Strony

czwartek, 29 grudnia 2016

1.Spotkanie

Dziewczyna otworzyła oczy, odruchowo kierując je w stronę elektrycznego budzika, wskazującego godzinę dziewiątą czterdzieści siedem. Jak oparzona wyskoczyła z łóżka, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu ubrań. Gdy dostrzegła dżinsy przewieszone przez oparcie krzesła, niemal zabiła się o kapcie biegnąc w stronę biurka. Porwała spodnie, zahaczając w drodze do drzwi o szafę i wyciągając stamtąd pierwszą lepszą koszulkę. Pognała do łazienki, gdzie wykonała na szybko poranne czynności. Wróciła do pokoju po torbę, zabrała jabłko z kuchni i wybiegła z mieszkania, kierując się w stronę uniwersytetu.
Po dziesięciu minutach jak burza przebiegła przez bramę patrząc na zegar w komórce i z jękiem stwierdziła, że właśnie zaliczyła następne spóźnienie. Miała nadzieję, że po raz kolejny uda jej się wedrzeć na wykład z historii filmu zanim Kurenai-sensei zacznie z większą uwagą rozglądać się po obecnych.
Patrząc na tę sytuację z perspektywy jej codziennej egzystencji w tych murach, nie było to niczym nowym. Za każdym razem, gdy wspólnie z kuzynem i jego dziewczyną oglądali po nocach horrory lub urządzali popijawy z innymi znajomymi, kończyło się to dokładnie takim samym porankiem. I trzeba tu zaznaczyć, że uwielbiała horrory, a Lee zawsze znalazł jakiś powód do picia.
Przyspieszyła kroku, gdy znalazła się w głównym budynku idąc korytarzem w stronę swojego wydziału. Pewnie wszystko poszłoby po jej myśli, gdyby nie mały incydent.
Chciała już szarpnąć drzwiami z plakietką „Reżyseria Dźwięku”, gdy te otworzyły się z rozmachem, a ona poleciała w tył. Poczuła mocne uderzenie o kafelkową posadzkę i zdezorientowana nie wiedziała przez chwilę, co się dzieje. Gdy już otrząsnęła się z szoku, zobaczyła piękne, błękitne tęczówki wpatrujące się z przerażeniem w jej twarz.
Pochylał się, a właściwie leżał na niej blond włosy chłopak, którego już nie raz śledziła wzrokiem na korytarzach swojego wydziału. Wkurzony profesor Jiraiya goniący zanoszącego się śmiechem blond przystojniaka na desce był nieodzownym elementem jej studenckiego życia.
Tyle, że tym razem wyraźnie znalazła się w sercu tegoż elementu i nie była pewna, jak ma się zachować. Blond przystojniak najwyraźniej miał ten sam problem, bo od momentu, w którym dziewczyna otworzyła oczy, jak wmurowany się w nie wpatrywał.
— Naruto! — Usłyszeli krzyk profesora, jednak chłopak go zignorował, nadal nie odrywając wzroku od jej twarzy. — Naruto do jasnej cholery, gdzieś ty polazł smarkaczu jeden?!
W końcu na jego twarzy zauważyła delikatny, ledwo widoczny uśmiech, a to co po chwili powiedział poszukiwany wprawiło ją w osłupienie.
— Masz piękne oczy — mruknął, po czym jego oblicze już na dobre rozpromienił szeroki uśmiech, na widok którego serce dziewczyny zabiło mocniej. Czuła, że na jej twarzy wykwita soczysty rumieniec, co sprawca wypadku raczył potwierdzić. — I do twarzy ci z rumieńcami.
Zaśmiał się wesoło i po kolejnej długiej ciszy w końcu uwolnił ją spod ciężaru swojego ciała, stając na równe nogi. Podał jej rękę, którą ujęła dość niepewnie i pomógł jej wstać. Zaraz po tym z jego twarzy zniknął uśmiech, ustępując miejsca zmieszaniu.
— Nic ci się nie stało? — Przejechał zatroskanym spojrzeniem po jej sylwetce, nadal nie wypuszczając z uścisku dłoni dziewczyny. Ta poczuła jak miękną jej kolana pod naporem tych hipnotyzujących, żywych oczu. Chciała jak najszybciej się stamtąd ewakuować i uspokoić serce, więc mimo bólu pokiwała przecząco głową.
— Uf, strasznie się cieszę. — Na jego usta powrócił uśmiech. — Mam nadzieję, że mi wybaczysz i dasz sobie zrekompensować ten wypadek? Rozpędziłem się na desce i nie widziałem, że stoisz za drzwiami. Przepraszam za to.
— Nic nie szkodzi — szepnęła. Dopiero teraz kątem oka zauważyła leżącą metr dalej deskę, malowaną w misterny wzór, którego tematem przewodnim był lis. Wyglądała imponująco i mogła przysiąc, że nigdy wcześniej takiej nie widziała, a jednocześnie malowidło przypominało stylem jej własne dzieło z lwicą w roli głównej, które od kilku lat tkwiło na jej ciele. Zanim ugryzła się w język, wyraziła swój zachwyt na głos. — Niesamowite.
— Co? — Przystojniak przez chwilę stał, nie wiedząc o co jej chodzi, by zaraz puścić jej rękę i schylić się po swoją własność. — Podoba ci się? Sam ją malowałem.
— Jest niezwykła. — Zaczepiła wzrok na wzorze, jednocześnie jeżdżąc palcem po głównych liniach motywu.
— Naruto. — Blondyn wyciągnął do niej rękę po chwili wwiercania w nią spojrzenia. Uścisnęła ją, odrywając uwagę od malowidła i odważyła się spojrzeć mu w oczy.
— Hinata — odparła, czując, że jej kolana długo już nie wytrzymają tego spojrzenia. I jak na zbawienie, w drzwiach pojawił się profesor Yoshizaki.
— Naruto, do jasnej cholery — warknął ruszając w ich stronę. — Nie dość, że zrywasz się w środku wykładu, to jeszcze jak gdyby nigdy nic zagadujesz sobie koleżankę?
— Ups. Chyba muszę się zmywać. — Puścił dziewczynie oko i stanął na desce. — Dokończmy tę rozmowę następnym razem. — Mimo, że ta wypowiedź nie miała formy pytania, mechanicznie przytaknęła mu głową. — Znajdę cię. — Zdążył posłać jej tajemniczy uśmiech i ruszył w stronę wyjścia.
— No nie. — Usłyszała jęk profesora. — Mam dość. Już tego dzieciaka nie gonię — mruknął do siebie Jiraiya i zaraz zwrócił uwagę na nią. — A ty ptaszyno nie powinnaś być teraz na wykładzie u profesor Kurenai?
— O nie! — krzyknęła i pognała na wspomniane zajęcia, słysząc za sobą rechot profesora.

***

Blondyn przeciął ulicę i ruszył po chodniku w stronę śródmieścia. Machinalnie omijał przechodni, rozmyślając o białych oczach dziewczyny, na którą wpadł. Nie mógł nadziwić się, jak ich niewinny, a jednocześnie zawierający nutę drapieżności wyraz go poruszył. Cholernie go zaintrygowała.
Już nie raz zdarzało mu się mijać tę dziewczynę na korytarzu, ale dopiero tego dnia ujrzał jej twarz, którą zawsze uparcie kryła za kosmykami długich, granatowych włosów. I dopiero tego dnia zrozumiał, jak bardzo ten świat na tym tracił.
Dzięki temu zderzeniu prawie zapomniał o swojej robocie i spotkaniu, na wspomnienie którego stracił dobry humor. Nie miał ochoty na przenoszenie się w świat, który dla tej pięknej dziewczyny, jak i większości naiwnych ludzi żyjących w tym mieście, nie istniał. Czasami zastanawiał się, po co to wszystko zaczynał, po co było mu miano przestępcy? Miał ochotę wrócić do czasów niewinności i tak jak ci wszyscy ludzie, nie wiedzieć co wyprawia się nocami w Tokio. Jednak w takich chwilach szybko uświadamiał sobie, że powrotu już nie było. Przypominał sobie, dlaczego to zaczął, dla kogo to zrobił i wiedział, że nie mógł się wahać.
W ponurym nastroju przejechał dalszą drogę, nie zdając sobie sprawy, gdzie dokładnie jest. Gdy udało mu się powrócić do świata żywych, rozejrzał się po okolicy. Zaraz po tym zaklął pod nosem i przyspieszył skręcając w stronę wyjazdu z osiedla. Typowe nowobogackie otoczenie działało na niego, jak płachta na byka.
Nienawidził tych ludzi, obnoszących się z ilością posiadanych pieniędzy, traktujących biedniejszych od nich, jak nic nie znaczący pyłek kurzu. Z całej tej bandy znanej w Tokio jako elita społeczeństwa, najgorszy był Hiashi Hyuga. Miał ochotę własnoręcznie torturować go przez długie lata, by potem poderżnąć mu gardło tak, jak on zrobił to z jego rodzicami. Nie chciał jednak stać się taki jak on, więc zaczął działać w inny sposób, tak by na samym końcu tej rozgrywki Hyuga cierpiał gnijąc w więzieniu za wszystko, co zrobił jego ludziom.
Przyspieszył, gdy na końcu ulicy dostrzegł wyjazd do śródmieścia, gdzie znajdowała się Kakurega. Wiedział, że pojawi się tam ostatni, ale nie miał zamiaru przyspieszać. Wręcz przeciwnie. Gdy znalazł się na głównej ulicy, zatrzymał się, zszedł z deski i trzymając ją w rękach, ruszył spokojnie do baru.

*

Wszedł przez główne drzwi, które poruszyły małym dzwoneczkiem. Młoda dziewczyna stojąca za ladą rzuciła szybkie, kontrolne spojrzenie w jego stronę, ale widząc kto wszedł, natychmiast wróciła wzrokiem do innego klienta.
Przy barze siedział starszy facet w garniturze popijając przy tym bursztynowy płyn. Blondyn skierował tam swoje kroki, zatrzymując się obok mężczyzny i obserwował go kątem oka przy okazji rozmowy z Matsuri.
— Wszyscy czekają na szefa na dole. — Dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie, nie przerywając nalewania wyraźnie podpitemu już elegancikowi. Widząc podejrzliwy wzrok Uzumakiego roześmiała się i pomachała ręką, dając mu znak, że wszystko w porządku. — Jest niegroźny. Dziewczyna kazała mu wybierać — albo ona, albo jego nowe auto. Wie szef sam, jak to jest.
— A ja kocham ją tak samo, jak samochody — zawył mężczyzna, podsuwając barmance pusty już kieliszek.
— Jasne — mruknął Naruto z żalem patrząc na tego kolesia. Poklepał go po plecach, na co ten podniósł na niego wzrok. — Facet, skoro każe ci wybierać to nie kobieta. To demon w ludzkiej skórze, albo przynajmniej wiedźma. Pamiętaj pan, jakby kochała, zaakceptowałaby swoją porażkę.
— Kitsune, do jasnej cholery! Mącisz mu w głowie! — Matsuri bez wahania ujęła butelkę whisky i rzuciła nią w blondyna. Ten jednak zdążył się uchylić, dzięki czemu szkło majestatycznie rozbiło się o drzwi znajdujące się za nim. Dziewczyna z irytacji walnęła pięścią w blat baru i wskazała zamaszyście drugą ręką na drzwi znajdujące się za nią. — Spadaj tam i już mnie nie denerwuj.
Chłopak roześmiał się, przeskoczył ladę i szybko zniknął za drzwiami, na co szatynka odetchnęła z ulgą, po czym zaczęła zasypywać elegancika wykładem na temat niemoralności Uzumakiego, jak i absurdalności jego rady.

*

Naruto wszedł na zaplecze i skierował się na koniec korytarza, mijając po drodze regały zawalone różnymi rodzajami alkoholu. Wszedł do małego pomieszczenia, gdzie przesunął jedną z szafek, za którą znajdowały się żelazne drzwi z zejściem do piwnicy. Zanim je za sobą zamknął, ustawił regał na miejscu, po czym zszedł na dół.
Już w połowie drogi usłyszał rozmowy całej bandy zebranej w siedzibie. Kiedy znalazł się na dole wszystkie pary oczu skierowały się w jego stronę.
— Widzę, że są wszyscy. — Uśmiechnął się szeroko, odkładając deskę na szafkę stojąca tuż obok krętych schodów.
W dość sporych rozmiarów pomieszczeniu znajdowało się osiem osób. Ogromne białe kanapy ustawione na samym środku, kontrastowały z brązowymi ścianami, oblepionymi przeróżnymi plakatami. W jednym rogu pomieszczenia znajdował się mini barek, za to w drugim duże, żelazne drzwi. Na przeciwległej ścianie znajdował się ich bliźniak, dodatkowo oznaczy plakietką „EXIT” oraz wielki regał, zawalony stertą przeróżnych papierów. Oprócz tego można było zauważyć kilka dodatkowych stolików i stary automat do gier, usadowiony w ostatnim rogu pomieszczenia.
Pomiędzy kanapami zazwyczaj stał szklany stolik, który tym razem został zastąpiony trochę wyższym drewnianym, ze względu na powód spotkania.
— Ile można na ciebie czekać, młotku? — warknął brunet, siedzący na jednej z kanap.
— Czego się dziwisz, braciszku? — Głos zabrał mężczyzna siedzący na stołku przy barze, do złudzenia przypominający poprzedniego mówcę.
— Też miło was widzieć, Uchiha — parsknął Uzumaki podchodząc bliżej stołu, na którym leżały plany jakiegoś budynku. — To od Shiki?
— Tsa. — Wysoka blondynka powoli podeszła do stołu, wlepiając zielone tęczówki w papiery na nim leżące. — Zajęło mu to może z pięć minut? I tak na przyszłość, nie spóźniaj się do cholery — warknęła nie przestając śledzić układu pomieszczeń. — Co to za szef, który nie potrafi przyjść na czas na spotkanie, które sam ustalił?
— Przestaniecie w końcu rzucać w niego mięsem? — Od ściany odbił się długowłosy szatyn, wyłaniając się przy tym z cienia regału. — Wolałbym poznać plan i godzinę zanim trzeba będzie wsiadać do wozów.
— On ma rację. — Wysoki chłopak z krzaczastymi brwiami wyszedł zza lady barku i również podszedł do stołu. — Też chcę już wiedzieć, co tym razem nas czeka!
— Lee, mógłbyś nie wrzeszczeć tak głośno? — warknął szatyn siedzący na kanapie. — Łeb mi pęka.
— Było spać po nocy, seksoholiku. — Różowo włosa dziewczyna wstała z zajmowanego miejsca i stanęła obok Temari. — Nie nasza wina, że musiałeś się dobierać do Dzikiej. Rusz dupę.
— Przymknij się, Wiśnia — odgryzł się, ale posłusznie wstał i podszedł do reszty, starając się skupić na planach budynku, do którego mieli się włamać tej nocy.
— Dobra, dość już tych przepychanek. — Blondyn zabrał głos, w jednej chwili poważniejąc. — Dzisiaj mamy łatwiejszą robotę, bo ochrona w tym kartelu nie jest zbytnio brana pod uwagę. Hyuga nie zaprząta sobie nim głowy, bo jest dobrze ukryty na ostatnim piętrze bloku mieszkalnego. Zresztą nie jest zbyt ważny.
— Czekaj, bo czegoś nie łapię. — Przerwał mu Kieł. — Jak chcesz spalić próbki, skoro to budynek mieszkalny? Ludzie od razu wyczują dym.
— Ten budynek już dawno został przeznaczony do rozbiórki — odpowiedziała blondynka. — Hyuga wykupił go tuż przed tym i dzięki temu zyskał dobrą kryjówkę dla swojego interesu.
— Dzięki, Burza. — Kitsune posłał jej uśmiech i wrócił do wyjaśniania. — Wracając do tematu, plan jest prosty. Wchodzimy, palimy i wychodzimy, nic więcej. W razie kłopotów strzelamy. Tym razem mamy tylko zaleźć temu sukinsynowi za skórę.
— Więc mów, co mamy robić. — Łasica dopił drinka i odstawił go na blat baru.
— No więc, ty i Burza wchodzicie pierwsi. Czyścicie w razie potrzeby teren, a przed celem końcowym wycofujecie się do pilnowania tyłów. W razie wypadku ogarniacie drogę ucieczki, chociaż tym razem to raczej nie będzie konieczne. Reszta wchodzi do środka. Hótai i Usagi pilnują, żeby nikt nie zwiał, a ja, Demon i Wiśnia zgarniamy towar na kupkę. Kieł, czuwasz nad tym, czy ktoś nie próbuje zrobić czegoś głupiego. Masz najczujniejsze oko. Miej ich cały czas na muszce. Przed pierwszą wszyscy mają być pod bazą Quick Wolves, gdzie odbierzecie swój ekwipunek od Kagawy. Potem prosto do kartelu niedaleko portu. Jedziemy dwoma samochodami. Kieł i Hótai prowadzą. Wszystko jasne?
Blondyn rozejrzał się po zebranych. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami lustrując plany budynku. Nie były one zbyt skomplikowane. Na ich szczęście nie posiadał on żadnych piwnic, więc spokojnie mogli nie martwić się o wsparcie. W dodatku na najwyższe piętro prowadziły tylko jedne schody, co ułatwiało im obserwację.
Gdy każdy wystarczająco dobrze zapoznał się z planami, Naruto zwinął je i odłożył na regał. Zaraz po tym zaczęli się zwijać, by przygotować się do akcji, a blondyn ruszył z Temari do siedziby QW.

*

Gdy za piętnaście pierwsza cały skład pojawił się przed centrum operacyjnym, wozy były podstawione, a im zostało zgarnięcie ekwipunku od Ichiro. Naruto podał kierowcom dokładne współrzędne, wyjaśniając przy tym, gdzie mają się zatrzymać, żeby zwiać w odpowiedniej chwili nie wzbudzając  niepotrzebnych sensacji. Po tym wpakował się do wozu razem z Kibą, Temari i Itachim.
Wyjechali na główną ulicę w momencie, w którym Uzumaki zauważył w tylnym lusterku, jak drugi wóz, w którym znajdowali się Neji, Sakura, Sasuke i Lee, wyjeżdża z terenu siedziby Wilków i skręca w drugą stronę.
Dojechali na miejsce niemal równocześnie, zostawiając wozy w starym, nieużywanym garażu. Niepostrzeżenie podkradli się pod budynek i bez trudu weszli do środka. Tam Kitsune puścił Łasicę i No Sabaku przodem, sam razem z Kibą pilnując tyłu. Kiedy dotarli na ostatnie piętro, natychmiast zamienili się miejscami. Burza i Łasica wycofali się do schodów kontrolując zejście, a Kitsune i Kieł podeszli do właściwych drzwi. Na korytarzu było słychać ciche rozmowy dobiegające zza ściany. Blondyn nacisnął klamkę, lecz ta nie ustąpiła, na co przewrócił oczami i dał znak reszcie, że wchodzą na trzy.
Zaczął odliczać na palcach, rzucając przy tym porozumiewawcze spojrzenie szatynowi. Ten bez wahania odbezpieczył broń, a kiedy Uzumaki zgiął trzeci palec strzelił w zamek i otworzył drzwi kopniakiem, rzucając kontrolne spojrzenie na lewą stronę pomieszczenia. Naruto zrobił dokładnie to samo z prawą stroną i dopiero widząc paraliż osób, które siedziały przy stanowiskach, podeszli kilka kroków wprzód, wpuszczając do pomieszczenia resztę.
W środku znajdowała się piątka ludzi, w tym dwóch mężczyzn. Jeden z nich stojący w cieniu, niemalże niewidoczny dla całej bandy, przesunął się nieznacznie w stronę stołu, na którym leżała broń. Jednak, kiedy tylko wyciągnął w jej stronę rękę, w pomieszczeniu rozległ się przytłumiony huk, a pocisk rozciął skórę na jego policzku. Kobiety krzyknęły, w przerażeniu chowając się pod stoły, na których leżała gotowa do spakowania w woreczki heroina.
— Nie radzę. — Kieł, nie spuszczając z niego oczu, wymierzył broń w drugiego z mężczyzn. — Żyjesz tylko dlatego, że mam dzisiaj dobry humor. Obiecuję ci jednak, że jeśli zrobisz coś głupiego ten stan nie zachowa się zbyt długo. Zanim zdążysz odbezpieczyć tę staroć, obaj będziecie trupami.
— I ty to nazywasz dobrym humorem? — parsknął Neji stojący przy drzwiach razem z Lee. — Od kiedy z dobrym humorem strzelasz do ludzi, a nie obok nich.
— Zamknijcie się obaj — warknął brunet i stanął na równi z Uzumakim i Inuzuką. — Kobiet nie zabijamy. Spadajcie stąd — mruknął z pogardą.
— Za to ten chyba dzisiaj zaliczył. — zaśmiał się Hyuga, kręcąc na boki głową. – Od kiedy Demon puszcza ludzi od tak?
— Zdecydowanie za dużo czasu z Yari — westchnęła Sakura podchodząc do Uchihy.
Brunet za to zignorował jego wypowiedź i z uwagą obserwował uciekające z pomieszczenia kobiety. Dopiero kiedy zniknęły mu z oczu, razem z Kitsune i Wiśnią ruszył w stronę stanowisk zgarniając z nich narkotyki, by chwilę potem zrzucić wszystko na jedną kupkę.
— Myślicie, że kradzież ujdzie wam na sucho? — Drugi mężczyzna postąpił krok wprzód, natychmiast zatrzymując się pod naporem morderczego spojrzenia Kiby. — Hyuga was znajdzie i wykończy. On nie toleruje straty własności.
— Gówno mnie to obchodzi. — Szatyn nie spuszczał z niego oczu. — Niech przyjdzie. Z chęcią ukręcę mu łeb.
— Kieł — rzucił ostrzegawczo blondyn. — Dzikiej tu nie ma.
— Tsk. — Szatyn zacisnął zęby. — Wiem to. Po prostu...
— Wiemy — uciął Uchiha wyciągając z kieszeni zapalniczkę. — Wiemy, co Duch i Dzika przez niego przeszły, ale to nie jest czas na wyrównanie rachunków.
— Cholera jasna, rozumiem — warknął cofając się o krok.
Tę chwilę ich nieuwagi postanowił wykorzystać drugi mężczyzna, jednak Sasuke w porę zauważył, jak sięga po broń i bez wahania oddał zabójczy strzał.
— I widzisz, jak się kończą emocje w twoim wydaniu? — syknął brunet rzucając przy tym zapalniczkę na stos narkotyków. — Zawsze to ja muszę kogoś zabić.
Mężczyzna stojący bliżej, z przerażeniem popatrzył na bezwładne ciało kolegi i pod wpływem impulsu rzucił się na szatyna, starając się jakoś wydostać. Niestety źle wybrał przeciwnika i w mgnieniu oka został obezwładniony.
— Z czym do ludzi? — Inuzuka pokręcił z zażenowaniem głową, przyciskając napastnika do ściany, boleśnie przy tym wykręcając mu ręce. — Nie bój się. Ktoś musi temu skurwielowi przekazać, co się tutaj stało.
Mężczyzna spojrzał na niego kątem oka, a w oczy rzucił mu się błyszczący w świetle płomieni nieśmiertelnik z grawerem. W mig pojął, z kim ma do czynienia. Zacisnął zęby i pokiwał głową.
— Widać rozumiemy się — wtrącił Uzumaki. — Puść go, Kieł. Spadamy.
Chłopak popchnął mężczyznę na jedno ze stanowisk i razem z resztą w przeciągu kilku minut ulotnił się z budynku.

*

Mężczyzna po ich wyjściu dopadł telefonu i wykręcił numer do siedziby.
— Słucham — odezwał się głos sekretarki.
— Z szefem! — krzyknął. — Natychmiast, to ważne!
— Już się robi. — Usłyszał w odpowiedzi.
— Co się stało? — Ostry głos rozbrzmiał po drugiej stronie.
— To oni — zaczął tłumaczyć gorączkowo. — Byli tutaj. Cały towar spalony. Kawamura nie żyje. Baby zwiały.
— Kto Shibasaki?
— Widziałem nieśmiertelnik. — Przełknął ślinę, że niedługo rozpęta się piekło. — Sudden Strike. Konoha.

***

Następnego dnia Naruto pojawił się na uczelni w dość ponurym humorze. Nie podobało mu się to, że Sasuke zastrzelił tamtego faceta. Mimo wszystko, nie życzył im śmierci. W końcu oni tylko próbowali jakoś przeżyć i trafiło im się usługiwanie Hyudze. Od ponad pięciu lat z każdym dniem coraz bardziej nienawidził tego mężczyzny. Nie mógł uwierzyć, ile krzywdy zdążył wyrządzić. Madara, Neji, Sasuke, Sakura, Gaara, Temari, Kiba, Lee, Yumiko, Yorumi, Matsuo, on. Od tamtego zdarzenia liczba ludzi przez niego skrzywdzonych, zdawała się nieustannie zwiększać każdego dnia. Uzumaki nie potrafił pogodzić się z okrucieństwem, którego doznał również na własnej skórze. Jednak najbardziej dręczył go fakt, że jego przyjaciele byli tylko kroplą w morzu, że ludzi cierpiących przez tego człowieka było o wiele więcej.
Nie mógł też zrozumieć, jakim cudem w tak kochającej rodzinie, wychował się ktoś taki. W końcu sam doskonale znał Nejiego i dzięki niemu wiedział, że Hiashi to wyjątkowo podła kanalia, jak na Hyuge. Był czarną owcą w rodzinie i kompletnym przeciwieństwem swojego brata. Dopiero, kiedy to zrozumiał, potrafił uwierzyć Nejiemu i przyjął go do Konohy.
Zamyślony nie patrzył przed siebie i nie zauważył osoby stojącej na jego drodze. Wrócił na ziemię dopiero, gdy ktoś się z nim zderzył, a tą osobą okazała się nią być dziewczyna, którą potrącił poprzedniego dnia. Natychmiast zapomniał o brunecie, akcji i Hiashim, skupiając całą swoją uwagę na biało okiej piękności.
— Wybacz. — Uśmiechnął się szczerze. — Już drugi raz na ciebie wpadam. Wszystko w porządku?
— Tak — odparła cicho, nie podnosząc na niego oczu.
— Co tu robisz? — Uzumaki skojarzył, że stoją obok tablicy ogłoszeń warsztatów artystycznych, na które sam uczęszczał.
— Zastanawiałam się... — zaczęła niepewnie, jednak zaraz ucięła.
— Chciałaś się zapisać na zajęcia?
— Nie nadaję się. — Uparcie wlepiała wzrok w podłogę. — Nie potrafię rysować, ani grać wystarczająco dobrze.
— Nie wierzę — roześmiał się. — Taka piękna dziewczyna na pewno pięknie rysuje i gra.
Hinata zarumieniła się na jego słowa, a blady uśmiech zaczął błąkać się na jej twarzy.
— To tylko takie bazgroły do szuflady, a pianino to hobby, na które nie zawsze jest czas. Nic wielkiego.
— A tam zaraz nic wielkiego. Masz przy sobie coś do pisania?
— Tak... — Wyciągnęła z torby długopis i podała go blondynowi.
— Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz, nie? — zapytał, zapisując jej imię i nazwisko na kartach pod ogłoszeniami.
Dziewczyna zmrużyła oczy. Coś jej tu nie pasowało. Nie podawała mu swojego nazwiska, które ten bez zastanowienia zapisał przy jej imieniu.
— Skąd znasz moje nazwisko? — spytała, patrząc na niego podejrzliwie.
— Spokojnie, nie jestem żadnym prześladowcą. — Uniósł ręce w geście obronnym, by zaraz oddać dziewczynie jej własność. — Tych oczu nie da się pomylić z żadną inną rodziną. Mam znajomego, który posiada takie same. Pewnie jesteście kuzynami, czy coś w ten deseń. Masz dużą rodzinę.
— Masz mnie — roześmiała się, poprawiając torbę na ramieniu. — Ale ja naprawdę się nie nadaję.
— Mam przeczucie, że jednak tak. —  Mrugnął do niej i włożył ręce do kieszeni. — Przynieś jutro swoje rysunki. Dei i Saso na pewno docenią twój talent. Może to kretyni, ale nikt bardziej nie nadaje się na przewodniczących tych warsztatów. Obejrzą i stwierdzą fachowym okiem, czy się nadajesz. A skoro chcesz usłyszeć prawdę, jeśli idzie o muzykę to polecam Yorumi. Z tego, co mi wiadomo, na chama poszukuje nam pianisty, więc pewnie pokocha cię, kiedy tylko usłyszy, że ty właśnie w tej sprawie. Znajdziesz ją w sali muzycznej po zakończeniu praktycznie każdych zajęć. Kiba będzie tam z nią, więc raczej cię nie zje — roześmiał się.
— Spokojnie, dobrze ją znam, ale i tak dzięki — szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszał.
— Zawsze do usług. A tak z innej beczki, to wiesz... Nadal czuję się winny za wczorajszy wypadek. — Podrapał się po głowie w zakłopotaniu. — Chcę ci to jakoś wynagrodzić.
— Nie. — Pokiwała głową. — Już i tak mi pomogłeś teraz. To wystarczy.
— W takim razie, co powiesz na randkę? — Nie dawał za wygraną. — No wiesz... Takie miłe spotkanie na Ramen we dwoje?
— Nie wiem, czy to dobry pomysł. — Hinata zarumieniona spuściła wzrok.
— Nie daj się prosić. — Spojrzał na nią błagalnie.
— No dobrze.
— Super. To jutro o... Powiedzmy szesnastej? Pasuje ci?
Hyuga skinęła głową, unikając jego spojrzenia. Nie była pewna, czy to działo się naprawdę. Od dłuższego czasu podobał jej się blondyn, a teraz nagle wpada na nią i mówi, że ma piękne oczy, żeby następnego dnia dodać odwagi i zaprosić na randkę, tak po prostu. Czuła jak ręce jej drżały, gdy podawała mu długopis, a na nogach ledwo udawało jej się ustać. Miała nadzieję, że nie zemdleje, robiąc z siebie ofiarę, co było w jej zwyczaju już od najmłodszych lat. Do teraz kuzyn śmiał się z niej, złośliwie przypominając podobną sytuację, gdy chłopak, który jej się podobał podarował jej kwiatka. Mimo, że miała wtedy osiem lat, do teraz czuła zażenowanie na tamto wspomnienie. Z zamyślenia wyciągnął ją Uzumaki, zadając pytanie.
— Wiesz, gdzie znajduje się Kakurega?
— To ten bar w śródmieściu?
— Tak, dokładnie. — Jego twarz rozjaśnił uśmiech, a w oczach czaiła się duma, której nie potrafiła wytłumaczyć. — Możemy się tam spotkać? Dalej już sam cię zaprowadzę, bo staruszek tak usadowił interes, że tylko stali klienci wiedzą jak się nie zgubić po drodze.
— Jasne.
— To do zobaczenia jutro, bo coś mi się zdaje, że mój pościg przyszedł do pracy. — Hinata odwróciła się w stronę, w którą patrzył blondyn, gdzie zauważyła profesora Jirayie. — Będę na ciebie czekał przed barem.
Po tych słowach ruszył na wyższe kondygnacje i zniknął jej z oczu. Przez dalszą część dnia uśmiech nie schodził jej z twarzy. Co prawda do końca zajęć nie zauważyła Uzumakiego, ale miała tak dobry humor, że nie zwróciła na to większej uwagi.
Tak jak jej radził, po zajęciach podeszła do sali muzycznej, gdzie faktycznie zastała swoją znajomą z roku i szatyna z tatuażami na policzkach. Kojarzyła go ze szkolnej drużyny koszykarskiej i, o ile się nie myliła, nazywał się Kiba Inuzuka. Wiedziała tylko tyle, że ta dwójka jest ze sobą od kilku lat i to, że razem z Naruto oraz niejakim Sasuke Uchihą tworzą bardzo lubiany wśród studentów zespół.
Nateko powitała ją uśmiechem, a gdy usłyszała, w jakiej sprawie przyszła, od razu kazała jej coś zagrać. Takim sposobem Hinata została natychmiast przyjęta na warsztaty ze stwierdzeniem, że i ona, i jej talent z nieba im spadły. W sali muzycznej spędziła jeszcze dobre dwie godziny, lepiej poznając tę dwójkę. przez co musiała przyznać, że bardziej pozytywnych ludzi jeszcze chyba nie spotkała. Chociaż trzeba zaznaczyć, że nie uszło jej uwadze jak szatynka potrafiła zdzielić swojego chłopaka za niezbyt stosowne teksty, co wzbudziło w niej jeszcze większą sympatię względem nich.

***

Hinata w dobrym nastroju weszła do bloku, w którym mieszkała. Yorumi i Kiba odprowadzili ją do śródmieścia, gdzie każde z nich poszło w swoją stronę. Jeszcze nigdy nie ubawiła się tak bardzo jak wtedy, gdy Kiba opowiadał jak to całą drużyną chcieli wyciąć numer trenerowi. Skończyło się na tym, że pomylili adresy i to pani dziekan następnego dnia otrzymała porządny zastrzyk porannych atrakcji. W dodatku udało im się uratować, zrzucając całą winę na Matsuo Kikkawe, rasowego podrywacza, który znalazł się w złym miejscu o złej porze. Nie miał łatwo biedaczyna. Na samo wspomnienie, uśmiech nie chciał zejść jej z twarzy.
Kiedy wchodziła po schodach na trzecie piętro, próbowała wymacać w torebce klucze, które jak na złość nie mogły wpaść jej w ręce. Gdy w końcu je dopadła przed samym mieszkaniem, zauważyła, że drzwi są uchylone. Dzieliła je ze swoim kuzynem Nejim, jego dziewczyną, a jej najlepszą przyjaciółką, Ten Ten i ich kumplem Lee. Zważając na to, że Hyuga codziennie po zajęciach pracował w barze na przedmieściach, a Lee nawet z gorączką nie potrafił odpuścić sobie trenowania małych karateków, dziewczyna weszła do środka z przeświadczeniem, że to Suzuki wróciła szybciej i po prostu nie domknęła drzwi.
Ściągnęła trampki z nóg i raźnym krokiem ruszyła do salonu, gdzie zdawało jej się, że spotka przyjaciółkę.
— Możesz mi powiedzieć, dlaczego nie raczyłaś powiedzieć, że będziesz wcześniej?! — krzyknęła jeszcze na korytarzu z uśmiechem na twarzy. — Nie siedziałabym tyle z Yorumi i Kibą.
Przekroczyła próg pomieszczenia i stanęła jak wryta, widząc siedzącą na fotelu dziewczynę. Nie była nią jednak Ten.
— Co u ciebie słychać, siostrzyczko? — Biało oka z rozbawieniem obserwowała Hinatę. — Nie spodziewałaś się gości?
— Hanabi — wyszeptała starsza Hyuga.
— Och, wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha, Hina. Chyba aż tak straszna nie jestem, co nie? — Szatynka posłała jej niewinny uśmieszek.
— Co ty tu robisz, Hana? — Dziewczyna zmarszczyła brwi podchodząc kilka kroków w przód. — Skąd wiedziałaś, gdzie mnie znajdziesz?
— Przecież doskonale wiesz, że mam swoje sposoby, a podwładni taty są całkiem przydatni.
— Nie wspominaj przy mnie tego człowieka — warknęła siadając w fotelu naprzeciw siostry.
— Ale on bardzo za tobą tęskni. Tyle czasu nie widział ukochanej, pierworodnej córeczki — mruknęła oglądając swoje paznokcie. Między nimi zapadła pełna napięcia cisza.
— Co to za podła gra, Hanabi? — Hinata zmrużyła oczy i przerwała to milczenie, uważnie przyglądając się twarzy szatynki.
Już tyle czasu jej nie widziała, a ona nic a nic się nie zmieniła. Te same długie, brązowe włosy, zadziorny uśmieszek i błysk cynizmu w oczach. Zabolało ją to. Nie chciała widzieć takiej siostry. Chciała, żeby wróciła ta dawna, niewinna i kochająca świat Hanabi. Ta sprzed ingerencji ojca w jej rzeczywistość i umysł, ta, która rozróżniała dobro od zła. Ojciec ją zmienił, a ta świadomość z każdym ich spotkaniem coraz mocniej uderzała w Hinatę i za każdym razem raniła coraz bardziej. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Hana nadal kurczowo trzymała się człowieka, który zniszczył ich rodzinę, nie mówiąc o możliwości normalnego życia.
— Ależ tam zaraz gra. — Młodsza z dziewczyn wzruszyła ramionami. — Mówię prawdę. Widzę, jak tata się zamartwia o to, co się u ciebie dzieje.
— Po co mi to mówisz?
— Bo chcę, żebyś wróciła do domu. — Hanabi spojrzała stanowczo w jej oczy. — Chcę, żebyś znowu stała się częścią rodziny. Chcę, żeby było jak dawniej.
— Jak dawniej? — parsknęła. — Hanabi, przejrzyj w końcu na oczy. Już nigdy nie będzie jak dawniej. Ojciec spalił wszystkie mosty, jakie mnie z nim jeszcze łączyły w dniu, w którym umarła nasza mama.
— Hinata nie mów tak. — Dziewczyna zacisnęła ręce na podłokietnikach fotela. — Może być jak kiedyś. Wystarczy, że wrócisz i przeprosisz tatę. Wtedy wszystko będzie dobrze, będziesz mogła razem ze mną zarządzać grupą. Będziesz odpowiedzialna za...
— Za okrucieństwo — przerwała jej, zaciskając dłonie w pieści. — Odpowiedzialna za wyzysk i przemoc. Jak możesz mówić o tym z taką lekkością? A co z tymi ludźmi, którzy tylko cierpią przez nazwisko Hyuga? Co z tymi narkomanami, którzy zaliczają złoty strzał, kiedy dilerzy ojca na chama wciągają ich w ten świat, żeby potem doszczętnie zniszczyć? Co z tymi rodzinami, które tracą przez ojca dachy nad głowami? Co z tymi wszystkimi ludźmi, którzy giną, bo tak mu jest wygodnie?
— Skąd ty...
— Skąd to wiem? — Hinata parsknęła gorzkim śmiechem na widok zszokowanej miny Hanabi. — Nie jestem ani ślepa, ani głupia. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, które morderstwa podane do wiadomości publicznej są jego sprawką. Wiem, czym się zajmuje ta wasza cholerna mafia. I nie wmówisz mi, że odpowiedzialność za to wszystko to świetna sprawa. Powiedz mi, kiedy przestałaś widzieć granicę między dobrem a złem? Kiedy przestałaś samodzielnie postrzegać świat? Kiedy zniknęła moja Hanabi, nie cierpiąca przemocy i niesprawiedliwości?
— Nie wiesz, o czym mówisz. — Szatynka poderwała się z fotela. — Tata robi to dla nas, dla społeczności, dla miasta. Jest dobrym człowiekiem, tyle że ty potrafisz tylko oceniać jego błędy. Dlaczego nie możesz po prostu wrócić? — Łzy spłynęły po jej policzkach, a ona opuściła bezwiednie ręce. — Dlaczego nie możesz zrozumieć, że tata w swoim działaniu ma na uwadze lepszy cel? Dlaczego nie możesz tego dla mnie zrobić?
— Bo to jest niewłaściwe, Hanabi. Ojciec wcale nie robi tego dla nas. On to robi dla siebie. Zawsze dbał tylko o czubek własnego nosa, a kiedy mama to zrozumiała, było już za późno. Musisz przejrzeć na oczy. — Wstała i chciała podejść do siostry, jednak ta się cofnęła. — Hana przestań. Zrozum wreszcie, że to nie ja jestem twoim wrogiem.
— Ty nigdy się nie zmienisz — warknęła, ocierając łzy wierzchem dłoni. — Zawsze uparcie będziesz przeciwko niemu. Już rozumiem, dlaczego tata wolał spędzać czas ze mną. Ty nigdy nie potrafiłaś go zrozumieć. Teraz przynajmniej wiem, że i mnie nie kochasz. Gdyby tak było, wróciłabyś ze mną do domu.
— Przestań — ucięła, czując napływające do oczu łzy. — To nie jest prawda.
— Nie mogę uwierzyć, że byłam na tyle głupia, żeby tu przyjść — fuknęła pocierając ręką czoło. — Dlaczego myślałam, że nadal jesteś tą samą Hinatą? Przecież to od początku nie miało sensu. — Rzuciła jej smutne spojrzenie i ruszyła do wyjścia.
— Hanabi, poczekaj. — Hinata pobiegła za nią i złapała ją za rękę, gdy ta była już na klatce. — To nie musi się tak skończyć. Jeszcze możesz się od niego uwolnić. Pomogę ci, tylko przejrzyj w końcu na oczy.
— Nie ma mowy. — Wyszarpnęła rękę z uścisku. — Nie jestem tobą. Nie zdradzę taty. Będziesz jeszcze żałować swojej decyzji.
Po tych słowach szybko zbiegła na dół, a po krótkiej chwili, Hinata usłyszała trzask drzwi wejściowych. Wiedziała, że pogoń za nią nic by nie dała. Hanabi była zbyt zaślepiona przez miłość do ich ojca. Hyuga wróciła do mieszkania, zamknęła drzwi i jak w transie skierowała się do swojego pokoju. Dopiero, kiedy usiadła na swoim łóżku, oparła ręce o kolana i schowała twarz w dłoniach, pozwoliła swobodnie spłynąć łzom bezsilności.

 Od autorek: Nom tom, hmm. Od czego by tu zacząć...
Witamy!
Tak, wiemy, niezbyt oryginalne ;)
Spięłyśmy się i udało nam się dokończyć rozdział przed Sylwestrem :D
Łatwo nie było, bo pierwszy raz pisałam coś tak długiego, a Yumi musiała się przez to przekopywać, żeby skontrolować, czy wszystko jest w porządku.
Tak, czy inaczej rozdział jest, więc oddałyśmy go w Wasze łapki.
Nawet nie wiecie, jakie to miłe (A może i wiecie? Kto też pisze? Przyznać się bez bicia :D) wiedzieć, że na rozdział ktoś czeka. Dziękujemy wam za te pierwsze komentarze. Dzięki nim łatwiej się pracowało. Mamy nadzieję, że rozdział przypadł do gusty, a wy zostaniecie z nami do końca tej historii.

7 komentarzy:

  1. Witam! :)
    Powiem szczerze, że kocham to opowiadanie! Szkoda mi tylko Hinaty... Ale najbardziej ciekawi mnie randka z Naruto i reakcja Neja gdy się dowie, że Hina poszła z nim na randkę :)
    Śle wene i z niecierpliwością czekam na cdn!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhyhy, kto wie, jak to będzie? ;) My nie powiemy :D
      Dziękujemy za komentarz i wenę :D

      Usuń
    2. Dlatego musicie szybko coś napisać! Bo z ciekawości umrę :D

      Usuń
    3. Postaramy się to zrobić jak najszybciej ;)

      Usuń
  2. Witam,
    spotkanie wypadło cudownie i już wiemy, co się stało z rodzicami Naruto...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń