Strony

czwartek, 21 grudnia 2017

5.Zły dzień


— Haloooo! Ziemia do Yorumi! — Nagły krzyk Madary wyrwał ją z zamyślenia. Brunet machał jej przed oczami ręką, marszcząc przy tym brwi. — Od pięciu minut zadaje ci to samo pytanie.
— Czego chcesz? — Nateko zmrużyła oczy niezadowolona, że przerwano jej kontemplację struktury szklanki. Mimo to skupiła na nim resztki uwagi, jaką zachowała.
— Pytałem, dlaczego poszłaś do Wilków? — burknął przybliżając do niej twarz. Dziewczyna uniosła brwi zaskoczona jego pytaniem, na co Uchiha wybuchnął śmiechem. — Co się dziwisz?
— Bo to dziwne pytanie, zadane przez dziwnego dziada. — Zmrużyła oczy, rzucając mu podejrzliwe spojrzenie. — O co ci chodzi?
— No wiesz... — Madara uśmiechnął się pod nosem, kierując wzrok na szklankę z rumem. — Trochę mnie na początku zdziwiło, że nie poszłaś ze swoim chłopakiem do grupy uderzeniowej. W końcu ponoć niemało potrafisz, jeśli idzie o teren. Zresztą miałem cichą nadzieję, że zobaczę cię w szeregach. Masz łeb nie od parady, zresztą słyszałem od Kiby, że niewiele brakuje ci do Sasoriego w tworzeniu trucizn, wykorzystywanych w naszych broniach.
— Dlaczego mam wrażenie, że cudownie otrzeźwiałeś i próbujesz wykorzystać sytuację? — Dziewczyna poprawiła się na stołku pilnując, żeby nie szturchnąć śpiącej na blacie obok Yumi.
— Bo tak jest? — Wzruszył ramionami i popatrzył na nią z ciekawością. — To jak będzie? Powiesz dziadziusiowi, dlaczego te nudy u Gaary?
— Nudy? — prychnęła, śmiejąc się pod nosem. — Chciałeś chyba powiedzieć spokój.
— Nie wyglądasz na taką, co lubi spokój.
— Będziesz mi wiercił dziurę w brzuchu póki ci nie powiem, tak? — Madara skinął głową, uśmiechając się tryumfalnie. Nateko westchnęła ciężko i oparła łokcie na blacie. — No więc podważając twoją pierwszą wątpliwość, tak, umiem sporo w terenie. Musiałam się nauczyć, kiedy wylądowałam z dupy w tym świecie i na szczęście, czy nieszczęście, ki diabeł wie, miałam dobrych nauczycieli. Zresztą tę historię znasz od Yumi. U niej było podobnie.
— Tylko, że ona uczyła się też od ciebie — przerwał jej. — Od twojego przyjaciela i Deia też.
— Stąd to zamiłowanie do broni i świetne oko. Przez tyle lat nauczyła się strzelać tak dobrze jak on, jeśli nie lepiej. Kita po pijaku nie wycelowałby tak dobrze, a jest zawodowym snajperem. Przynajmniej tak można powiedzieć. — Urwała na chwilę, żeby pociągnąć łyk whisky z prawie pustej szklanki. — Wracając do tematu. Nie miałam już ochoty na bieganie po ulicach Tokio z bronią. Zresztą wpadanie co rusz do kolejnego kartelu i bójki już mi się znudziły. To robiłam przed Konohą.
— A co nie pasuje ci w tworzeniu broni? — Uchiha podparł głowę na dłoni, nie przestając się uśmiechać.
— Bo ja wiem? — Wzruszyła ramionami, spoglądając przelotnie na Sasaki. — Nie mam do tego takiej cierpliwości jak ona. Albo nie umiem się w to tak bardzo wkręcić, żeby tę cierpliwość mieć. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi grzebanie z Ten w samochodach i zabawy w sieci z Shiką. Tam mogę odpocząć i się zrelaksować. To nie przypomina mi tak bardzo o tym, co było wcześniej.
Nateko zamilkła uciekając myślami w przeszłość, podczas gdy Madara przyglądał się jej dalej, mrużąc przy tym powieki. Do teraz o przeszłości Dzikiej wiedziało pięć osób, do których on nie należał. Nie zamierzał jednak dalej wypytywać. Wiedział, że mimo rozwiązanego alkoholem języka więcej mu nie powie.
Poważną atmosferę przerwała Sasaki, podnosząc głowę i przeczesując palcami rozczochrane włosy.
— Gdzie jest Deidara? — wymamrotała bełkotliwie, rozglądając się zaspanym wzorkiem po praktycznie pustym parkingu.
— Jakieś dwie godziny temu pojechał odwieść Gaarę — mruknął Madara, kierując uwagę na swoją podopieczną. — Powinien wrócić w przeciągu 15 minut. 
— Okej. — Kiwnęła głową i położyła ją na ramieniu przyjaciółki, na powrót zamykając oczy. Madara uśmiechnął się półgębkiem, a Yoru zaniepokoił lisi błysk w jego oczach.
— Te, blondyna. — Szturchnął ją, na co Sasaki warknęła z irytacją, ale uchyliła jedno oko.
— Czego, dziadzio?
— Tak właściwie, to dlaczego twój brat się stąd zwinął? — Yorumi spojrzała na bruneta podejrzliwie, ale zaraz uśmiechnęła się pod nosem i skinęła mu głową.
— Bo nie lubi Deia — burknęła blondynka, zamykając oko.
— A dlaczego nie lubi Deia? — Yorumi potrząsnęła ramieniem, zmuszając Yumiko do odpowiedzi.
— A ja wiem?
— Coś wiesz na pewno. — Madara nie odpuszczał. Wpatrywał się w dziewczynę z niezbyt dobrze ukrywaną ciekawością. Praktycznie nikt oprócz samych Hiro i Deidary nie wiedział, o co chodziło tej dwójce.
— Coś tam kiedyś mamrotał, że to podły kłamca i to wszystko to jego wina i bla, bla, bla.
— Tej, Yumi, nie zasypiaj mi tu. — Yorumi spróbowała postawić przyjaciółkę do pionu, ale ta się nie dała i uparcie uczepiła się ramienia szatynki.
— Ale który tak gadał? — Madara stłumił śmiech, kiedy zadając to pytanie, spojrzał prosto w oczy Iwasakiego, który właśnie pojawił się na parkingu z zamiarem zgarnięcia niedobitków.
— No mój brat przecież. Cały czas twierdzi, że powinnam odejść od Deia, bo to nie facet dla mnie, że cały czas przez niego cierpię, a on nie potrafi nic z tym zrobić — mruczała nawet nie otwierając oczu.
— I tylko tyle? — Madara posłał Deidarze wredny uśmieszek. Iwasaki wyczuwając, że jego dziewczyna jest zbyt nieprzytomna, żeby wyłapać granice, ruszył w ich kierunku szybkim krokiem. Kiedy Sasaki otwierała usta, żeby wyjaśnić o co jej chodzi, dopadł do niej i nie pozwolił jej pisnąć nawet słówka.
— Na dzisiaj wystarczy — warknął na Madare, po czym rozejrzał się po parkingu, zauważając tylko kilku znajomych, zbierających się powoli do wyjścia. — Dalej pijaki cholerne. Wypad do samochodu, bo zostawię was tu na pastwę losu.
Skończyło się na tym, że Yumi zmusiła go do zaniesienia jej do auta, a Madara skończył jako tragarz Yoru, kiedy ta stwierdziła, że nie zamierza iść o własnych nogach i powybijać sobie zębów.

***

W niedzielę wieczorem cały gang postanowił przedyskutować plan i nieco go zmienić, uwzględniając informacje zdobyte od informatorów. Nateko jednak nie miała najmniejszej ochoty na jakiekolwiek zajęcia, wymagające od niej choć odrobiny myślenia. Wstała o wiele za wcześnie w zestawieniu z godziną, o której się położyła, a teraz dodatkowo miała robić za szofera, bo obiecała wcześniej Kicie, że to ona ich dzisiaj porozwozi. Westchnęła ciężko, parkując pod blokiem, w którym mieszkali jej przyjaciele. Z kieszeni bluzy wyciągnęła telefon i znalazła numer Yumi.

20.05.2017
Odbiorca: Yumi
Jestem pod blokiem

Chwile po tym Sasaki napisała jej, że zaraz zejdą, więc szatynka skierowała wzrok na drzwi, prowadzące na ich klatkę schodową. Po niecałych pięciu minutach zobaczyła blondynkę. Yumi przeszukała wzrokiem parking, po czym, gdy wypatrzyła Mustanga Yoru, ruszyła w jej stronę. Miała podkrążone oczy, a mina świadczyła, że coś musiało ją zdenerwować. Nateko nie musiała długo czekać na informację, co takiego, bo kiedy przyjaciółka wpakowała się na tylne siedzenie, z klatki wyszedł Iwasaki, ciągnąc za sobą Kikkawe. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, przypatrując się tej niecodziennej scenie. Matsuo zdawał się w ogóle nie wiedzieć, gdzie się znajduje i w jakim kierunku idzie. Poruszał się tak, jakby był w transie, ślepo poddając się blondynowi.
Gdy doszli do samochodu, Deidara wpakował rudzielca na przednie siedzenie i zapiął mu pasy, po czym sam przeniósł się na tył samochodu. Kikkawa mamrotał i chichotał na przemian, wpatrując się w dal niewidzącymi oczami.
— Co go napadło?— Yorumi patrzyła skonsternowana na siedzącego obok chłopaka. — I skąd go właściwie wytrząsnęliście?
— Przylazł do nas trzy godziny temu, zupełnie odmóżdżony — mruknął Dei, posyłając Kikkawie zmęczone spojrzenie. — Nie potrafił wykonać najprostszej czynności, wszystko mu leciało z rąk. Pierdolił coś pod nosem, o jakimś gościu i jego przerażających złotych oczach. Nie wiem, kogo spotkał, ale nie wygląda to dobrze. Zachowuje się tak, jakby ćpał przez tydzień bez przerwy i nagle dostał przymusowy odwyk. Zresztą komunikacja z nim jest na tym samym poziomie.
Yorumi przyjrzała się podejrzliwie przyjacielowi, po czym westchnęła z rezygnacją i włączyła się do ruchu. Znała tylko jedną osobę z takimi tęczówkami, ale nie miała odwagi uwierzyć w swoje przypuszczenia. Jednak widząc w lusterku miny przyjaciół wiedziała, że oni również mają na myśli tę samą osobę.
— A gdzie się podziało to siedlisko pcheł? — Yumi po kilku minutach przerwała niezręczną ciszę, zakłócaną jedynie mamrotaniem Matsuo. Nateko skarciła ją spojrzeniem w lusterku, jednak blondynka zignorowała reakcję przyjaciółki i wyczekująco wpatrywała się w jej oczy.
— Stwierdził, że nie będzie jechał w jednym samochodzie z wariatką, która o mało co nie odstrzeliła mu oka — mruknęła, kierując wzrok przed siebie, na co Sasaki przewróciła oczami. — Naruto potrzebował go w głównej bazie. Prawdopodobnie już czeka z wszystkimi i jęczy, że się spóźniamy.
Yumiko prychnęła pod nosem, ale nie skomentowała wypowiedzi szatynki. Kiedy wjechali na jedną z głównych ulic miasta, lądując na końcu sporego korka, odezwał się telefon Deidary. Blondyn wygrzebał go z kieszeni dżinsów i zmarszczył brwi. Rzucił szybkie spojrzenie Nateko, mamrotając pod nosem, że wywołała wilka z lasu, po czym odebrał, przełączając na tryb głośno mówiący.
— Gdzie wy do chuja jesteście!? — W słuchawce rozbrzmiał głos Inuzuki.
— Aktualnie? — Iwasaki zniecierpliwiony popatrzył na powolnie sunące samochody. —  W ciemnej dupie.
— Co to ma do cholery jasnej znaczyć?! — rozdarł się jego rozmówca. — Mieliście tu być pół godziny temu, Kita. Kto prowadzi ten zasrany samochód?!
— Masz jakiś problem, kochanie? — Dzika zacisnęła zęby, wkładając w ostatnie słowo tyle jadu, ile tylko mogła. — Bo jeśli tak, to może tu przyleziesz z kilkoma bombkami i rozpierdolisz ten cholerny korek? No chyba, że masz jakąś inną inicjatywę?
Na moment po drugiej stronie słuchawki nastała cisza, przerwana cichym chichotem, który zdecydowanie nie wydobył się z ust Inuzuki.
— Dobra, rozumiem. — Chłopak odezwał się po dłuższej chwili, jakby ostrożnie ważył słowa. — Zaczekamy na was. Ile wam jeszcze zejdzie?
— Dwadzieścia minut max — warknęła dziewczyna, gwałtownie zmieniając bieg, gdy samochody przed nimi nieco przyspieszyły. — W najlepszym przypadku dziesięć.
— Okej, czekamy — powtórzył szatyn, na co Deidara mimowolnie odetchnął. Kłótnie tej dwójki, kiedy Yorumi miała w rękach kierownicę były przede wszystkim śmiertelnie niebezpieczne dla jej pasażerów. A Iwasaki wcale nie miał zamiaru ginąć w spowodowanym przez nią wypadku. Chciał już się rozłączyć, kiedy usłyszeli w słuchawce głos Uzumakiego.
— Gdzie oni są? — Yorumi skręciła właśnie w ulicę, na której ruch był o wiele mniejszy, zaraz wyprzedzając jadącego przed nią Saaba.
— Nie mam najmniejszego pojęcia, bo ich wspaniałemu kierowcy brakuje orientacji w terenie. — Po wypowiedzi szatyna cała trójka w samochodzie zamarła, wpatrując się z przestrachem w oczy Nateko, odbijające się w lusterku.
— Kiba. — Deidara zbladł na twarzy, słysząc grobowy głos Dzikiej, a Yumiko zapięła pas. Matsuo na tyle nieobecny, by nie przejąć się tonem przyjaciółki, zaczął chichotać nerwowo pod nosem, szturchając ją w ramię. — Masz. Kochanie. Przesrane.
— Ja pierdole, to było włączone? — Ostatnim, co dobiegło ich uszu przed rozłączeniem, był jęk Inuzuki i przekleństwo Naruto.
Deidara zdążył zarejestrować zmianę biegu, przyspieszenie auta i powoli opuszczane zapory przed przejazdem kolejowym, zanim Matsuo zaczął się histerycznie śmiać, a Yumi, cała blada na twarzy, zacisnęła palce na jego ramieniu. W tamtej chwili pomyślał, że sam kusił los i przestraszony w stopniu równym Sasaki, wpatrywał się w przednią szybę.

***

— Jak dorwę tego cholernego psiarza w swoje ręce to mu nogi z dupy powyrywam! — Usłyszeli, gdy drzwi wejściowe skrzypnęły, wpuszczając do środka całą trójkę z Yumiko na czele. Dziewczyna przejechała rozsierdzonym spojrzeniem po zebranych w hangarze członkach i gdy tylko w oczy rzucił jej się Inuzuka, furia ogarnęła jej niebieskie tęczówki. — Ty cholerny idioto! — krzyczała dalej, kierując się wprost do szatyna. — Przysięgam na wszystko co święte, że zabije cię przy najbliższej możliwej okazji! I to w najbardziej bolesny sposób, jaki dam radę znaleźć! — Złapała w pięści koszulkę chłopaka i potrząsnęła nim, zupełnie ignorując zdezorientowane spojrzenie Kła. Pociągnęła materiał zmuszając go do pochylenia głowy tak, by ich oczy spotkały się na jednym poziomie. — Jeszcze jeden taki numer, a ci na klacie wypisze „Jestem bezmózgiem”. I to kulami.
— Co ci znowu odbiło, Krasnalu? — Kiba wyszarpnął się z uścisku, spoglądając na Sasaki jakby była niespełna rozumu.
— To stary — warknął Dei — że jesteś skończonym idiotą. Posrało cię już do reszty?!
— O co wam do cholery chodzi? — Inuzuka zmarszczył brwi, przenosząc co chwile spojrzenie to na jedno, to na drugie. — I gdzie do chuja jest Yoru?
— Spala właśnie pół paczki, żeby przypadkiem nie przetrącić ci kilku żeber zaraz przed akcją. — Deidara skrzyżował ręce na piersi, posyłając przyjacielowi karcące spojrzenie. — O mało nas przez ciebie nie zabiła, kretynie skończony.
— O nie, nie, nie. — Kiba uniósł ręce w geście obronnym, cofając się o krok. Reszta ludzi zebranych w pomieszczeniu, przysłuchiwała się tej scenie z bladymi uśmiechami na twarzach. Wiedzieli, że tym razem Kieł nie miał nic na swoją obronę. Wszyscy słyszeli rozmowę. — Mnie w to nie mieszaj. To, że Yoru zafundowała wam dwieście na godzinę po uliczkach Tokio, to nie moja wina.
— Właśnie, że twoja, palancie. — Yumi ponownie wtrąciła się do rozmowy. — Gdybyś siedział cicho, nie próbowałaby skasować nas na przejeździe kolejowym!
Inuzuka zbladł, zamierając na chwilę i z niedowierzaniem wpatrując się w kipiącą gniewem blondynkę.
— Żartujesz sobie ze mnie, prawda? — zapytał, przenosząc wzrok to na nią, to na Deidare. Wolał nawet nie patrzeć na Matsuo, siedzącego na kanapie. Rudzielec był blady niczym trup i maniakalnie wpatrywał się w podłogę.
— Chcesz się przekonać, to idź do niej i daj się zabić. Tęsknić nie będę — warknęła Sasaki, wymijając go i siadając obok Kikkawy.
Kiba patrzył jeszcze przez chwilę na Kitę, ale kiedy ten tylko wzruszył ramionami, jęknął przeciągle i z miną skazańca ruszył w stronę wyjścia. Nie minęło nawet pięć minut, gdy drzwi trzasnęły, a do środka wparowała szatynka. Najzwyczajniej w świecie zatrzasnęła je chłopakowi tuż przed nosem i bez słowa podeszła do zebranych, przejeżdżając po nich wzrokiem, by z ulgą stwierdzić, że są wszyscy. Chwile po tym do pomieszczenia wtoczył się Inuzuka i rozmasowując żebro, stanął koło Kagawy, posyłając dziewczynie oskarżycielskie spojrzenie. Ta nic sobie z tego nie robiąc, kiwnęła głową Naruto i rozłożyła na stoliku mapę zakładu oraz najbliższych mu przecznic.
— Dobra, zacznijmy od tego, że trochę spraw się pokomplikowało. — Nateko usiadła z impetem na ławce. — Ten pieprzony skurwiel może wiedzieć o akcji. Nie wiemy kiedy, ale jest bardzo możliwe, że informacje do niego dotarły i przez to musimy się przegrupować od początku. — Skończyła, wzdychając z irytacją i rzuciła pochmurne spojrzenie Madarze.
— Na początek, nie pojedziemy w wozach Wilków, ale w świeżo opancerzonych furgonetkach, które Shikamaru skończył wczoraj ze mną testować. — Mówiąc to, Madara mimowolnie wskazał głową na Nare, stojącego w kącie pomieszczenia.
— Furgonetki będą dwie — podjęła dalej Dzika, opierając łokcie na kolanach. Spojrzała na Ichiro i Kibę. — Kagawa, bierzesz na siebie oddział główny. Inuzuka, ty dostajesz drugi wóz. Co do podziału, to sporo musimy zmienić właśnie tutaj.
— Zacznijmy od tego, — wtrącił się Uzumaki, — że Sakura będzie naszym szybkim kontaktem z Kakashim i Tsunade. Będzie czekać w szpitalu, w razie komunikatu Shiki, chociaż mam nadzieję, że niepotrzebnie. — Umilkł na moment, przejeżdżając wzrokiem po każdej obecnej w pomieszczeniu osobie. — Temari też wypada z terenu. Będzie na podstawie wskazówek Jelenia kierować nas w razie nagłego wypadku.
— Ja zostaję w wozie z Kibą. — Szatynka posłała chłopakowi ostre spojrzenie. — Przez całą akcję będę śledzić wasze pozycje i koordynować je w razie potrzeby. Jeśli coś pójdzie nie tak, pytacie najpierw mnie. Jeśli ja nie będę wiedzieć, zajmie się tym Shika. A jeśli i to nie pomoże, to szczerze mówiąc, będziemy w ciemnej dupie. Dlatego też jest mała zmiana planów co do pozycji furgonetek. Ichiro wjeżdża na wcześniej ustalone miejsce i czeka na sygnał do odwrotu. Z nim pojadą Naruto, Lee, Neji, Sasuke i Itachi. Z nami jedzie jeszcze Yumi i Matsu. Wyrzucamy was zaraz po tym, jak Uchiha pozbędą się kontrolera i podniosą szlaban. Was przestaje obchodzić to, co dzieje się z przodu budynku. Idziecie wzdłuż ogrodzenia na tyły hali głównej, gdzie rozkładacie ładunki i spieprzacie przez ogrodzenie. Będziemy na was czekać dwie przecznice dalej. — Wskazała małą, czerwoną kropkę kawałek za główną halą. — Stwierdziliśmy też, że macie rację co do zapalnika. W razie gdyby coś poszło nie tak, będziecie mieć drugi, ręczny. Odpalicie go zaraz po opuszczeniu terenu.
— Sasuke i Itachi. — Madara spojrzał na bratanków, krzyżując ręce na piersi. — Biegniecie przodem, zdejmujecie strażników na przedzie i wchodzicie do środka. Itachi na górze, Sasuke na dole. Dopiero, kiedy dacie znak, że jest bezpiecznie, pozostała trójka wchodzi do środka i dalej trzymacie się starego planu.
— Deidara. — Głos ponownie zabrał blondyn. — Jedziesz osobno i usadawiasz się na budynku położonym jakieś trzysta metrów od terenu zakładu. Wejdziesz schodami pożarowymi na dach i ustawisz się ze snajperką. Będziesz pilnował sytuacji z góry. — Naruto również podszedł do mapki, tym razem wskazując kropkę po przeciwnej stronie zakładu. — Za to Satoshi będzie kontrolował sytuację na dole dopóki nie znajdziemy się na terenie Hiashiego. Kiedy wjedziemy za szlaban, pójdzie prosto do ciebie. Po akcji macie się razem zjawić w siedzibie Wilków.
— I ostatnia rzecz. — Yorumi popatrzyła na przyjaciółkę. — Twoje bomby. Jeśli ktokolwiek zdetonuje taką zabawkę lub zauważy dym bez wcześniejszego ostrzeżenia, informuje o tym resztę. To ma być ostateczna ostateczność. Prosty komunikat, że coś poszło nie tak. Na widok dymu natychmiast spieprzacie z pozycji i kierujecie się do najbliższego punktu zbiorczego. Jeśli dostaniecie informację, że ktoś został ranny, jedziecie do szpitala. A co do Ichiro, to jeśli zobaczysz ten dym, albo coś podejrzanego zwróci twoją uwagę, podjeżdżasz pod główną halę i zabierasz wszystkich ze środka. Gdyby jednak sytuacja wyglądała naprawdę źle, reszta będzie czekać w naszej bazie. W razie konieczności z Madarą i Gaarą zjawią się na miejscu najszybciej, jak tylko się da. Wszystko jasne?
— W takim razie, — Naruto wsadził ręce w kieszenie spodni, ponownie przejeżdżając wzrokiem po zebranych, — macie tydzień wolnego. Nie pakujcie się przez ten czas w kłopoty i uważajcie na każdy krok. W piątek o dwudziestej trzeciej wszyscy zbierają się tutaj. Razem z Madarą przygotujemy wcześniej wozy i sprzęt.

***

Trzask tłuczonej porcelany sprawił, że podskoczyła w miejscu. Od ostatniego spotkania z Uzumakim była rozkojarzona i co chwilę odpływała myślami do tamtego wieczoru, często ignorując świat zewnętrzny. W przeciągu ostatnich trzech dni udało jej się w ten sposób potłuc co najmniej pięć talerzy i ze dwie szklanki. Westchnęła ciężko i zabrała się za zbieranie ostrych kawałków z podłogi.
Działo się tak przez to, że nie mogła dojść do porozumienia z samą sobą. Blondyn zamieszkał na stałe w jej głowie, ale mimo tego, że naprawdę świetnie im się rozmawiało, a sam Uzumaki wydawał się być miły, Hinata nadal miała gdzieś z tyłu głowy, że chłopak należy do świata, od którego ona uciekała od lat. Próbowała się od niego odciąć, ale jej podświadomość ignorowała wszystkie argumenty, cały czas przypominając Hyudze miłego, roześmianego blondyna. Nie dawał jej też spokoju cień, który zobaczyła na jego twarzy, kiedy wspomniał o rodzinie. Do teraz żałowała, że poruszyła ten temat. Nie mogła znieść wciąż powracającego widoku żalu w tych pięknych, żywych oczach.
Jej przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Kiedy dotarł do jej uszu, drgnęła wyrwana z otępienia. Chwilę zajęło jej skojarzenie dźwięku z jego funkcją, ale gdy dzwonek rozbrzmiał na nowo zaraz podniosła się z klęczek i ruszyła w stronę korytarza. Ledwo zdążyła dotknąć klamki, osoba po drugiej stronie znowu go użyła. Hinata otworzyła gwałtownie drzwi, by zaraz zastygnąć w bezruchu, wpatrując się jak zaczarowana w wysokiego blondyna, szczerzącego do niej białe zęby.
— Hej, zapomniałem oddać. — Pomachał dziewczynie przed oczami jej szkicownikiem. — Mogę wejść?
— Tak, jasne. — Odsunęła się po dłuższej chwili wlepiania w niego oczu, przepuszczając go w drzwiach, by zaraz odebrać od chłopaka swoją własność. — Nie musiałeś fatygować się aż tutaj. Mogłam po nie podejść.
— To żaden problem. — Machnął ręką, idąc za dziewczyną do kuchni. — Miałem akurat wolne więc pomyślałem, że przejadę się na desce i to tu podrzucę.
— Dziękuję — mruknęła pod nosem, odkładając swoją własność na szafkę.
— Cieszę się, że to ty otworzyłaś drzwi. Miałbym kłopoty, gdyby zrobiła to Ten.— Uśmiechnął się z zakłopotaniem, widząc zdziwienie dziewczyny i nieme pytanie w białych oczach. — Chciałem cię zapytać, czy nie przejechałabyś się ze mną do parku?
— Co? — wymsknęło jej się, przez co niemal natychmiast spłonęła soczystym rumieńcem. Uzumaki jednak tylko zaśmiał się radośnie i pokiwał głową.
— No wiesz, rolki, deska... — Włożył ręce w kieszenie, z zaciekawieniem przyglądając się zarumienionej dziewczynie. — Chciałbym z tobą porozmawiać, a park to neutralny grunt. To jak? Dasz się wyciągnąć?
Hinata wahała się. Z jednej strony pamiętała, że miała trzymać się od niego z daleka. Nie tylko ze względu na ostrzeżenie Tenten, ale też na jej własną przeszłość, jednak miała taką ochotę iść gdziekolwiek, byleby z nim porozmawiać. Zerknęła pomiędzy kosmykami włosów na jego uśmiechniętą twarz, co przeważyło na jej decyzji.
— Daj mi chwilę — powiedziała i niemal biegiem ruszyła do swojego pokoju, żeby się przebrać i poszukać dawno zapomnianego sprzętu.

***

— Ostrożnie. — Uzumaki zaśmiał się widząc, jak dziewczyna nieudolnie próbuje zachować równowagę, w efekcie końcowym prawie lądując na drzewie. Podał jej rękę i ponownie ruszył na desce, tym razem delikatnie ciągnąć Hyuge za sobą. — Chyba dawno nie jeździłaś?
— Bardzo. — Dziewczyna spuściła wzrok, jednak uśmiechała się pod nosem. Już dawno nie bawiła się tak dobrze na zwykłym spacerze. Blondyn jakimś niezwykłym sposobem potrafił jednym zdaniem wprawić ją w dobry humor. Kiedy rozpędziła się na tyle, by jechać równo z chłopakiem, chciała puścić jego rękę, jednak on ją przytrzymał.
— Nie puszczaj. Chcę mieć pewność, że się nie potłuczesz. — Wyszczerzył się do niej, po czym na powrót zwrócił uwagę na drogę przed sobą. Chwilę po tym powaga zastąpiła uśmiech na jego twarzy, co nie umknęło uwadze biało okiej. — Wiesz, chciałem cię przeprosić.
— Za co? — Hinata popatrzyła na niego z niezrozumieniem.
— Za to, że ostatnio tak szybko uciekłem, nawet nie mówiąc o co chodzi. — Podrapał się wolną ręką po karku w zakłopotaniu. — Tak nalegałem na nasze spotkanie, a potem po prostu zostawiłem cię pod blokiem i pojechałem załatwiać swoje sprawy.
— O co chodziło? — wyszeptała, niepewnie spoglądając na blondyna. Nie wiedziała, czy powinna o to pytać, ani czy nie pomyśli, że wściubia nos w nie swoje sprawy, ale chciała wiedzieć. Mimo tego, że mogło to mieć związek ze światem jej ojca.
— Cóż... — Uzumaki zawahał się, po czym rzucił jej szybkie spojrzenie. — Nie wiem, czy chcesz o tym słuchać. Tenten dobitnie oznajmiła mi ostatnio, że nie powinienem wciągać cię w swoje sprawy.
— Tenten jest trochę nadopiekuńcza — mruknęła pod nosem, w myślach złorzecząc przyjaciółce. Chciała wiedzieć, a Suzuki zdawała się być murem, który tej wiedzy bronił. — Miałam nieciekawą przeszłość i Ten bardzo nie chce, żeby to się powtórzyło. Ale tej przeszłości nie da się zmienić, nie ważne jak bardzo by się starała.
— Rozumiem. — Uzumaki odpowiedział po dłuższej chwili, po czym westchnął głęboko i zwolnił na tyle, żeby jechać ramię w ramię z Hinatą. — No dobrze, ale muszę wiedzieć, że ta rozmowa zostanie między nami. — Hyuga kiwnęła jedynie głową, uparcie wbijając wzrok w swoje rolki. — Z tego, co wiem, Ten zdążyła ci już wyjaśnić, kim jestem. Nie chcę jednak, żebyś kojarzyła mnie z bezwzględnym zabójcą, grasującym po nocach na ulicach miasta.
— Wcale tak nie myślę — wypaliła, by w kolejnym momencie ugryźć się w język.
— Nie? — Blondyn posłał jej zdziwione spojrzenie. — Dlaczego?
— Jesteś za dobry, żeby być bezwzględnym mordercą. — Z każdą chwilą jej głos brzmiał pewniej. — Widziałam już ludzi, którzy mordowali dla pieniędzy, gwałcili i brali to, co chcieli, nie zważając na innych. Ty taki nie jesteś.
— Skąd możesz to wiedzieć? — Wpatrywał się w nią, oczarowany nagłą zmianą w jej zachowaniu, jednak zaniepokoił go cień bezdennego smutku  w spojrzeniu dziewczyny, kiedy to mówiła.
— Po twoich oczach. — Niemal weszła mu w słowo, hardo spoglądając w niebieskie tęczówki. Chwilę po tym ponownie spuściła wzrok, jednak uparcie mówiła dalej. — Nie ma w nich tej bezwzględności. Są łagodne, żywe, radosne. Ktoś o tak szczerym spojrzeniu, nie może być zły.
— Naprawdę w to wierzysz? — Twarz Uzumakiego rozświetlił łagodny uśmiech, podparty jednak współczuciem. Zastanawiał się, co ta dziewczyna musiała przejść skoro w taki sposób postrzegała ludzi. Kiedy bez wahania kiwnęła głową, uścisnął mocniej jej dłoń. — Masz rację. Nienawidzę mordować ludzi i nigdy nie chciałem tego robić. Być tym wielkim szefem jednego z najgroźniejszych gangów w Tokio. Za każdym razem, kiedy ktoś ginie, nawet jeśli nie z mojej ręki, nie mogę się z tym pogodzić. Często są to ludzie, którzy tylko pracują, próbują przetrwać, albo wplatali się w coś, z czego nie potrafią już wyjść. Nie umiem przejść koło nich obojętnie. — Nagle spoważniał, a Hinata dostrzegła w jego oczach zgorzknienie. — Jednak są ludzie, których bawi pozbawianie życia, czy cholerne intrygi, niszczące innym życie.
— Z powodu takiego człowieka wtedy uciekłeś. — Te słowa nie miały formy pytania. Powiedziała to, o czym w tej chwili myśleli oboje.
— Tak, to przez to — przyznał, ściskając nieco mocniej jej dłoń. — Przyjaciel z centrum operacyjnego zadzwonił i powiedział, że mieliśmy włam do systemu. Koniec końców okazuje się, że mamy w szeregach kreta, który w dodatku próbuje wykraść dane organizacji i sprzedać nas na rzeź Hiashiemu. — Dziewczyna zesztywniała, słysząc imię swojego ojca, co nie umknęło uwadze blondyna. — Coś się stało?
— Nie, po prostu... — Zawahała się. Nie chciała odsłaniać przed nim tej karty swojego życia. Wystarczyło, że ojciec doprowadził do tego, że nienawidziła samej siebie, a Hanabi odwróciła się do niej plecami. Nie chciała, żeby Naruto również to zrobił. — To dziwne, kiedy człowiek znany ze swojej działalności na rzecz potrzebujących, okazuje się być kimś takim.
— Potrzebujących — prychnął, na moment uciekając w swoje ponure myśli. — Ten człowiek jest szefem największej mafii, działającej w tym kraju i jeszcze nie ma dość.
— To straszne — wyszeptała, próbując nie  pokazać po sobie, że doskonale wie kim jest Hiashi Hyuga i co więcej, zaznała jego metod, które pozostawiły trwałą bliznę w jej psychice.
— Nie mówmy już o nim. — Blondyn przerwał niezręczną ciszę, która zapadła po słowach dziewczyny. — Nie chcę, żeby ta przejażdżka zamieniła się w pranie brudów śmietanki politycznej Tokio.
Hyuga kiwnęła potakująco głową. Wtedy też w jednej chwili wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Tuż za nimi rozległy się roześmiane, dziecięce głosy. Dziewczyna poczuła, jak jedno z nich pcha ją do przodu, co skutkowało utratą równowagi. Z racji tego, że blondyn trzymał ją za rękę, pociągnęła go za sobą, zanim ten zdążył zeskoczyć z deski. Jedyne, co udało mu się zrobić, to przekręcić się podczas upadku tak, by to on uderzył plecami o bruk i nie przygwoździł dziewczyny do podłoża swoim ciężarem. Hinata za to z całym impetem wylądowała na jego klatce piersiowej, nadal w panice trzymając mocno jego rękę. Jej włosy rozsypały się wokół twarzy Naruto, a na policzkach ponownie tego dnia zagościły rumieńce.
Uzumaki za to zaśmiał się w głos, ignorując ból barku, powstały po spotkaniu z chodnikiem i odgarnął Hyudze włosy za ucho.
— Mam de ja vu. — Wyszczerzył się, obejmując dziewczynę w pasie. — Tyle, że tym razem to ty wpadłaś na mnie. — Dziewczyna zachichotała, gdy na dźwięk jego słów zażenowanie zniknęło, jak ręką odjął. — Wszystko w porządku?
— Tak, myślę, że tak. — mruknęła, nadal się uśmiechając — A u ciebie?
— Przeżyję — rzucił, po czym oboje ponownie wybuchli śmiechem. Zignorowali cały świat zewnętrzny, nie zważając na to, że ludzie patrzyli na nich z politowaniem. Naruto pierwszy umilkł, przypatrując się z uwagą uśmiechniętej twarzy biało okiej. — Naprawdę pięknie wyglądasz, gdy się rumienisz. I kiedy się uśmiechasz. — Dziewczyna zamilkła, jak urzeczona wpatrując się w roześmiane, niebieskie tęczówki.
— Chyba powinniśmy wstać — szepnęła z trudem, psując dziwne napięcie, które wdarło się pomiędzy nich w tamtej chwili.
— Chyba masz rację. — Odchylił głowę do tyłu, by zaraz odetchnąć  i na powrót spojrzeć na dziewczynę. — Panie przodem.
Zaczekał, aż Hyuga pewnie stanęła na rolkach i również się podniósł, zaraz rozglądając się za swoją deską. Okazało się, że w chwili upadku odjechała dobre kilkanaście metrów, więc podał dziewczynie rękę i ruszył w stronę swojej własności. Kiedy tylko ją podniósł, wskazał na ławkę naprzeciw nich. Hinata z wdzięcznością przyjęła jego propozycję i kiedy tylko usiadła, wzięła się za zmianę obuwia na zwykłe trampki.
— Wiesz, chciałem cię jeszcze o coś zapytać — zagaił, gdy już uporała się ze sznurowadłami. — Jak wiesz, w tym roku wypada nam bal absolwentów. Jako, że na nim gramy i tak tam będziemy, ale...  Pomyślałem, że może chciałabyś wybrać się na niego ze mną?
— Chcesz iść ze mną na bal? — Zaskoczona otworzyła szeroko oczy, przyglądając się jego zwieszonej głowy.
— Byłbym zaszczycony gdybyś się zgodziła. — Posłał jej niepewny uśmiech, unosząc na nią wzrok. — Oczywiście jeśli nie chcesz...
— Zgoda — przerwała mu, czując jak szeroki uśmiech rozciąga jej usta. — Bardzo bym chciała. — Po tych słowach, w przypływie emocji pocałowała blondyna w policzek i zanim którekolwiek zdążyło pojąć sytuację, poderwała się z miejsca, biegnąć w stronę wyjścia z parku. Naruto patrzył w ślad za nią dopóki nie zniknęła mu z oczu.
— Tak! — krzyknął, wyrzucając ręce wysoko w górę i nie zważając na zgorszone spojrzenia przechodni. Szybko podniósł się na nogi i odjechał w stronę drugiego wyjścia z parku, nie przestając uśmiechać się pod nosem.

***

Shikamaru śledził wzrokiem ekrany kamer, co rusz przewracając oczami, kiedy ktoś wszedł nie do tego pokoju, do którego powinien. Uzumaki wyznaczył bazę Quick Wolves na punkt zbiórki, prawdopodobnie zapominając o tym, że ten budynek był istnym labiryntem nie do przejścia dla niektórych członków Konohy. Jednak, na nieszczęście bruneta, Gaara o tym nie zapomniał i w przeciwieństwie do Naruto zadbał o to, żeby Nara miał co robić w czasie przygotowań. To przez No Sabaku siedział przed monitoringiem z palcem na przycisku interkomu, tłumacząc Kikkawie jak z podziemi dojść do centrum operacyjnego.
Naruto od godziny ustalał z Madarą i Gaarą szczegóły akcji, gdyby potrzebna była drużyna rezerwowa. W tym czasie Temari i Yorumi scalały częstotliwości krótkofalówek z nowym systemem komunikacyjnym, a do pomieszczenia co rusz wchodził Kiba, którego z powrotem do składu broni odciągał Ichiro, żeby tylko nie przeszkadzał dziewczynom w pracy. Sasuke siedział razem z bratem na kanapie, rozmawiając przez telefon z Sakurą o szczegółach, które ta zdążyła już na miejscu ustalić z Tsunade. Z tego co Uchiha przekazywał na bieżąco Itachiemu, Nara wychwycił, że Senju zniknęła specjalnie wszystkim z oczu, żeby w razie wypadku być do ich dyspozycji.
Satoshi niecałe dziesięć minut wcześniej opuścił bazę, żeby być na miejscu dwie godziny przed czasem i obserwować otoczenie. Deidara za to siedział od kilkunastu minut w garażu i walczył z silnikiem jedynego w miarę sprawnego motoru, który znajdował się w ich bazie. Shika klął w myślach na Uzumakiego, który zapomniał sprowadzić reszty maszyn na miejsce po ostatnim wypadzie. Teraz było już za późno na sprowadzenie któregoś z tych sprawnych, więc Iwasaki musiał naprawić ten jeden na czas.
Nara warknął z irytacji, kiedy Matsuo po raz kolejny wszedł w zły korytarz. Przeszukał budynek w poszukiwaniu Sasaki, którą wysłał, żeby znalazła tego kretyna i sprowadziła go na górę. Dziewczyna stała przy schodach, do których Shika miał doprowadzić rudzielca i tupała z niecierpliwością stopą, patrząc z wyrzutem prosto w kamerę. Chłopak westchnął ciężko i poprosił ją, żeby zeszła na dół i zaciągnęła Hentaia siłą na górę. Sasaki przewróciła oczami, ale ruszyła na poszukiwanie swojego partnera. Jeleń, już spokojny o tę dwójkę, odwrócił się do ludzi zebranych w pomieszczeniu. Większość z nich skończyło swoją robotę. Jedynie Naruto nadal dogadywał z szefami detale, a Neji i Lee pakowali ładunki do plecaków.
Shika z niepokojem patrzył na zegar wskazujący dwudziestą drugą. Za półtorej godziny mieli zacząć akcję, a Narze wydawało się, że uczucie niepewności i złe przeczucia zjedzą go od środka. Zresztą nie tylko jego. Nie był głupi. Widział, jak Naruto nerwowo odsuwa co chwilę rękaw bluzy, żeby popatrzeć na zegarek. Dzika wyłamywała palce, wgapiając się w monitor, na którym Deidara grzebał w silniku. Brunet był pewny, że No Sabaku i Madara też nie są przekonani o powodzeniu tej akcji. Miał tylko nadzieję, że wszystkich zawodzi intuicja i to fałszywy alarm.

***

Ozawa obserwował dwie czarne, opancerzone furgonetki podjeżdżające pod mury Portowego Parku Przemysłowego. Z jednej z nich wyskoczyła dwójka brunetów. Na ugiętych nogach ruszyli w stronę szlabanów, gdzie starszy z braci wszedł do budki kontrolera.
Itachi miał dziwne przeczucie, że ktoś ich obserwuje, co go dekoncentrowało. Dlatego też nie od razu zauważył, że strażnik musiał ich zauważyć, już kiedy podjechali pod bramę, bo czekał na niego ze spluwą w dłoni. Jednak Uchiha szybko odzyskał rezon, wytrącając facetowi broń, zanim ten zdążył jej użyć. Po krótkiej szamotaninie, Łasica wbił mężczyźnie lufę pod żebra i bez wahania pociągnął za spust. Facet osunął się na ziemię z głuchym łoskotem, dając tym starszemu z braci dostęp do konsoli. Itachi szybko odnalazł właściwy guzik i skinął przez okno na brata. Barierki zaczęły sunąć w górę.
Na ten znak z drugiej furgonetki wyszła Sasaki, ciągnąć za sobą Hentaia. Wymienili spojrzenia z młodszym Uchihą i pobiegli za nim wzdłuż ogrodzenia, by na wylocie skręcić w prawo i zniknąć ekipie z oczu. Dopiero, kiedy z budki wyszedł Itachi i ruszył za bratem, Kiba wycofał samochód i ruszył uliczkami na tyły zakładu. Gdy przejeżdżał koło Satoshiego, mrugnął światłami, dając brunetowi sygnał do odwrotu na pozycję Deidary. Gure zaczekał aż druga furgonetka wjedzie na teren, żeby zniknąć w cieniu mniejszej hali. Dopiero wtedy wycofał się do pobliskiej alejki.
W tym czasie Sasuke i Itachi zdążyli podejść niezauważeni do strażników pilnujących wejścia na główną halę. Zanim ta dwójka zdążyła zrozumieć co się dzieje, bracia oddali po celnym strzale, wygłuszonym przez tłumiki i wślizgnęli się do środka.
Z furgonetki wysiedli Naruto, Neji i Lee. Podeszli ostrożnie do otwartych drzwi, czekając aż Sasuke oczyści teren. W czasie, kiedy ze środka nie dochodziły żadne odgłosy, Naruto starał się odwrócić swoją uwagę i dojrzeć, gdzie znajdują się Sasaki z Kikkawą, ale szybko zrozumiał, że to daremny wysiłek. Nie był w stanie ich zobaczyć, kiedy chcieli pozostać niezauważeni.
— Teren czysty. — Chłodny głos Uchihy, który rozbrzmiał w krótkofalówce, sprowadził go na ziemię. Popatrzył po przyjaciołach, po czym wszyscy trzej zgodnie kiwnęli głowami.
Cała trójka zniknęła za drzwiami do hali, obserwowana przez czujne, fioletowe oczy.

***

— Mógłbyś się wreszcie przymknąć z łaski swojej? — syknęła blondynka, kiedy razem z Matsuo przemykali w cieniu kolejnej hali na wskazane dla siebie miejsce. — To nie czas na twoje durne żarty.
— Ja tylko staram się rozładować atmosferę — parsknął w odpowiedzi Kikkawa, przeskakując kolejne ogrodzenie, dzielące cały teren na poszczególne strefy. Będąc po drugiej stronie, podał rękę Sasaki, jednak ta zignorowała jego pomoc, zwinnie pokonując przeszkodę.
— Nie zatrzymuj się, Hentai. — Rzuciła mu ostre spojrzenie, by po chwili pchnąć rudzielca do biegu i ruszyć za nim. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Matsuo musiał zgrywać idiotę właśnie wtedy, kiedy było to najmniej wskazane.
— Chociaż raz mogłabyś docenić to, że próbuje rozładować napięcie. — Naburmuszył się, jednak posłusznie brnął dalej, uważnie obserwując otoczenie.
— A ty choć raz mógłbyś być poważny — burknęła na odczepne, zapatrując się w ciemną uliczkę za ogrodzeniem, wzdłuż której właśnie biegli.
Miała dziwne wrażenie, że za jednym z mijanych budynków zatrzepotał kawałek czarnego płaszcza, a czyjeś oczy śledziły każdy ich ruch z bezpiecznej odległości. Tak bardzo ją to zaabsorbowało, że dopiero mocne szarpnięcie za ramię przywróciło ją do rzeczywistości.
Odwróciła się w stronę osoby za to odpowiedzialnej gotowa uderzyć, ale ręka okazała się należeć do jej partnera. Kikkawa patrzył na nią z założonymi na piersi ramionami i irytacją malującą się na twarzy.
— To nie twój braciszek czasem powiedział nam, że przy hali nie będzie żadnych strażników? — Wskazał kciukiem za siebie, gdzie obok tylnych drzwi stał uzbrojony mężczyzna około trzydziestki. Powiodła wzrokiem po jego sylwetce, po czym przewróciła oczami.
— Zostaw mojego brata w spokoju. Każdy popełnia błędy. — Dźgnęła rudzielca w tors, marszcząc gniewnie brwi. — Po prostu go uciszymy i rozłożymy ładunki. Co za problem?
— Dobra już dobra. — Chłopak uniósł ręce w geście kapitulacji i odwrócił się w stronę niespodziewanego gościa. — Patrz i ucz się, blondyna.
Zanim zdążyła mu odpyskować, zniknął w cieniu kolejnej hali, ostrożnie przemykając w kierunku strażnika. Sasaki zmieliła w ustach przekleństwo i ruszyła za nim, mając nadzieję, że facet przy drzwiach nie zauważy ich za wcześnie.
Przez ten chwilowy chaos zapomniała o złym przeczuciu, skupiając całą swoją uwagę na bezszelestnym podejściu do palet z kartonami, które były ostatnią osłoną przed domniemanym przeciwnikiem. Dopiero tam zauważyła Kikkawe, który wyczuwając moment, podchodził powoli do odwróconego plecami mężczyzny.
Wyciągnął z kabury jeden z noży i łapiąc za ostrze, zamachnął się w momencie,  w którym strażnik zaczął się odwracać w jego stronę. Nim jednak zdążył wyciągnąć pistolet, Matsuo uderzył trzonkiem rękojeści w dół jego nosa, by zaraz błyskawicznie wykonać ten sam ruch, tym razem wymierzony w krtań strażnika, co uniemożliwiło mu jakiekolwiek krzyki, czy jęki związane z wcześniejszym wyłamaniem kości nosowej.
Yumiko zerwała się z miejsca mając ochotę rozszarpać rudzielca. Takie ciosy były bolesne i chwilowo odbierały zdolność walki, ale zamroczenie nie trwało wiecznie, mimo obfitego krwotoku oraz krótkotrwałej niemożności oddychania. Ofiara po dosłownie paru sekundach dochodziła do siebie. Fakt, że na krótko przed kolejnymi falami bólu, ale to i tak wystarczyło, żeby ich odstrzelić.
— I co? — Matsu wyszczerzył się do dziewczyny, chowając broń na powrót do kabury.
— To, — powiedziała, podchodząc do charczącego krwią strażnika, — że jesteś idiotą. — Złapała mężczyznę za ramiona, jednocześnie boleśnie wbijając kolano w jego brzuch i gdy ten się pochylił, płasko uderzyła w kark, posyłając go w odmęty Morfeusza. — A teraz nie rób takiej naburmuszonej miny, tylko wyciągaj ładunki. To omdlenie też nie trwa wiecznie.

***

Itachi ostrożnie wchodził po metalowych schodach na drugie piętro, w skupieniu nasłuchując podejrzanych dźwięków. Nie podobały mu się dziwne cienie, które zauważył na dworze i doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie były przywidzenia. Był niemal pewien, że na terenie kartelu ktoś na nich czekał, z otwartymi ramionami witając bandę idiotów postępujących, jak w jakimś chorym scenariuszu psychopaty.
Wszedł do pomieszczenia, z którego w przeciwne strony rozchodziły się długie i ciemne korytarze. Kierując się planem budynku, ruszył na prawo do pomieszczeń socjalnych. Według niego w całej hali było zdecydowanie za cicho. Razem z Sasuke odstrzelił trójkę ludzi poza strażnikami, od obchodu pierwszego piętra nie natykając się już na żadną żywą duszę. Na dole również nie słyszał strzałów.
Rozglądał się w skupieniu po mijanych pomieszczeniach, ale wszędzie panowała idealna cisza. Dopiero, kiedy znalazł się na niedużej stołówce, zatrzymał się gwałtownie, wstrzymując jednocześnie oddech. W oddali rozległ się krótki, ale dobitny w wydźwięku chrzęst, jakby kilka ostrych, metalowych przedmiotów zostało z premedytacją przeciągniętych po betonie. Wzdrygnął się, mając nadzieję, że nie był to ten, który jako pierwszy przyszedł mu na myśl. Podniósł dłoń do szyi, powoli odwracając się w stronę korytarza, z którego tam wszedł.
— Gure — mruknął, wycofując się w cień wysokiej szafki. — Gure, odezwij się do cholery.
— Łasica? — Usłyszał po kilku sekundach wpatrywania się mrok. Niepokojący dźwięk nie powtórzył się, ale Uchiha wcale nie brał tego za dobrą monetę. — Co jest?
— Jesteś pewien, że poza nami nikt nie znalazł się na terenie zakładu? — Sięgnął za pasek spodni na plecach, chwytając w palce pistolet.
— Tak, a coś się.. ksz... ksz.. — Brunet zmarszczył brwi na dźwięk cichych szumów w słuchawce.
— Ozawa? — warknął, nasłuchując jednocześnie kroków, czegokolwiek, by określić pozycję napastnika, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że musiał tam być. — Satoshi, co się dzieje?
— De...ksz...co...ksz...rob... — Itachi zamarł w bezruchu, wsłuchując się w dźwięki dochodzące z krótkofalówki. — Przes...ksz...ara... — Nagle słuchawka zamilkła.
— Cholera jasna — przeklął, znowu przyciskając małe urządzenie. — Dzika!
— Co jest, Łasica? — Spięty głos dziewczyny tylko pogorszył jego, już i tak złe przeczucia.
— Znajdź Ozawe. — Wpatrzył się w korytarz, na którym coraz głośniej rozlegał się odgłos ciężkich kroków. Rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym rzucił ostatnie spojrzenie za siebie. Widząc, że socjal dawał za mało swobody w ruchach, ruszył biegiem w głąb budynku, kierując się do małego magazynu na pierwszym piętrze. Kiedy zorientował się, że Nateko nie odezwała się od dłuższego czasu, włączył mikrofon. — Dzika, co się dzieje na zewnątrz?!
— Nie wiem. — Gdy usłyszał zdenerwowanie w jej głosie, zacisnął zęby, przeskakując przy tym przez barierkę, żeby szybciej znaleźć się na dole. Był już niemal pewien, czyje kroki rozlegają się kilkanaście metrów za nim. — Zniknął mi z radaru. Shika też nie może go namierzyć. Przepadł jak kamień w wodę.
— A Kita? — warknął, słysząc niedaleko siebie drapanie metalu o ścianę, przez co instynktownie przyspieszył. — Przecież miał się u niego stawić już jakiś czas temu.
— On też nie odpowiada — syknęła dziewczyna. — Nie wiem, co jest. Nadajnik w krótkofalówce po prostu wyparował mi z radaru, a ten w naszyjniku nadal jest na dachu. Nie rozumiem, co się stało. I nie tylko ta dwójka zniknęła z...
Nagle poczuł, jak ostrze zdziera opaskę z jego szyi, przy okazji tworząc na niej krwawy ślad. Odskoczył w bok, dosłownie kilka sekund przed kolejnym ciosem, tym razem wymierzonym na o wiele głębsze cięcie.
Odwrócił się, stając twarzą w twarz z niewiele starszym od siebie mężczyzną. Wlepił wzrok w jego fiołkowe oczy, w których błyszczało czyste szaleństwo, po raz kolejny tego wieczoru przeklinając lekkomyślność swoją, jak i całej Konohy.
— Kopę lat, Kruk. — Zaśmiał się pod nosem, podpierając na wielkiej kosie z trzema zakrzywionymi ostrzami na samej górze. Itachi spiął mięśnie, widząc ten przeklęty uśmieszek.
— Hidan.

***

Deidara przeskakiwał po trzy schodki, chcąc jak najszybciej znaleźć się na dachu kamienicy. Przez mały problem z silnikiem wyjechał z bazy nieco później, niż w początkowym założeniu. Zaparkował motor w bezpiecznym miejscu dwie przecznice dalej, więc musiał sprintem pokonać dzielącą te dwa punkty odległość. Nie był to może bieg życia ale z dwunastokilogramową snajperką, zapakowaną w futerał stylizowany na gitarowy i to było uciążliwe. W dodatku zapas magazynków, spakowanych w torbę zawieszoną na jego ramieniu, skutecznie utrudniał mu manewrowanie po wąskich schodach pożarowych.
Przeklinając co rusz pod nosem nagłe widzi mi się rozrusznika, wdrapał się na górę i położył bagaż na przeciwległym krańcu dachu. Włożył słuchawkę małej krótkofalówki zaczepionej na czarnym pasku obiegającym mu szyję do ucha i przycisnął palcem mikroskopijne urządzonko.
— Jestem na pozycji — mruknął cicho, już przyklękając koło futerału.
— Czemu tak długo? — Usłyszał zniecierpliwiony głos Dzikiej, na co przewrócił oczami. — Zresztą nieważne. Wszyscy są już na swoich od kilku minut. Rozkładaj się szybko i do roboty. Satoshi będzie u ciebie za jakieś piętnaście minut.
— Jasne, jasne — burknął w odpowiedzi i zabrał się do otwierania futerału, kiedy coś nagle zwróciło jego uwagę.
Znieruchomiał nasłuchując, kiedy szmer ponownie zaległ w jego uszach. Szmer drzwi zamykanych z niespotykaną precyzją. Ostrożnie zatrzasnął dopiero co otworzony zamek i przesunął dłoń na łydkę, gdzie w cholewkach glanów miał wciśnięty nóż szturmowy. Odetchnął głęboko i delikatnie przekręcając głowę, chwycił za trzonek broni, by w kolejnej sekundzie wyszarpnąć ją z ukrycia i błyskawicznie stanąć na nogi. Zanim jednak zdążył wykonać cięcie napastnik, który jakimś sposobem podszedł do niego na odległość pół metra, posłał go na beton, z niesamowitą siłą uderzając w szczękę. Kita zaklął, natychmiast stając na równe nogi i zastygł w bezruchu z podniesioną gardą, przypatrując się agresorowi.
Naprzeciw niego stał nieco wyższy, dobrze zbudowany mężczyzna. Na lekko zarośniętej twarzy gościł wyraz kompletnej ignorancji, a w ustach tkwiło niedopalone cygaro. Czarne włosy opadały na jasne oczy, co jednak nie wydawało się stanowić dla niego problemu. Ubrany był w czarne bojówki i glany. Na biały podkoszulek zarzucił wojskową katanę, łopotającą gwałtownie na wietrze, który podrywając Deiowi kosmyki włosów, nie pozwalał dokładnie przyjrzeć się nieśmiertelnikowi, zawieszonemu na szyi na oko czterdziestolatka. Facet wydawał się blondynowi znajomy, ale za cholerę nie mógł przypomnieć sobie jego imienia, ani nawet sytuacji, w której mógł go spotkać.
— Coś ty za jeden? — warknął, ocierając przy tym krew z kącika ust. Zmielił w nich kolejne przekleństwo. Mężczyzna wiedział, gdzie uderzać i był od niego silniejszy. W dodatku z łatwością zerwał mu z szyi krótkofalówkę, teraz przygniatając ją butem. Brak łączności nie wróżył nic dobrego.
— No proszę, jestem rozczarowany. — Brunet skrzyżował ręce na piersi i z szelmowskim błyskiem w oczach, przyglądał się jak Dei opuszcza ręce i pewniej chwyta nóż, którego nie pozwolił sobie wypuścić z ręki. — Chociaż widzę, że podstawową zasadę przetrwania pamiętasz. — Skinął głową na rękę blondyna, a jego twarz rozświetlił uśmiech. Chytry, lisi uśmieszek. — Bez broni, jesteś martwy.
Kita napiął mięśnie i zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc skąd kojarzy te słowa i dlaczego facet zachowywał się tak, jakby znał go od lat. Omiótł szybkim spojrzeniem drogi ucieczki. Miał zamiar przebywać w towarzystwie tego człowieka najkrócej, jak się dało. Inaczej mogło dojść do niezbyt przyjemnej konfrontacji.
— Czego chcesz? — Poruszył się delikatnie, ustawiając w pozycji dogodnej do biegu w kierunku broni. Za dużo wysiłku go kosztowała i za dużo pożytku z niej było, żeby zostawić ją na pastwę tego przyjemniaczka
— Daruj sobie, Blondyna. — Brunet zaśmiał się i opuścił ręce wzdłuż ciała. — Myślisz, że nie widzę tych mikroskopijnych ruchów? Zresztą nie bój się. Mam zamiar tylko trochę cię obić.
— Kto cię przysłał? — Z chwilą wypowiedzenia tego zdania, miał ochotę palnąć się w twarz. Chyba w życiu nie powiedział czegoś głupszego w chwili zagrożenia.
— Przecież doskonale wiesz, Deidara. — Jego imię w ustach bruneta, zmroziło go, zmuszając do jeszcze czujniejszego przyglądania się przeciwnikowi. — Twój były szefuncio bardzo by nie chciał, żebyś przeszkodził mu w jego planie, a ja... No cóż, z racji na dobre wspomnienia, nie mam ochoty się ciebie pozbywać.
Mierzyli się przez chwile spojrzeniami, po czym Deidara zerwał się nagle z miejsca, jednocześnie odwracając nóż w palcach, by dogodnie ciąć bruneta, jednak ten zdawał się dokładnie znać jego ruchy i bez najmniejszego problemu zszedł mu z drogi, ponownie uderzając, tym razem nieco wyżej.  Iwasaki upadł na beton, czując potworne kłucie w czaszce i dopiero, kiedy krew spłynęła mu do oka, zrozumiał że facet uderzył prosto w skroń. Zaklął siarczyście siadając i podparł głowę na ręce, próbując zwalczyć pulsujący ból.
— No, no, no, Barret M82A2. — Brunet gwizdnął, kucając przy otwartym przed chwilą futerale i patrząc z uznaniem na broń. Po chwili na powrót zatrzasnął walizkę, powoli się podnosząc. — Niezłe cacko Dei, musze ci to przyznać. Nic a nic się nie zmieniłeś, blondyna. Zawsze wołałeś te wszystkie amerykańskie zabawki.
— Czekaj, ty... — Kita otworzył szeroko oczy, z niedowierzaniem wpatrując się w mężczyznę, kierującego kroki w stronę schodów pożarowych. Tylko jedna osoba poza Yumiko i Kibą wiedziała w jakiej lubuje się broni. I miała być nieżywa od dziesięciu lat. — Kazuma?
— No proszę. — Brunet odwrócił się przez ramie, stojąc już koło zejścia z dachu. — A jednak coś ci świta, Blondyna. — Puścił Iwasakiemu oko, po czym zniknął za krawędzią cegieł.
— Czekaj! — krzyknął za nim, podnosząc się szybko na nogi. — Endo, do cholery! Wracaj tu!
Jednak z miejsca, w którym zniknął dawny mentor Akatsuki poniósł się tylko złośliwy śmiech starego komandosa.

***

— Kitsune, pospieszcie się. — Sasuke obserwował uważnie sterty kartonów, leżące na paletach. Nie zwrócił na nie wcześniej uwagi, więc dopiero teraz zauważył, że są znacznie odsunięte od ściany. Rzucił szybkie spojrzenie przyjaciołom i ruszył pomiędzy wysokie na trzy metry kolumny.
— Demon?! — Krzyk blondyna poniósł się echem po ogromnej przestrzeni. Uchiha jednak nie zwracał na to uwagi, z niedowierzaniem wpatrując się w grube, na wpół otwarte stalowe drzwi. Zanim zmusił ciało do reakcji, przez głowę zdążyły przelecieć mu najgorsze ze scenariuszy.
— Cholera jasna — zaklął, zrywając się z miejsca. — Zabieramy się stąd! Natychmiast! — krzyczał, dobiegając do pozostałej trójki.
— Co ci nagle odwaliło, Demon? — Neji odstawił na miejsce ostatni z ładunków, sprawdzając jeszcze, czy przekaźnik fal działa.
— To Hyuga, że za tymi cholernymi paletami są drzwi, prowadzące na parking po nie obserwowanej przez nas stronie hali — wyrzucił na wydechu, przeładowując broń. — To pieprzona zasadzka, zmyślnie przygotowana przez twojego kochanego wujaszka.
— Brawo, Uchiha. — Chłodny głos zwrócił ich uwagę na mężczyznę, stojącego między nimi, a wejściem głównym. — Szkoda tylko, że zauważyłeś to o kilka minut za późno.
Nagle na ich ciałach pojawiły się czerwone, laserowe punkty. Uzumaki rozejrzał się wokół, zaciskając zęby. Hiashi bez problemu przerzucił do środka swoich ludzi, w dodatku robiąc to bezczelnie pod ich nosami. Zamaskowani mężczyźni odcinali im wszystkie drogi ucieczki, mierząc do nich z broni.
— I co teraz zrobisz, szczeniaku Namikaze? — Hyuga zaśmiał się, wyzywająco patrząc w roziskrzone gniewem, niebieskie oczy.
— Nie waż się wymawiać tego nazwiska — warknął blondyn, szybkim ruchem wyciągając pistolet zza paska spodni. Wymierzył go w głowę szatyna, na co ten tylko głośniej się roześmiał.
— Naprawdę sądzisz, że wyjdziesz z tego cało z jedną małą spluwą? — Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo, widząc drżenie ręki Naruto. — Jesteś tak samo głupi i nieodpowiedzialny, jak twój ojciec.
— Czego chcesz, Hyuga? — Sasuke stanął obok przyjaciela, kładąc rękę na jego ramieniu i mocno ściskając. Uzumaki zaklął pod nosem, ale opuścił broń, z nienawiścią patrząc w jasne oczy wroga.
— Uświadomić wam, że te wasze niby poważne działania, doprowadzą tylko do większego rozlewu krwi. — Hiashi spoważniał w jednej chwili, hardo patrząc w ciemne oczy Sasuke. — Mam was w garści, Uchiha. Wiem kogo się boicie i mogę w każdej chwili przywrócić ten koszmar do życia. Znam przeszłość większości z was, wiem o prawie każdym waszym kolejnym posunięciu, chłopcy. — Wlał w ostatnie słowo tyle jadu, by Neji spojrzał na wuja uważniej. Znał go od podszewki i wiedział, że ten ton oznaczał kłopoty. Szef tokijskiej mafii był zbyt pewny swych słów, żeby puścić to mimo uszu. — Żadna z tych zmyślnych akcji nie zakończy się sukcesem.
— Co daje ci podstawę do takiego myślenia, wuju? — Neji zmierzył krewnego wrogim spojrzeniem, które tamten odwzajemnił.
— To, mój drogi bratanku, że mam was w garści. — Obojętność, pobrzmiewająca w jego głosie, przyprawiła Hótaia o dreszcze. Starszy Hyuga odwrócił się ponownie w stronę blondyna i spojrzał mu prosto w oczy. — Jesteście skończeni, szczeniaku Namikaze. W tej chwili te niedobitki społeczne, które wy nazywacie przyjaciółmi, zostają otoczone przez moich zabójców. Te dzieci próbujące zgrywać gangsterów, nie dadzą rady postawić się Akatsuki. Nie wyjdziecie z tego bez ofiar.
Z chwilą, w której to powiedział, skierował wzrok na schody, znajdujące się za plecami członków Konohy. Jedynym, który odwrócił się na tyle szybko, by zauważyć zamaskowanego mężczyznę z bronią był Lee. Wydało mu się nagle, jakby czas zwolnił swój bieg i tylko on poruszał się na tyle szybko, by rzucić się w stronę szefa swojego gangu. Jedynym, co rozbrzmiało w pomieszczeniu przed wystrzałem, było imię blondyna, wykrzyczane przez Rocka, próbującego zepchnąć przyjaciół z linii strzału. W pomieszczeniu zapadła złowieszcza cisza, nie przerywana choćby najmniejszym szelestem. Było już za późno na to, by kula nie dosięgła celu.

***

Dwóch byłych kompanów stało naprzeciw siebie, ciężko oddychając. Z bronią w rękach przypatrywali się sobie nawzajem, świadomi umiejętności tego drugiego, jednak nie mając pojęcia, jak przechytrzyć przeciwnika.
Siwowłosy stał pewnie na ugiętych nogach, opierając się na kosie i z dziką satysfakcją obserwował Uchihę. Dawny rywal go nie zawiódł. Wciąż trzymał poziom, pomimo wszystkich plotek, które rozpełzły się po najciemniejszych zakamarkach Tokio. Hidanowi ani razu nie udało się drasnąć Łasicy, co jeszcze bardziej napędzało go do zadawania kolejnych ciosów.
— No, no, Kruk. — Zachrypnięty głos odbił się echem od ścian magazynu. — Dawno nie miałem takiego ubawu. Jednak mam jedno ale. — Z twarzy zszedł mu uśmieszek, ustępując miejsca grobowej powadze. Następne słowa wywarczał przez zaciśnięte zęby, pewniej chwytając swój oręż. — Przestań uciekać, tchórzu.
Ruszył gwałtownie z miejsca, chwytając kosę drugą ręką i zamachnął się na bruneta, który unikał ciosów z coraz większą trudnością. Yuga mimo pozorów, które z pieczołowitością zachowywał, wcale nie był niezrównoważonym psychicznie mordercą. Itachi widział naprawdę niewielu ludzi tak inteligentnych, cierpliwych i co ważniejsze, uderzających z taką precyzją, w całym swoim przestępczym życiu. Trzeba przy tym pamiętać, że spotykał takie osoby niemal codziennie, ale to właśnie Hidan był najgorszym i najtrudniejszym do pokonania przeciwnikiem.
Z ledwością uniknął kolejnego ciosu, wymierzonego w ramię, obserwując zależność w działaniach siwowłosego. Yuga doskonale wiedział, gdzie uderzać, żeby zabić, jednak nawet przez chwilę nie zamierzał się na te miejsca, jeśli nie wiedział, że Łasica z łatwością uniknie cięcia.
— W co ty pogrywasz, Kosa? — warknął, blokując uderzenie swoją bronią.
— Ja? — zapytał Hidan, robiąc przy tym minę niewiniątka i jednocześnie odskakując w tył. — Przecież próbuję cię koncertowo pociąć. Nie mów, że nie zauważyłeś, Uchiha?
— Dlaczego nie atakujesz na serio? — Brunet przyklęknął, nie spuszczając oczu z szczerzącego się mężczyzny. Odnalazł trzonek noża wepchniętego pod wpływem chwili do kieszeni bojówek.
Zabójca z zadowoleniem obserwował jak się podnosi, pewnie trzymając ostrze. Właśnie na tę chwilę czekał. Na ten jeden moment, kiedy Itachi Uchiha będzie zmuszony do skrzyżowania z nim ostrza w walce. Uśmiechnął się i zaczął powoli iść w jego kierunku, ciągnąc za sobą narzędzie tak, by metaliczny chrzęst na dobre zagościł w uszach Łasicy. Nie zamierzał dać się dzisiaj ponieść, ale nikt nie miał prawa zabronić mu chwili zabawy z jedzeniem. Kiedy postanowił po raz kolejny zaatakować tak, by rywal uniknął głębokiego cięcia, po budynku poniósł się huk wystrzału. Dźwięk ten na tyle rozproszył uwagę bruneta, że nie zdążył odskoczyć, w wyniku czego ramię ręki, w której tkwiła broń palna, zawisła bezwładnie wzdłuż jego ciała. Brunet syknął z bólu i złapał miejsce cięcia drugą ręką, spod byka patrząc na rozpromienionego, jednak nieco zdziwionego przeciwnika.
— Oj, Uchiha — zacmokał Hidan, kręcąc z politowaniem głową. — Tak dać się pociachać? Nawet Dei nigdy nie dał mi się tak łatwo.
Itachi zupełnie zignorował jego słowa, gorączkowo rozmyślając nad dalszym rozwojem sytuacji. Nie mógł ruszyć ręką, by nie sprowokować mocniejszego krwawienia, co dyskwalifikowało przedłużanie konfrontacji z byłym kompanem. Co więcej, wiedział, że strzał musiał paść na dole i to cholernie go niepokoiło. Chciał jak najszybciej się tam znaleźć i dowiedzieć, jak wyglądała sytuacja.
— Koniec zabawy, Yuga — mruknął, zanim szybkim ruchem rzucił nożem w przeciwnika. Ten idealnie wbił się do połowy ostrza w ramię Hidana, skutecznie przy tym odciągając jego uwagę. Uchiha wygrzebał jeszcze z kieszeni małe bomby dymne i zanim siwowłosy zorientował się o jego planach, zniknął w ciemnym korytarzu.
Yuga zmielił w ustach przekleństwo, ale uśmiechnął się chytrze, patrząc w ślad za brunetem. Nadal potrafił zaskoczyć, to musiał mu przyznać. Nigdy nie przypuszczałby, że Itachi zrezygnuje z konfrontacji na rzecz troski o bliskich. Zaśmiał się pod nosem, po czym odwrócił w przeciwną stronę i skierował kroki do wyjścia z budynku.
— Jeszcze się spotkamy, Kruk — wymamrotał i wyszarpnął nóż z rany, odrzucając go za siebie. — Mam czas.

***

Uchiha przystanął przy barierce schodów, próbując zapanować nad oddechem. Dopiero, kiedy zaczął biec, zrozumiał, że schody znajdowały się na drugim końcu piętra. W dodatku z rany na ramieniu nieustannie sączyła się krew, przez co każdy kto chciałby go dopaść, znalazłby go bez problemu. Zaklął pod nosem, widząc jak kolejne krople zabarwiają beton na rdzawy odcień czerwieni.
Jednak jego uwaga szybko została skierowana na inne tory. Od głównej hali dzieliły go tylko schody, dzięki czemu coraz wyraźniej słyszał podniesione głosy przyjaciół. Zacisnął zęby i ruszył schodami w dół uważając, żeby zbytnio nie poruszać ręką.
Kiedy jego oczom ukazało się docelowe pomieszczenie, przystanął zdezorientowany. Na środku hali znajdowało się około dwudziestu ludzi, z czego znaczna większość nie była przyjaźnie nastawiona do członków gangu. Sasuke i Naruto stali hardo mierząc z broni w kilku zamaskowanych mężczyzn, obierających ich za cel. Jednak to widok Hiashiego stojącego na czele tej maskarady, bez krępacji patrzącego mu teraz prosto w oczy, wyprowadził Uchihe z koncentracji.
— No proszę. — Pełen jadu głos przeszył powietrze, przywracając Itachiego na ziemie. — Kto by pomyślał, że sam Kruk zjawi się, by pomóc przyjaciołom. Szkoda tylko, że dotarłeś tu za późno, Uchiha.
Brunet powędrował oczami w kierunku, na który Hyuga skinął głową, nie spuszczając z niego tych swoich przenikliwych, niemal przezroczystych oczu. Nagle Itachi poczuł się tak, jakby dostał obuchem w głowę. Za jego bratem i Uzumakim, Neji klęczał w kałuży krwi swojego przyjaciela, którego desperacko próbował przytrzymać na kolanach, nie dając mu zasnąć. Widział, jak w jego oczach wzbierają łzy, kiedy Lee przegrywał walkę z sennością.
— Czego chcesz, Hyuga? — wycedził, na powrót skupiając nienawistne spojrzenie na byłym szefie. — Co ci to dało?
— Satysfakcję, Uchiha. — Na widok zimnego uśmiechu mężczyzny, mocniej zacisnął dłoń na ramieniu. — Mam nadzieję, że to ostrzeżenie wam wystarczy. — Hiashi spojrzał w oczy Uzumakiemu, nie kryjąc swojego zadowolenia rozwojem wypadków. — Następnym razem spadnie na was o wiele mocniejszy cios.
Po tych słowach Hyuga odwrócił się na pięcie i razem z ochroną zniknął za drzwiami, zostawiając  piątkę przyjaciół samą w hali.
— Naruto! — Uzumaki prawie ruszył w ślad za mężczyznom, zanim ostry głos Itachiego i ręka Sasuke zatrzymały go w miejscu. — Zostaw tego skurwysyna w spokoju. Trzeba zabrać Lee do Tsunade. — Uchiha krzyczał, próbując jak najszybciej znaleźć się na dole. Dopadł chłopaków i zabrał otępiałemu blondynowi krótkofalówkę, popychając go jednocześnie zdrową ręką w stronę Nejiego. Rzucił bratu porozumiewawcze spojrzenie i połączył się z Ichiro. — Fukuro!
— Co jest? — Usłyszał, jak Kagawa uruchamia silnik i odetchnął z ulgą. Chociaż on nadal był na pozycji.
— Podjedź jak najszybciej pod drzwi hali i daj znać Wiśni. — Kiedy po chwili ciszy, dostał potwierdzenie, pomógł reszcie pozbierać sprzęt. Neji już był przy drzwiach niosąc na rękach Rocka. Łasica klepnął w ramię blondyna, podnoszącego broń chłopka, marszcząc przy tym brwi. To chwilowe otępienie nie było do niego podobne. Nawet kiedy ktoś obrywał i trafiał w krytycznym stanie do Tsunade, Naruto natychmiast ogarniał sytuację. — Co z tobą?
— Później. — Tylko tyle Uzumaki był w stanie wycedzić przez zaciśnięte zęby. Uchiha przyjrzał mu się uważniej, ale skapitulował i skinął głową. Nie mieli czasu na tę rozmowę.
Pobiegli za resztą na zewnątrz. Dosłownie kilka metrów od drzwi czekała na nich furgonetka, w której Sasuke pomagał Nejiemu usadowić Lee. Łasica wymienił spojrzenie z Uzumakim i wpakował się na siedzenie obok kierowcy, pozwalając blondynowi wskoczyć do tyłu i zatrzasnąć za sobą drzwi.
— Skontaktowałeś się z Haruno? — Kagawa skinął głową i ruszył z piskiem opon, mocniej zaciskając palce na kierownicy.
Pościg życia i śmierci trwał w najlepsze, nie pozwalając im na zmarnowanie choćby sekundy.

***

— Przecież mówiłam ci, że ten największy ma stanąć na środku. — Yumiko dźgnęła rudzielca palcem w tors i patrząc na niego gniewnie, sfrustrowana kiwała ładunkiem tuż przed oczami kompana.
— Co to za różnica? — odburknął, krzyżując ręce na piersi. — Jeden pies, gdzie się to ustawi. Ładunki w środku załatwią sprawę konstrukcji.
— Wcale nie, kretynie. — Sasaki wyrzuciła ręce w górę, przewracając przy tym oczami. Niewiedza partnera zaczynała przekraczać granice jej wytrzymałości. — Gdzie ty byłeś, jak logiczne myślenie rozdawali?
— Stałem w kolejce po wygląd i osobowość. — Wyszczerzył się, spoglądając na Ducha ironicznie.
— To chyba coś się popieprzyło, bo ani jedno, ani drugie nie daje zamierzonych efektów. A to, — wskazała na wciąż trzymany w ręce ładunek, — musi być na środku, bo ten filar stoi najpewniej i potrzebna jest największa siła rażenia, żeby go powalić na dobre.
— Też mi coś — prychnął, odwracając głowę w stronę ogrodzenia pogrążonego w mroku. Coś mu tam nie grało od dłuższej chwili i to za każdym razem, kiedy tam spoglądał.
— Ja cię chyba wykastruję zaraz — warknęła, po czym otworzyła usta, by kontynuować, ale uprzedził ją huk wystrzału. Chwilę po tym poczuła jak kula przecina jej policzek, by zaraz odbić się od ściany hali i upaść na beton obok ich stóp
Oboje jednocześnie zwrócili uwagę na miejsce, skąd musiał zostać oddany strzał. Yumi dotknęła piekącego policzka i poczuła na palcach krew. Rozejrzała się wokół, wiedząc już, że nic jej się nie przywidziało. Ktoś śledził ich mozolną wędrówkę na tyły zakładu. Nagle na placu rozległ się cichy, jednak złowieszczy, wywołujący dreszcze śmiech. Po dłużącej się chwili z cienia wyszedł mężczyzna z czarno-białą maską na twarzy i czarnym płaszczem na ramionach. Zielone włosy sterczały we wszystkie strony, a bursztynowe oczy jarzyły się w świetle lamp niczym kocie. Zaraz za nim w krąg światła wszedł chłopak na oko w wieku Matsuo. Białe włosy opadały mu na czoło, a w fioletowych oczach iskrzyło rozbawienie. Szedł w ich kierunku z jedną ręką w kieszeni, w drugiej dzierżąc długi i szeroki miecz.
— Proszę, proszę — zagaił, stając obok partnera i opierając się na swoim orężu. — Matsuo Kikkawa. Kiedy ostatni raz cię widziałem, byłeś dziwką Satoru.
— Zamilcz, Nanahara. — Yumi stanęła przed przyjacielem, posyłając Suigetsu wrogie spojrzenie. Wiedziała jak Matsuo reagował na wspominkę o Shiwamurze i chociaż sama nienawidziła tego imienia, zdawała sobie sprawę, że to Kikkawa jest w słabszej kondycji psychicznej. Nigdy do końca nie doszedł do siebie, a wspominanie tego człowieka wpędzało go w dziwny stan melancholii, który nie był w tej chwili potrzebny.
— Czego się spinasz, Sasaki? — Błysnął nienaturalnie ostrymi zębami, skupiając uwagę na blondynce. — Nie martw się. Shiwamura doskonale pamięta, jaką zdradziecką suką jesteś.
— Odszczekaj to...
— Yumi nie warto. — Hentai złapał przyjaciółkę za ramię i sam stanął przed nią, zasłaniając dziewczynę własnym ciałem. — Do czego pijesz, Nanahara?
— Ja? Tylko uświadamiam wam, że niedobitki Akatsuki pamiętają. — Zmrużył powieki i pewniej chwycił broń, po czym szczerząc się od ucha do ucha dodał: — Nikt nie daruje tej zdzirze kradzieży Iwasakiego.
— Wystarczy — warknął Kikkawa, chcąc ruszyć na białowłosego, ale po placu ponownie rozszedł się huk. Kula odpiła się od betonu kilka centymetrów przed nogami rudzielca.
— Chyba o mnie zapomniałeś. — Złowieszczy pomruk zmroził Sasaki krew w żyłach. Obserwowała czujnie ruchy Zetsu, widząc jak odbezpiecza broń i celuje w rudzielca. — Ja się dzisiaj z tobą pobawię.
Yumiko instynktownie pchnęła partnera w przód, dbając przy okazji o to, by nie oberwać rykoszetem. Hentai w pierwszym momencie stracił równowagę, żeby zaraz odepchnąć się rękami od betonu i odwrócić w kierunku Ishiguro. Warknął z irytacją i ruszył na przeciwnika posyłając blondynce ostatnie zaniepokojone spojrzenie. Wyciągnął z kieszeni kastet, widząc jak Zetsu chowa broń za pasek spodni. Wiedział, że dla mężczyzny to będzie zwykła zabawa. Czuł, że ich zadaniem jest odwrócenie uwagi.
Sasaki w tym czasie wyciągnęła dwa pistolety i ruszyła w prawo po wyimaginowanym kole, nie spuszczając wzroku z chłopaka, imitującego jej ruchy. Nanahara ciągnął przy tym ostrze po betonie, co drażniło jej słuch. Wiedziała, że mimo dobrego przeszkolenia, Suigetsu i tak byłby górą w walce wręcz. Dlatego też nie miała zamiaru pozwolić sobie na zmniejszenie dystansu na tyle, by mógł dosięgnąć jej ostrzem.
Słyszała jak za jej plecami dwójka mężczyzn oddycha niespokojnie, co rusz wymieniając ciosy i miała wrażenie, że Kikkawa dał się wciągnąć w chorą grę, którą ta dwójka bez wątpienia prowadziła. Dziewczyna zauważyła to samo, co Matsuo. Nanahara i Ishiguro bawili się z nimi w kotka i myszkę. Skutecznie odwracali uwagę, podczas gdy w środku mogło dziać się coś o wiele gorszego.
— O co wam chodzi? — warknęła przystając w miejscu, na ugiętych kolanach czekając na atak.
— Chyba już się domyślasz, kochanie. — Chłopak również się zatrzymał, z satysfakcją obserwując przeciwniczkę. Widział niepewność w jej ruchach i wiedział, z czego wynikała. — Z tego co mi wiadomo, nie jesteś pustą blondyną bez mózgu. Ktoś, kto projektuje, a potem składa do kupy broń dla Konohy musi mieć łeb na karku.
— To nie ma nic do rzeczy.
— Owszem ma, Sasaki. Wiesz, po co tu jesteśmy. Nawet ta męska dziwka ma tyle oleju w głowie, żeby się tego domyślać.
— Nie obrażaj go — wycedziła, mocniej zaciskając palce na rączkach broni. — Nie masz do tego prawa.
— Och, czyżby? — Uśmiechnął się perfidnie, opierając brodę na trzonku miecza, zupełnie lekceważąc przy tym Sasaki. — Myślisz, że Satoru jest aż tak zaborczy?
— Ty... — Blondynka otworzyła szeroko oczy. Nagle zalała ją tak wielka fala nienawiści względem przeciwnika, że tylko świadomość jego przewagi przyszpilała ją do podłoża i powstrzymywała od nieudolnej próby rozerwania mu gardła. — Jesteś pieprzonym psychopatą.
— Nie tylko ja, kochanie.
Yumiko już otwierała usta, kiedy po raz kolejny rozległ się huk wystrzału. Jednak tym razem nie była to broń Zetsu, ani nikogo znajdującego się na palcu. Rzuciła szybkie spojrzenie na halę, po czym odwróciła się w stronę przyjaciela, który zrobił dokładnie to samo. Dopiero w tamtej chwili zrozumieli, że popełnili fatalny błąd. Członkowie Akatsuki rzucili się na nich, jednocześnie zrywając im z szyi krótkofalówki.
— Nieładnie Dangerous Fire — zacmokał Zetsu, przyciskając butem głowę Matsuo do betonu. Pochylał się nad chłopakiem, mocno przytrzymując jego ręce w górze. Po chwili bez ostrzeżenia zdjął stopę z jego twarzy i kopnął w brzuch. Kikkawa chciał odruchowo się skulić, ale Ishiguro unieruchomił go, tym razem siadając na jego plecach i boleśniej wykręcając ręce bliżej barków. — Tak się rozproszyć? Jestem zawiedziony.
Yumiko syknęła z bólu, kiedy Suigetsu wykręcił w tył jej ramiona, zamykając w stalowym uścisku. Drugą rękę wplótł w długie blond włosy i pociągnął, pochylając głowę dziewczyny do siebie.
— A było nie spuszczać oczu z przeciwnika — zaśmiał się Nanahara. — Myślałem, że Kenji nauczył cię chociaż tego. On nie spuścił ze mnie oka nawet wtedy, gdy postrzeliłem Nateko tuż za jego plecami. A wiesz dlaczego? — Uśmiechnął się cwaniacko, nic nie robiąc sobie z szarpania blondynki. — Bo wiedział, że jeśli to zrobi, zginą oboje.
Sasaki przełknęła ślinę, patrząc z niepokojem, jak Zetsu wyciąga zza paska pistolet. Gdy przyłożył go do skroni Kikkawy, oblał ją zimny pot. Znieruchomiała, kiedy odbezpieczył broń, patrząc prosto w oczy przyjacielowi. To nie mogło się tak skończyć. Jeden głupi błąd nie mógł pozbawić ich życia, to nie wchodziło w grę. Nie po tylu latach walki i cierpienia. Zacisnęła powieki, gdy pouczyła ostrze na szyi, błagając o cud.
I gdy myślała, że już jest po nich, ciałem Suigetsu szarpnęło w tył. Miecz upadł z głośnym brzękiem na beton, a ręka, która ją przytrzymywała, zniknęła.
Nanahara zaklął szpetnie, kiedy poczuł nagły, rwący ból w barku. Był pewien, że kula, która go trafiła, przeszła na wylot, jednak nie miał za dużo czasu, by się nad tym rozwodzić. Nim się zorientował, blondynka wyrwała się i zwinnie odwróciła, uderzając z całej siły w jego nos. Zawył z bólu, czując ciepłą krew spływającą ze złamanego nosa.
— Pieprzona suka — ryknął, ale Sasaki była szybsza. W locie złapała swoją broń i wymierzyła ją w obu napastników. Suigetsu zamilkł, wiedząc, że szala zwycięstwa przechyliła się na konto dziewczyny. Postanowił grzecznie posłuchać, tym bardziej, że z powodu utraty krwi zaczynało mu się robić słabo.
Chwilowo zdezorientowany Zetsu również padł ofiarą swojej nieuwagi. Matsuo wykorzystał moment, błyskawicznie przekręcając się na plecy, by zaraz z całej siły uderzyć kastetem w szczękę Ishiguro. Kikkawa stanął na nogi i po krótkiej wymianie spojrzeń z Sasaki, biegiem ruszył po plecak, w którym nadal tkwił zapalnik. Powalony mężczyzna już podnosił się na nogi, by pobiec za zbiegiem, kiedy blondynka wystrzeliła w górę, zwracając na siebie jego uwagę.
— Rusz się jeszcze choćby o centymetr, — opuściła broń w dół, mierząc teraz w klatkę piersiową Zetsu, — a kolejna rozpruje ci flaki.
Kikkawa nawet się nie odwrócił, łącząc ze sobą kable. Wygrzebał z plecaka zapalnik, po czym ostrożnie umieścił go przy środkowym ładunku.
— Pospiesz się do cholery! — krzyknęła Sasaki, cofając się powoli w stronę ogrodzenia. Matsuo wymamrotał coś pod nosem, ale zaraz zerwał się na nogi i skierował w stronę dziewczyny. Ta odwróciła się plecami do dwójki mężczyzn, dopiero gdy ją minął i bez problemu wskoczyła na ogrodzenie, szybko znajdując się po drugiej stronie stalowej siatki. Zaraz za sobą rzucili dwie bomby dymne, powiadamiając resztę o kłopotach.
— Gdzie są Dzika i Kieł? — wydyszał chłopak, pędząc na oślep w ciemne uliczki. Yumiko rozejrzała się po budynkach, kiedy nagle za jednym z nich pojawiło się światło reflektorów, oświetlając nazwę wcześniej ustalonej uliczki. Wskazała ręką w tamtą stronę, bez słowa przyspieszając.
Ledwo wyhamowali na zakręcie, o mało co nie wpadając na ścianę bloku. Gdy tylko wbiegli w snop światła, boczne drzwi otworzyły się gwałtownie.
— Ruchy — warknęła Nateko, zaraz znikając w głębi oświetlonej monitorami kabiny, by zrobić im miejsce. Kikkawa przepuścił Yumiko i zatrzasnął za nimi drzwi. Wgramolił się na miejsce obok Kiby zanim ten odpalił auto. Sasaki odnalazła wzrokiem jeden z foteli i opadła na niego bezsilnie.
— Skąd wiedzieliście, że biegniemy? — Popatrzyła podejrzliwie na przyjaciółkę, zajętą grzebaniem w systemie namierzania. Musiała kogoś uporczywie szukać i to już od dłuższego czasu, bo na jej czole wytworzyła się charakterystyczna dla zniecierpliwienia zmarszczka.
— To, że zerwali wam krótkofalówki i rozbili je na betonie nic im nie dało —odpowiedziała mechanicznie, przy czym nawet na nią nie spojrzała dalej wypatrując konkretnych czerwonych punktów. — Mikrofon jakimś cudem przetrwał i słyszeliśmy każde słowo.
— Okej — powiedziała z lekką nutą sceptycyzmu, ale nie śmiała przeczyć wytłumaczeniom Dzikiej, kiedy ta była wyraźnie nie w humorze. — Gdzie jedziemy? — zapytała, kiedy Inuzuka odpalił wóz. — Przecież mieliśmy najpierw wysadzić budynek.
— Które z was ma zapalnik?
— Matsuo. — Duch zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc do czego dąży przyjaciółka.
— Słuchaj Kikkawa. Za dwie przecznice wywalisz tę kupę żelastwa w powietrze i ani mi się waż zrobić tego wcześniej. — Niemal wywarczała, wściekle waląc w klawisze.
— Yoru, co jest? Gdzie jedziemy? — Sasaki odezwała się stanowczo, nie dając się zbyć.
Nateko znieruchomiała i przymknęła powieki. Odetchnęła głęboko, po czym odwróciła się do przyjaciółki i spojrzała na nią zmęczona całym tym cyrkiem, który rozgrywał się na jej oczach, a którego nijak nie mogła powstrzymać.
— Wszystko poszło nie tak — jęknęła cicho, chowając twarz w dłoniach. — Satoshi zniknął nam z radaru. Deidara jest w dwóch miejscach na raz, a na hali... Cholera jasna, Kiba jedź szybciej! — wybuchła, wyładowując frustrację na i tak już zdenerwowanym szatynie.
— Przecież dopiero, co ruszyłem — burknął, ale jego oczy odbijające się w lusterku, były dziwnie łagodne, gdy zerknął na dziewczynę.
— Deidara? — Yumiko poczuła jak strach zaczyna ściskać jej żołądek. Przecież dosłownie pięć minut temu uratował im skórę, strzelając do Suigetsu.
— Nie wiem, gdzie jest. Najpierw zniknął Satoshi. Potem krótkofalówka Deidary wyparowała, a nadajnik w naszyjniku nadal był na dachu, chociaż teraz wyraźnie kieruje się w stronę motoru. W dodatku Itachi nagle przestał odpowiadać, a na hali zdążyłam usłyszeć huk i krzyk, zanim ktoś zakłócił mi łączność na dobre. — Nateko wpatrywała się pustym wzrokiem w ścianę furgonetki. Nie tylko ona nie miała pojęcia co się działo. Ktoś posłał w nich taką bombę sygnałową, że nawet Shika nie był w stanie odzyskać łączności z ludźmi w środku. — Ichiro powiedział mi tylko przez radio, że coś się dzieje w hali głównej i mamy jak najszybciej zabierać się do szpitala. W dodatku wystrzeliliście bomby, więc Kagawa jeszcze bardziej się zdenerwował.
— Co się tam dzieje? — Matsuo przekręcił się na fotelu w ich stronę i złapał na chwilę wzrok Dzikiej, zanim ta znów schowała twarz w dłoniach.
— Fukuro powiedział nam tylko, że ich zgarnia. Ostatni raz odezwał się chwilę przed tym, jak tu dobiegliście. Nie chciał powiedzieć kto, ale ktoś z naszych oberwał. Poważnie.
W samochodzie zapanowała grobowa cisza. Inuzuka zacisnął zęby, gwałtownie przyśpieszając na pustej ulicy. Bał się, że jedno z jego przyjaciół może nie przeżyć tej akcji.

***

Deidara przeszedł na tyły budynku, położonego w centrum Shibuyi i odnalazł schody pożarowe. Zaczął mozolnie wdrapywać się na piąte piętro bloku, rozmyślając o tym, co się tak właściwie stało.
Kiedy obserwował sytuację w hali głównej, nagle w tym co zostało z jego krótkofalówki usłyszał huk strzału. Zaraz po tym rozpoznał dwa głosy członków starego Akatsuki, więc natychmiast skierował snajperkę w stronę tyłów hali. Gdy zobaczył w jakiej sytuacji są Yumi i Matsu, chciał od razu odstrzelić przeciwników, ale wiedział, że tak tylko rozpocznie polowanie na członków Konohy. Mieląc w ustach przekleństwa zdjął palec ze spustu i obserwował, dopóki Zetsu nie przyłożył Kikkawie lufy do skroni. To była dosłownie chwila, zanim oddał strzał do Suigetsu. Wiedział, że kiedy Nanahara wypuści z rąk miecz, Ishiguro się rozproszy. To był słaby punkt zielonowłosego, który na szczęście doskonale znał.
Po tym czekał jedynie na sygnał dymny, żeby móc zmyć się z dachu i jak najszybciej dopaść Sasaki. Wystarczyło, że jedna strona jego twarzy napuchła i powoli przestawał widzieć na jedno oko. Nie miał ochoty zobaczyć podobnych obrażeń u dziewczyny.
Dotarłszy na dach budynku, skierował kroki do przeszklonego pomieszczenia, które w tej chwili starannie zakrywały rolety. Cały blok był główną siedzibą Quick Wolves, złożoną z okropnej plątaniny korytarzy nie do przejścia dla osób nie wiedzących, jak się po nich poruszać. To jedno pomieszczenie odcięte od tego standardu było sercem całego gangu.
W tym centrum operacyjnym mieli stawić się wszyscy członkowie Konohy, niezależnie czy akcja się uda, czy nie. Jednak, kiedy Iwasaki otworzył drzwi, w środku znajdowało się jedynie sześć osób, z czego Kankuro i Tenten nawet nie zwrócili na niego uwagi, dalej grzebiąc nerwowo w częściach kukiełek starszego No Sabaku. Za to szef Wilków rzucił mu tak chłodne spojrzenie, że aż zatrzymał się w progu z jedną ręką na klamce. Wtedy też zauważył go Madara, krążący niespokojnie po pomieszczeniu. Stanął jak wryty i wpatrzył się z niedowierzaniem w blondyna.
— Co ty tu do kurwy nędzy robisz? — Zwiesił bezwładnie ręce wzdłuż ciała, przejeżdżając wzrokiem po twarzy chłopaka. — I co ty masz na ryju?
— Gdzie jest reszta? — Deidara zdezorientowany przerzucał wzrok to na szefów, to na Shike i Temari siedzących przy komputerach.
— Tam, gdzie ty powinieneś być. — Grobowy głos Gaary przeszył powietrze jak nóż, jasno dając do zrozumienia, że ma do blondyna jakieś pretensje. — Można wiedzieć, czemu nie ma cię w tej chwili w szpitalu?
— Szpitalu? — Kita w jednej chwili przebył dzielącą ich odległość, zatrzaskując wcześniej drzwi. — Co masz na myśli, No Sabaku?
— To, że Lee oberwał kulkę. — Głos zabrał dotychczas tylko obserwujący sytuację Nara. — Co więcej, Satoshi zniknął dokładnie w miejscu, gdzie powinieneś był na niego czekać.
— Czekaj chwilę. — Deidara poparzył z niedowierzaniem na bruneta, szybko łapiąc powagę sytuacji. — Chcesz powiedzieć, że podejrzewasz mnie o pozbycie się Ozawy i postrzał Rocka? Chyba sobie ze mnie kpisz.
— A jak wyjaśnisz to, że jego krótkofalówka została zniszczona koło budynku chwilę po tym, jak zniknęła nam z radaru też twoja?
— A tak do chuja, że sam zostałem zaatakowany — warknął, zaciskając dłonie w pięści. — Jakimś cudem Endo powstał z martwych i zrobił mi z twarzy jesień średniowiecza!
— Przecież Endo nie żyje od dziesięciu lat. — Do pomieszczenia wszedł Sasori, opierając się plecami o przed chwilą zamknięte drzwi i ze zwątpieniem lustrując sylwetkę przyjaciela. — Spadłeś z dachu i miałeś haluny?
— Skorpion, mówię serio — wycedził przez zęby, odwracając się do rudzielca. — Na własne oczy widziałem tę irytującą gębę, postarzałą o kilka lat. Wyraźnie słyszałem, jak mówi do mnie „blondyna” i chwali upodobanie do amerykańskiej broni. Jak myślisz, ile takich byłych komandosów popierdala sobie po dachach wieżowców w porcie?!
— A jak wyjaśnisz zniknięcie Ozawy tuż pod twoim nosem, Kita? — Gaara nie dawał za wygraną, krzyżując ręce na piersi i posyłając mu ostre spojrzenie.
— No nie wierzę. — Deidara spojrzał z niedowierzaniem na Shukaku. — Wy naprawdę sądzicie, że postrzeliłem dobrego kumpla i pozbyłem się współpracownika? Może jeszcze obiłem sobie mordę dla niepoznaki?!
— Tak — odpowiedział bez ogródek, hardo patrząc mu w oczy. — Tak właśnie myślimy.

***

Kagawa ledwo wyrobił zakręt, kiedy wjeżdżali na teren Szpitala Głównego Tokio. Skierował czarny furgon prosto pod boczne wejście, gdzie w drzwiach czekała już na nich podenerwowana Sakura, razem z Kakashim i dwójką zaufanych ratowników. Wszystko działo się na tyle szybko, że ledwo zarejestrowali sprawne ruchy pracowników szpitala.
W przeciągu minuty, Lee został ostrożnie wyciągnięty z samochodu i ułożony na noszach. Sakura zniknęła w budynku, by w drodze na OIOM pojawić się z Tsunade u boku. Senju nawet nie zwróciła uwagi na bandę zmęczonych i poranionych młodych ludzi. Wbiegła na sale, wcześniej odsyłając Shizune do opieki nad resztą studentów.
Ta, widząc podejrzliwe spojrzenia siedzących na korytarzach pacjentów, rzuciła błagalne spojrzenie Hatake. Wojskowy w mig pojął, o co się rozchodzi i zatarasował im drogę.
— Nie pomożecie mu bezczynnie biegając po korytarzu — mówił na tyle cicho, by nie zwrócić uwagi osób postronnych. — W tej chwili wyjazd do gabinetu Tsunade. Robicie sensację z tymi spluwami na wierzchu.
— Lee to nasz przyjaciel, Kakashi. — Naruto podszedł do starego mentora, łapiąc w pięści jego kurtkę. — Musimy przy nim być.
— Ogarnij się Uzumaki — warknął Hatake, karcąc go spojrzeniem. — Rockiem zajmują się Senju i Haruno. Doskonale wiesz, że to najlepsze, co możemy wszyscy dla niego teraz zrobić.
— On ma racje, Młotku. — Sasuke złapał przyjaciela za ramię, po raz kolejny w ten sposób go uspokajając. — Musimy wszyscy porozmawiać. W tej chwili.
Naruto popatrzył żałośnie na mężczyzn, ale widząc ich stanowcze spojrzenia, zwiesił głowę i ruszył bez słowa na trzecie piętro.
Gdy Hatake zamknął za wszystkimi drzwi, Shizune niemal natychmiast wyłapała Itachiego, Yumiko i Matsuo. Poprosiła ich do małej sali, przylegającej do gabinetu.
— Co się stało? — Kakashi zabrał głos zaraz po tym, jak zniknęli za drzwiami zabiegówki. Przejechał wzrokiem po zebranych w pomieszczeniu, ale widząc, jak połowa z nich to zamyka, to otwiera usta, westchnął ciężko i skierował wzrok na blondyna. — Naruto? — Ten jednak siedział na kanapie z rękami wplątanymi we włosy i smętnie zwieszoną głową. Nawet nie zareagował na pytanie siwowłosego, pustym wzrokiem wpatrując się w swoje buty. — Uchiha, może chociaż ty potrafisz się wysłowić?
— A o czym tu opowiadać? — syknął brunet, ściskając między palcami nasadę nosa. — Wszystko szło zgodnie z planem, dopóki nie pojawił się Hiashi ze swoją bandą, nie powiedział, że jesteśmy otoczeni i nie kazał przestrzelić Naruto.
— Naruto? — Hatake spojrzał na niego z niezrozumieniem, ale ten tylko wzruszył ramionami, zaciskając zęby.
— Ktoś musiał w niego celować, ale Lee zdążył go zobaczyć. — Neji nerwowo wykręcał palce i próbując się uspokoić, przymknął oczy. — Tyle z tego, co wydarzyło się w środku. Nie wiemy skąd Itachi ma tę ranę, ani dlaczego Yumi i Matsu puścili w obieg bomby.
— My wiemy — wtrącił się Kiba, jednak spojrzał wyczekująco na swoją dziewczynę.
— Jakimś cudem Satoshi zniknął z radaru. Potem Itachiego trafił szlag. Zdążył mi tylko zakomunikować, że jest jakiś problem z Gure. Zresztą jak już tak wymieniamy, to nie zapomnijmy o Deidarze, z którym kontakt mieliśmy może przez pięć minut akcji.
— Widziałem, jak Satoshi schodzi ze swojego stanowiska i idzie dokładnie tam, gdzie powinien. — Kagawa zaciskał kurczowo dłonie na blacie stołu, o który się opierał. — Widziałem do cholery, jak Yumi i Matsu znikają za halą, jak Itachi wchodzi do budynku, ale nie rozumiem, jakim cudem nie widziałem ani jednego z nich.
— Bo większość z nich musiała być już w środku. — Do pomieszczenia wszedł Itachi, z zabandażowaną ręką i grymasem niezadowolenia na twarzy. — Hidan musiał się ukryć gdzieś, gdzie nawet nie przyszło nam na myśl szukać, a mimo to wiem, że obserwował nas przez cały czas.
— My też czuliśmy, że ktoś nas śledzi, ale nigdzie nie widzieliśmy Zetsu i Suigetsu — mruknął ponuro Matsuo, siadając na kanapie obok Uzumakiego. Zaraz obok niego, usiadła Sasaki.
— Skoro już o tym mówimy, to mam takie jedno zasadnicze pytanie. Gdzie jest Deidara? — Yumiko przerwała ciężką ciszę, która zapadła po słowach Kikkawy. — Itachi, Dei miał dać ci znać, kiedy będzie schodził z dachu.
— Kiedy chciałem się z nim połączyć, był niedostępny. — Uchiha spuścił wzrok, intensywnie się na czymś zastanawiając.
— Itachi? — Sasaki spojrzała na niego niepewnie, przeczuwając, do jakich wniosków mógł dojść. — Wiesz, że to nie on nas zdradził, prawda? Postrzelił Suigetsu, żeby nam pomóc.
— W to, że cię kocha, nie wątpię. Tyle, że nie jestem już taki pewien jego lojalności, jak kiedyś, Yumi.
Zanim Sasaki zdążyła mu odpowiedzieć, do pomieszczenia weszła Sakura. Wszyscy poderwali na nią wzrok, włącznie z dotychczas odciętym od świata blondynem. Kiedy zobaczył, że to jego przyjaciółka, zerwał się jak poparzony z kanapy i mijając ją w drzwiach, wybiegł na korytarz. Już z daleka widział idącą w jego kierunku Senju. Zatrzymał się kilka kroków od kobiety i spojrzał starej opiekunce prosto w smutne, orzechowe oczy.




Od autorek: Ohayo minna :3 
Rozdział pojawił się z małym opóźnieniem za co wielkie Gomenasai, ale mamy nadzieję, że całość Wam to wynagrodzi i nie będziecie się gniewać. 
Przez święta postaramy się ruszyć z fabułą, żeby szybciej wstawiać kolejne rozdziały.
To tyle na dzisiaj. Trzymajcie się ciepło.
Pozdrawiamy i do następnego 
Yoru&Yumi

2 komentarze:

  1. Okej. Jestem już po przeczytaniu wszystkich rozdziałów no i cóż.. jestem zaskoczony poziomem opowieści bo to się czyta naprawdę dobrze, rzekłbym że bardzo dobrze ale nie będę słodzić xD ciężko w sumie trafić teraz na coś dobrego trafić zwiazane z naruhina, jeszcze do tego tematy związane z mafią które uwielbiam to cud, miód i orzeszki. Błędów ortograficznych nie ma chociaż trafiło się słówko "urzondzonko" aż mnie oczy zabolały ale przy takim długim rozdziale to zrozumiałe bo i tak zwykle u innych jest tego o wiele więcej :P opowieść wciąga, rozdziały są odpowiednio długie, mógłbym czekać nawet te parę miesięcy na ten jeden. Robicie babuszki naprawdę dobrą robotę i już czekam z niecierpliwością na więcej. Życzę oczywiście duużo weny bo pewnie zwroty akcji itp. macie przygotowane tylko trzeba resztę odpowiednio zapełnić. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witamy w naszych skromnych progach i dziękujemy za pochwałę :D (fakt nie ma co słodzić, bo się czasem rozleniwimy i rozdziały nie dotrą na czas xD)
    Ehh, żeby to był jakiś mały błąd, ale to naprawdę razi w oczy xDD Na dniach to poprawimy ;)
    Jeszcze raz dziękujemy za pochwałę ^^ Postaramy się publikować rozdziały w mniejszym odstępie czasu, jeśli szkoła nam na to pozwoli ;)
    Tu akurat masz rację xD z akcją jest łatwiej, za to z wątkami pobocznymi to istna katorga no, ale nie narzekamy i dajemy radę ;D
    Dziękujemy za ten komentarz i pozdrawiamy cieplutko ^^
    Yoru&Yumi ^^

    OdpowiedzUsuń