Strony

niedziela, 24 grudnia 2017

Akcja: „Dorwać mikołaja-szaleńca”


— Dei, powieś ten łańcuch trochę wyżej. — Yumi wskazała na prawy róg drzwi wejściowych do hali, obok których na drabinie stał Iwasaki, próbujący przyczepić ozdobę i jednocześnie nie stracić równowagi. Na słowa swojej dziewczyny przewrócił oczami, ale posłusznie naciągnął złoty łańcuch, posyłając blondynce pytające spojrzenie. — Właśnie tak, kochanie.
— Przestalibyście w końcu! — krzyknął Kiba, który właśnie wchodził na scenę, znajdującą się po drugiej stronie pomieszczenia. — Aż się rzygać chce od tej słodyczy!
— Stól pysk, Psiarzu — warknął Deidara, gwałtownie odwracając się w stronę chłopaka. W skutek tego ruchu drabina zakołysała się niebezpiecznie, by następnie stracić równowagę i posłać blondyna na deski parkietu. — Ja pierdole! Co za złom!
— No i to się nazywa profesjonalizm. — Kiba zgiął się w pół, głośno wyśmiewając kumpla.
— Z tobą na tym żelastwie efekt byłby taki sam, kretynie. — Yoru podeszła do szatyna, zdzielając go rękę po głowie, jednak sama podśmiewała się pod nosem, widząc jak Sasori pomaga wstać poszkodowanemu. — Dalej, musimy ogarnąć te pastorałki, bo znowu będziemy je robić godzinę przed festynem.
— A wy czego znowu się obijacie? — Na halę wparował profesor Jiraiya, szczerząc się do Uzumakiego. — Naruto, myślałem, że chociaż w tym roku ogarniesz dupę.
— Nie moja wina, Zboczeńcu cholerny, że dopiero godzinę temu wpuściłeś nas na halę! — krzyknął blondyn, próbując uderzyć białowłosego gitarą.
— Uspokój się młotku, bo zaraz zniszczysz sprzęt. — Sasuke spróbował zabrać mu instrument, ale ten dzielnie bronił zdobyczy. W związku z tym oboje zaplątali się w kable, tylko sobie znanym sposobem lądując w kartonie z anielskim włosiem. — Zamorduję cię, Młocie.
— Ej, ej, ej. Spokojnie, Sasuś. Jakoś się dogadamy — mamrotał blondyn, próbując osłonić się gryfem przed wkurzonym Uchihą.
— No takiego cyrku to jeszcze nie widziałem. — Kiba objął śmiejącą się Hinatę i przyglądał się walce, odbywającej się pośród błyszczących nitek. Hyuga ocierała łzy kiwając mu zgodnie głową.
— Cholera jasna. — Nateko wróciła na scenę zza kulis i rozejrzała się uważnie po sprzętach. — Widział ktoś mój bas?
— Przecież stoi obok bębnów, Kotek. — Kiba wskazał czarną gitarę, opartą o wzmacniacz.
— Nie ten. Ten czerwony, na którym miałam grać na koncercie. — Inuzuka tylko wzruszył ramionami, przejeżdżając wzrokiem po całej hali.
Sasori widząc ten harmider prychnął pod nosem  i uznając, że nikt inny się nie ruszy, wyszedł z hali uprzednio powiadamiając Yumi, że idzie poszukać farby do stelażu. Sasaki ledwie machnęła na niego ręką, przekopując karton z ozdobami, w poszukiwaniu lampek.
— Ej, ludzie! — Odwróciła się do reszty, zwracając tym na siebie uwagę jedynie Deia i Yoru. — Widzieliście gdzieś lampki? Te, które miały wisieć w fotobudce?
— Pewnie je w zeszłym roku podpierdzieliłaś! — krzyknął Kiba, nagle tracąc zainteresowanie szarpaniną chłopaków. — Albo Deidara przechlał je na zeszłorocznym festynie.
— Ja ci dam przechlał, popierdoleńcu! — Deidara skrzyżował ręce na piersi, wrogo przyglądając się podchodzącemu do nich szatynowi. — To nie ja rozpieprzam wszystko wokół.
— Podaj mi chociaż jeden przykład, kiedy rozpierdoliłem coś na twoich oczach — burknął, stając kilka kroków przed nim. — Jakoś sobie nie przypominam.
— Z chęcią odświeżę ci pamięć, Psiarzu. — Iwasaki uśmiechnął się ironicznie. — Moje. Pierdolone. Drzwi! Trzy razy! Nadąża ci ten twój psi móżdżek?!
— Nie moja wina, że nie umiesz drzwi montować, blond cioto!
— Ja ci dam blond ciotę — mruknął złowieszczo, łapiąc w pięści bluzę Inuzuki.
— HO! HO! HO! — Nagle wszyscy zamarli w bezruchu, kiedy z głośników radiowęzła usłyszeli głos Kikkawy. Automatycznie skierowali wzrok na jeden z nich. — Tutaj wasz ukochany, rudowłosy Mikołaj Matsuo! Tak się składa, że moje sanie się gdzieś zapodziały i nie zdążyłem dostarczyć prezentów naszym cudownym przyjaciółkom. Dlatego też moje małe, urocze elfki! Jeśli chcecie dostać swoje prezenty, musicie znaleźć waszego Senpaia i ładnie poprosić o  piękną, czerwoną gitarę oraz łańcuch lśniących, słodziasznych lampeczek. Najlepiej bez ubrań. Mikołaj będzie wtedy bardziej przychylny. Do usłyszenia i Wesołych Świąt Uniwersytecie Tokijski!
— Zabije tego popaprańca — warknęła Nateko i wymieniła z Yumi spojrzenia.
— Biorę dół! — krzyknęła Sasaki i wybiegła z hali. Yorumi skinęła głową i poszła w jej ślady, na korytarzu kierując się na wyższe pietra.
— Nie no, tego to ja przegapić nie mogę! — Jiraiya zerwał się z miejsca, biegnąc za dziewczynami. — Do roboty dzieciaki!

***

Yumi biegła korytarzami w dół, przeklinając w myślach Kikkawe. Miała nadzieję, że skoro jeszcze nic nie odwalił to w tym roku już da sobie spokój, a tu proszę. Jakimś cudem podpieprzył bas i lampki, nawet nie pokazując im się na oczy. To już był wyczyn.
Nagle piętro niżej mignął jej kawałek czerwonego płaszcza. Jak poparzona przyspieszyła i przeskoczyła barierkę, zgrabnie lądując na niższym piętrze, gdzie za zakrętem właśnie znikał szczerzący się do niej Matsu. Zerwała się z miejsca i ledwo wyrobiła zakręt, jednak zaraz na kogoś wpadła, lądując na betonie. Poczuła na głowie spływającą, lepką maź, którą po zapachu szybko zidentyfikowała, jako farbę. Podniosła się na nogi i przetarła oczy. Przeszkodą, w którą uderzyła okazał się być zdezorientowany Sasori.
Spojrzała szybko na oddalającego się Kikkawe. Ten posłał jej całusa i zniknął za kolejnym zakrętem. Blondynka zmieliła w ustach przekleństwo, mając nadzieję, że Yorumi go dorwie. Sasori za to widząc co się święci, próbował cichaczem umknąć na schody, ale Sasaki złapała za jego bluzę i pociągnęła z powrotem na miejsce.
— O nie, kochany, tak dobrze nie będzie — mruczała, ciągnąc czerwono włosego za sobą po korytarzu. — Pomożesz mi znaleźć rozpuszczalnik, zrozumiano?
— Tak jest. — Zwiesił głowę i posłusznie poszedł za blondynką, zostawiającą na podłodze zielone plamy po farbie.

***

Nateko od kilku minut biegła za Kikkawą, który ni stąd, ni zowąd wyskoczył jej zza zakrętu i po chwilowej dezorientacji, puścił się schodami na górę. Nawet nie pomyślała, dlaczego rudzielec zwiewał na wyższe poziomy, na oślep goniąc za nim.
Sytuacja przestała jej się podobać, kiedy znaleźli się na korytarzu, prowadzącym do jedynego wyjścia, na jeden z obszarów dachu, wydzielonych do użytku studentów. Zwolniła, by pod koniec, ostrożnym krokiem zbliżyć się do otwartych na oścież drzwi. Powoli wyszła na dach, gdzie uderzyło w nią chłodne powietrze. Zaczęła mamrotać przekleństwa, zirytowana pomysłami rudzielca. Miała na sobie tylko cienki sweter, przez co po chwili trzęsła się z zimna.
Zatrzymała się na środku niewielkiej przestrzeni i obejrzała wokół. Dopiero wtedy zauważyła Kikkawe, machającego do niej z daszku nad drzwiami. Rudzielec sprawnie zeskoczył na dół i zanim zdążyła dobiec do wyjścia, zatrzasnął metalowe drzwi i przekręcił klucz, machając do niej przez małe okienko, po czym zniknął na schodach w środku budynku.

***

Kiba na nowo ustawiał sprzęt, próbując powstrzymać chęć mordu na Naruto, zważywszy na to, jak bardzo oberwał od Uchihy. Uzumaki doprowadził go do szewskiej pasji ustawiając wzmacniacze nie tam, gdzie powinny się znaleźć, by potem zniknąć z Hyugą na pół godziny w charakteryzatorni.
Nagle jego telefon się rozdzwonił, odciągając na chwilę jego uwagę. Zmarszczył brwi, widząc na wyświetlaczu zdjęcie Yorumi.
— Coś się stało, Kotek? — Po chwili wybałuszył oczy i pokiwał z niezrozumieniem głową. — Ale jak to zamknął? Na którym dachu? — Nie rozłączając się ruszył do wyjścia z hali, coraz bardziej przyśpieszając kroku. — Zaraz tam będę.
— Te! Inuzuka! — Sasuke podniósł głowę znad skrzynki z kablami, sceptycznie przyglądając się szatynowi. — Przecież Naruto z Hinatą już poszli po te gówniane kostiumy.
— Muszę biec na dach. Hentai zamknął na nim Yoru! — krzyknął, będąc już przy drzwiach. — Deidara poszedł szukać Yumi i Sasoriego, więc przypilnuj, żeby ten popapraniec nie rozwalił sprzętu!
— Jasne — mruknął do siebie Uchiha, przewracając oczami. Dopiero po słowach  Kiby rozejrzał się po hali i z niezadowoleniem zarejestrował, że został na niej sam. Ta cała sytuacja zaczynała grać mu na nerwach.

***

— Dobra, widzę go. — Yumi szarpnęła ramie Sasoriego, wskazując drugą ręką na baniak rozpuszczalnika, stojący na górnej półce. — Ściągniesz?
— Jasne. — Akasuna wyciągnął ręce w górę, próbując dosięgnąć małego pojemnika.
Kiedy ten już prawie wylądował mu w rękach, niechcący pchnął puszkę obok, która wypchnęła z rządku kolejną, stojącą obok. Ta uderzyła Sasoriego w ramię, rozbryzgując na nich czerwoną farbę, która koniec końców, rozlała się również po podłodze.
W tym samym momencie drzwi do kantorka rozwarły się na oścież, a do pomieszczenia wszedł Deidara. Niestety blondyn nie zauważył rozlanej cieczy i poślizgnął się, już drugi raz tego dnia lądując na podłodze. Przejechał po czerwonym płynie i uderzył w regał, zrzucając jednocześnie, w wciąż wyciągnięte ramiona Sasoriego baniak z rozpuszczalnikiem.
— Noż kurwa, nie wierzę! — warknął, podnosząc się na nogi. Musiał przytrzymać się regału, bo nogi nadal ślizgały się po rozlanej farbie. — Co wy tu odpierdalacie?
— Yumi chciała rozpuszczalnik, no to po niego przyszliśmy. — Sasori podniósł instynktownie plastikowy pojemnik przed twarz, próbując powstrzymać uśmiech.
— Ale dlaczego tu jest tyle farby? — Deidara popatrzył po tej dwójce, nie wiedząc czy się śmiać, czy płakać. — I czemu wy też w niej jesteście?
— Kiedy goniłam Kikkawe, wpadłam na Saso. — Yumi nie kryła rozbawienia wypadkiem swojego chłopaka. — Akurat miał farbę w rękach, więc skończyłam jako chodząca choinka.
— A ta czerwona?
— Kiedy zdejmowałem z półki baniak, popchnąłem ręką puszki i jedna z nich spadła prosto na mnie. Stąd ten bałagan — wymamrotał czerwono włosy, z głupawym uśmiechem na twarzy.
— Ja pierdole, jesteście niemożliwi — westchnął Iwasaki i skierował kroki do wyjścia. — Wracajmy.
Kiedy otwierał drzwi te odbiły się od czegoś, a na zewnątrz usłyszeli głośne przekleństwo. Popatrzyli po sobie, po czym Deidara ponownie, tym razem nieco ostrożniej zaczął je uchylać, ale osoba po drugiej stronie wyrwała mu z rąk klamkę i otworzyła je gwałtownie na oścież.
Poszkodowanym okazał się Kiba, za którym stała Nateko ubrana w jego bluzę i  czapkę, zaśmiewająca się ze swojego chłopaka.
— Ja cię kurwa zajebie, blond cioto — warknął, doskakując do Deia i łapiąc w pięści jego koszulkę. — Normalnie zarżnę jak zwykłą świnię.
— Już to widzę — parsknął śmiechem blondyn. — Dawaj, Psiarzu. Zobaczymy kto tu kogo zarżnie.
— Spokój! — krzyknęły jednocześnie dziewczyny, po czym przyjrzały się sobie nawzajem i wybuchły głośnym śmiechem.
— Co ty masz na sobie? — Yumi wytknęła Nateko palcem. — Wyglądasz jak jakiś metalowy bałwan.
— Przyganiał kocioł garnkowi — zaśmiała się szatynka. — Hentai zamknął mnie na dachu. A ty co? Podpieprzyłaś Grinchowi futro?
— Bardzo śmieszne — mruknęła blondynka z przekąsem. — Jak goniłam tego idiotę, wpadłam na Sasoriego i oberwałam farbą.
— Nie chce wam przeszkadzać i w ogóle, — wciął się Akasuna, — ale chyba musimy wracać na hale, jeśli chcemy się wyrobić z czymkolwiek do jutra.
— Potrafisz zepsuć humor — burknęła Nateko, ale kiwnęła mu zgodnie z głową. — Wracamy.

***

Ledwo znaleźli się na hali, stanęli jak wryci nie do końca rozumiejąc sytuację, która się tam rozgrywała. Na scenie leżał związany łańcuchami świątecznymi, Sasuke, na którym Naruto razem z Hinatą, przebrani za elfy, zawieszali bombki.
Jakby tego było mało, nagle pojawił się profesor Jiraiya. Widząc swoich uczniów w takim stanie, momentalnie wybuchł śmiechem i zgiął się wpół, próbując powstrzymać płacz.
— Co tu się odwaliło, dzieciaki? — wykrztusił między napadami śmiechu. — Dlaczego Uchiha wygląda jak żywa choinka?
— Kiedy tu przyszliśmy, już tak leżał. — Naruto nawet na nich nie spojrzał, dalej grzebiąc w pudle z bombkami. — Kikkawa jakimś cudem zaszedł go od tyłu i zanim się zorientował stracił przytomność. Jak się obudził, był już związany.
— O tym delikwencie mówicie? — Za ich plecami rozległ się głos Itachiego. Wszyscy jak na komendę popatrzyli na starszego z barci, który prowadził przed sobą Matsuo. Widząc, w jakim stanie jest ekipa, parsknął śmiechem, z niedowierzaniem kręcąc głową. — I to niby Obito jest postrzelonym debilem? Ciekawe co zrobi Madara, jak mu pokażę, że najlepszy egzekutor w SS dał się związać łańcuchem, ich szef i jego dziewczyna wyglądają jak jakieś niedorobione elfy, a erotoman skończy w święta z limem na oku. W dodatku jego ludzie wyglądają, jakby ich zaatakowała farba, a strateg organizacji udaje metalowego bałwana. Ustawcie się do zdjęcia. Noż kurwa, powieszę mu to w gabinecie. Inaczej mi nie uwierzy.

Wesołych Świąt!
No to nasi drodzy...
Życzymy Wam zdrowych, wesołych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, no i oczywiście pijanego Sylwestra ;D
Od nas mały prezencik pod choinkę w postaci mini dodatku. Mamy nadzieję, że upominek się podoba. Do zobaczenia <3

2 komentarze:

  1. Dobry Boże ominąłem to wcześniej, ale to jest genialnie. Aż mi łzy że śmiechu poleciały😂
    P.S. Sam bym Łasicy nie uwierzył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że się podoba :D
      PS. My również byśmy mu nie uwierzyły XDD

      Usuń