Strony

czwartek, 2 lutego 2017

Dodatek: Straszny cios


Wyłączyłem telewizor. Byłem już zmęczony tymi ciągłymi paplaninami o cudownych tokijskich biznesmenach. Szczególnie na nerwach grało mi wychwalanie pod niebiosa niejakiego Hiashiego Hyugi. Ciekawe, czy ludzie wiedzieli, że ich kochany bohater miasta jest największą szują, chodzącą po tym świecie.
Gdyby nie szybka interwencja Jirayi, ten sukinsyn wsadziłby Sasuke i Sakurę-chan za kratki. Zamach na panią premier przeprowadzony przez dwójkę licealistów. Prychnąłem pod nosem i usiadłem na łóżku. Dobre sobie. Nie mieli z tym nic wspólnego, nigdy nawet nie weszli mu w drogę. Ale skoro należeli do Sudden Strike byli na celowniku. To było po prostu śmieszne, jak bardzo ten wielki biznesmen i jednocześnie przywódca największej mafii w Japonii, bał się wpływu kilku małych gangów w tokijskim półświatku.
Podniosłem się na równe nogi i potrząsnąłem głową, próbując pozbyć się natrętnych wspomnień z aresztowania przyjaciół. Nie wiedziałem, co by się stało, gdyby Yoshizaki nie zainterweniował.
Podniosłem z podłogi dżinsy i wczorajszą koszulkę. Wciągnąłem je na siebie i ruszyłem na dół. Już na schodach poczułem zapach smażonego bekonu. Ta, mama miała zachodnie zapędy kulinarne. Nie żebym narzekał. Jej jedzenie to najlepsze, co mnie w życiu spotkało.
— Dobry. — Wszedłem do kuchni i przysiadłem na stołku barowym. Chwilę po tym wylądował przede mną talerz pełen jajecznicy i bekonu. Oblizałem usta i zabrałem się za jedzenie.
— I jak, synek? — Mama przerzuciła swoje długie, czerwone włosy przez ramię i usiadła naprzeciw mnie.
— Przepyszne — wybełkotałem.
— To dobrze. — Uśmiechnęła się, ale już widziałem w jej oczach powagę. Świetnie, znowu pogadanka. — Synek, co zamierzasz dzisiaj robić?
— Hmm? — Uniosłem brwi. A to coś nowego. — Pewnie poszwendam się trochę z Sasuke.
— Sasuke, mówisz. — Zagryzła wargę i spuściła wzrok.
— Dobra, co się dzieje? Mamo?
— A co miałoby się dziać, synek? — Uśmiechnęła się, jednak ten uśmiech nie sięgał oczu.
— Przecież widzę, że coś jest na rzeczy. — Odłożyłem widelec i przyjrzałem się uważnie jej twarzy. — Jesteś spięta, mamo.
— To dlatego, że nie podoba mi się ta znajomość. — Wypaliła na jednym oddechu, a mnie dosłownie zamurowało. Że co?
— Żartujesz sobie ze mnie?
— Nie, nie żartuję! — Oho, obudziłem bestie. Chyba powinienem się ewakuować. — Słyszałam, że należy do jakiegoś gangu, a ty szlajasz się z nim po nocach. Nie chcę, żebyś wpakował się w jakieś bagno.
Zabawne. Właśnie chciała mnie przestrzec przed gangiem, który sam założyłem. Ech i co ja miałem jej powiedzieć? Nie chciałem okłamywać rodziców, ale oni by nie zrozumieli. Tata był komendantem, a mama w pełni podzielała jego poglądy. Chciałem, żeby wierzyli, że wychowali mnie na uczciwego człowieka, którym w zasadzie nie byłem.
— Synek. — Rozmyślania przerwał mi ostry głos mamy. — Pamiętaj, że takie gangi zazwyczaj babrają się narkotykach. Nie możesz stać się taki, jak oni.
— Nie wszystkie gangi — uciąłem. Nie byłem taki, nie znosiłem narkotyków tak bardzo, jak moi rodzice. Ta uwaga najzwyczajniej w świecie mnie zabolała.
— Ale większość — warknęła, a ja dostałem sygnał, żeby spuścić z tonu. Ta dyskusja nie prowadziła donikąd, dokąd chciałbym pójść. — Zrozum, że razem z ojcem martwimy się o ciebie.
— Wiem. — Zamknąłem jej dłoń w swojej, żeby jakoś ją uspokoić. Nienawidziłem się za to, że znowu miałem zamiar ją okłamać. — I wiem też, że Sasuke nie należy do żadnego gangu. Gramy po nocach na konsoli z przyjaciółmi. Cały czas jesteśmy u niego albo u Kiby, żeby nikomu nie przeszkadzać.
— Na pewno? — Widziałem zwątpienie w jej oczach. Cholera, musiałem ratować sytuację.
— Naprawdę, mamo. — Spojrzałem stanowczo w jej oczy i kontynuowałem: — U Kiby tylko on może ci to potwierdzić, bo mieszka sam, ale brat Sasuke zawsze siedzi z nami. Nie masz się czym martwić.
— No dobrze, synek. — Odetchnąłem z ulgą. — Ale nie wracaj zbyt późno, dobrze?
— Dobrze, mamo. — Pocałowałem ją w policzek i szybko ruszyłem do drzwi. — Pozdrów tatę, jak wróci.
— Dobrze, synek.
Czułem się jak największy palant na świecie, gdy wychodziłem spotkać się z Sasuke. Znowu ją okłamałem, znowu nadużyłem jej zaufania. Nie byłem taki, jak Uchiha. Po nim wszystko spływało, niczym się tak naprawdę nie przejmował. Mnie zawsze gryzły te pieprzone wyrzuty sumienia.
Zresztą miałem dziwne przeczucie, że nie powinienem był wychodzić, jakiś sprzeciw, który kazał mi zawrócić i siedzieć przed telewizorem w salonie cały dzień. Już wtedy byłem największym idiotą, którego ten świat widział, bo go zignorowałem.
Opuściłem dom nie wiedząc, że prawdopodobnie uratuje mi to życie, jednocześnie skazując na tak wielki ból.

*

Odetchnąłem świeżym powietrzem i w ponurym nastroju ruszyłem do samochodu. Nie miałem ochoty dzisiaj załatwiać tej sprawy, ale musiałem dla dobra swoich ludzi. Swoich, Gaary i Madary.
Razem z Uchihą i No Sabaku, utworzyliśmy trzy najbardziej rozpoznawalne gangi w całym Tokio. Każdy znał bezpośredniość Sudden Strike, rażącą siłę Dangerous Fire i wszechobecną panikę, sianą przez Quick Wolves. Nikt nie wchodził nam w drogę w obawie o własne życie, co nawiasem mówiąc było największym kretynizmem popełnianym przez tych ludzi. Żaden z członków tych gangów nigdy nie skrzywdziłby przypadkowej osoby, nie mającej nic wspólnego z naszym światem. Ci ludzie sami zostali doświadczeni przez życie, które nie szczędziło im dramatów i postanowili się wspierać w walce z systemem.
No Sabaku był moim kumplem od niepamiętnych czasów, więc postanowiliśmy podjąć między sobą współpracę, jednak by na naszym terenie panował względny spokój, musieliśmy wciągnąć w to Madarę, co ułatwiła mi moja długoletnia znajomość, jak i członkostwo Sasuke w SS. Właśnie tego dnia miał zaprowadzić mnie i Shukaku do siedziby Bestii.
W sumie to nie wiedzieliśmy, czego mamy się spodziewać. Madara Uchiha nie bez powodu szczycił się swoją ksywą. W tokijskim półświatku każdy wiedział, że nie warto z nim zadzierać. Ci, którzy próbowali, zaginęli bez śladu i wątpiłem, żeby kiedykolwiek mieli magicznie wrócić do domów.
Mimo to przywódca Dangerous Fire okazał się być równym gościem, który wbrew swojemu wiekowi, nie odstawał od nas mentalnością. Całe układy poszły gładko, a my zaprzyjaźniliśmy się bardziej przy butelce wódki. No dobra, sześciu, ale na swoją obronę. Ten koleś mógł mnie zabić, gdybym nie pił.
We czwórkę schlaliśmy się w trupa, więc do domu wróciłem dopiero następnego dnia. To, co tam zastałem na zawsze wyryło w mojej głowie obraz ludzkiego okrucieństwa.

***

Kiedy zatrzymałem samochód przed domem było około dziesiątej, co oznaczało, że rodzice już dawno musieli być na nogach. Zakląłem pod nosem na myśl o pogadance na temat moich notorycznych nocnych zaginięć. Wyjąłem klucz ze stacyjki i leniwym krokiem ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Wszedłem do środka, zdjąłem buty i odwiesiłem na miejsce skórzaną kurtkę. Jednak coś mi w tamtej chwili nie pasowało.
W budynku panowała kompletna cisza, co tutaj się nie zdarzało. Z uczuciem niepokoju skierowałem się do salonu, który jednak ani trochę nie przypominał tego przytulnego kąta, w którym razem z rodzicami siadałem popołudniami i oglądałem telewizję, śmiejąc się z ich sprzeczek.
Pokój wyglądał jak pobojowisko. Dosłownie nic nie stało na swoim miejscu, ale nie to było najgorsze. Kradzież, pobicie, porwanie, zniósłbym wszystko, ale to przerastało mnie w każdym możliwym aspekcie. Na środku salonu, w kałuży krwi leżały dwie osoby. Drżąc na całym ciele ruszyłem w ich stronę. Nie chciałem dać dojść do głosu świadomości mówiącej, że wiedziałem, kto to jest. Musiałem podejść i przekonać się, że się mylę, że każda komórka w moim ciele, która wyła z rozpaczy, nie miała racji.
Zatrzymałem się po jakiś trzech krokach, niezdolny do dalszej wędrówki. Prawda zaczęła uparcie forsować mój mózg, nie robiąc sobie nic ze wszystkich stawianych jej barier. Upadłem na kolana, jak zahipnotyzowany wpatrując się w tak dobrze znane mi sylwetki. Nie mogłem oderwać od nich wzroku, nie mogłem się ruszyć, nie mogłem zrobić nic. Mogłem tylko patrzeć.

*

Nie wiem ile czasu minęło zanim się ocknąłem. Może kilka minut, może kilka godzin. Jednak z każdą chwilą, z którą mijał trans, ból coraz brutalniej rozrywał moją pierś, z której wyrwał się w końcu niekontrolowany krzyk. Szok, który opętał mnie na początku, dał w końcu ujście w emocjach, a łzy zaczęły przesłaniać mi widoczność.
W amoku próbowałem ich obudzić, prosiłem, żeby skończyli robić sobie ze mnie żarty, krzyczałem, że to wcale nie jest śmieszne. Błagałem, żeby wstali, żeby to był tylko sen. Chciałem znowu zobaczyć jak mama krząta się po kuchni, a tata czyta gazetę siedząc w swoim ulubionym fotelu. Chciałem znowu dostać reprymendę, za swoje nocne zniknięcie. Jednak świadomość, że nie żyją zaczęła jeszcze brutalniej wwiercać się do mojej głowy.
To wszystko było moją winą. Mogłem nie wychodzić z domu. Mogłem siedzieć z dupą przed telewizorem i czuwać. Mogłem ich uratować, byłem w stanie to zrobić, a jednak mnie nie było. To by się nie stało, gdybym posłuchał swojego instynktu. Może i rodzice dowiedzieliby się o moim nocnym życiu, ale nadal by żyli. Uratowałbym ich.
Nie wiem nawet, jak udało mi się wezwać policję, nie pamiętam, kiedy przyjechali. Nie pamiętam, co się działo. Nic oprócz tego widoku i uczuć, które w tamtej chwili mną zawładnęły, nie pozostało w mojej pamięci
Jedynie ten pierdolony liścik, pozostawiony na kominku, którego treść miała prześladować mnie do końca życia.

„Tak kończą ci, którzy chcą wiedzieć za dużo. Ciebie też dopadnę, szczeniaku Namikaze. Zapamiętaj sobie moje słowa. Dopadnę cię i wykończę psychicznie, na końcu podrzynając gardło, tak jak twoim kochanym rodzicom.
H.H”

   Cisnąłem skrawek papieru do kominka i poprzysiągłem sobie zemstę na tym sukinsynu. Niegroźne gangi zmieniały się stopniowo w zorganizowaną grupę przestępczą. Powoli zbierała kolejne ofiary jego okrucieństwa i z dnia na dzień rosła w siłę, by w końcu zniszczyć doszczętnie Hiashiego Hyugę.

***

Trzy miesiące później
Włączyłem telewizor wiszący w rogu baru i machinalnie pomagając czyścić Matsuri szklanki, wlepiłem w niego oczy. W irytującym mnie tego dnia pudle rozbrzmiała muzyczka, zwiastująca nadejście wiadomości, przez co wytężyłem słuch i odłożyłem na bok szmatkę, opierając się o czarny blat. Hachidori postąpiła tak samo wlepiając wzrok w ruiny jednopiętrowego budynku, o którym niedawno, z dobrze znaną jej zapalczywością, pozyskiwała informacje.
— Szesnasta zero, zero. Witamy w popołudniowych wiadomościach, Tokio News. — Prezenterka siedząca w studiu przewracała kartki znajdujące się na biurku, jednocześnie przedstawiając plan programu. Za jej plecami pokazywano obrazy adekwatne do jej słów. — A teraz przenieśmy się do dzielnicy piątej, gdzie w nocy doszło do poważnego wybuchu. Policja twierdzi, że był to atak terrorystyczny, przeprowadzony przez ostatnio szalejące na tym terenie gangi. Budynek, który państwo właśnie widzą to jedna z wielu mniejszych filii pana Hiashiego Hyugi, jednego z czołowych biznesmenów Japonii. Ze względu na osobę pana Hyugi funkcjonariusze twierdzą, że ten atak jest sprawką współpracujących ze sobą od niedawna trzech największych gangów w mieście. Członkowie Sudden Strike, Dangerous Fire oraz Quick Wolves obecnie znajdują się w priorytetach wszystkich listów gończych w Tokio. Gangi te utworzyły organizację nazywaną przez nich Konoha. Ich działalność jest skupiona przede wszystkim na wpływowych biznesmenach Japonii oraz politykach i osobach publicznych, wspierających pana Hiashiego Hyugę. Policja nadal nie może wyśledzić tożsamości ich członków i prosi o współpracę. Za każdą przydatną informację szczerze dziękują.
Przestałem słuchać czarnowłosej japonki, gdy zaczęła temat straty udziałów w firmie jakiegoś dziada. To, czego chciałem się dowiedzieć, tak jak przypuszczałem zostało uznane za news tygodnia. Uśmiechnąłem się lekko na myśl, że po raz kolejny zaleźliśmy temu sukinsynowi za skórę.
Trzy miesiące temu współpraca z Madarą i Gaarą ruszyła pełną parą. Staraliśmy się zaleźć Hyudze za skórę najlepiej jak potrafiliśmy. Póki co szło nam to jak po maśle. Jak się potem okazało, straszy Uchiha również miał z nim na pieńku i to jeszcze za czasów studenckich, a później i biznesowych, kiedy wydarzyła się jego tragedia.
Ustanowiliśmy sobie za cel uwolnić Tokio od tej gnidy i zlikwidować wszelkie ścierwo, które podążało za nim, niszcząc życia niewinnych, niczego nieświadomych ludzi.

Od autorek: Ohayo ^^
Dzisiaj przychodzimy do Was z pierwszym dodatkiem i mamy nadzieję, że się Wam spodobał.
Dodatki, które będziemy wstawiać, piszemy w celu przybliżenia Wam historii niektórych bohaterów. O jednych będzie mniej, o innych więcej do powiedzenia. Chcemy Wam też przez to przybliżyć ważne postaci OC, które wprowadziłyśmy do fabuły.
Możecie się ich spodziewać średnio co dwa rozdziały. Będą to teksty z nieco mniejszą ilością tekstu, ale mamy nadzieję, że fabularnie wcale nie będą odstawać ^^
Przechodząc do kolejnej rzeczy, to w końcu ruszyłyśmy nasze leniwe zadki i zaktualizowałyśmy zakładkę autorki. Jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś o naszej autorskiej stronie, zapraszamy ^^
Jeśli poza jej zawartością macie pytanie, na które chcielibyście znać odpowiedzi, pytajcie. Nie gryziemy i chętnie odpowiemy. Możecie je zadawać pod tym postem lub w zakładce ^^
To już wszystko na dziś. Życzymy milutkiego wieczorku i pozdrawiamy cieplutko :D
Yorumi&Yumiko

6 komentarzy:

  1. Dodatek był świetny, lecz bardziej czekam na rozdział, jestem ciekawa dalszych losów Naruto i Hinaty.
    Śle dużo weny.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz :) Już się zasadzamy na trzeci rozdział, więc spokojnie. Niedługo się napisze ;)

      Usuń
  2. Witam,
    wracam po długim czasie z czytaniem i kometowaniem... no i wszystkiego dobrego w nowym roku...
    miło przeczytać historię Naruto, ale wygląda, że Naruto nie pokazał tego listu, bo on byłby dowodem na Hisashiego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, bo my młode i głupie, ale jakby tak przymknąć oczko to Naruciak też mógł ;) Tak ładnie plosimy ^^
      Dziękujemy za komentarz i mamy nadzieję, że im dalej w las, tym lepiej ;)
      Yumi & Yoru

      Usuń