widząc, że na jej usta powrócił ten blady uśmiech. — Też miałem wątpliwą przyjemność zaznajomić się z ludźmi Hiashiego. Zapomniałaś o tym? — Westchnąłem cicho, zbierając się na dłuższą przemowę. — Wiem, że zabiłaś niejednego człowieka, ale to nie znaczy, że zacznę od ciebie uciekać. Też mam kilka grzechów na sumieniu i to wcale nie mniejszej wagi. Wiem, jak to jest, kiedy nie ma się wyboru i trzeba zdecydować się na mniejsze zło, jak to jest być na granicy człowieczeństwa. Wiem i rozumiem, przez co przeszłaś, ale ty musisz zrozumieć, że to nie czyni cię potworem. W życiu trzeba podejmować trudne decyzje, a akurat nam los postanowił to cholernie skomplikować. To Hyuga jest tu tym winnym, on i twoi rodzice. Nie odpowiadasz za nic, co stało się w przeszłości. To co przeszłaś ukształtowało taką, a nie inną Yorumi i tego nie zmienisz.
— Co z tego? — szepnęła, odwracając ode mnie wzrok. — Nie jestem kimś, kto może po prostu udawać, że wszystko jest w porządku. Już nie raz słyszałam, że nie można mi ufać i wiem, że to prawda. Jestem nieprzewidywalna nawet dla siebie. Co, jeśli w końcu skrzywdzę kogoś, na kim mi zależy? — Po tym pytaniu umilkła na chwilę. — Co, jeśli skrzywdzę ciebie?
— Zrozum, że ufam ci bezgranicznie. — Utkwiłem wzrok w jej palcach, które nerwowo skubały rękawy czarnej bluzy. — Nie ważne, co się będzie działo, nie zostawię cię. Zawsze będę po twojej stronie i nigdy w ciebie nie zwątpię. Nie potrafię.
— Dlaczego zawsze musisz to robić? — warknęła, zwracając twarz w moją stronę.
— Robić, co? — Zawiesiłem spojrzenie na jej, teraz roześmianych, brązowych oczach.
— Mówić takie rzeczy — fuknęła udając obrażoną. — Zawsze, kiedy próbuje wmówić sobie, że jestem beznadziejna, pojawiasz się ty i sprawiasz, że czuję się jak jakaś pieprzona księżniczka, która właśnie została żoną przystojnego księcia.
Parsknąłem śmiechem na to porównanie. Nie mogłem uwierzyć, że nawet w tej sytuacji, musiała coś takiego palnąć.
— A ty zawsze musisz psuć chwilę? — Odgryzłem się. Wstałem i wyciągnąłem rękę w jej stronę.
— Kretyn. — Powtórzyła i ujęła moją dłoń. — W końcu jestem Dzika, nie? To do czegoś zobowiązuje.
Wybuchłem śmiechem, po raz kolejny burząc spokój tego miejsca i przygarnąłem ją do siebie. Już wtedy wiedziałem, że trzymam w rękach cały swój świat. Bałem się tylko, że jej dołączenie do Konohy może okazać się zbyt brzemienne w skutki, ale nie miałem prawa odbierać jej okazji do zemsty. Tak samo, jak nie miałem wpływu na Gaarę, który już dawno uparł się na wprowadzenie jej w szeregi. Przytuliłem ją mocniej, prosząc Boga, czy kogo tam jeszcze niebo niesie, żeby wszystko skończyło się dobrze.
— Obiecaj mi jedno — mruknąłem, opierając brodę na jej głowie i zapatrując się w bezkresny mrok lasu.
— Hmm?
— Że już nigdy więcej nikogo nie zabijesz, jeśli nie będzie to konieczne. — Zacząłem niepewnie. Nie wiedziałem, jak ubrać myśli w słowa. — Że już nigdy nie będziesz taka, jak dzisiaj. Bez uczuć, skrupułów. Bez sumienia. Taka, jak dotychczas. Nie chcę cię takiej widzieć. To cię zabije. Obiecaj mi to.
Poczułem jak cicho wzdycha i bardziej wtula się w moją klatkę piersiową.
— Obiecuję. Nie chcę taka być, nigdy nie chciałam. Ja po prostu nie wiedziałam, co mam robić — mruknęła w moją bluzę.
— Wiem. — Przerwałem jej. Nie chciałem, żeby po raz kolejny dała wygrać demonom. — Nie musisz się tłumaczyć. Nigdy tego nie rób, nie przede mną.
— Dobrze, że jesteś — szepnęła.
— Zawsze będę. — Ucałowałem czubek jej głowy i przymknąłem oczy wdychając jej zapach, mając nadzieję, że już zawsze będzie tak, jak tego dnia.
Od autorek: Witamy po kolejnej ogromnej przerwie :) Tym razem uchyliłyśmy wam rąbka tajemnicy Kiby i Yorumi. Mamy nadzieję, że tekst Was zadowala mimo, że nie jest to kolejny rozdział głównej historii.
Wiemy, że dużo czasu minęło odkąd tu byłyśmy i to nie pierwszy raz, ale cóż... Takie przerwy nigdy nie dzieją się bez powodu. Konkretów nie podamy, gdyż głównie chodzi o mnie (Yoru Was wita tym razem), a jest to prywatna sprawa rodzinna, która wybiła mnie z rytmu na długi czas. Nie będę się z niej tłumaczyć, gdyż może zabrzmi to niemiło, ale mam takie prawo i nie chcę się tym dzielić.
Za to cała masa innych powodów przedstawia się tak:
-obie właśnie skończyłyśmy technikum, co oznacza, że od stycznia miałyśmy masę zaliczeń, sprawdzianów i innych pierdół, w tym przygotowania do matury,
-same matury, co oznacza pełne skupienie na tym, co zdawałyśmy -> przykładowo ja angielskiego nie uczę się z notatek, ale z wszelkiego rodzaju filmów, filmików i piosenek, których próby rozumienia bez tłumacza trochę życia mi zajmowały (obejrzałam tego mnóstwo, ale efekt jest), dodatkowe lektury na rozszerzony polski, fakultety, a w tym tylko trochę czasu na skrobanie jeśli nie byłyśmy padnięte,
-mnie za dwa tygodnie czeka jeszcze ostatni egzamin zawodowy i od jutra zaczynam dodatkowe przygotowania, w których mojej klasie pomaga za**bisty nauczyciel od zawodowych, więc cudem udało się to ogarnąć i wstawić przed tym okresem, przez co jesteśmy strasznie szczęśliwe.
Wiemy, że Was zaniedbałyśmy i przepraszamy za to, ale niestety życie toczy się swoim rytmem i nie zawsze jest tak przewidywalne jak byśmy chciały. Ale jedno wiemy na pewno. Nie chcemy dalej brnąć w te półroczne przerwy bo i to względem czytelników jest nie fair, a i my nie czujemy się dobrze z tym, że nie lecimy na falach tej historii bez żadnych przerw. Wierzcie lub nie, ale naprawdę tęsknimy za tym światem i bohaterami, a obowiązki są nam kulą u nogi w momentach, kiedy mogłybyśmy to pisać.
To chyba tyle z naszej strony. Możemy jedynie podziękować wytrwałym, którzy jeszcze tu zaglądają i czytają mimo takich przerw.
Pozdrawiamy!
Yumi&Yoru
PS.Jakim cudem wybiło nam już 22 000 wyświetleń O.O Jesteście kochani <3 Dziękujemy!
Witam,
OdpowiedzUsuńkochane autorki, tak jestem choć tego po mnie niestety nie widać, ale jestem i czytam w miarę możliwości (niestety zbyt dużo zawirowań w życiu i czytanie jednak zeszło na drugi plan), jestem i czytać będę, tym się nie martwcie...
Dużo weny życzę Wam...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękujemy za komentarz. To naprawdę miłe uczucie, kiedy po takim czasie nadal widzimy, że ktoś tu zagląda. Mamy nadzieję, że jakoś te zawirowania się uspokoją ;)
UsuńDziękujemy ^^
Yumi&Yoru
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńWłaśnie zobaczyłam krótki opis waszego bloga na lapidarium i jako, że idealnie trafia w moje gusta to już widzę, że będę miała co robić przez dzisiejszą noc ^^
Super tematyka, fajne pisanie, trzymam kciuki za dalszą wenę i biorę się do czytanie ^^
Dziękujemy bardzo za miłe słowa i witamy cieplutko wśród czytelników ^^
UsuńNo to teraz jak już skończyłam wszystko czytać, to się trochę wypowiem ^^
OdpowiedzUsuńOgólnie jak już wspominałam wcześniej - zabrałam się za czytanie późną nocą i tak się od razu wciągnęłam, że przeczytałam wszystko za jednym zamachem, co kosztowało mnie zaspanie na poranne zajęcia, ale jak było warto <3 Czytając wasze opowiadanie z świetnym soundtrackiem podsuniętym mi przez spotify dałam się porwać tej historii totalnie i bez końca. Czy można to zrzucić na moją obsesję na punkcie Hinaty? Owszem, ale nie tylko! Macie świetny styl pisania i bardzo lekkie pióro, dzięki czemu miło się czyta zarówno sceny akcji jak i te spokojniejsze:) Mój faworyt? A jakże, pierwszy pocałunek Naruto i Hinaty, który nie dość, że był świetny, to i atmosfera, którą tworzyły opisy budziła w moim jak pragnę myśleć niewinnym sercu grzeszne myśli! Sceny porachunków między gangami są za-je-bis-te. Chciałabym umieć pisać tak trzymające w napięciu sceny akcji ^^
I ogólnie sam pomysł na historię jest świetny, a przedstawienia postaci odnoszą się do anime, co jeszcze bardziej potęguje miłe odczucia podczas czytania ^^
Mogłabym tak pisać i pisać, ale dam znać tylko, że czekam niecierpliwie na kolejną notę z zapartym tchem <3
Jeżeli wam to nie przeszkadza, to dodałam również na swoim blogu odnośnik do waszego opowiadania w Linkach, jako jedno z ulubionych dzieł ^^
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
Narcise <3
Jest nam niezmiernie miło to słyszeć, że komuś tak bardzo podoba się nasza historia *.* Jak i również sceny akcji, nad którymi zawsze spędzamy najwięcej czasu by finalnie wszystko ze sobą współgrało i dobrze "wyglądało". Oczywiście postaramy się wrócić jak najszybciej z kolejnym rozdziałem, dlatego wyczekujcie nas cierpliwie <3 Mordki nam się cieszą wiedząc, że ktoś dodaje nas na listę swoich faworytów dlatego bardzo dziękujemy za to wyróżnienie ❤️❤️❤️
UsuńMy również cieplusio pozdrawiamy ^^
Yoru&Yumi
Zostaliśmy porzuceniu przez nasze młode, aczkolwiek ambitne młode twórczynie?
OdpowiedzUsuńTo porzucenie wygląda z grubsza tak, że autorki dłubią i dłubią, ale mają sklerozę, więc muszą popierdzielać przez rozdziały i ogarniać co za chaos wprowadziły... A rozdział chcemy do końca sierpnia załatwić, żeby za kolejny wziąć się przed powrotem na studia...
UsuńEch coś wam nie poszło... znów
OdpowiedzUsuńBlog umarł?
OdpowiedzUsuńŻyje tylko w wiadomości nie patzrysz XDD
Usuń