Wyłączyłem
telewizor. Byłem już zmęczony tymi ciągłymi paplaninami o cudownych tokijskich
biznesmenach. Szczególnie na nerwach grało mi wychwalanie pod niebiosa
niejakiego Hiashiego Hyugi. Ciekawe, czy ludzie wiedzieli, że ich kochany
bohater miasta jest największą szują, chodzącą po tym świecie.
Gdyby nie
szybka interwencja Jirayi, ten sukinsyn wsadziłby Sasuke i Sakurę-chan za
kratki. Zamach na panią premier przeprowadzony przez dwójkę licealistów. Prychnąłem
pod nosem i usiadłem na łóżku. Dobre sobie. Nie mieli z tym nic wspólnego,
nigdy nawet nie weszli mu w drogę. Ale skoro należeli do Sudden Strike byli na
celowniku. To było po prostu śmieszne, jak bardzo ten wielki biznesmen i
jednocześnie przywódca największej mafii w Japonii, bał się wpływu kilku małych
gangów w tokijskim półświatku.
Podniosłem się
na równe nogi i potrząsnąłem głową, próbując pozbyć się natrętnych wspomnień z
aresztowania przyjaciół. Nie wiedziałem, co by się stało, gdyby Yoshizaki nie
zainterweniował.
Podniosłem z
podłogi dżinsy i wczorajszą koszulkę. Wciągnąłem je na siebie i ruszyłem na dół.
Już na schodach poczułem zapach smażonego bekonu. Ta, mama miała zachodnie zapędy
kulinarne. Nie żebym narzekał. Jej jedzenie to najlepsze, co mnie w życiu
spotkało.
— Dobry. — Wszedłem
do kuchni i przysiadłem na stołku barowym. Chwilę po tym wylądował przede mną
talerz pełen jajecznicy i bekonu. Oblizałem usta i zabrałem się za jedzenie.
— I jak,
synek? — Mama przerzuciła swoje długie, czerwone włosy przez ramię i
usiadła naprzeciw mnie.
— Przepyszne — wybełkotałem.
— To
dobrze. — Uśmiechnęła się, ale już widziałem w jej oczach powagę. Świetnie,
znowu pogadanka. — Synek, co zamierzasz dzisiaj robić?
— Hmm? —
Uniosłem brwi. A to coś nowego. — Pewnie poszwendam się
trochę z Sasuke.
— Sasuke,
mówisz. — Zagryzła wargę i spuściła wzrok.
— Dobra,
co się dzieje? Mamo?
— A co
miałoby się dziać, synek? — Uśmiechnęła się, jednak ten uśmiech nie
sięgał oczu.
— Przecież
widzę, że coś jest na rzeczy. — Odłożyłem widelec i przyjrzałem
się uważnie jej twarzy. — Jesteś spięta, mamo.
— To
dlatego, że nie podoba mi się ta znajomość. — Wypaliła na jednym
oddechu, a mnie dosłownie zamurowało. Że co?
— Żartujesz
sobie ze mnie?
— Nie,
nie żartuję! — Oho, obudziłem bestie. Chyba powinienem się ewakuować. — Słyszałam,
że należy do jakiegoś gangu, a ty szlajasz się z nim po nocach. Nie chcę, żebyś
wpakował się w jakieś bagno.
Zabawne. Właśnie
chciała mnie przestrzec przed gangiem, który sam założyłem. Ech i co ja miałem
jej powiedzieć? Nie chciałem okłamywać rodziców, ale oni by nie zrozumieli.
Tata był komendantem, a mama w pełni podzielała jego poglądy. Chciałem, żeby
wierzyli, że wychowali mnie na uczciwego człowieka, którym w zasadzie nie byłem.
— Synek. — Rozmyślania
przerwał mi ostry głos mamy. — Pamiętaj, że takie gangi zazwyczaj
babrają się narkotykach. Nie możesz stać się taki, jak oni.
— Nie
wszystkie gangi — uciąłem. Nie byłem taki, nie znosiłem narkotyków
tak bardzo, jak moi rodzice. Ta uwaga najzwyczajniej w świecie mnie zabolała.
— Ale większość — warknęła,
a ja dostałem sygnał, żeby spuścić z tonu. Ta dyskusja nie prowadziła donikąd,
dokąd chciałbym pójść. — Zrozum, że razem z ojcem martwimy się o
ciebie.
— Wiem. —
Zamknąłem jej dłoń w swojej, żeby jakoś ją uspokoić. Nienawidziłem się za to, że
znowu miałem zamiar ją okłamać. — I wiem też, że Sasuke nie należy do żadnego
gangu. Gramy po nocach na konsoli z przyjaciółmi. Cały czas jesteśmy u niego
albo u Kiby, żeby nikomu nie przeszkadzać.
— Na
pewno? — Widziałem zwątpienie w jej oczach. Cholera, musiałem ratować
sytuację.
— Naprawdę,
mamo. — Spojrzałem stanowczo w jej oczy i kontynuowałem: — U
Kiby tylko on może ci to potwierdzić, bo mieszka sam, ale brat Sasuke zawsze
siedzi z nami. Nie masz się czym martwić.
— No
dobrze, synek. — Odetchnąłem z ulgą. — Ale nie wracaj zbyt
późno, dobrze?
— Dobrze,
mamo. — Pocałowałem ją w policzek i szybko ruszyłem do drzwi. — Pozdrów
tatę, jak wróci.
— Dobrze,
synek.
Czułem się jak
największy palant na świecie, gdy wychodziłem spotkać się z Sasuke. Znowu ją okłamałem,
znowu nadużyłem jej zaufania. Nie byłem taki, jak Uchiha. Po nim wszystko spływało,
niczym się tak naprawdę nie przejmował. Mnie zawsze gryzły te pieprzone wyrzuty
sumienia.
Zresztą miałem
dziwne przeczucie, że nie powinienem był wychodzić, jakiś sprzeciw, który kazał
mi zawrócić i siedzieć przed telewizorem w salonie cały dzień. Już wtedy byłem
największym idiotą, którego ten świat widział, bo go zignorowałem.
Opuściłem dom
nie wiedząc, że prawdopodobnie uratuje mi to życie, jednocześnie skazując na
tak wielki ból.
*
Odetchnąłem świeżym
powietrzem i w ponurym nastroju ruszyłem do samochodu. Nie miałem ochoty
dzisiaj załatwiać tej sprawy, ale musiałem dla dobra swoich ludzi. Swoich,
Gaary i Madary.
Razem z Uchihą
i No Sabaku, utworzyliśmy trzy najbardziej rozpoznawalne gangi w całym Tokio.
Każdy znał bezpośredniość Sudden Strike, rażącą siłę Dangerous Fire i
wszechobecną panikę, sianą przez Quick Wolves. Nikt nie wchodził nam w drogę w
obawie o własne życie, co nawiasem mówiąc było największym kretynizmem popełnianym
przez tych ludzi. Żaden z członków tych gangów nigdy nie skrzywdziłby
przypadkowej osoby, nie mającej nic wspólnego z naszym światem. Ci ludzie sami
zostali doświadczeni przez życie, które nie szczędziło im dramatów i
postanowili się wspierać w walce z systemem.
No Sabaku był
moim kumplem od niepamiętnych czasów, więc postanowiliśmy podjąć między sobą
współpracę, jednak by na naszym terenie panował względny spokój, musieliśmy wciągnąć
w to Madarę, co ułatwiła mi moja długoletnia znajomość, jak i członkostwo
Sasuke w SS. Właśnie tego dnia miał zaprowadzić mnie i Shukaku do siedziby
Bestii.
W sumie to nie
wiedzieliśmy, czego mamy się spodziewać. Madara Uchiha nie bez powodu szczycił
się swoją ksywą. W tokijskim półświatku każdy wiedział, że nie warto z nim zadzierać.
Ci, którzy próbowali, zaginęli bez śladu i wątpiłem, żeby kiedykolwiek mieli
magicznie wrócić do domów.
Mimo to przywódca
Dangerous Fire okazał się być równym gościem, który wbrew swojemu wiekowi, nie
odstawał od nas mentalnością. Całe układy poszły gładko, a my zaprzyjaźniliśmy
się bardziej przy butelce wódki. No dobra, sześciu, ale na swoją obronę. Ten
koleś mógł mnie zabić, gdybym nie pił.
We czwórkę
schlaliśmy się w trupa, więc do domu wróciłem dopiero następnego dnia. To, co
tam zastałem na zawsze wyryło w mojej głowie obraz ludzkiego okrucieństwa.
***
Kiedy zatrzymałem
samochód przed domem było około dziesiątej, co oznaczało, że rodzice już dawno
musieli być na nogach. Zakląłem pod nosem na myśl o pogadance na temat moich
notorycznych nocnych zaginięć. Wyjąłem klucz ze stacyjki i leniwym krokiem
ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Wszedłem do środka, zdjąłem buty i odwiesiłem
na miejsce skórzaną kurtkę. Jednak coś mi w tamtej chwili nie pasowało.
W budynku
panowała kompletna cisza, co tutaj się nie zdarzało. Z uczuciem niepokoju
skierowałem się do salonu, który jednak ani trochę nie przypominał tego
przytulnego kąta, w którym razem z rodzicami siadałem popołudniami i oglądałem
telewizję, śmiejąc się z ich sprzeczek.
Pokój wyglądał
jak pobojowisko. Dosłownie nic nie stało na swoim miejscu, ale nie to było
najgorsze. Kradzież, pobicie, porwanie, zniósłbym wszystko, ale to przerastało
mnie w każdym możliwym aspekcie. Na środku salonu, w kałuży krwi leżały dwie
osoby. Drżąc na całym ciele ruszyłem w ich stronę. Nie chciałem dać dojść do głosu
świadomości mówiącej, że wiedziałem, kto to jest. Musiałem podejść i przekonać
się, że się mylę, że każda komórka w moim ciele, która wyła z rozpaczy, nie miała
racji.
Zatrzymałem się
po jakiś trzech krokach, niezdolny do dalszej wędrówki. Prawda zaczęła uparcie
forsować mój mózg, nie robiąc sobie nic ze wszystkich stawianych jej barier.
Upadłem na kolana, jak zahipnotyzowany wpatrując się w tak dobrze znane mi
sylwetki. Nie mogłem oderwać od nich wzroku, nie mogłem się ruszyć, nie mogłem
zrobić nic. Mogłem tylko patrzeć.
*
Nie wiem ile
czasu minęło zanim się ocknąłem. Może kilka minut, może kilka godzin. Jednak z
każdą chwilą, z którą mijał trans, ból coraz brutalniej rozrywał moją pierś, z
której wyrwał się w końcu niekontrolowany krzyk. Szok, który opętał mnie na
początku, dał w końcu ujście w emocjach, a łzy zaczęły przesłaniać mi widoczność.
W amoku próbowałem
ich obudzić, prosiłem, żeby skończyli robić sobie ze mnie żarty, krzyczałem, że
to wcale nie jest śmieszne. Błagałem, żeby wstali, żeby to był tylko sen. Chciałem
znowu zobaczyć jak mama krząta się po kuchni, a tata czyta gazetę siedząc w
swoim ulubionym fotelu. Chciałem znowu dostać reprymendę, za swoje nocne zniknięcie.
Jednak świadomość, że nie żyją zaczęła jeszcze brutalniej wwiercać się do mojej
głowy.
To wszystko było
moją winą. Mogłem nie wychodzić z domu. Mogłem siedzieć z dupą przed
telewizorem i czuwać. Mogłem ich uratować, byłem w stanie to zrobić, a jednak
mnie nie było. To by się nie stało, gdybym posłuchał swojego instynktu. Może i
rodzice dowiedzieliby się o moim nocnym życiu, ale nadal by żyli. Uratowałbym
ich.
Nie wiem
nawet, jak udało mi się wezwać policję, nie pamiętam, kiedy przyjechali. Nie
pamiętam, co się działo. Nic oprócz tego widoku i uczuć, które w tamtej chwili
mną zawładnęły, nie pozostało w mojej pamięci
Jedynie ten
pierdolony liścik, pozostawiony na kominku, którego treść miała prześladować
mnie do końca życia.
„Tak kończą
ci, którzy chcą wiedzieć za dużo. Ciebie też dopadnę, szczeniaku Namikaze.
Zapamiętaj sobie moje słowa. Dopadnę cię i wykończę psychicznie, na końcu
podrzynając gardło, tak jak twoim kochanym rodzicom.
H.H”
Cisnąłem skrawek papieru do kominka i poprzysiągłem sobie zemstę na tym sukinsynu. Niegroźne gangi zmieniały
się stopniowo w zorganizowaną grupę przestępczą. Powoli zbierała kolejne ofiary
jego okrucieństwa i z dnia na dzień rosła w siłę, by w końcu zniszczyć doszczętnie
Hiashiego Hyugę.
***
Trzy miesiące później
Włączyłem
telewizor wiszący w rogu baru i machinalnie pomagając czyścić Matsuri szklanki,
wlepiłem w niego oczy. W irytującym mnie tego dnia pudle rozbrzmiała muzyczka,
zwiastująca nadejście wiadomości, przez co wytężyłem słuch i odłożyłem na bok
szmatkę, opierając się o czarny blat. Hachidori postąpiła tak samo wlepiając
wzrok w ruiny jednopiętrowego budynku, o którym niedawno, z dobrze znaną jej
zapalczywością, pozyskiwała informacje.
— Szesnasta
zero, zero. Witamy w popołudniowych wiadomościach, Tokio News. — Prezenterka
siedząca w studiu przewracała kartki znajdujące się na biurku, jednocześnie
przedstawiając plan programu. Za jej plecami pokazywano obrazy adekwatne do jej
słów. — A teraz przenieśmy się do dzielnicy piątej, gdzie w nocy doszło do
poważnego wybuchu. Policja twierdzi, że był to atak terrorystyczny,
przeprowadzony przez ostatnio szalejące na tym terenie gangi. Budynek, który państwo
właśnie widzą to jedna z wielu mniejszych filii pana Hiashiego Hyugi, jednego z
czołowych biznesmenów Japonii. Ze względu na osobę pana Hyugi funkcjonariusze
twierdzą, że ten atak jest sprawką współpracujących ze sobą od niedawna trzech
największych gangów w mieście. Członkowie Sudden Strike, Dangerous Fire oraz
Quick Wolves obecnie znajdują się w priorytetach wszystkich listów gończych w
Tokio. Gangi te utworzyły organizację nazywaną przez nich Konoha. Ich działalność
jest skupiona przede wszystkim na wpływowych biznesmenach Japonii oraz
politykach i osobach publicznych, wspierających pana Hiashiego Hyugę. Policja
nadal nie może wyśledzić tożsamości ich członków i prosi o współpracę. Za każdą
przydatną informację szczerze dziękują.
Przestałem słuchać
czarnowłosej japonki, gdy zaczęła temat straty udziałów w firmie jakiegoś
dziada. To, czego chciałem się dowiedzieć, tak jak przypuszczałem zostało
uznane za news tygodnia. Uśmiechnąłem się lekko na myśl, że po raz kolejny zaleźliśmy
temu sukinsynowi za skórę.
Trzy miesiące
temu współpraca z Madarą i Gaarą ruszyła pełną parą. Staraliśmy się zaleźć
Hyudze za skórę najlepiej jak potrafiliśmy. Póki co szło nam to jak po maśle.
Jak się potem okazało, straszy Uchiha również miał z nim na pieńku i to jeszcze
za czasów studenckich, a później i biznesowych, kiedy wydarzyła się jego
tragedia.
Ustanowiliśmy sobie za cel uwolnić Tokio od tej gnidy i zlikwidować
wszelkie ścierwo, które podążało za nim, niszcząc życia niewinnych, niczego nieświadomych
ludzi.
Od autorek: Ohayo ^^
Dzisiaj przychodzimy do Was z pierwszym dodatkiem i mamy nadzieję, że się Wam spodobał.
Dodatki, które będziemy wstawiać, piszemy w celu przybliżenia Wam historii niektórych bohaterów. O jednych będzie mniej, o innych więcej do powiedzenia. Chcemy Wam też przez to przybliżyć ważne postaci OC, które wprowadziłyśmy do fabuły.
Możecie się ich spodziewać średnio co dwa rozdziały. Będą to teksty z nieco mniejszą ilością tekstu, ale mamy nadzieję, że fabularnie wcale nie będą odstawać ^^
Przechodząc do kolejnej rzeczy, to w końcu ruszyłyśmy nasze leniwe zadki i zaktualizowałyśmy zakładkę autorki. Jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś o naszej autorskiej stronie, zapraszamy ^^
Jeśli poza jej zawartością macie pytanie, na które chcielibyście znać odpowiedzi, pytajcie. Nie gryziemy i chętnie odpowiemy. Możecie je zadawać pod tym postem lub w zakładce ^^
To już wszystko na dziś. Życzymy milutkiego wieczorku i pozdrawiamy cieplutko :D
Yorumi&Yumiko
Dodatek był świetny, lecz bardziej czekam na rozdział, jestem ciekawa dalszych losów Naruto i Hinaty.
OdpowiedzUsuńŚle dużo weny.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękujemy za komentarz :) Już się zasadzamy na trzeci rozdział, więc spokojnie. Niedługo się napisze ;)
UsuńTooooo~ Kiedy next? 😉
OdpowiedzUsuńDo świąt powinien się pojawić :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwracam po długim czasie z czytaniem i kometowaniem... no i wszystkiego dobrego w nowym roku...
miło przeczytać historię Naruto, ale wygląda, że Naruto nie pokazał tego listu, bo on byłby dowodem na Hisashiego...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ach, bo my młode i głupie, ale jakby tak przymknąć oczko to Naruciak też mógł ;) Tak ładnie plosimy ^^
UsuńDziękujemy za komentarz i mamy nadzieję, że im dalej w las, tym lepiej ;)
Yumi & Yoru