Stał przy
cienkiej szybie przyciskając do niej czoło i nieobecnym wzrokiem wpatrywał się
w ten jeden punkt, jedną osobę.
Pracownicy
szpitala poruszali się wokół mężczyzny leżącego na stole operacyjnym po dawno
wyznaczonych trasach. Powolne ruchy, rutynowe czynności, nerwowe zerknięcia w
stronę korytarza ze wzrokiem podszytym współczuciem.
Blondyn tego
nie widział. Wpatrywał się w łóżko zupełnie otępiały. Dla niego to nie było
jedynie martwe ciało człowieka, który sam prosił się o śmierć wchodząc w
trajektorię lotu. Naruto na tym łóżku widział swojego przyjaciela, wiecznie uśmiechniętego
optymistę, nadpobudliwego wariata, maszynę napędzającą innych do działania.
Widział człowieka będącego na tym świecie i żyjącego dla innych. Widział
przyjaciela, który uratował mu życie w zamian oddając swoje.
Zacisnął dłoń
w pięść, słysząc na korytarzu powolne, ciężkie kroki. Wiedział, że to nie była
Tsunade. Senju bez słowa wskazała mu kierunek i nic nie mówiąc ruszyła do
swojego gabinetu. Chciała dać mu czas. Uzumaki jednak właśnie tego się obawiał.
Nie chciał, by był to ktokolwiek inny. Bo jak miałby spojrzeć teraz w oczy któremuś
z przyjaciół? Jak mógłby unieść wzrok? Bał się konfrontacji z Sasuke, Itachim,
Sakurą. Nie potrafiłby zdobyć się na choćby jedno słowo względem ludzi, którzy
tak ślepo mu zaufali. Ludzi, których zaufanie zdradził pozwalając Lee zginąć.
Gdy kroki ustały
zaraz za nim, poczuł na ramieniu ciężką, dużą dłoń.
— „O byciu człowiekiem
nie świadczy to jak żyjesz, ale to jak umierasz.” — Głos Jirayi przeszył ciszę.
Uzumaki odetchnął z ulgą. — Autor tych słów był wyjątkowo inteligentnym człowiekiem.
— Skąd wiedziałeś?
— wyszeptał blondyn, nie potrafiąc odwrócić się do swojego opiekuna.
— Kakashi
powiedział, że możesz mnie teraz potrzebować. — Yoshizaki zacisnął lekko dłoń
na ramieniu blondyna i odetchnął głęboko. — Wiesz, Naruto, wiele rzeczy dzieje
się na tym świecie nie bez powodu, niekoniecznie tak jakbyśmy tego chcieli, ale
musisz pamiętać, że nie wolno ci się za to obwiniać.
— Ale to
wszystko jest moją winą. — Uzumaki odwrócił się gwałtownie do białowłosego. —
To ja kazałem zorganizować tę akcję, to ja nie posłuchałem intuicji. To ja nie
zwróciłem uwagi na wahanie Yoru i Shiki. — Urwał nagle, zwieszając głowę w dół.
Czuł łzy bezsilności spływające mu po policzkach. Jego głos zamienił się w
szept. — To ja go zabiłem.
— Nie wolno ci
tak mówić. — Jiraiya podniósł głos, na powrót łapiąc blondyna za ramię. — Lee
zrobił to, bo właśnie takim był człowiekiem. Od zawsze bardziej dbał o przyjaciół
niż o siebie. Powinieneś uszanować jego ostatnią wolę. Doskonale zdawał sobie
sprawę z sytuacji w momencie, w którym cię odepchnął.
— Ale to ja do
tej sytuacji doprowadziłem. — Naruto odwrócił się od swojego opiekuna, by po
raz ostatni spojrzeć na martwe ciało przyjaciela, po czym bez słowa ruszył
korytarzem do wyjścia.
*
Hyuga wypadł z
gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi. Nikt nie próbował go zatrzymywać.
— Żartujesz
sobie, prawda? — Sasaki z niedowierzaniem wpatrywała się w twarz Senju. Nie
chciała dopuścić do siebie jej słów. Żadne z nich nie chciało.
— Wiesz
dobrze, że nigdy bym tego nie zrobiła. — Tsunade zacisnęła dłonie w pięści i
spuściła głowę.
Nie mogła
sobie wybaczyć tego, że nie udało jej się uratować Lee, mimo iż od samego początku
wiedziała, jak to się potoczy. Gdy Rock wjechał na salę i zobaczyła ranę
postrzałową było jasne, że kula trafiła w cel. Nie mogła nic zrobić. Mimo to
dalej próbowała przytrzymać go na tym świecie. Wiedziała, ile ten dzieciak
znaczył dla Naruto, ile znaczył dla całej bandy. Nie mogła po prostu wyjść z
sali i dać mu umrzeć nie próbując.
— Jedyne, co
możecie w tej chwili zrobić, to załatwić to po swojemu. — Kakashi uważnie
obserwował zebranych w gabinecie studentów. Nie był pewien, jak teraz potoczą
się sprawy. Naruto był w rozsypce, Satoshi przepadł bez śladu, a Deidara został
podejrzanym. W dodatku w szeregach kręcił się kret, co jedynie potęgowało
nieufność i stare konflikty, które zostały jedynie przykryte współpracą, jednak
nigdy nie zażegnano ich na dobre.
— Wiesz, że to
nie będzie takie proste, Hatake. — Itachi spojrzał uważnie na wojskowego.
Doskonale wiedział, co się właśnie działo w głowie siwowłosego. — Nie możemy
tak na hura wparować do bazy Hiashiego. Jeśli to kret jest za to
odpowiedzialny, to nigdy nie będzie miało prawa się udać.
— Ale musimy
zacząć działać. — Młodszy z braci oparł się o ścianę i krzyżując ręce na
piersi, wpatrywał się niecierpliwie w brata. — Jeśli my tego nie zaczniemy to Młotek
zrobi to za nas i wpakuje się w kłopoty. Sam. Wszyscy doskonale wiemy, że teraz
będzie się za to wszystko obwiniał.
— Masz rację. —
Nateko uniosła wzrok na Uchihę. — Musimy zacząć działać, ale nie wszyscy na
raz. I musimy zacząć od siebie. To my wpuściliśmy kreta w szeregi i to my
musimy go znaleźć wśród swoich. Trzeba przypilnować Uzumakiego. Znając go już
planuje jakąś durną misję samobójczą.
— Dobra —
westchnął Sasuke i ruszył do wyjścia. — Znajdę go i przypilnuję. Wy w tym
czasie obmyślcie jakiś plan działania. Inaczej długo tego Młotka na miejscu nie
utrzymam.
— Pojadę z tobą.
— Sakura wstała niespiesznie z fotela i ruszyła za brunetem. Ten jedynie skinął
głową i wyszedł z pomieszczenia. Gdy drzwi za nimi zamknęły się, Nateko spojrzała
wyczekująco na starszego Uchihę.
— Okej, niech
ci będzie. — Uniósł ręce w geście kapitulacji. — Pojadę do bazy Wilków i
sprawdzę, co się dzieje z Deiem. Ktoś chętny na pasażerów?
— Ja pojadę. —
Yumi zerwała się z kanapy, przyglądając się Itachiemu z nieskrywaną niechęcią.
Wiedziała, że brunet może mieć racje, co do Iwasakiego, ale nie chciała tego
przyznać.
— W takim
razie ja też. — Inuzuka wstał z podłogi rzucając Yumiko podejrzliwe spojrzenie.
— Nigdy nie wiadomo co się stanie, jeśli twoje podejrzenia się sprawdzą.
— Nie wierzę —
warknęła blondynka, odwracając się w stronę szatyna. — Jesteś jego przyjacielem.
Powinieneś być po jego stronie.
— I jestem,
Sasaki — przerwał jej, marszcząc przy tym gniewnie brwi. — Tyle, że nie mam
zamiaru odrzucać jakichkolwiek przypuszczeń. Dopóki nie zobaczę na oczy dowodów,
jest dla mnie niewinny, ale będzie się tam czuł jak zwierzę w klatce. Jak myślisz,
jaka będzie jego reakcja? W końcu znasz go lepiej niż my wszyscy razem wzięci.
Yumiko zgromiła
go spojrzeniem, ale nic więcej nie powiedziała. Deidara robił się impulsywny,
kiedy go osaczano. Agresja zaczynała przejmować nad nim kontrolę i zdarzały się
już przypadki, kiedy nad nią nie zapanował. Nie mogła nie zgodzić się z Inuzuką
w tej kwestii.
— W takim
razie, niech reszta jedzie do domów. — Senju przejechała dłonią po zmęczonej
twarzy, by zaraz rozejrzeć się po pomieszczeniu. — Każdy powinien we własnym
towarzystwie przetrawić tę sytuację i co ważniejsze, odpocząć. Poinformujcie
mnie proszę o dacie pogrzebu. Jestem temu dzieciakowi winna choć tyle. — Po
tych słowach opuściła gabinet.
***
— Mówię wam
przecież, że to nie ja. — Deidara siedział na kanapie i spod byka obserwował
Gaarę i Shikamaru.
Nie miał wątpliwości,
że to Nara wytyczył go na podejrzanego, czego wcale nie miał mu za złe. Rozumiał
sytuację, bo wiedział jak to wygląda z zewnątrz. Jedyny nie obserwowany, nie
namierzony przez ostatnie pół godziny, najbliżej Ozawy. Jednak, kiedy to No
Sabaku otwierał usta, miał ochotę zamknąć mu je siłą. Wiedział, że rudzielec
gdzieś tam z tyłu głowy nadal miał mu za złe stare czasy. Co prawda prawie go
wtedy zabił, ale Shukaku nie pozostał mu dłużny.
— A ja mówię, że
ci nie wierzę, Iwasaki — skwitował Gaara. Oparty o ścianę wpatrywał się w
blondyna, zawieszając przenikliwe tęczówki na jego twarzy. — Doskonale pamiętam,
co kiedyś wyprawiałeś. Zresztą z tego, co mi wiadomo, jako ostatni odszedłeś z
Akatsuki. Powiedz mi, Deidara, jak mam ci teraz uwierzyć?
— Po prostu,
No Sabaku — warknął blondyn, mrużąc powieki. — Od tego czasu nigdy nie dałem
wam powodu do wątpliwości. Zawsze robiłem wszystko, byle tylko odciąć się od
Hyugi i ty doskonale o tym wiesz.
— Co nie
zmienia faktu, że nie jesteś w tej chwili wiarygodny. — Nara przerwał tę słowną
potyczkę i już chciał kontynuować wywód, gdy do pomieszczenia wpadła Sasaki, a
zaraz za nią Inuzuka z Uchihą. — Gdzie jest reszta?
— Rozjechali
się. — Brunet zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się po zebranych.
— A gdzie
Naruto? — Gaara w końcu oderwał wzrok od blondyna, teraz rozmawiającego z Yumi
i skierował go na Uchihę. — Powinien tu przyjechać z wami.
— Tyle, że
zniknął. — Kiba opadł ciężko na kanapę obok przyjaciela. — Sasuke i Sakura
pojechali go szukać. Kto jak kto, ale oni powinni dać sobie radę.
— Co się
dzieje, Uchiha? — Nara zmrużył powieki, zaniepokojony minami całej trójki.
— Nie mamy
dobrych wieści.
Przez dobrą
minutę w pomieszczeniu zalegała ciężka cisza. Po raz pierwszy, od kiedy zaczęli
działać, ktoś zginął. Po raz pierwszy nie udało się im wyjść z opresji bez
szwanku. Po raz pierwszy Uzumaki się załamał. Wszyscy wiedzieli, co to oznaczało.
— To wszystko
twoja wina, Iwasaki. — Grobowy głos Gaary przerwał ciszę. — To przez ciebie
zginął Lee i przez ciebie nie mamy pojęcia, co teraz robi Naruto.
— Dość tego! —
zagrzmiał Madara, mając już po dziurki w nosie tej bezsensownej wymiany zdań. —
Nie masz na to żadnych dowodów, szczeniaku. Nie masz prawa po prostu go oskarżać.
Nie jest winny jego śmierci, dopóki nie poprzesz tych słów dowodami.
— Bronisz go
tylko dlatego, że to twój człowiek. — No Sabaku zmrużył gniewnie powieki,
jednak więcej już się nie odezwał.
— To może ja
poruszę ciekawszą kwestię. — Shikamaru odwrócił się do monitorów. — Chyba
znalazłem Ozawę.
— Dopiero
teraz to mówisz?! — Deidara poderwał głowę i chciał już wstać, jednak silny uścisk
Kiby zatrzymał go na miejscu. — O co ci chodzi, stary?
— Daj sobie
spokój. — Przez chwile mierzyli się spojrzeniami, po czym Iwasaki w końcu odpuścił.
Inuzuka miał tym razem rację. Nie mógł pogarszać swojej sytuacji.
— Mówię o tym
teraz, bo dopiero teraz dostałem sygnał. — Nara posłał mu przez ramię ostre
spojrzenie. — Jego komórka zalogowała się właśnie w budynku.
— Żartujesz
sobie? — Sasaki rozszerzyła powieki. To było po prostu śmieszne. Całe to
zamieszanie tylko po to, żeby Ozawa tak po prostu wrócił?
— Nie no, to
jest jakiś dom wariatów — podsumował Madara i usiadł na drugiej kanapie przecierając
dłonią zmęczoną twarz. — Lee został zabity, a ten idiota tak po prostu dopiero
włączył komórkę, nie racząc nas wcześniej poinformować o tym, że żyje?
— Nie miałem
jak tego zrobić, Uchiha. — Gure jak gdyby nigdy nic wszedł do pomieszczenia z
korytarza, rzucając na stół zepsuty nadajnik. — Kiedy ruszyłem na wieżowiec
zaatakował mnie jakiś facet, a że nie miałem przy sobie żadnej broni, co
nawiasem mówiąc było durnym pomysłem, musiałem zwiewać przez pół miasta. Nie
miałem nawet kiedy wyciągnąć tego badziewia z kieszeni, żeby dać wam znać. Jak
zbiegłem do podziemia to zgubiłem tego typa, ale że to cholerne podziemie, nie
miałem zasięgu. Dopiero na parterze w bazie mogłem dać wam znać, tylko po jaką
cholerę, skoro twoje nadajniki musiały mnie wtedy wykryć. — Ostatnie zdanie
skierował do Nary, nic nie robiąc sobie z groźnych min Madary, Deidary i Kiby.
— Dobra, ja
mam dosyć. — Kita zerwał się po chwili milczenia na równe nogi i bez słowa
ruszył do wyjścia na dach. Gaara chciał za nim iść, ale wzrok Madary przytrzymał
go na miejscu.
— Daj sobie
spokój, No Sabaku. Ozawa wrócił, Dei nic mu nie zrobił. Nie masz żadnych powodów
do traktowania go na podstawie waszej przeszłości, nie ważne jakkolwiek zła by
ona nie była. — Uchiha po tych słowach przeniósł wzrok na Sasaki. — Idź za nim.
Dam znać, jeśli coś jeszcze się stanie. — Dziewczyna posłała szefowi blady
uśmiech i szybko wybiegła na dach. Madara posłał Shukaku groźne spojrzenie.
Wiedział, że wystarczy mu byle pretekst, by zlinczować blondyna. Ich konflikt
zaszedł za daleko, żeby teraz mogli bez problemów działać w zespole. Śmierć Lee
jedynie zaczęła opuszczać hamulce.
No Sabaku w
odpowiedzi uniósł ręce w geście kapitulacji i wyszedł z pomieszczenia,
kroki kierując w głąb budynku.
***
Tego wieczoru
całe Tokio wydawało się bardziej ponure niż zwykle. Deszcz zacinał na szybach
samochodów ustawionych na parkingu. Ludzie będący na cmentarzu z trudem
chronili się przed wiatrem, który jedynie utrudniał utrzymanie parasolek w
dogodnej pozycji. Wszyscy zebrani wokół grobu powoli rozchodzili się do domów,
niespiesznie opuszczając miejsce pochówku ich przyjaciela.
W głowach
niektórych z nich nadal pobrzmiewała mowa pożegnalna Naruto. Gdy Uzumaki w końcu
nie wytrzymał i zamilkł, pozwalając łzom swobodnie spływać po twarzy,
zgromadzeni spuścili głowy, każdy na własny sposób próbując poradzić sobie z żalem.
Większość
gangu rozjechała się wcześniej, dając najbliższym chłopaka pożegnać się z nim w
spokoju. Jedynie Naruto, Neji i Tenten zostali przy grobie razem z kilkorgiem przyjaciół
Lee, nie mających bladego pojęci, jak naprawdę żył brunet. Nie zdających sobie
sprawy z tego, że umarł jako bohater.
Uzumaki od dłuższej
chwili obserwował Hinatę. Wiedział, że dziewczyna nie uwierzyła w nagły zawał.
Znała Rocka lepiej niż reszta tu zebranych i doskonale zdawała sobie sprawę, że
to nie było możliwe. Ona po prostu wiedziała, że nie ujawniono prawdziwego
powodu zgonu. Poznał to po pełnym rozczarowania spojrzeniu, które posłała mu na
samym początku ceremonii. Miał wrażenie jakby wiedziała, że Lee poświęcił się
zamiast niego.
Gdy Hyuga w końcu
ruszyła w kierunku bramy zostawiając za sobą Nejiego i Tenten, poszedł za nią.
Dogonił ją dopiero na parkingu.
— Hinata,
zaczekaj. — Złapał ją delikatnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. — Możemy
porozmawiać?
— Nie wiem,
czy to dobry pomysł. — Uparcie unikała patrzenia mu w oczy. — Powinnam wrócić do
domu.
— Hinata proszę
cię. Daj mi się zabrać do baru i wszystko na spokojnie wyjaśnić. — Czuł, że
jest jej to winien. Nie ważne jak wiele później będzie musiał się nasłuchać od
przyjaciół.
— On też należał
do twojego gangu, prawda? — wyszeptała po chwili ciszy, nadal nie podnosząc
wzroku na blondyna. — To dlatego było tu tyle ludzi, których nawet nie kojarzę.
Dlatego to ty zostałeś poproszony o przemowę. — Naruto zamilkł, nie wiedząc co
miałby jej teraz powiedzieć. — Powiedz mi prawdę.
— Pojedź ze mną,
a obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię i tylko ty zadecydujesz co z tą wiedzą
zrobisz. Jestem ci winny chociaż tyle. — Uniósł delikatnie jej twarz. — Masz prawo
wiedzieć jak zginął.
Hyuga dopiero
teraz przyjrzała mu się uważniej. Podkrążone, przekrwione oczy, blada cera i
brak zwyczajowego uśmiechu nieco ją przeraziły. W dodatku na dłoniach miał pełno
sińców i zadrapań. Był zupełnym przeciwieństwem Naruto, którego znała.
Niezdolna do
wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa skinęła jedynie głową i pozwoliła mu
zaprowadzić się do auta.
*
Naruto wjechał
na podziemny parking, skąd poprowadził Hinatę nie na górę, ale do głównej bazy
SS. Skoro już miał się jej tłumaczyć stwierdził, że nie ma po co ukrywać
istnienia tego miejsca.
— Więc to jest
prawdziwa Kakurega. — Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Gdyby nie
wiedziała czym na prawdę zajmuje się blondyn, nigdy by nie pomyślała, że nazwa
baru rzeczywiście wskazuje kryjówkę gangu.
— Usiądź. —
Naruto wskazał jej na kanapy, sam sadowiąc się na jednej z nich. — Poprosiłem
resztę, żeby tu przyjechała, gdybym dał im znak. Wyjaśniłem też co się dzieje,
więc nikt nie będzie zdziwiony twoją obecnością, ale też nie mam prawa ich
teraz zdradzać. Wszystko zależy od twojej decyzji.
Hyuga jedynie
skinęła głową mając przeczucie, że nie wszyscy będą zadowoleni z tego faktu,
jednak nie ujawnianie ich tożsamości było jedynym na tę chwilę słusznym wyjściem.
— Wracając do
sprawy... Nie wiem jak zacząć. Przepraszam. — Spuścił wzrok i w zakłopotaniu
podrapał się po karku. — Po prostu czuję, że jestem ci to winny. — Odetchnął głęboko
zanim zaczął opowieść. — Lee od dobrych dziesięciu lat nienawidził Hiashiego
Hyugi. Nie wiem dokładnie, co się stało w przeszłości. To było jego życie i miał
prawo zachować szczegóły dla siebie. Mnie zdradził jedynie, że przez trzy lata
patrzył, jak ten skurwysyn krzywdził jego przyjaciółkę, przez co w końcu nie
wytrzymał i razem z innymi udało mu się ją wyrwać z tego domu. Hiashi do teraz
go za to ścigał. Więcej mi nie powiedział, a ja nie pytałem. — Przerwał na
moment. Wiedział, że Hinata może doskonale znać tę historię, więc pozwolił jej
przetrawić to, co już prawdopodobnie znała. Sam też musiał poukładać myśli
zanim zaczął mówić dalej. — Lee chciał się na nim zemścić, dlatego do nas dołączył.
Chciał ochronić tę dziewczynę za wszelką cenę. Zniszczyć Hyugę tak, jak każdy z
nas. Dlatego brał w tym wszystkim udział i się narażał. Zginął od postrzału na
jednej z akcji, wypychając mnie z linii lotu kuli. Przepraszam, to wszystko
moja wina.
Zamilkł,
czekając na jej reakcję. Hinata za to nie mogła zrozumieć tego, co właśnie usłyszała.
Zbladła i przez dłuższy moment wpatrywała się we własne ręce. Stopniowo docierał
do niej cały morał tej opowieści, a wyrzuty strumienia uderzyły w nią z siłą
wodospadu. Łzy samoistnie wypełniły oczy i zaczęły spływać po twarzy. Zakryła
usta dłonią, z niedowierzaniem wpatrując się w blondyna.
— O matko, to
wszystko moja wina — załkała, błądząc wzrokiem po jego twarzy. — To przeze mnie
się w to wpakował.
— Hej, Hinata,
spokojnie. — Uzumaki przesiadł się na kanapę dziewczyny i otoczył ją silnym
ramieniem. Ta bez słowa wtuliła się w jego koszulę, nadal cicho szlochając. — O
czym ty mówisz?
— To przeze
mnie — wyszeptała. — To ja byłam tą dziewczyną. To mnie Neji zabierał z domu
Hiashiego razem z Lee i Tenten. To ja jestem powodem, przez który ich ścigał cały
ten czas.
Naruto chciał
zapytać Hinatę o więcej, jednak w tym momencie na schodach pojawił się Neji
wraz z Tenten. Chłopak momentalnie zdębiał na schodach, nie wiedząc czy iść
dalej, czy jednak zniknąć stamtąd póki kuzynka go nie zauważyła. Gdy na
cmentarzu zdecydowali z Ten, że powiedzą jej prawdę myślał, że to będzie łatwiejsze,
jednak w tej chwili miał ochotę uciec na drugi koniec kraju, byleby tylko nie
musiała dowiadywać się o kolejnych kłamstwach. Jednak w chwili, w której gotów
był zawrócić, Suzuki stanowczo położyła rękę na jego ramieniu, a Hinata uniosła
wzrok.
Biało oka w
szoku patrzyła na kuzyna i przyjaciółkę, którzy zeszli w końcu na dół i
podeszli niepewnie do kanap.
— Hinata ja...
— zaczął Neji, jednak nie wiedział, co miałby powiedzieć. Tenten również zamilkła,
unikając patrzenia na dziewczynę
— Nie wierzę. —
Hyuga przerzucała wzrok to na kuzyna, to na przyjaciółkę. Zaczęła kręcić głową
w niedowierzaniu, by w końcu podnieść się gwałtownie na nogi i powoli ruszyć w
ich stronę. — Wy też? Jak mogliście mi to zrobić? Jak mogliście nic mi nie
powiedzieć? Przeze mnie zginął Lee, a wy przez ostatnie trzy dni, jak idiotce
wmawialiście mi, że ten zawał miał jakikolwiek sens. Jak mogliście? — wyszeptała,
po czym minęła ich i wbiegła po schodach na górę. Naruto natychmiast zerwał się
na równe nogi i pobiegł za nią
— Zostaw.
— Tenten zatrzymała szatyna, gdy chciał ruszyć za kuzynką. — Ona teraz nie chce
nas widzieć. Niech Naruto z nią porozmawia. Potrzebuje chwili spokoju.
— Masz rację —
westchnął ciężko i zacisnął pięści, bezradnie opierając się o balustradę. Sam
siebie też nie chciał widzieć.
*
— Hinata, hej!
— Uzumaki dopadł do drzwi, które dziewczyna już chciała otworzyć. — Hej, uspokój
się. Nie możesz wybiec w tym stanie na ulice.
— Jak mam się
uspokoić? Dwójka najważniejszych w moim życiu ludzi, okłamywała mnie przez
ostatnie... Ile? — Hyuga popatrzyła na niego żałośnie. — Naruto, błagam powiedz
mi, przez ile mnie okłamywali?
— Sześć,
Hinata. — Uzumaki odwrócił wzrok. Czuł się winny tej sytuacji. — Byli ze mną od
początku.
Hyuga pokiwała
w zrozumieniu głową i gdyby nie drżenie ust, uwierzyłby, że jest całkowicie
spokojna. Jednak dziewczyna jedynie trawiła nową sytuację i analizowała po
kolei każde kłamstwo. Każde przypadkowe zniknięcie, wyjście do „znajomych”,
nocny wypad do baru w dziwniej dzielnicy. Podejrzane typy, z którymi Neji rozmawiał
w barze nawet wtedy, kiedy tam była. Nie wierzyła, że była na tyle głupia, by
nic z tego nie zauważyć.
W końcu nie
wytrzymała i wybuchła płaczem. Blondyn bez słowa objął dziewczynę i zabrał ją
na górę do swojego mieszkania. Posadził Hinatę w fotelu, przyniósł jej paczkę
chusteczek i zrobił kakao. Postawił parujący kubek przed biało oką i poczekał aż
nieco się uspokoi.
— Wiem, że to
nie będzie miłe, ale muszę wiedzieć co miałaś na myśli, Hinata — zaczął ostrożnie,
przyglądając się jej reakcji. — Rozumiem, że to musi być dla ciebie ciężkie,
ale zrozum. Ja naprawdę muszę dorwać jego mordercę.
— Żeby go zabić?
— Hyuga uparcie wpatrywała się w swoje palce, owinięte wokół niebieskiego
kubka.
— Żeby go
ukarać — odparł wymijająco. W tym świecie panowała niestety zasada „oko za oko,
ząb za ząb”. Nawet gdyby chciał, nie zmieniłby postępowania gangu. Nie zmieni
decyzji większości i nie zrobi nic, jeśli któryś z egzekutorów zechce zabić
mordercę. — Nie mogę ci obiecać, że nic mu się nie stanie. Nie tylko ja o tym
decyduję.
— Rozumiem —
wyszeptała, unosząc na niego wzrok. Coś w jej oczach mówiło mu, że ona już
podjęła decyzję. I bał się tego jak cholera. — Nie wiem tylko, czy jeśli powiem
ci prawdę, będziesz chciał mieć ze mną cokolwiek do czynienia.
— Hinata, w naszych
szeregach jest bratanek Hiashiego — mówił, uparcie wpatrując się w jej białe tęczówki
— Jego starzy ludzie, jeszcze z czasów Akatsuki też. Są tu osoby, które pracowały
i zabijały dla niego z przyjemnością. Dlaczego miałbym odrzucić ciebie?
— Bo jestem
jego córką. — Ledwie wyszeptała, na powrót spuszczając wzrok. Bała się jego
reakcji. Nie chciała widzieć rozczarowania i nienawiści budzących się w jego
oczach.
Blondyn za to
zastygł w bezruchu, nie będąc pewnym, czy dobrze usłyszał. Im dłużej jednak tam
siedział, tym dosadniej docierało do niego, że to nie był żart. W jego
mieszkaniu na prawdę siedziała córka Hyugi.
Wstał z kanapy
i zaczął powoli krążyć po pokoju. Wiedział, że tylko tym Hinatę speszy, ale nie
mógł się powstrzymać, bo zrozumiał, że miał rację. Zaraz po tym jak zniknął ze
szpitala, dopadła go myśl, że Lee był jej przyjacielem, że nie ma prawa się do
niej zbliżać, że i dla niej, i dla niego byłoby lepiej, gdyby odpuścił. Ale
zobaczył ją na pogrzebie i wtedy wszystkie jego tamy puściły. Wiedział, że nie
uwolni się od tej dziewczyny. Zrozumiał, że się w niej zakochał.
Czuł się jakby
dostał obuchem w głowę. Próbował na szybko przeanalizować sytuację i wymyślić
jakieś rozwiązanie, ale nim się obejrzał Hinata odstawiła kubek na stolik i
wstała z fotela, kierując kroki do wyjścia.
— Przepraszam,
za kłopot — wymruczała pod nosem, nie patrząc na niego. — I dziękuję. Za
wszystko.
— Hej, hej,
hej! — Rzucił się w stronę drzwi i przekręcił klucz, zaraz wyciągając go z
zamka. — Czemu tak nagle chcesz wyjść?
— Przecież
jestem córką człowieka, który wyrządził wam wszystkim wiele złego. Nie mam
prawa żądać, żebyście mnie zaakceptowali.
— Hinata, nie
mów takich głupstw. — Uzumaki stanowczym krokiem wrócił do salonu, ciągnąć biało
oką za sobą. — To nie twoja wina, że masz takiego ojca. Zresztą ciebie też
skrzywdził, prawda?
— Tak. — Jakby
na wzmocnienie swoich słów skinęła przy tym głową i drżącym głosem zaczęła mówić.
— Przez Szesnaście lat mnie bił i poniżał. Sprzedawał mnie i mamę swoim
klientom i kontrahentom. Byleby tylko ubić interes. Zabił moją matkę i wyprał mózg
siostrze. — Zamilkła na moment, biorąc kilka ciężkich oddechów. — Nienawidzę
go.
— W takim
razie, dołącz do nas. — Naruto starł łzę, która wydostała się dziewczynie spod
przymkniętej powieki, spoglądając na nią wzrokiem pełnym współczucia. Nie
potrafił sobie wyobrazić, ile ta krucha istota przeszła w swoim życiu. — Możesz
nam pomóc, jeśli chcesz. Możesz się na nim zemścić i uratować siostrę. I zyskać
tym drugą, lepszą rodzinę.
— Ja...
— Nie teraz —
przerwał jej. — Nie musisz mówić mi od razu. Prześpij się z tym. Przemyśl to.
Pamiętaj, że to ważna decyzja i niebezpieczna gra. Tylko od ciebie zależy, czy
w nią wejdziesz. Ja nie mam zamiaru na ciebie naciskać. Musisz jedynie pamiętać,
że potem nie ma już odwrotu. — Skinęła głową i zawahała się przez moment chcą o
coś zapytać, ale ostatecznie odpuściła. — Pewnie nie chcesz wracać do
domu? — Ponowiła gest, mając wrażenie, że blondyn czyta jej w myślach. — W
takim razie prześpij się tutaj. Odstąpię ci sypialnię, a sam przekimam się na
sofie. Przyda ci się porządny sen po takim dniu.
— Dziękuję —
wyszeptała. Uzumaki uśmiechnął się do niej i ulotnił do pokoju obok,
przygotować łóżko.
*
Zupełnie nie
wiedziała, jak miała pozbierać myśli. Od dwóch godzin leżała w łóżku blondyna
próbując zasnąć, ale sen nie chciał nadejść. Słyszała, jak chłopak plątał się
po mieszkaniu, jednak ani razu nie odważył się zapukać do jej drzwi. Zanim w ogóle
zaprosił ją do pokoju, dostała od niego koszulkę i parę czystej bielizny.
Przeprosił, że nie ma nic innego, tłumacząc się, że w końcu mieszka sam, ale
udało mu się wybrnąć z niezręcznej sytuacji i zaprowadzić ją do łazienki.
Kiedy ona
zmywała z siebie cały ten dzień, Naruto krzątał się po domu i przygotowywał
sobie posłanie na kanapie. Gdy wyszła, skierował ją prosto pod kołdrę do
sypialni, gdzie czekała na nią gorąca herbata. Podziękowała mu zanim wyszedł i
zamknął za sobą drzwi. Chwilę później usłyszała dźwięk lejącej się wody, który
nieco ukoił jej nerwy.
Nie wiedziała,
co miała teraz zrobić. Spędzi tę noc nad barem u chłopaka, z którym dopiero co
zaczęła się chyba spotykać, jeśli mogła tak nazwać te randki. Ale co potem? Wróci
do mieszkania? Nie. Wiedziała, że na to nie zdobędzie się przez jakiś czas. Miała
przez to wszystko mętlik w głowie, bo Neji i Ten okłamywali ją, ale robili to
by ją chronić. Nie wiedziała tylko, co było gorsze. Życie w kłamstwie, czy
prawda w pełnej krasie.
Po kolejnych
dziesięciu minutach zadręczania się myślami o przyjaciołach, wstała i wyszła z
pokoju. Spodziewała się zastać Uzumakiego na kanapie przed telewizorem, na którym
leciał właśnie jakiś film akcji, ale posłanie było puste. Skierowała więc kroki
do kuchni, skąd wydobywał się słaby snop światła.
Weszła boso do
pomieszczenia, gdzie zobaczyła blondyna, opierającego się tyłem o blat wyspy,
zapatrzonego w ciemne już niebo. W czajniku obok gotowała się woda, a na blacie
szafki znajdował się kubek. Uzumaki stał do niej tyłem, przez co nie mógł jej
zobaczyć, za to ona jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego sylwetkę. Jeszcze
wilgotne blond włosy stały we wszystkich kierunkach, a umięśnione, niczym nie
osłonięte plecy unosiły się miarowo w rytm jego oddechu. Szerokie barki wydawały
jej się jeszcze większe przez to, że chłopak skrzyżował ręce na piersi, napinając
przy tym mięśnie. Miał na sobie jedynie spodnie od dresu, nisko wiszące teraz
na jego biodrach.
Wpatrywała się
w niego, czując na twarzy rumieńce. Chciała po cichu się wycofać, ale wtedy stąpnęła
na złą deskę. Naruto na dźwięk skrzypienia momentalnie się odwrócił, a kiedy
zobaczył białooką na wpół ukrytą za framugą, uśmiechnął się lekko.
— No chodź tu.
Przecież nie gryzę. — Wyszczerzył na moment zęby i wyciągnął rękę do
dziewczyny.
Hyuga zawahała
się, ale ostatecznie ruszyła w głąb kuchni i złapała rękę blondyna. Ten zamknął
jej drobną dłoń w swojej i dalej obserwował ciemne niebo.
— Piękne,
prawda? — wskazał je głową, na co dziewczyna przytaknęła. Okno Uzumakiego
wychodziło na jedną z tych nielicznych uliczek Tokio, na których nocą było
naprawdę ciemno. Żadne neony nie zakłócały więc migotliwego światła gwiazd,
rozsianych po granatowym niebie. Hinata wpatrywała się w to urzeczona pięknem
sklepienia. Już od dawna nie widziała takiej nocy. — Zupełnie jak ty — wyszeptał
nagle, wpatrując się intensywnie w jej roziskrzone oczy.
Spojrzała na
niego nieśmiało. Uzumaki położył wolną dłoń na jej zaczerwienionym policzku i
pochylił się nad dziewczyną. Zatrzymał się kilka milimetrów od jej ust i
spojrzał pytająco w niezwykłe, białe oczy. Hinata jedynie je przymknęła, co chłopak
wykorzystał, całując ją delikatnie. Dziewczyna zarzuciła mu rękę na szyję, drugą
nadal trzymając jego dłoń, i pozwoliła mu pogłębić pocałunek.
Chłopak w końcu
puścił drobne palce, by podsadzić białooką na blat wyspy. Hyuga od razu przyciągnęła
go bliżej, kładąc dłonie na nagich ramionach. Naruto trzymał ręce na biodrach
dziewczyny, raz po raz podjeżdżając palcami pod materiał koszulki. W jego
ciuchach wyglądała tak niewinnie i tak pociągająco jednocześnie, że nie mógł się
powstrzymać przed dotykaniem jej.
Jednak kiedy
zszedł pocałunkami na jej szyję, po kuchni poniósł się gwizd, a Hinata
podskoczyła przerażona, by zaraz potem roześmiać się w głos. Naruto niemal
natychmiast przekręcił pokrętło gazówki i poszedł w ślady dziewczyny. Gdy się
uspokoił oparł bezradnie głowę na jej ramieniu.
— To chyba
tyle na dzisiaj — wymamrotał w materiał koszulki i podniósł na nią wzrok. —
Powinnaś się przespać. Przepraszam.
— To nic.
Dobranoc — wymamrotała, po czym dała mu szybkiego buziaka i czym prędzej uciekła
z pomieszczenia. Blondyn chwile po tym usłyszał trzask drzwi do sypialni. Zaczął
chichotać przez to pod nosem i wziął się za zalewanie herbaty.
***
— Czy ciebie
już do końca posrało, Stary?!
— Daj sobie
spokój, Kiba. — Naruto cierpliwie znosił kolejne wrzaski i przekleństwa.
Wiedział, że tak to będzie wyglądać, kiedy powie im, kim jest Hinata. Nie
wiedział tylko, że będą na tyle uparci, by przez ponad godzinę przekrzykiwać się
między sobą, kto ma bardziej nie po kolei w głowie. — Stało się. Jest u góry,
bo potrzebowała pomocy.
— Nie, Młotku —
syknął Sasuke, posyłając mu jadowite spojrzenie. — Jest u góry, bo masz ochotę
ją przelecieć.
— Ma ochotę? —
Deidara zaśmiał się perfidnie pod nosem. — On już to zrobił, tylko się do tego
nie przyznaje. Od dawna biegał za tą...
— Licz się ze
słowami, Iwasaki. — Neji posłał blondynowi groźne spojrzenie. Nie miał zamiaru
wysłuchiwać, kim dla Deidary była Hinata. Doskonale wiedział, co o niej w tej
chwili myślał.
— Bo co mi...
— Akurat ty
masz w tej sytuacji najmniej do powiedzenia. — Gaara wszedł mu w zdanie, zupełnie
ignorując mordercze spojrzenie, jakie blondyn mu posłał. — To twoja kuzynka,
Neji. Mieszkałeś z nią przez dobre dziesięć lat i prze tyle nas okłamywałeś.
— Zasrana trójca
się odezwała — warknęła różowo włosa, gromiąc ich spojrzeniem. Jak
zwykle, ta trójka była pierwsza do wykłócania się i jeśli akurat nie robili
tego między sobą, magicznie tworzyli front przeciwko reszcie. Co
najdziwniejsze, o ile Sasuke w ich gronie raczej traktował chłopaków z pogardą,
rzucając tylko kąśliwymi uwagami, to atakując Uzumakiego zdawał się zamienić w
rasowego krzykacza. — A ty mógłbyś choć chwile pomyśleć nad sowimi słowami,
Gaara. To jego rodzina i ma jak największe prawo do opinii.
— Co nie
zmienia faktu, że nas okłamał — stwierdził dobitnie Madara. — Przez cały czas
nas okłamywał.
— I co to ma
do rzeczy? — Itachi zmierzył się spojrzeniem z wujem. Reszta instynktownie
skuliła się w sobie. Nikt nigdy nie wchodził w ich potyczki słowne. Nie było na
to najmniejszych szans i tym razem. — To nadal nie zmienia faktu, że Gaara jest
stronniczy. Ma urazę do rodziny Hyuga i nie zważa na to, kto został przez nią
skrzywdzony. Nie uważasz, że to raczej wyklucza jego opinię z kategorii tych
racjonalnych?
— Zapomniałeś
już co Hiashi wyrządził naszej rodzinie? — Madara zmarszczył brwi, z
niezadowoleniem uświadamiając sobie, po czyjej stronie był Itachi.
— Za to ty
chyba zapomniałeś, że Hinata to nie jej ojciec — skomentował, zamykając tym
Madarze usta.
— Czy wy
wszyscy się w ogóle słyszycie? — Nateko potarła niecierpliwie skronie,
przymykając oczy w irytacji. — Próbujecie i nam, i sobie wmówić, że córka
psychola, którą ten skrzywdził pewnie na o wiele gorsze sposoby niż nas, próbuje
nas podjeść i zniszczyć od środka? Kret jest wśród nas od dawna i wie o wielu
rzeczach. Ona dowiedziała się o wszystkim wczoraj — warknęła, po czym skierowała
wzrok na Jelenia. — To, że trójka tych pożal się boże intelektualistów od
siedmiu boleści tak myśli, mnie nie dziwi. Tyle, że wiesz co, Nara? Myślałam, że
ty jednak jakiś mózg w tej wielkiej, nieforemnej głowie przetrzymujesz.
— Śmieszne,
Nateko — parsknął brunet, wytrzymując jej spojrzenie. Temari też potrafiła tak
na niego patrzeć. Przyzwyczaił się. — Mógłbym powiedzieć to samo o tobie.
— Ha, ha, ha. —
Dziewczyna zmrużyła powieki, tym razem zmuszając bruneta do odwrócenia wzroku. —
Bardzo twórcze, Shika. Szkoda tylko, że nie poparte ani jednym logicznym
argumentem.
— Ludzie,
uspokójcie się — odezwała się Yumiko, nie wytrzymując już tej wymiany zdań. —
Posłuchajcie się przez moment. Czy wam wszystkim już do reszty odbiło?
Zaczynacie wyrzucać z siebie wszystko, co wam ślina na język przyniesie tylko
po to, żeby dowieść swojej racji, a nawet porządnie tego nie przemyśleliście.
— Yumi ma rację.
— Uzumaki podniósł się z barowego stołka i przerzucał wzrok to na jednych, to
na drugich. — Ta kłótnia nie ma sensu. Powinniście najpierw solidnie przemyśleć,
czy wasze pretensje wynikają z rozsądku, czy z sytuacji w jakiej teraz się
znaleźliśmy. Kłócicie się tutaj nie wiadomo o co, skoro Hinata już o wszystkim
wie, a kret ryje pod nami dziurę za dziurą. Nie widzicie, co z nami zrobił?
— Zasiał
nieufność, którą dawno zakopaliśmy w naszym układzie. — Itachi zgrabnie przejął
pałeczkę, powstrzymując brata przed wybuchem kolejnego zarzutu wobec Naruto.
Fakt. On też nie był zadowolony z tego, że Uzumaki powiedział to i owo Hinacie
bez konsultacji z nimi. Jednak patrząc na to zdrowym okiem, nie wsypał nikogo.
Nie wymienił ani jednego nazwiska i nie zamierzał, dopóki Hyuga nie wyrazi chęci
współpracy. — Zapominacie, że każdy z nas przeszedł swoje, a Hiashi jest dla
nas tylko obcym skurwysynem. Pomyślcie choć przez chwilę, co działo się w domu
tej dziewczyny? Zapomnieliście już, co Neji nam o niej powiedział?
Po jego słowach
w zamkniętym barze zaległa cisza. Każdy trawił jego słowa i niechętnie
przyznawał mu rację. Hinata musiała cierpieć tak samo, jeśli nie bardziej niż
oni, skoro Neji, Lee i Tenten zdecydowali się ją uprowadzić, zdając sobie sprawę
z tego, że do końca życia nie pozbędą się ogona. Nie chcieli sobie nawet wyobrażać,
w jakim stopniu Hiashi wyżywał się na tej biednej dziewczynie. Jej sytuacja była
o tyle gorsza, że był jej ojcem. To jedynie potęgowało psychiczną krzywdę.
Nagle po
pomieszczeniu poniósł się trzask drzwi. Wszyscy jak na zawołanie skierowali
wzrok na schody, prowadzące do mieszkania blondyna. Hyuga, ubrana już w swoje
ciuchy, schodziła ostrożnie na dół, by zatrzymać się na ostatnim schodku i nieśmiało
spojrzeć na Uzumakiego.
— Wchodzę w to
— wyszeptała, sprawiając, że tych kilku członków gangu zgromadzonych w barze
zamarło na chwilę z uczuciem niedowierzania bądź ulgi w głowach.
***
Tego dnia zajęcia
na uczelni zdawały się ciągnąć w nieskończoność, mijając w takt ciągłych
wspomnień Lee, składanych kondolencji i wyrazów współczucia. Szara rzeczywistość
uderzyła niczym fala tsunami, zmuszając ich do przywdziania masek i udawania
przed całą resztą. Profesorowie raz po raz zaczepiali bliskich Rocka, coraz
bardziej pogrążając ich w smutnej prawdzie. Jedynym wykładowcą, który odpuścił
sobie tego dnia jakiekolwiek rozmowy o zmarłym studencie, był profesor Jiraiya.
Wiedział jak zginął chłopak i nie miał zamiaru wbijać kolejnych szpil jego
przyjaciołom.
Naruto przez
cały dzień wałęsał się po uczelni nie bacząc na dziwne spojrzenia, które
rzucali mu inni studenci. Nadal nie wyglądał za dobrze, a na jego twarzy nie
zagościł tego dnia uśmiech. Sytuacja była na tyle wyjątkowa, że niektórzy nie
potrafili powstrzymać się przed cichym szeptaniem za jego plecami. Szeptaniem,
które doskonale słyszał, a które jeszcze dobitniej budziło wyrzuty sumienia.
Gdy po zajęciach
dotarł wreszcie do sali klubowej, odetchnął z ulgą. Potrzebował chwili z muzyką
i przyjaciółmi. Otworzył drzwi, zza których nie rozbrzmiewały żadne dźwięki, co
było w tym miejscu niespotykane. Jednak zaraz przekonał się, co było tego
powodem.
W
pomieszczeniu znajdował się rektor uczelni i Uzumaki był pewien, że usłyszy prośbę
będącą jednocześnie poleceniem, którego nie miał ochoty wykonywać.
— Skoro jesteście
już wszyscy, miałbym do was małą prośbę. — Hiruzen Sarutobi uśmiechnął się
przepraszająco. Naruto wiedział, że przez to próbuje zdobyć sobie ich
przychylność. I niestety tak właśnie to działało. Był to człowiek na tyle
inteligentny i sympatyczny w jednym, że odmowa nie wchodziła w grę. — Chciałbym,
żebyście umili wieczór naszym studentom na balu absolwentów. Cieszę się również,
że dołączyła do was kolejna zdolna osoba. Widok ludzi oddających się swojej
pasji zawsze mnie cieszy. — Posłał uśmiech w stronę Hyugi, siedzącej na stołku
pianina, po czym spoważniał. — Wiem, że Lee był waszym przyjacielem. Był również
jednym z najbardziej pracowitych i najbardziej aktywnych społecznie studentów
tej uczelni. Chcę byście wiedzieli, że bal absolwentów będzie również ostatecznym
pożegnaniem go przez nasze kadry oraz jego kolegów z rocznika. Żałuję, że
tak zdolny, młody człowiek nie zdołał ukończyć studiów. Przyjmijcie proszę również
moje najszczersze kondolencje.
— Dziękujemy. —
Nateko jako jedyna była w tej chwili w stanie wydusić z siebie choćby słowo.
Naruto i Kiba
skinęli bez słów głowami, a Hinata zwiesiła głowę, próbując powstrzymać napływające
do oczu łzy. Mimo wszystko nie zdążyła się oswoić ze śmiercią Rocka. Sasuke za
to nie podniósł wzroku, uparcie wlepiając go w struny gitary. Siedział na
wzmacniaczu z rękami opartymi na kolanach, mimowolnie zaciskając dłonie w pięści.
— Mogę w takim
razie liczyć na waszą pomoc? — Rektor skierował wzrok na Nateko, jednak
dziewczyna spojrzała na blondyna.
— Naruto? —
Szatynka wiedziała, że to pytanie nieco skołuje Hiruzena, bo to na ogół ona
decydowała o występach, ale tym razem nie potrafiła tego zrobić bez zgody
Uzumakiego.
— Zagramy —
powiedział w końcu, podnosząc wzrok na Sarutobiego. — Skoro to dla Lee,
zagramy.
— Rozumiem. —
Rektor skinął głową i posłał chłopakowi smutny uśmiech. — Cóż, na mnie już
pora. Jeszcze raz bardzo mi przykro z powodu Rocka. Profesor Jiraiya będzie się
z wami kontaktował odnośnie balu. — Po tych słowach opuścił salę muzyczną.
— Jesteś tego
pewien? — Inuzuka przyjrzał się uważnie blondynowi.
— Lee chciałby,
żebyśmy to zrobili. — Naruto jakby na potwierdzenie swoich słów przed samym sobą,
skinął głową, łapiąc w ręce pałeczki. — Nienawidził, kiedy się czymś zadręczaliśmy.
— Jak uważasz —
powiedział szatyn, po czym zaczął nastrajać gitarę. Każdy automatycznie zaczął
zajmować się swoimi instrumentami, jak gdyby nigdy nic się nie stało.
*
— Skup się na
grze, Iwasaki. — Gaara po raz kolejny tego dnia przerwał trening.
— Co ci się
nie podoba w mojej grze, No Sabaku? — warknął blondyn, krzyżując ręce na
piersi. — Robię to, co zawsze, a skoro masz z tym problem, to chyba powinieneś
odwiedzić psychologa, rudzielcu pieprzony.
— Nagle się
taki odważny zrobiłeś? — Shukaku zmrużył oczy, nadal nie ruszając się z
miejsca.
— Jaki ty masz
problem, Gaara? — Neji odrzucił dotychczas trzymana piłkę Inuzuce, a sam
podszedł do kłócącej się dwójki. — Dei w przeciwieństwie do ciebie próbuje
dzisiaj trenować.
— Dlaczego nie
dziwi mnie, że to ty stanąłeś w jego obronie? — Kapitan posłał mu przelotne
spojrzenie, które zaraz na powrót utkwił w blondynie. — Hyuga nadal chroni ci
dupę. Typowe.
— A ty znowu
ta sama śpiewka? — Kiba podszedł do chłopaków, mając złe przeczucia. — Dobrze
wiesz, że te oskarżenia są niepoważne. Ozawa jest cały i zdrowy. Dei nic mu nie
zrobił.
— Co nie
znaczy, że zapomnieliśmy o jego przeszłości — stwierdził chłodno Uchiha,
wytrzymując gniewne spojrzenie szatyna. — Nie rób takiej miny, Inuzuka. To nie
ja byłem cholernym skurwysynem, mordującym i gwałcącym wszystko, co się dało.
Iwasaki nie
wytrzymał. W jednej chwili doskoczył do bruneta i uderzył pięścią w jego nos.
Neji niemal natychmiast zareagował i unieruchamiając blondyna, odciągnął go od
wściekłego Uchihy. Ichiro, stojący do tej chwili kilka metrów od reszty nie chcąc
wchodzić w sam środek burzy, dopadł Sasuke zanim ten zdążył zrobić choćby krok
w stronę Iwasakiego.
— Czy ja ci do
chuja wyglądam jak ten psychopata, Hidan?! — wydarł się Deidara, próbując wyrwać
się z uścisku Nejiego. — Bo kurwa coś nie pamiętam, żebym to ja ci próbował
zgwałcić dziewczynę! Kurwa, Uchiha, gdyby nie ja, ten skurwysyn najpierw by
skorzystał, a potem to samo zrobiłby z jej zwłokami!
— Uspokój się
do cholery! — Inuzuka uderzył blondyna prosto w brzuch, pozbawiając go na
chwilę tchu. — Popierdoliło cię już do reszty?! Chcesz zaraz wszystkim obwieścić,
kim do cholery jesteś?! — Deidara rzucił mu spojrzenie pełne wyrzutu, ale więcej
się nie odezwał. Wiedział, że poniosło go o krok za daleko. Szatyn za to odwrócił
się w stronę Sasuke. Brunet trzymał się za złamany nos, nienawistne spojrzenie
wlepiając w blondyna. Kagawa zdążył się od niego odsunąć, jednak nadal czuwał,
gdyby sytuacja wymagała reakcji. — A ty do chuja nie lepszy! Pierdolony dupek.
Pomyślałeś chociaż przez chwilę zanim się odezwałeś? I to niby ja jestem skończonym
idiotą? Co by było, gdy ktoś cię usłyszał?! Działamy w jednej drużynie Uchiha,
czy ci się to podoba, czy nie.
— Gówno mnie
to obchodzi — burknął Sasuke, wycierając krew rąbkiem koszulki. — Nie zaufam
mu, dopóki nie dostanę niezbitych dowodów jego niewinności. — Syknął z bólu,
gdy palcami dotknął twarzy. — Skurwiel złamał mi nos.
— Należało ci
się — odwarknął Kiba. Przerzucił wzrok na No Sabaku, który jedynie przyglądał
się tej scenie, nawet nie próbując reagować. — A ciebie co tak nagle zamurowało,
Gaara? Wielki przywódca Wilków nie potrafi zrozumieć, że przeszłość, to przeszłość?
Uspokajanie ich to twoja cholerna robota, szefunciu zasrany, nie moja. Pamiętasz,
żeby Naruto, czy Madara mieli jakieś obiekcje względem tej dwójki? A ty Sasuke?
Jakoś sobie nie przypominam, żeby twój braciszek był święty przez całe swoje
pierdolone życie. Banda pieprzonych bachorów. Rozpuszczonych, egoistycznych
bachorów!
— Co cię nagle
strzeliło, Inuzuka? — warknął brunet, nadal trzymając się na złamany nos. —
Moralizować się zachciało? Może byś się kurwa najpierw nad sobą zastanowił.
— I mówi mi to
jebany egzekutor? — wycedził przez zaciśnięte zęby tonem, który skutecznie
zamknął wszystkim usta. — Mam swoje na sumieniu, prawda. Tyle, że w tym
pieprzonym towarzystwie każdy ma. Więc z łaski swojej, przestańcie jęczeć i
zastanówcie się najpierw, czy macie jakiekolwiek prawo do osądzania innych na
podstawie własnych domysłów? — Zmierzył wzrokiem całą drużynę, a widząc, że te
słowa uspokoiły ich na dobre, skierował kroki w stronę szatni. — Koniec
treningu.
Żaden z chłopaków
się nie odezwał. Może Inuzuka na co dzień nie grzeszył rozwagą, ale nie mogli
się z nim nie zgodzić. Wiedzieli, że skoro on zrobił im taki wykład, sprawy
zaszły za daleko. Szatyn zwykle obracał wszystko w żart, nie starał się
zachowywać powagi w sytuacjach, które w teorii tego wymagały, ale jako jeden z
nielicznych potrafił ich ustawiać do pionu. Za maską narcystycznej pewności
siebie, krył się przede wszystkim zdrowy rozsądek i lojalność, przez którą
nigdy nawet nie próbowali rzucać w niego oskarżeniami. Wiedzieli, że był
ostatnią osobą, która mogła ich zdradzić. I w tej sytuacji jedyną, której każdy
z nich ufał.
*
— Co tak długo?
— Yorumi posłała przyjaciółce pełne pretensji spojrzenie, widząc ją na szczycie
schodów kilka metrów dalej. — Wejście na dach jest aż tak męczące?
— Gdybyś
wchodziła tu z parteru, nie byłabyś taka cwana — warknęła blondynka. Usiadła na
prostokątnej, betonowej donicy zaraz obok Deidary. Ichiro, który przyszedł z
dziewczyną, przysiadł się do Nateko. — Gdyby nie ja, nie miałabyś śniadania.
Znowu.
— Oj, co ja ci
poradzę, że zapominam? — Szatynka wyszczerzyła się i niemal natychmiast wgryzła
się w bagietkę, którą rzuciła jej Sasaki. — Kocham cię.
Dzika siedziała
na betonowej płycie dachu, kryjąc się w cieniu szklarni. Dach budynku został
zaaranżowany na mały ogród, o który od wiosny do późnej jesieni dbał klub
ogrodniczy. Wokół małej szklarni poustawiano ciężkie donice wysokości mniej więcej
pół metra. Były one na tyle szerokie, że studenci chętnie korzystali z nich jak
z ławek podczas przerw między wykładami.
Podobne ogrody
zostały utworzone na dachach jeszcze dwóch innych budynków i z racji tego, że
znaleźć można było na nich o wiele więcej egzotycznych roślin, były odwiedzane
przez większość studentów uczelni.
Ogród na
budynku wydziału reżyserii dźwięku pozostawał zawsze niemal opuszczony.
Odwiedzało go jedynie od czasu do czasu kilkoro zbłąkanych członków klubu, dbającego
o zapomniany rewir. Dlatego też Nateko i Sasaki tak bardzo lubiły to miejsce.
Można tam było spokojnie rozmawiać o wielu sprawach, nie bojąc się, że usłyszy
to ktoś nieporządny.
— W końcu
chwila oddechu — burknął Kagawa, wyciągając z torby kanapki. — Przez cały dzień
na wydziale mamy kocioł. Można dostać przez to paranoi. Trzymaj. — Rzucił Yoru
małe pudełko z ryżem i butelkę wody. — Dokarmianie ciebie to już chyba moje
hobby.
— Jesteś moim
bogiem. — Posłała mu uśmiech, niemal natychmiast zabierając się za zawartość
opakowania.
— Wiem — mruknął,
uśmiechając się pod nosem i sam zabrał się za jedzenie.
— Czasami
zastanawiam się, czemu ten psi móżdżek was toleruje? — Deidara przerzucał
spojrzenie to na Kagawe, to na Dziką. — Kiedy widzi cię z Matsu, zaraz zaczyna
warczeć na tego rudzielca.
— Bo Hentai to
pierdolony zbok. — Dziewczyna wzruszyła ramionami. — W przeciwieństwie do
niego, Ichiro nie rucha wszystkiego, co się rusza.
— To miał być
komplement? — Kagawa uniósł brwi, odwracając się w stronę przyjaciółki. — Bo mi
to zabrzmiało, jakbym był pieprzonym impotentem.
— Moja wina, że
trzy czwarte ludzi bierze cię za geja? — stwierdziła bez ogródek, ignorując
grymas na twarzy Fukuro.
— Wyszło szydło
z worka — roześmiał się Iwasaki, jednak kiedy zobaczył wzrok Dzikiej, wiedział,
że zaraz oberwie z tej samej broni.
— I co się
szczerzysz, Blondziu? — Nateko uśmiechnęła się szyderczo, mierząc w niego pałeczkami.
— Połowa uczelni myśli, że Yumi jest twoją przykrywą. Druga połowa, że byłeś
gejem zanim ją poznałeś. Także ten... — Nie dokończyła, rzucając mu jedynie
wymowne spojrzenie zanim zabrała się za resztę prowizorycznego śniadania.
— A ciebie co
ugryzło? — Sasaki posłała jej badawcze spojrzenie, gestem ręki powstrzymując
swojego chłopaka przed odpowiedzią. Deidara prychnął jedynie, ale posłusznie
zamilkł, rzucając szatynce ostre spojrzenie.
— Wszystko i
nic — mruknęła dziewczyna. Westchnęła ciężko i odłożyła puste pudełko na kolana
Kagawy. — Sarutobi przyszedł dzisiaj do sali muzycznej.
— Czego chciał?
— Iwasaki zmarszczył brwi. — Chodziło o Lee?
— Wasz bal. —
Nateko podniosła na niego zmęczone oczy. — Mamy tam zagrać, co nowością nie
jest, ale już inna historia, że zrobili z tego pieprzone pożegnanie Rocka. W
pierwszej chwili żadne z nas nie dało rady wykrztusić słowa.
— Całą
uczelnię zalewa fala współczucia dla jego znajomych. — Yumiko przejechała dłonią
po twarzy. — Można oszaleć od ciągłych wyrazów współczucia.
— Szczególnie,
kiedy zaczynają gadać o tym cholernym zawale — warknął blondyn, wlepiając wzrok
w kwiaty posadzone na murku wokół dachu. — Nienawidzę, kiedy mówią, że to
pewnie przez jego pijaństwo, co jest cholerną bzdurą. Zresztą alkohol rozrzedza
krew, a nie tworzy jebane zakrzepy.
— Takie życie
sobie wybraliśmy — burknęła ponuro Nateko. — Lee zginął jak bohater i nikt poza
nami się tego nie dowie.
— Ale myślę, że
tak jest lepiej — powiedziała Sasaki. — Gdyby wiedzieli o jego przynależności
do Konohy, widzieliby w nim jedynie przestępcę. To nie byłoby fair.
— W gangu
zresztą też nie jest kolorowo. — Kagawa spochmurniał, bawiąc się kamykami, wyjętymi
z jednej z donic. — Każdy oskarża Deia, ale cholera wie, kogo tak naprawdę chcą
wrobić w rolę kreta. Wszyscy mają swoje pretensje z dawnych czasów. Gaara
pewnie oskarżyłby Nejiego, gdyby tylko mógł.
— Fakt. —
Blondyn kiwnął potakująco głową. — Mnie oskarża tylko dlatego, że nie może tego
zrobić Hyudze. Hótai był zbyt dobrze sprawdzony, żeby mieć co do niego
jakiekolwiek wątpliwości. Rudzielec rzuca te swoje insynuacje, bo czuje się
przyparty do muru. Zresztą nie powiem, sam jestem sobie winien. Prawie się
pozabijaliśmy.
— Deidara, do
cholery — warknęła Nateko, unosząc na niego rozgniewane spojrzenie. — Pięć lat
temu próbowałeś mnie zabić. Trzy razy. Słyszałeś, żebym kiedykolwiek oskarżyła
cię o współprace z tym skurwysynem? Gaara powinien był pomyśleć zanim otworzył
gębę.
— Yoru, uspokój
się. Wiesz, że No Sabaku jest podejrzliwy. — Ichiro szturchnął ją w ramię,
przerywając tyradę jej oskarżeń. — Jeszcze nie potrafi zaufać wszystkim i
akurat ty powinnaś go rozumieć.
— Ja nie
rozdaję na prawo i lewo starych pretensji — burknęła pod nosem, ale po chwili
skinęła głową. — Masz rację. Gaara swoje przeszedł i nie można go winić za jego
brak zaufania, chociaż tym razem nieco przesadza.
— Nie tylko
on. — Yumiko oparła ręce na donicy i uniosła twarz do słońca, przymykając przy
tym oczy. — Nara z Demonem bronią się rękami i nogami przed Deiem. O ile Jeleń
robi to, co zawsze, tak Sasuke nagle zaczął odwalać akcje. Jakoś nigdy nic do
ciebie nie miał. Przynajmniej nie otwarcie.
— Itachi —
skwitował blondyn. — Od kiedy weszliśmy w szeregi okazało się, że dogaduję się
z nim lepiej od Sasuke. Głównie dlatego, że znam Łasicę o wiele lepiej, a to już
mu przeszkadzało. To, że oboje trafiliśmy jakimś cudem do Madary jeszcze
bardziej zabolało tego smarkacza.
— Ładny mi
smarkacz, zachowujący się dojrzalej od ciebie. — Stwierdziła z ironią Nateko,
posyłając mu wredny uśmieszek. — Ale co do tych pretensji, masz racje. Sasuke
od dziecka był wpatrzony w Łasicę. Kiedy ten zniknął, Naruto i Kiba ledwo
powstrzymali go do próby włamu.
— Włamu? —
Ichiro posłał jej zaskoczone spojrzenie. — Jakiego włamu?
— Nie słyszałeś
o tym? — Teraz to Sasaki patrzyła na bruneta z zaskoczeniem w oczach. — Jak
mieli po dwanaście lat, Sasuke wymyślił sobie, że wejdzie do ich bazy i siłą
wyciągnie stamtąd Itachiego.
Dalszy ciąg
historii, przerwały dzwonki telefonów, które odezwały się w tym samym momencie.
Jedynie Deidara nie wyciągnął z kieszeni swojego. Patrzył za to, jak z twarzy
Nateko znika kpiący uśmieszek, Kagawa ciężko wzdycha, a Yumiko rzuca mu zaniepokojone
spojrzenie. Dziewczyna widząc jego wzrok, podała mu komórkę.
Od: Naruto
Treść: Dzisiaj
spotkanie w
Kakuredze
o 19:00. Nowa akcja.
— Wiedziałaś o
tym? — Spokojny głos Deidary jedynie zaniepokoił Sasaki, gdy ten podniósł wzrok
na Yorumi. — Musiałaś widzieć, prawda?
— Posłuchaj,
Iwasaki. — Dzika schowała swój telefon do kieszeni i wstała, posyłając
blondynowi ostre spojrzenie. Zarzucić mogła sobie sporo, ale na pewno nie brak
lojalności, który widziała w jego oczach. — Nie ja decyduje o tym, co o tobie
myślą inni. Uzumaki sam wybrał najmniej konfliktowy skład, ja jedynie ustawiłam
ich na pozycjach. To, że ciebie tam nie ma wynika tylko z tego, że Naruto chce
dać ci chwilę oddechu. Tobie i wszystkim tym idiotom, więc nawet się nie waż
oskarżać mnie o wykluczenie z tej akcji, Blondziu. Chyba, że aż tak ci zależy
na godzinie kłótni z Uchihą, wtedy nie ma sprawy. Wsadzę was do jednego auta.
— Dobra, już
dobra. — Iwasaki podniósł ręce w geście kapitulacji. — Masz rację. Przesadzam.
— Jasne, że
mam. — Nateko wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic i podniosła swoją torbę
z betonowej płyty. — A teraz wyjazd, bo już dawno powinnam być na wykładzie, a
muszę oddać klucz tym zasranym ogrodnikom.
***
Iwasaki wjechał
w wąską uliczkę i zatrzymał się przed zjazdem do podziemnego garażu. Zgasił
silnik i poczekał aż dziewczyna zejdzie z motoru zanim zrobił to samo.
— Hej, przecież
wiesz, że Naruto musiał uspokoić nastroje. — Yumi położyła blondynowi rękę na
ramieniu, widząc jego minę. — Wiesz, że on nie uważa cię za zdrajcę.
— Wiem, po
prostu... — westchnął głęboko i podał dziewczynie kluczyki. — Przez cholerne pięć
lat robię wszystko, żeby zyskać ich zaufanie i co dostaje w zamian?
— Nie warto się
tym zadręczać, Dei. — Sasaki wtuliła się w bluzę chłopaka i uniosła na niego
wzrok. — Ci, którzy naprawdę powinni ci wierzyć, są po twojej stronie. Gaara i
Sasuke nie znają cię tak dobrze jak ja, Yoru, czy Kiba. Muszą ogarnąć chaos w
swoich głowach i nic nie poradzisz, że będą oskarżać pierwszą osobę, do której
mają jakieś pretensje. Gdybym to ja była na celowniku, najgłośniej krzyczałaby
Temari, a Matsuri najchętniej pozbyłaby się Yorumi. Każdy z nas ma niewyjaśnione
sprawy z przeszłości, niektóre wewnątrz Konohy. Musimy to po prostu przetrwać.
— Wiesz, że cię
kocham? — Uśmiechnął się i delikatnie pocałował dziewczynę.
— Wiem. —
Wtuliła się w niego bardziej, żeby po chwili się od niego odsunąć i zabrać jego
kask. — Tylko spróbuj mi się spić, a przestanę być miła.
— Jasne —
rzucił i zaczekał aż Yumiko zniknie w podziemnym garażu, zanim ruszył w swoją
stronę.
*
Włóczył się po
mieście już dobrą godzinę zanim nogi same poniosły go w stare, dobrze znane
okolice. Ulice, po których rozbijał się jeszcze za czasów Akatsuki praktycznie
się nie zmieniły. Nadal te same zniszczone kamienice z dechami oknach i ci sami
pijacy, koczujący pod nimi do chwilowego wytrzeźwienia. Mijał te same, już
nieco podstarzałe dziwki i tych samych podejrzanych typów. Jedynie stary
postrach ulic zniknął na dobre.
Nie wiedział,
co go podkusiło do kręcenia się na tych terenach, ale przez ostatnie wydarzenia
nie miał jak poskładać myśli, a tutaj zawsze przychodziło mu to z łatwością. Śmierć
Lee, oskarżenia chłopaków i kończąca to wszystko sprzeczka z Yumi w domu. Nawet
jeśli Sasaki jedynie się o niego martwiła, nie mógł pozbyć się wrażenia, że
dziewczyna zaczyna wierzyć w słowa Gaary i Sasuke.
Stanął na rogu
jednego z budynków, wpatrując się w mrok znajomego zaułka. Przez moment się
wahał, ale koniec końców ruszył w boczną uliczkę, by zaraz zniknąć za drzwiami
do podziemnego klubu. Na wejściu uderzył w niego zaduch i zapach spalanego
tytoniu przemieszany z zapachem marihuany. Gdy zszedł na pół piętro przymknął
oczy wiedząc, że jeden z czerwonych reflektorów był wycelowany w dokładnie to
miejsce. Przejechał wzrokiem po pomieszczeniu i mimowolnie uśmiechnął się pod
nosem.
Klub nie
zmienił się ani trochę przez ostatnie sześć lat. Te same światła, ten sam
barman przy barku, żadnego ochroniarza koło schodów i cholerne klatki.
Pamiętał, że
to w tym miejscu poznał Inuzukę i pierwszy raz zremisował w walce. Siedzieli na
tej cholernej arenie tak długo, że szef się znudził i kazał ich wywalić. Cała
kasa poszła się pieprzyć, a oni dostali tygodniowy zakaz udziału w walkach.
Parsknął śmiechem
na to wspomnienie i ruszył w dół do baru, gdzie zajął stołek w najdalszym jego
kącie. Nie miał ochoty na żadne towarzystwo, a wiedział, że rozbijali się tutaj
jego starzy znajomi, za którymi już zbytnio nie przepadał.
— Dwa razy The
Double Team — burknął do barmana. Brunet rzucił mu badawcze spojrzenie, by po
dwóch minutach postawić przed nim dwa szoty i drinka. — Nie zamawiałem tego.
— Ale byś zamówił,
Iwasaki. — Mężczyzna oparł ręce na blacie i posłał mu ironiczny uśmieszek. — Może
i nie było cię tutaj szmat czasu, ale nadal pamiętam, czym zapijasz to gówno.
Dwa Teamy na twój koszt i Mir na mój. Tak na powitanie po latach.
— Dzięki,
Mitsuhide — parsknął blondyn i łyknął jeden kieliszek, natychmiast się krzywiąc.
— Zapominałem, jak robisz te cholerne szoty.
— Wszystko, co
najlepsze dla starych kumpli. — Ochimizu puścił mu oko, ale mina zrzedła mu w
chwili, w której Dei wyczuł za sobą czyjąś obecność. — Powodzenia.
Iwasaki
westchnął ciężko i patrząc bezradnie jak stary przyjaciel odchodzi na drugi
koniec baru, wypił drugi kieliszek.
— Zapomniałem,
że na górze działa twój ulubiony burdel — mruknął ponuro i obrócił się w stronę
Hidana.
— No proszę,
kogo tu przywiało po tylu latach? — Siwowłosy uśmiechał się kpiąco. — Twoi nowi
kumple się tobą znudzili?
— Bardzo śmieszne,
Hidan. — Blondyn przejechał spojrzeniem po sylwetce dawnego kompana. Yuga nadal
wyglądał tak samo, nadal był otoczony przez chmarę kobiet i nadal wszędzie nosił
ze sobą wielką Kosę. Nic się nie zmieniło. — Nie szukam guza, więc dobrze ci
radzę, odpuść sobie.
— Bo co mi
dziewczynka zrobi? — Patrzył na niego z jawną prowokacją w oczach. — Połaskota
mnie włoskami?
— Nie mam
nastroju, Yuga, więc z łaski swojej, odpierdol się ode mnie — warknął, odwracając
się z powrotem do baru.
— Nie radzę
mnie ignorować, Dei. — Iwasaki poczuł metalowe ostrze na szyi i przeklął w
duchu swoje szczęście. Ze wszystkich byłych członków musiał trafić akurat na
tego psychopatę. — Nadal tego nienawidzę.
— Hidan! —
Donośny, znajomy głos sprawił, że blondyn instynktownie zacisnął palce na
trzymanej szklance. Chwilę później z tłumu wyłonił się nie kto inny, jak sam
Kazuma Endo. — Wypieprzaj mi stąd, psycholu.
— Ale, Endo...
— Powiedziałem,
wypieprzaj — warknął ostrzej, co mimowolnie zamknęło Yudze usta.
Siwowłosy
rzucił staremu mentorowi jedynie nienawistne spojrzenie, które skierował też na
Iwasakiego, zanim zniknął w tłumie. Deidara wiedział, że to nie był definitywny
koniec tej konfrontacji. Hidan był na to zbyt upierdliwy.
— Dobra to ja
już sobie pójdę — burknął pod nosem, dopił drinka i rzucił barmanowi pieniądze.
— Jeszcze raz dzięki, Mitsuhide.
— A ty dokąd,
Blondyna? — Endo złapał Deia za ramię, gdy ten próbował go wyminąć bez słowa. —
Mamy do pogadania, dzieciaku.
— Puść mnie
Kazuma — warknął chłopak. — Inaczej odstrzelę ci tę łapę.
— Że tym
odstrzelisz? — Były żołnierz uśmiechnął się kpiąco i uniósł drugą rękę pokazując
Iwasakiemu jego Colta. — To jak będzie? Porozmawiasz ze mną, a potem grzecznie
przekażesz swojej dziewczynie pozdrowienia od staruszka, prawda?
Pchnął Deia
przed sobą w stronę schodów, i przytknął mu jego własną broń do pleców, zmuszając
go tym do marszu. Poprowadził go na wyższe kondygnacje budynku, dopiero dwa piętra
nad burdelem otwierając jedne z licznych na tym korytarzu drzwi. Iwasaki wszedł
ostrożnie do pokoju i zatrzymał się na środku pomieszczenia. Rozejrzał się wokół,
ale nie zobaczył nic podejrzanego. Zwykła sypialnia z łóżkiem, szafą, stolikiem
i dwoma siedzeniami, utrzymana w kolorach błękitu.
— Co cię tu
przywiało, Blondyna? — rzucił Endo, siadając na jednym z foteli, bronią wskazując
Deidarze drugi. Niebieskooki posłusznie usiadł wiedząc, że nie ma co się w tej
chwili zachowywać jak smarkacz. — Słyszałem co się ostatnio stało i tak się
zastanawiam... Życie ci nie miłe?
— Złego licho
nie bierze — mruknął chłopak patrząc staremu mentorowi prosto w oczy.
— Oj, już nie
bądź dla siebie taki surowy. — Brunet rozparł się wygodniej na siedzeniu.
— Zapominasz, że jesteś na straconej pozycji? W dodatku szlajasz się po starych
melinach. Myślisz, że nikt z tej twojej śmiesznej organizacyjki się nie dowie?
— Spokojna głowa,
Endo. — Dei zmrużył powieki, podejrzliwie przyglądając się brunetowi. — Nie ma
im kto tego powiedzieć. Wszystko w porządku.
— Nic nie jest
w porządku, Blondyna. — Kazuma zmarszczył brwi. — Myślisz, że ten, kto was zdradził
i zabił tamtego dzieciaka nie wie, że tu ze mną siedzisz? Jak myślisz, jak już
twoja głowa pójdzie pod topór, za kogo weźmie się potem? Smarkacza Inuzuki?
Dziwkę Shiwamury? A może to twojej księżniczce się teraz dostanie?
—
Zamknij się... — warknął podrywając się z fotela, ale zatrzymał się w pół
kroku, gdy Kazuma odbezpieczył rewolwer. — Zostaw ich w spokoju.
— Och, ale ja
przecież nic od nich nie chcę. — Endo posłał mu ironiczny uśmiech i również
podniósł się z fotela. — Za to na twoim miejscu uważałbym na Hidana.
— Po co ta cała
szopka? Co chcesz przez to osiągnąć? — Iwasaki uważnie obserwował
bruneta, gdy ten podszedł do szafki nocnej i zgarnął z niej kluczki do auta.
— Nic
konkretnego, Blondyna. Po prostu nadal cię lubię i uprzejmie ostrzegam. —
Wzruszył ramionami i wskazał Iwasakiemu drzwi. — Na nas już czas. Podwiozę ci tę
leniwą dupę.
— Wsadź sobie
te twoje przysługi — warknął Dei, ale zaraz zacisnął szczękę widząc wymierzoną
w twarz lufę. — Cholerny sukinsyn.
Zszedł posłusznie
na dół i w garażu wsiadł do samochodu Kazumy. Endo przez całą drogę nie odezwał
się już słowem, więc Iwasaki też siedział cicho, rzucają co chwilę spojrzenia w
stronę broni leżącej na kolanach bruneta. Wiedział, że nie ma co próbować jej
zabrać. Kazuma miał refleks Kiby i inteligencję Uchihy. Możliwe nawet, że był
od Bestii cwańszy. Tak czy inaczej, Deidara był pewien, że widzi jego ukradkowe
spojrzenia i jest gotowy zareagować w każdej chwili. Wiedział, że stary mentor
nie wierzył w jego wyrośnięcie z głupich pomysłów. I to całkiem słusznie,
chociaż tym razem nie miał zamiaru żadnego wykorzystywać.
Endo zatrzymał
się pod budynkiem sąsiadującym z Kakuregą, co mocno zaniepokoiło Deidarę.
Zdenerwował się jeszcze bardziej, kiedy elektryczne zamki w drzwiach się
otworzyły, a Kazuma zaciągnął ręczny.
— Do bazy
chyba już trafisz, Blondyna. — Posłał chłopakowi przebiegły uśmiech i kiedy ten
zatrzasnął za sobą drzwi, opuścił szybę. Iwasaki sprawnie złapał rzuconą w
niego broń i schował ją do kabury przy pasku. — Pamiętaj, Dei. Wiemy o was
wszystko. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, kiedy cię obserwujemy. Kiedy
obserwujemy was wszystkich.
— Dlaczego to
robisz? — Iwasaki spróbował po raz ostatni zmusić go do gadania, ale Endo
jedynie uśmiechnął się tajemniczo i kiwnął głową w stronę uliczki obok
Kakuregi.
— Idź,
Deidara. Twoja blondyneczka pewnie na ciebie czeka. — Wrzucił bieg i spuścił ręczny,
po czym po raz ostatni spojrzał na chłopaka. — Szkoda by było zobaczyć jej piękną
twarzyczkę we krwi, nie uważasz? — wyszczerzył się złowieszczo i mrucząc pod
nosem zamknął szybę. Jednak Deidara zdążył usłyszeć jego ostatnie słowa, które
jeszcze bardziej namieszały mu w głowie. — Wygląda zupełnie jak matka...
Niczego nie świadomy
Kazuma włączył się do ruchu, zostawiając blondyna samego sobie. Deidara zdał
sobie wtedy sprawę z tego, że najgorszy w tym wszystkim był jeden fakt. Śledzono
ich, a oni niczego nie zauważyli. Ba, nawet nie przeczuwali zagrożenia.
***
Gdy Yumi zeszła
do piwnicy, siedzieli tam już wszyscy poza Naruto. Dziewczyna rzuciła Nateko
pytające spojrzenia, ale ta jedynie wzruszyła rękami, zaraz wracając do
grzebania w telefonie. Blondynka przysiadła na kanapie obok niej i pobieżnie
przejechała wzrokiem po zebranych. Neji siedział na kręconych schodach, a Kiba
razem z Ichiro zajęli stołki przy barku. Sakura i Sasuke za to stali przed
wielką mapą Tokio, zawieszoną na wolnej ścianie, cicho do siebie szeptając.
Sasaki nie
podobała się ciężka atmosfera panująca w pomieszczeniu. Przeszkadzała jej głównie
dlatego, że nie była wywołana śmiercią Lee, ale spięciami związanymi z Deidarą
i Hinatą. Osobiście nic do dziewczyny nie miała i nie potrafiła zrozumieć,
dlaczego Uchiha tak zaciekle chciał się jej pozbyć. Mimo wszystko Hyuga sporo
przeszła i jak każdy w tej organizacji zasługiwała na szansę.
Jej rozmyślania
przerwał Uzumaki, który zszedł powoli po schodach. Sasaki zauważyła, że wyglądał
o wiele lepiej niż w czasie ich kłótni, ale oczy nadal miał strasznie podkrążone.
— Sory za spóźnienie
— rzucił do zebranych i usiadł na kanapie u szczytu stolika.
— Nic nowego. —
Nateko podała mu mapkę nawet nie podnosząc oczu znad komórki. — Dzisiaj ty
gadasz.
— Dobra to
przejdźmy do rzeczy. Na początek może skład. — Odetchnął głęboko i rozejrzał się
po zebranych. — Wiecie, co się ostatnio dzieje w organizacji. Każdy oskarża każdego,
a kret i tak jest bezkarny. Nie chciałem, żebyśmy przez to wszystko zawalili
kolejną akcję, więc zebrałem tu najbardziej zaufanych ludzi. Co prawda wiemy, że
Yumi i Yoru były na celowniku, ale Shiki, nie moim.
— Konkrety,
Uzumaki — burknęła szatynka, rzucając mu ponaglające spojrzenie.
— Dobra, już
dobra. — Uniósł ręce w geście kapitulacji, by zaraz rozłożyć mapkę na blacie.
Reszta zdążyła rozsiąść się na kanapach tak, by mieć na nią wystarczający
widok. — Musimy znaleźć tego cholernego kreta i się go pozbyć. Za trzy dni w
dzielnicy portowej pojawi się facet, który powinien mieć wystarczające
informacje na temat tego zdrajcy. Musimy gościa sprzątnąć żywcem i to po cichu,
żeby Hyuga nie zdążył ogarnąć sytuacji.
— Jaką mamy
gwarancję, że już o tym nie wie? — Uchiha śledził wzrokiem rozkład ulic, zapamiętując
kolejne strategiczne punkty.
— Żadną —
burknęła Nateko nieco ostrzej niż zamierzała, ale od czasu kłótni w barze nie
potrafiła zwracać się do Sasuke z sympatią. — Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt,
Uchiha. Tak jak zwykle.
— Dlatego jadą
sami pewni ludzie. — Naruto podjął na nowo objaśnienia planu. — Do jednego wozu
trafia Kiba, Yumiko, Sakura, Sasuke, Neji i Ja. Inuzuka wyrzuca nas na rogu
ulic piątej i trzeciej, żeby razem z Yumi zaszyć się na podziemnym parkingu
przy szóstej. Za to Kagawa i Nateko jadą na starą przystań, skąd Dzika będzie
nas informować o potencjalnych zagrożeniach i co ważniejsze, nadzorować nasze
ruchy, więc macie się jej słuchać, kiedy każe wam skręcić w inną uliczkę. —
Tutaj rzucił znaczące spojrzenie Sasuke. — Plan polega na tym, że kiedy
dopadniemy tego gościa, Wiśnia da znać Duchowi i spotykamy się trzy przecznice
dalej. Pakujemy go do wozu i jedziemy do podziemi Wilków. Resztą zajmą się
Madara i Itachi.
— O której i
gdzie się zbieramy? — Sasaki uniosła wzrok znad blatu, by spojrzeć na dużą mapę,
szukając wzrokiem obszaru działania.
— Facet
wychodzi z baru zazwyczaj około drugiej, więc musimy tam być pół godziny wcześniej.
— Naruto wskazał palcem plac portowy. — Tutaj widzi się SS i ty, Yumi. Ichiro i
Yorumi jadą razem ze swojej bazy. Zaczynamy o pierwszej. Wszystko jasne? —
Przejechał wzrokiem po twarzach przyjaciół. Każdy kiwnął twierdząco głową, więc
zwinął mapkę i oddał ją szatynce. — W takim razie to wszystko na dzisiaj.
***
— O czym tak
rozmyślasz? — Naruto usiadł na ławce obok Hinaty. Dziewczyna była na dziedzińcu
już dłuższą chwilę i ze szkicownikiem na kolanach wpatrywała się w szumiące
korony drzew, rosnących na środku placu. Blondyn wypatrzył ją przez okno w
pokoju klubowym i natychmiast wyszedł z pomieszczenia bez słowa.
— Nie wiem —
mruknęła automatycznie, by po chwili potrząsnąć lekko głową i spojrzeć na
blondyna. — Po prostu nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
— A
konkretniej? — Oparł ręce za plecami na skraju siedzenia i zwrócił wzrok na
bezchmurne niebo. — Chodzi o mnie, gang, twojego ojca, czy ciebie?
— Chyba o
wszystko po trochu. — Spuściła wzrok na swoje dłonie. — Cały czas nie mogę
uwierzyć w to, że tyle czasu mnie okłamywali.
— Na moją prośbę
— napomknął, patrząc na dziewczynę kątem oka. — To był jedyny warunek. Nikomu
nic nie mówić.
— Ale tu
chodziło o mojego ojca — upierała się, ponosząc na niego wzrok. — Mogli mi
zaufać. Mimo to robili ze mnie idiotkę.
— Chronili cię.
— Uzumaki spojrzał Hyudze prosto w oczy. — Nie chcieli, żebyś przechodziła
przez to kolejny raz. Próbowali oszczędzić ci tego, co sami przechodzą za każdym
razem, gdy spotykają osoby z przeszłości.
— To nie jest
usprawiedliwienie. — Nie spuściła wzroku, chociaż widział, jak dużo ją to
kosztowało. — Zresztą, dlaczego Ten zabroniła mi się z tobą spotykać?
Teraz to
Uzumaki spuścił wzrok. Wiedział, że z boku wyglądało to tak, jakby Suzuki
ratowała tyłek sobie, Nejiemu i Lee, ale w gruncie rzeczy robiła wszystko, żeby
Hinata została w bańce, którą we trójkę jej stworzyli po ucieczce od Hiashiego.
Yari nie chciała jej zapoznawać z głównym prowodyrem krucjaty przeciw jej ojcu,
bo bała się, że dziewczyna tego nie zniesie. Bała się, że koniec końców ulegnie
siostrze i wróci do rodziny, przestraszy się.
Westchnął głęboko
i po dłużącej się ciszy ponownie spojrzał Hyudze w oczy. Miała prawo wiedzieć.
— Ten i
Neji... — Przez chwilę zastanawiał się jak ugryźć temat. — Bali się, że jeśli
do nas dołączysz, będziesz się za wszystko obwiniać. Konoha to tak naprawdę
zbieranina ludzi, którzy zostali przez twojego ojca w jakiś sposób skrzywdzeni.
Nie chcieli, żebyś patrząc na tych ludzi, dzień w dzień zastanawiała się, czy
nienawidzą cię równie mocno, co Hiashiego.
— A nie tak właśnie
jest? — wyszeptała, w końcu spuszczając wzrok.
— Hej. — Złapał
w palce jej podbródek i zmusił, żeby na niego spojrzała. — Żadne z nas nie
obwinia cię za grzechy twojego ojca. Hiashi, to Hisahi. Ty, to ty. Każdy to rozumie, nawet jeśli
za tobą nie przepada. Bo widzisz, w naszym gronie już tak jest, że stare rany
nadal żyją, ale każdy zdaje sobie sprawę z tego, że nie mają znaczenia. Nie ważne
jak bardzo by oskarżali się nawzajem, każde z nich wie, że to tak naprawdę
mechanizm obronny, pozostałość po przeszłości. Dlatego nie powinnaś przejmować
się słowami Gaary, czy Sasuke. Oni po prostu nie potrafią pozbyć się starych
przyzwyczajeń i pretensji. Ta niechęć z czasem zniknie.
— Jak ty to
robisz? — wyszeptała, nieśmiało zerkając na niego kątem oka z bladym uśmiechem
na ustach.
— Jak robię,
co? — Wyszczerzył się do niej, mrużąc zabawnie oczy.
— Zjednujesz
sobie ludzi i sprawiasz, że wszystkie wątpliwości znikają. Zupełnie jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
— Po prostu
jestem sobą, Hinata. — Ujął jej dłoń i delikatnie zacisnął na niej palce. — I
chcę, żebyś pamiętała, że Konoha to ludzie, między którymi ty też powinnaś być
sobą. Z czasem może się okazać, że to jedyna rodzina, pośród której naprawdę możesz
to zrobić.
***
— Jak
sytuacja? — Głos Naruto był nieco zniekształcony przez odbiornik radiowy.
— Cisza. Po
prostu jak makiem zasiał — mruknęła szatynka, ze znudzeniem przejeżdżając
wzrokiem po okolicy.
Razem z Ichiro
zajęli już swoją pozycję i od dobrych dwudziestu minut siedzieli bezczynnie w
otwartych, tylnych drzwiach furgonetki. W tym czasie nawet mysz nie przemknęła
przez portowy parking, co nieco zaczynało grać Dzikiej na nerwach. Było za
spokojnie.
— Super, bo
akurat mamy małą zmianę planów. — Uzumaki zdawał się nie być z tego zadowolony.
— Facet zmienił dzisiaj bar na jeden z tych położonych bliżej was. Kieł i Duch
będą u was za jakieś pięć do dziesięciu minut.
— Świetnie,
koniec ciszy i spokoju — burknął brunet, ale wstał i przesiadł się na fotel
kierowcy, żeby włączyć GPS-a i namierzyć drugi wóz.
— Dobra,
Fukuro ich znajdzie. — Nateko wstała i przeciągnęła się. — Widzimy się w bazie.
— Rozłączyła się i wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów. Z niechętnym burknięciem
wyciągnęła ostatnią fajkę, rozglądając się przy tym za koszem na śmieci. — Te,
pedale?
— Hę? — Nawet
na nią nie spojrzał, nadal grzebiąc w urządzeniu.
— Idę zapalić —
zameldowała, leniwym krokiem ruszając w stronę rogu ulic, gdzie dostrzegła śmietnik.
W następnej
chwili na raz zdarzyły się trzy rzeczy. Na parking skręcił drugi samochód.
Nagle rozległ się przerażający huk, a Nateko poczuła mocne uderzenie w
momencie, w którym odwróciła się w stronę jego źródła. Dziewczyna bezwiednie
przeleciała kilka metrów, boleśnie lądując na betonie, szeroko otwartymi oczami
wpatrując się w płomienie, które w zastraszającym tempie pochłaniały furgonetkę.
Obecność
Inuzuki zarejestrowała dopiero wtedy, gdy chłopak spróbował ją podnieść, jednak
zaprzestał prób w chwili, w której jęknęła łapiąc się za rękę. Upadła całym ciężarem
na lewe ramię, skąd teraz rozchodziły się fale obezwładniającego bólu.
Dzwonienie w
uszach coraz wyraźniej uświadamiało jej, co przed chwilą miało miejsce. Z
przerażeniem wpatrywała się w płomienie. Nawet nie poczuła rąk Yumi na swoich
ramionach. Nie widziała Kiby próbującego podejść do auta, by wyciągnąć Kagawę z
wraku. Wiedziała, że to na nic. Wpatrywała się w furgonetkę, czując jak łzy
powoli płyną po brudnych policzkach. Inuzuka nie miał szans podejść choćby
metra bliżej. To już był koniec.
Cała trójka
bezradnie wpatrywała się w ogień, dopóki nie rozbrzmiały syreny straży pożarnej.
Kieł w jednej chwili odzyskał rezon na tyle, by zawrócić do dziewczyn i pomóc
im wsiąść do wozu. Ruszył z piskiem opon i zaciskając dłonie na kierownicy pędził
ulicami Tokio do szpitala.
Sasaki w tym
czasie zadzwoniła do Naruto, próbując zobrazować Uzumakiemu sytuację pomiędzy
napadami szlochu i prosząc, żeby jak najszybciej znaleźli się u Tsunade. Nateko
za to siedziała skulona przy ścianie i wbijała palce w ranną rękę, zupełnie nie
czując bólu fizycznego. Śmierć Ichiro krok po kroku przedostawała się do jej świadomości
powodując narastanie wyrzutów sumienia i rozpaczy powoli przejmującej jej umysł.
Nie wiedzieli tylko, że czujne oczy wroga z satysfakcją przyglądały się ich ruchom.
Nie wiedzieli tylko, że czujne oczy wroga z satysfakcją przyglądały się ich ruchom.
Od autorek: Ohayo minna :3
Żyjemy xD Mamy się nawet całkiem dobrze jakby ktoś pytał :p
Oddajemy w wasze rączki kolejny rozdział i mamy nadzieję, że się wam spodoba.
Trochę nas nie było, ale nie martwcie się, to nie oznacza, że o was zapomniałyśmy ;) Natłok obowiązków trochę uniemożliwił nam pracę, jednak teraz jest już lepiej. Przynajmniej dopóki nie będziemy mieć na głowie egzaminów ;/ ahhh to szkolne życie ~(-.-)~
Postaramy się spiąć poślady, żeby jeszcze jeden rozdział zawitał przed zawieszeniem bloga na czas czerwca z wyżej wymienionych powodów. Także trzymajcie kciuki ^^ I nie martwcie się, od lipca ruszamy pełną parą z kolejnymi rozdziałami ^^
To tyle na dzisiaj.
Życzymy wam miłego dnia i widzimy się już niedługo. <3
Pozdrawiamy
Yoru&Yumi
Żyjemy xD Mamy się nawet całkiem dobrze jakby ktoś pytał :p
Oddajemy w wasze rączki kolejny rozdział i mamy nadzieję, że się wam spodoba.
Trochę nas nie było, ale nie martwcie się, to nie oznacza, że o was zapomniałyśmy ;) Natłok obowiązków trochę uniemożliwił nam pracę, jednak teraz jest już lepiej. Przynajmniej dopóki nie będziemy mieć na głowie egzaminów ;/ ahhh to szkolne życie ~(-.-)~
Postaramy się spiąć poślady, żeby jeszcze jeden rozdział zawitał przed zawieszeniem bloga na czas czerwca z wyżej wymienionych powodów. Także trzymajcie kciuki ^^ I nie martwcie się, od lipca ruszamy pełną parą z kolejnymi rozdziałami ^^
To tyle na dzisiaj.
Życzymy wam miłego dnia i widzimy się już niedługo. <3
Pozdrawiamy
Yoru&Yumi
Chcę więcej! Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybko, bo już nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńJuż nad nim pracujemy, więc raczej do końca miesiąca lub na początku czerwca powinien być gotowy, jednak wszystko zależy od tego ile szkolnych obowiązków nam przypadnie.
UsuńNo, wreszcie przeczytałam :D Trochę długo, ale czytałam na raty, bo czasu mało, a rozdział pokaźny :) Ale było warto <3 Nie spodziewałam się, że Lee zginie. No, a przynajmniej zapomniałam, że się spodziewałam :P
OdpowiedzUsuńKońcówka sceny z wychodzącym Gaarą skojarzyła mi się z tym memem xD
W ogóle poprawił się Wam styl, albo coś, bo w pewnej chwili zorientowałam się, że zachwycam się jakością opisów. Było tam może kilka błędów (albo nie błędów, tylko cudaczków językowych :D), ale zginęły w całości, więc jest spoko ;)
Spodziewałam się, że wspomnianą dziewczyną będzie Hinata, ale scena i tak została całkiem nieźle rozegrana. Smutna, ale podobała mi się. Lubię... emocjonalne (nie wiem co to znaczy xD) teksty :D
Zdziwiło mnie natomiast, że Naruto nie wiedział o pokrewieństwie Hinaty i Hiashiego. Wydawało mi się, że jest świadom tego, że to jego córka. Albo przynajmniej, że to rodzina. Ale w sumie mogłam coś źle zrozumieć, bo czemu nie? W końcu to ja. xD
Na wielki plus był ten fragment o pobycie u Naruto. Ciągle akcja i akcja, co jest ciekawe, ale to było takie sympatyczne i inne, urozmaiciło całość :) Lubię jak bohaterowie okazują sobie uczucia, nie ważne czy się kłócą, czy całują albo przekomarzają - po prostu są wtedy bardziej realni i ludzcy.
Parsknęłam śmiechem przy tekście o nieforemnej głowie Shikamaru xDD To nic, że go uwielbiam, ten przytyk był pierwszorzędny ;D
A końcówka to w ogóle jakiś majstersztyk :O W życiu bym się tego nie spodziewała o.O
Tak się zastanawiam teraz i myślę, że ja bym nie przekminiła takiej akcji. To opowiadanie jest naprawdę wyjątkowe! Moje wypociny to się przy tym mogą schować głęboko w d... użej kopalni :D Podziwiam i szanuję ♥
Cieszę się, że mimo długich przerw między rozdziałami piszecie dalej ^^ Zdarza się, że czasem ktoś wstawia 3 rozdziały przez pół roku, a potem koniec. Słuch się urywa. Błagam, nie róbcie mi tego. To jest taaak doobreeee!
No. Pozdrawiam i czekam na więcej ♥ ♥ ♥
P. S. Kto jest tym kretem? O.O
Hmm, nie wiem czemu link do mema nie działa. Na wszelki wielki wrzucam jeszcze raz tutaj :)
UsuńKurcze, teraz też to widzę XD A dzięki, dzięki. Staramy się poprawiać z rozdziału na rozdział ^^ Z Naruto i Hinatą to taka historia, że on wiedział, że są rodziną, ale nie miał pojęcia, jak bliską ;) Możliwe, że nakreśliłyśmy tej sytuacji zbyt porządnie i to stąd te dziwy :D
UsuńAleeeee, żeby zaraz majstersztyk? O.O Kurcze, nam się wydawało, że to takie zwykłe będzie, a tu takie słowa O.O <3 <3 <3
Zaraz schować! Ja już zaczęłam powoli czytać i wcale tak nie myślę! Niedługo dorwę resztę, ale to jeszcze długa droga przede mną :/
I będziemy pisać. Spokojna Twoja rozczochrana. Po prostu mamy problemy z pogodzeniem wszystkich obowiązków, ale to się udaje w mniejszym lub większym odstępie czasu. Także spokojnie, blog się dokula do końca ;D
Cóżżżż, ktoś na pewno :D
Również pozdrawiamy ^^ <3 <3 <3
Yumi&Yoru
Dobrze wiedzieć :D Wiem, jak to jest z czasem :/ U mnie też bywa różnie. Licencjat to złooooo, przysięgam! Miałam 8 rozdziałów wprzód, już mam tylko 3 :(
UsuńNie mogę się doczekać rozwikłania zagadki ^^ Za to wreszcie pamiętałam, żeby dodać blog do linków, o!
No, chapeau bas za to co tutaj robicie :)
Weny Wam życzę. I czasu ♥
Nareszcie ile my musieliśmy czekać? Cóż przynajmniej okres oczekiwania zwraca się w jakości rozdziału. Już dawno urzekł mnie Wasz styl pisania i z każdym rozdziałem urzekacie mnie jeszcze bardziej. Faktycznie tak jak osobę wyżej zaskoczyło mnie, że Naruto nie znał pochodzenia Hinaty. Największym jednak zaskoczeniem dla mnie mimo wszystko była śmierć Lee. Zrobiło mi się smutno kiedy Naruto się obwiniał. W końcu to nie jego wina. Każdy ma wybór co zrobi prawda? Jedyne czego brakuje mi w tym opowiadaniu to relacji Naruto z Jirayiom jaka była w anime. Mimo wszystko czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńChciałybyśmy pisać szybciej, ale za każdym razem magicznie lądujemy kilka miesięcy później :/ Nawet nie wiemy, kiedy ten czas mija. Za to cieszy nas, że jakość rozdziału jest tego rekompensatą ^^ Tak jak pisałam wyżej, Naruto wiedział z jakiej rodziny pochodzi, jednak nie miał pojęcia, że jest córką Hiashiego (to też nasze niedopatrzenie przy wyjaśnianiu tej sytuacji) ;)
UsuńCo do Jiraiyi, będzie się jeszcze pojawiał. Możliwe, że ta relacja jeszcze się pojawi, kto wie (my, ale nie powiemy) ;)
Chcemy przed egzaminami wstawić kolejny rozdział i trzymajmy kciuki, że się nam to uda ^^
Witamy na blogu i również pozdrawiamy :D
Yumi&YOru