Po
pogrzebie Ichiro przed cmentarzem zostali już tylko nieliczni, cierpliwie
znoszący siekący od kilku dni deszcz. Nikt jednak nie mógłby powiedzieć, że
niecałe dwa tygodnie wcześniej byli zgraną paczką przyjaciół. Nienawistne
spojrzenia rzucane między poszczególnymi osobami sprawiały, że atmosferę można
było ciąć nożem.
— To twoja wina, Iwasaki — warknął w końcu No
Sabaku przerywając grobową ciszę. — Twoja i tego twojego cholernego gangu
psychofanów broni.
— Uważaj na słowa, smarkaczu. — Bestia zmierzył
go chłodnym spojrzeniem. — Mam cię na ten tydzień po dziurki w nosie.
— Prawda w oczy kole? — Gaara nie ustępował,
wytrzymując spojrzenie Uchihy. — Tylko on i jego dziewczyna parają się
produkcją bomb. A skoro Sasaki jest czysta to chyba odpowiedź nasuwa się sama.
— Tylko jeśli ma się niedorozwinięty zmysł
logicznego myślenia. — W oczach bruneta pojawił się niebezpieczny błysk. — A
twój chyba zaczął się w tym rozwoju ostatnio cofać.
— Dlaczego nadal go bronisz? — Rudzielec zmrużył
oczy, puszczając przytyk mimo uszu. — Jak możesz to robić dla takiego ścierwa,
jakim jest członek Akatsuki?
— Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że to już
przeszłość, No Sabaku?! — Oczy Deidary, wlepione w przywódcę Wilków, rzucały
błyskawice.
— I mamy ci w to teraz uwierzyć? — prychnął
dotąd milczący Sasuke. — Nie rozśmieszaj mnie, Iwasaki. Twoje słowo już dawno
straciło wiarygodność.
— A twoje niby kiedykolwiek ją miało? — warknął
blondyn, mrużąc oczy do cienkich szparek. Widząc jego wyraz twarzy, stojąca
obok Yumiko nie mogła zrozumieć, co się właśnie dzieje. To nie był Deidara,
którego znała.
— Dei... — Szarpnęła go za rękaw bluzy, ale ten
strzepnął jej rękę, nawet na nią nie patrząc. Zszokowana cofnęła się kilka
kroków, z niedowierzaniem słuchając kolejnych słów chłopaka.
— Jakoś nie wydaje mi się, żebyś miał
jakiekolwiek opory przed sprzedaniem swojego brata policji. I nie próbuj
wkręcać nam, że to dla jego dobra. Zdradziłeś wtedy jego zaufanie.
— To była zupełnie inna sytuacja — syknął
brunet, zaciskając dłonie w pięści.
— Gówno prawda — stwierdził dobitnie Kita.
— Wystarczy. — Uzumaki, który przed chwilą
przeszedł przez cmentarną furtkę, wparował między chłopaków i przerzucając
wzrok z jednego na drugiego westchnął ciężko. — Nie możecie sobie darować
chociaż dzisiaj? Właśnie pochowaliśmy kolejnego z naszych przyjaciół, a wy
przerzucacie się tu wzajemnie oskarżeniami zamiast szukać wspólnie winowajcy?
— Nikogo nie trzeba szukać. — Gaara w końcu
oderwał wzrok od Deidary, kierując go na przyjaciela. — Masz go tuż przed
nosem.
— Wystarczy, Shukaku. — Naruto posłał mu ostre
spojrzenie. — Moglibyście chociaż dzisiaj uszanować pamięć o Ichiro i łaskawie
raz w życiu rozejść się w spokoju. — Rozejrzał się po ludziach, a kiedy żadne z
nich się nie poruszyło, dodał dobitnie: — Teraz.
Zebrani z ociąganiem, ale mimo wszystko ruszyli
w stronę swoich wozów. Uzumaki posłał jedynie blady uśmiech Deiowi i Yumi zanim
skierował kroki do czekającej w samochodzie Hinaty.
Cisza jaka zapadła po jego odejściu szybko
została zmącona przez stanowcze kroki dziewczyny. Blondynka podeszła bliżej
chłopaka i jednym szarpnięciem zmusiła go do spojrzenia na nią.
— Co ty wyprawisz? — warknęła, niebieskie
tęczówki pełne furii zawieszając na twarzy Kity. — Dlaczego to w ogóle
powiedziałeś?
— Miałem grzecznie stać i czekać aż zjadą mnie
za wszystkie zbrodnie świata? — Zacisnął dłonie w pięści, hardo patrząc swojej
dziewczynie w oczy. — Sory Yumi, ale nigdy nie byłem i nigdy nie będę biedną
owieczką prowadzoną na rzeź.
— Nikt cię o to nie prosi, idioto skończony! —
wybuchła, w pięści łapiąc materiał jego bluzy. Wpatrywała się w oczy Deia, z
niepokojem zauważając w nich cos, czego nigdy więcej nie chciała w nich
widzieć. Bezwzględność. — Nikt nie powiedział, że nie możesz się bronić, ale
to?! To już było czyste skurwysyństwo i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
Jak w ogóle mogłeś wywlec tę sprawę na światło dzienne? Nie miałeś prawa!
— Od kiedy stoisz po stronie tego sukinsyna?! —
Deidara podniósł głos, co sprawiło, że Sasaki zamarła, po czym wypuściła ciemny
materiał z rąk i cofnęła się o dwa kroki. — Od kiedy to ja jestem według ciebie
agresorem?
— Nie jesteś tym Deiem, za którego cię miałam —
wyszeptała, mierząc go chłodnym spojrzeniem. — Nie jesteś sobą. Wrócił stary
Deidara. — Pokręciła w niedowierzaniu głową. — Znowu wrócił ten cholerny
skurwiel sprzed lat.
Ton pełen goryczy wprawił Iwasakiego w
osłupienie. Stojąc w bezruchu obserwował jak Sasaki najpierw idzie w stronę
żelaznej furtki, by potem rzucić mu spojrzenie pełne rozczarowania i
zdecydowanym krokiem ruszyć przez cmentarz.
W pierwszym odruchu chciał za nią pobiec, ale
koniec końców nie wiedział, czy miało to w tamtej chwili jakikolwiek sens.
Prychnął zirytowany i wsiadł do swojego auta, wmawiając sobie, że kiedy
dziewczyna ochłonie, po prostu pójdzie do Yoru i wróci do domu, gdy tylko
Nateko poprawi jej humor.
*
Matsuri ze zmarszczonym czołem przyglądała się blondynowi.
Iwasaki zdążył już wypić butelkę naprawdę mocnej whisky i nadal nie wyglądał
jakby miał dość. Nawet Naruto, siedzący na barowym stołku obok niego,
przyglądał się temu z niemrawą miną.
— To moja wina — burknął Dei, nie odrywając
wzroku od brunatnego płynu chlupoczącego w szklance.
— A twierdzisz tak, bo? — Uzumaki podpierał się
łokciami o blat, w jednej ręce trzymając kufel piwa. Drugą bawił się metalową
podkładką, cierpliwie czekając, aż Kita zbierze się w sobie.
— Bo w sumie zawsze tak było. — Blondyn oderwał
wzrok od alkoholu, teraz zatrzymując go na dębowym regale z butelkami. — Od
kiedy pamiętam stanowiłem źródło jej kłopotów. Chyba, że akurat na scenę
wtaczała się jej rodzinka, ale i tak zawsze stałem gdzieś obok. — Zamilkł na
moment, by zaraz z całkiem poważnym wzrokiem spojrzeć na kompana. — To już
dawno powinno się skończyć. — Jak na zawołanie usłyszeli dźwięk tłuczonego
szkła. Zwrócili uwagę na wpatrującą się z niedowierzaniem w blondyna barmankę.
Matsuri ani myślała zająć się zbitą butelką. W jednej chwili jej wzrok się
wyostrzył, a dziewczyna prychnęła z irytacji.
— Nie wierzę — burknęła do siebie, zdając sobie
sprawę, że Iwasaki musiał wypić o wiele za dużo, skoro powiedział te słowa bez
mrugnięcia okiem. — Myślałam, że głupszy już być nie możesz.
Zanim Deidara zdążył się zbulwersować, Naruto
posłał dziewczynie błagalne spojrzenie
i zaraz skupił wzrok na przyjacielu.
— Sory Dei, ale chyba powinieneś się przespać,
wszystko przemyśleć i jutro z nią porozmawiać. Na trzeźwo. — Ostatnie zdanie
wypowiedział znacząco patrząc na pustą butelkę. — Uwierz mi, że to najgorsza
decyzja jaką możesz teraz podjąć. Chcesz wszystko przekreślić, bo nagle wróciliście
do kłótni sprzed lat? Ona się o ciebie po prostu martwi. Zrozum to, Kita. Jeśli
nie zmądrzejesz, stracisz ją na dobre. Wiesz, że to może posłać ją na dno, z
którego już nie będzie chciała wracać. Nie po tym, co przeszła.
Deidara spojrzał na niego spod byka i prychnął
gniewnie, po czym wbił wzrok w drewniane sęki.
— Jakim cudem udzielasz mi dobrych rad, kiedy
tego co cię łączy z Hinatą nie można nawet nazwać związkiem? — warknął,
zaciskając palce na szklance.
— Przekimam cię na kanapie. — Uzumaki urwał
rozmowę i wstał ze stołka. — Jak już dopijesz, znajdziesz mnie na górze.
Ruszył na schody, jednak w ich połowie
zatrzymał go głos przyjaciela.
— Kitsune? — Nadal na niego nie patrzył, ale
wcale nie musiał. Uzumaki i bez tego wiedział jaki chaos rozgrywa się w jego
głowie. — Dzięki.
Naruto uśmiechnął się pod nosem i wspiął po
reszcie schodów do mieszkania.
***
Sam nie wierzył, że miał zamiar posunąć się do tak
desperackiego kroku, jakim było odwiedzanie Nateko w szpitalu, ale nie miał
wyboru. Kiedy nad ranem wrócił do domu, Yumiko zniknęła. Co gorsza nie było też
jej ubrań i kosmetyków. Na początku stwierdził, że po prostu panikuje, ale
kiedy z godziny na godzinę dziewczyna nie dawała nawet znaku życia, zaczął się
denerwować. Skutkiem
tego było objechanie wszystkich miejsc, w których w normalnych okolicznościach
mogłaby się zaszyć. Tyle, że nie było jej w bazie DF, ani w Kakuredze. Cały
uniwersytet też był pusty. Lupina, bar w dziesiątej dzielnicy, też sprawdził. Wizyta w nim, nawiasem mówiąc, skończyła się na kuksańcu karabinem w żebra od tej
starej baby, jak wszyscy mówili na tamtejszą bramkarkę i dodaniem od niej czegoś w stylu „Od tygodni nie widziałam tu tej
popapranej blondi i jej przydupasów, gówniarzu!”.
Do mieszkania Yoru nie zaglądał, bo wiedział, że nie siedziałaby w nim bez
Nateko, a do Kiby nie musiał się nawet fatygować. To było ostatnie miejsce, w
którym Sasaki mogłaby przesiadywać kryzys w związku.
Jeszcze zanim doszedł do uchylonych drzwi,
usłyszał podniesione głosy. Akurat to go nie zdziwiło. Nateko i Inuzuka
sprzeczali się o wszystko praktycznie codziennie. Zdziwiło go jednak, że gdy
tylko stanął w drzwiach oboje zamilkli i wpatrywali się w niego jakby zobaczyli
ducha. Chociaż Nateko po chwili chyba miała ochotę tego ducha ponownie zamordować.
— Cześć — mruknął ostrożnym tonem i wszedł do
środka. — Jak tam... — Zawahał się, po czym przejechał wzrokiem po leżącej na
łóżku dziewczynie. — Wszystko?
— Wszystko, czyli złamana ręka, dwa żebra i masa
potłuczeń — uzupełniła jego wypowiedź. — Całkiem nieźle. Mogliby mnie już stąd
wypuścić — burknęła, na dokładkę mierząc Kibe ponurym spojrzeniem.
— Jasne, a świnie latają — warknął szatyn. —
Dwa. Złamane. Kurwa. Żebra! — wyartykułował przez zaciśnięte zęby, przez co
Deidara ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Lepiej, żeby wkurzali
się na siebie niż na niego. — Nigdzie się nie wybierasz!
— Bo co? — Szatyn skrzywił się na te słowa,
jakby połknął cytrynę i skrzyżował ręce na piersi. Iwasaki musiał przyznać, że
ta scena była przekomiczna.
— Bo gówno drogą szło — skwitował, na jej ostre
spojrzenie reagując prychnięciem. — Wybacz, Kotek, ale wzrok nie potrafi
zabijać.
— A szkoda — warknęła, po czym dodała z całym
jadem, jaki była w tamtej chwili w stanie zgromadzić: — K o t e k.
— Dobra, to może ja wpadnę później, co? —
Blondyn zaczął się strategicznie wycofywać, kiedy dwie głowy gwałtownie
odwróciły się w jego kierunku.
— Nie!
— Co, nie? — Otworzył szeroko oczy, nie
rozumiejąc ich nagłej synchronizacji.
— Nigdzie nie pójdziesz, Blond Cioto. — Szatyn
wskazał taboret stojący przy łóżku. — Mamy do pogadania.
— I może frytki do tego, Psiarzu? — warknął,
mierząc go spojrzeniem i z irytacją stwierdzając, że chłopak był śmiertelnie
poważny.
— Siadaj Blondziu i nie marudź. — Nateko posłała
mu naglące spojrzenie, które skłoniło go do posłuchania jej „rady”. Inuzuke
pierdolił, ale z Yorumi się nie dyskutowało, kiedy widocznie miała człowieka na
celowniku. — Można do cholery wiedzieć, co wyście razem z Yumi odpierdolili?
— Wiesz, gdzie ona jest? — Iwasaki natychmiast
się ożywił, jednak mina Nateko szybko ostudziła jego zapał.
— Oczywiście, kurwa, że nie — syknęła, gromiąc
go spojrzeniem. — I to do cholery przez ciebie. Była tu wczoraj wieczorem,
powiedziała, że się pokłóciliście i że znika na jakiś czas. Wyjaśnij mi to, ty
blond mendo, albo przysięgam, że poczujesz co znaczy oberwać z gipsu w dyńkę.
— Czemu zaraz moja wina? — burknął nie patrząc
na żadne z nich. To była jego wina. Wiedział o tym.
— A czyja, Blond Cioto? — Kieł posłał mu
ironiczny uśmiech, jakby doskonale wiedział jakie słowa kłębią się mu teraz pod
czaszką.
— Słuchaj, Iwasaki. Albo teraz do niej dzwonisz,
wyjaśniasz wszystko i sprowadzasz ją tu powrotem, albo przysięgam, że nie ręczę
za siebie. — Groźba błysnęła w ciemnych oczach dziewczyny, na co Deidara
przełknął ślinę. Tym razem wkurzył ją na serio.
Westchnął ciężko i wygrzebał telefon z kieszeni,
po czym wybrał numer dziewczyny, chociaż wiedział jak to się zakończy. Sześć
długich sygnałów i poczta głosowa. I tak od poprzedniego wieczora.
— Nie odbiera. Zresztą robi tak od wczo... —
Jego wypowiedź przerwał dźwięk telefonu, na który cała trojka podskoczyła w
miejscu, co u Nateko skutkowało cichym jękiem bólu. Kiba posłał jej spojrzenie,
które mówiło „ A nie mówiłem?”, ale Dei wpatrywał się w ekran jak zaczarowany.
Nie wiedział, czy oczy go zwodzą, czy to rzeczywiście Sasaki, ale nie zamierzał
ryzykować. Odebrał zanim wybrzmiał ostatni dźwięk.
— Yumi, cholera jasna, gdzie ty się podziewasz?
Martwiłem się o ciebie — wylał z siebie potok słów, ale pogardliwe prychniecie
z drugiej strony zahamowało jego entuzjazm. To nie był głos Yumiko.
— Było się zastanowić, zanim zachowałeś się jak
skurwiel. — Ten ton znał doskonale i wcale mu się nie spodobało, że Hiro zabrał
siostrze komórkę. — Zresztą nic nowego.
— Oddawaj mi telefon, gnojku! — Rozległ się
drugi głos, który już bankowo należał do blondynki, ale Deidara doskonale
pamiętał kto jest w tej rodzinie wyższy. Sasaki była kurduplem.
— Nie dzwoń do niej — warknął chłopak, nie dając
dojść Deidarze do słowa. — Wróci jak będzie chciała. A telefonu nie dostanie do
końca pobytu tutaj — burknął Ishida i Dei niemal widział jak osiemnastolatek
mierzy siostrę złośliwym, triumfalnym spojrzeniem. — Pa, dziewczynko.
I się rozłączył. Tak po prostu. Kita wpatrywał
się przez moment zupełnie skołowany w urządzenie, po czym jęknął zirytowany
zachowaniem chłopaka.
— Ten bachor powinien dostać porządny wpierdol.
— Podparł głowę na dłoni, mimo wszystko spokojny o bezpieczeństwo swojej
dziewczyny. — Zajebał jej telefon, smarkacz i nie chce oddać.
— Czyli przesiaduje u Hiro. — Yorumi też zdawała
się odetchnąć z ulgą. — Masz szczęście, Blondziu. W chuj szczęścia.
— Nic nie mów. — Popatrzył na nią żałośnie. —
Zdaję sobie z tego sprawę. — Z ciężkim westchnieniem podniósł się z taboretu i przesunął
go na jego pierwotne miejsce. — Będę się zbierał. Mam na dzisiaj dość. — Ruszył
w kierunku wyjścia, ale zatrzymał się w progu i odwrócił. — Ile jeszcze będą
cię tu trzymać?
— Tydzień, Iwasaki. — Dziewczyna przewróciła
oczami widząc zadowoloną minę swojego chłopaka. — Jeśli ten bezmózg — tu
również rzuciła spojrzenie Inuzuce — nie przekona ich, że potrzebuję tu zostać
jeszcze co najmniej miesiąc.
— Ej — oburzył się Kiba. — Jaki bezmózg, do
cholery?
— Na razie — blondyn parsknął śmiechem i wyszedł
z sali przy dźwiękach kolejnej sprzeczki przyjaciół.
***
—
Jeszcze raz przepraszam cię za Deia. — Po raz trzeci tego dnia Naruto tłumaczył
przyjaciela przed Hyugą.
Wracali właśnie ze szpitala od Yoru, gdzie nie
zabawili długo. Przekonali się, że z Nateko już wszystko w porządku nie licząc
kilku siniaków, które usilnie trzymały się jej skóry niczym rzep psiego ogona.
Dziewczyna jeszcze tego samego dnia miała wyjść do domu.
— Nic się nie stało. — Hinata posłała
blondynowi łagodny uśmiech. Co prawda, Iwasaki okazał się nad wyraz uciążliwym,
co rusz powracającym gościem, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że tego
właśnie potrzebował. — Przecież to twój dom. Zresztą potrzebował twojego
wsparcia. Myślę też, że Yumiko przez te dwa tygodnie przemyślała sobie całą tę
sytuację i niedługo wszystko wróci do normy.
— Żeby to było takie proste — burknął nagle
pochmurniejąc. — Z tą dwójką nigdy nic nie wiadomo. Każde jest walnięte na swój
sposób. Dopiero kiedy Yumiko zechce wrócić okaże się, ile moja pomoc Deiowi
dała.
— Nie mów tak. — Posłała mu zmartwione
spojrzenie, którego nie mógł zobaczyć, bo uparcie wpatrywał się w swoje buty. —
Na pewno wszystko się ułoży.
— Obyś miała rację. — Uścisnął mocniej jej rękę
i uśmiechnął się blado.
— Naruto? — Teraz to Hyuga spuściła wzrok,
widząc, że blondyn spojrzał na nią uważniej, gdy zmieniła ton wypowiedzi. — Nie
wydaje ci się, że powinnam wrócić do domu?
Uzumaki raptownie stanął w miejscu, przez co
Hinata niemal straciła równowagę. Przyjrzał się uważnie zmieszanej dziewczynie,
nie bardzo wiedząc jak zinterpretować to nagłe wyznanie. Hyuga mieszkała u
niego prawie trzy tygodnie nadal nie będąc w stanie normalnie porozmawiać z
kuzynem i przyjaciółką. Co prawda zdarzało im się zamienić dwa zdania od czasu
do czasu, jednak biało oka zawsze szybko uciekała, nawet jeśli rozmowa toczyła
się w obecności Naruto i zdawała zmierzać w dobrym kierunku.
— Wiesz, że nigdy bym cię nie wyrzucił, prawda?
— zapytał z rezerwą w głosie.
— Wiem, wiem, tylko... — Szybko poderwała wzrok
na jego twarz i pomachała w nerwach rękami.
— Chcesz się z nimi pogodzić, prawda? —
Skończył za nią, posyłając dziewczynie ciepły uśmiech. Ta jedynie skinęła
głową. Słowa Kitsune bardzo ją uspokoiły. Bała się, że blondyn mógł
zinterpretować jej decyzję opacznie i pomyśleć, że stara się od niego uciec. —
Myślę, że to bardzo dobra decyzja, Hinata. Ten strasznie się za tobą stęskniła.
— Ja za nią też — przyznała, uśmiechając się
słabo pod nosem. — Tak samo jak za Nejim. Powinnam była dać im szansę się
wytłumaczyć. Zareagowałam zbyt gwałtownie, w dodatku zwalając ci się na głowę —
wyrzuciła z siebie niemal jednym tchem, by już ciszej dodać: — Przepraszam.
— Nie masz za co. — Uzumaki ujął jej twarz w
dłonie, delikatnie zmuszając ją by spojrzała mu w oczy. — Nie musisz się
wstydzić swojej reakcji. Miałaś prawo być w szoku. Chciałaś sobie to wszystko
przemyśleć i oni uszanowali tę decyzję. I nigdy nie wmawiaj sobie, że byłaś dla
mnie problemem. Nie masz mnie za co przepraszać. Powinienem ci dziękować na
kolanach za to, że nie uciekłaś, gdy dowiedziałaś się prawdy o mnie i nadal tu
ze mną jesteś.
Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze i mocno
wtuliła w chłopaka, gdy ten przyciągnął ją do siebie i zamknął w niedźwiedzim
uścisku. Z każdym kolejnym, wspólnie spędzonym dniem zakochiwała się w nim
coraz bardziej.
***
Kiedy Kiba i Yoru wywlekli
się ze szpitala, Yumiko czekała na nich na parkingu, z głową schowaną w
kapturze i małą podręczną torbą sportową w ręce. Opierała się o drzwi samochodu
Inuzuki, niecierpliwie tupiąc butem o beton. Gdy tylko wychodząca dwójka
spostrzegła Sasaki, oboje stanęli jak wryci z początku z niedowierzaniem
wpatrując się w wyluzowaną sylwetkę dziewczyny. Po chwili całkowitego bezruchu,
Kieł puścił rękę Yorumi i szybkim krokiem podszedł do Yumi, stając niecały metr
od niej i wytknął palec w jej stronę.
— Tyy... —
Zmrużył powieki, nie wiedząc nawet, co pierwsze powinno przejść mu przez usta.
— Ja. —
Wzruszyła ramionami, nic nie robiąc sobie z ostrzegawczego tonu chłopaka. —
Czego się spodziewałeś, Psiarzu zawszony? Wróżki Zębuszki?
—
Przerobię cię na mielone przy pierwszej okazji, Kurduplu zasrany — warknął,
jednak zanim zdążył kontynuować swój wywód, składający się głównie z
wulgaryzmów, Nateko użyła dotąd mu nieznanego rejestru swojego głosu, niemal
ogłuszając go częstotliwością krzyku.
— Gdybym tylko, do kurwy nędzy jasnej, mogła zrobić ci
krzywdę, to uwierz, że już dawno wąchałabyś kwiatki od spodu! — Oczy szatynki
ciskały błyskawice, gdy stanęła twarzą w twarz z przyjaciółką. — Jeszcze raz mi
tak znikniesz bez śladu, a obiecuję, że cię znajdę i będę przypiekać na wolnym
ogniu przez pieprzony tydzień!
— Tylko
nie bij. — Blondynka uniosła ręce w geście obronnym, jednak jej twarz rozjaśnił
szeroki uśmiech. — Wszystko wyjaśnię.
*
— Tłumacz się! — zażądała Dzika, z grymasem
bólu siadając na sofie w swoim mieszkaniu i wlepiła stanowcze spojrzenie w
twarz przyjaciółki.
— Po co te nerwy? — burknęła blondynka,
krzyżując ramiona na piersi i wygodnie rozsiadła się w fotelu. — Jakby matki
nie można było odwiedzić.
— Ty się jeszcze pytasz? — warknęła szatynka,
gromiąc dziewczynę wzrokiem. — Pieprzone dwa tygodnie nie raczyłaś z własnej
woli nas powiadomić, gdzie twoja dupa wędruje i śmiesz mi się tu dziwić,
dlaczego mam ochotę cię zamordować?!
— Oj, no nie przesadzaj. — Blondynka wywróciła
oczami, co Nateko skwitowała prychnięciem. Z trudem podniosła się z siedzenia i
wyszła z salonu, by za chwilę wrócić z paczką papierosów w ręce, przerywając
kłótnię Inuzuki i Sasaki.
—... ty pieprzona idiotko! Powinniśmy cię... —
Gdy Yorumi weszła do pomieszczenia, chłopak automatycznie zamilkł i odwrócił
wzrok w jej stronę. Na raz zmarszczył brwi, widząc co trzyma w dłoni.
— Odłóż to!
— Nie waż się!
— Zamknąć mordy. — Dziewczyna zmrużyła powieki,
ostentacyjnie odpalając fajkę. — Gdybyście nie przyuważyli, papierosy ostatnio
uratowały mi życie.
W momencie wypowiedzenia tych słów, z jej oczu
zniknął gniew, ustępując miejsca smutkowi, co nie uszło uwadze pozostałej
dwójki. Yumiko przyjrzała się uważniej przyjaciółce z niepokojem rejestrując,
że strasznie schudła. Wiedziała, że szpitalna dieta dawała swoje, ale nie było
mowy, żeby tak bardzo jej zaszkodziła. Zresztą worki pod oczami i
zaczerwienione niezaprzeczalnie przez łzy białka mówiły same za siebie.
Wymieniła spojrzenia z Kibą. Chłopak bezradnie pokiwał głową, po czym usiadł
koło swojej dziewczyny i objął ją ramieniem. Ten gest sprowadził ją na ziemię.
— Nieważne — mruknęła pod nosem i odetchnęła
głęboko. — A teraz wyjaśnij mi łaskawie, dlaczego nie powiedziałaś mi wtedy w
szpitalu gdzie jedziesz? Wiesz jakiego stracha wszystkim napędziłaś?
— Przesadzasz. — Sasaki dalej bagatelizowała
sprawę, myślami błądząc wokół wydarzeń sprzed swojego zniknięcia, jednak
jadowite spojrzenie jej przyjaciółki sprawiło, że momentalnie zbladła.
Zrozumiała, że tym razem przegięła.
— Czy ty zdajesz sobie sprawę, jaka panika
wybuchła po twoim zniknięciu? — warknęła tak chłodnym tonem, że nawet Inuzuke
przeszedł dreszcz. — Ledwo co... Straciliśmy przyjaciela, Yumi. Twój gang przy
pierwszej lepszej okazji żre się z Gaarą i Sasuke. Wszyscy czują się osaczeni.
— W miarę kolejnych słów szatynki, w Sasaki rosło poczucie winy. — Nagle ty
stwierdzasz, że sobie znikniesz, nie mówiąc nikomu, gdzie i po co. Myślisz, że
co wszyscy sobie pomyśleli? Gdyby nie to, że Deidara wygadał się Naruto,
uznalibyśmy, że cię dorwali. Deidara przez cały ten czas był na celowniku.
Przez niego i Shukaku nie byliśmy w stanie wykonać choćby jednego, godnego
pożałowania kroku. Rudzielec wiecznie na wszystkich warczał, a Kita upijał się
niemal dzień w dzień w barze, przez co Uzumaki nie był w stanie zorganizować
czegokolwiek, nie martwiąc się jednocześnie, czy Dei przypadkiem nie zachlał
się na śmierć. Ty to nazywasz przesadą?
—
Przepraszam — mruknęła pod nosem blondynka, odwracając wzrok. — Nie chciałam,
żeby to wszystko się tak potoczyło.
— No nie
wierzę. — Kiba przerwał dłużącą się ciszę i rozładował atmosferę. — Ten
pieprzony kurdupel kogoś przeprosił.
— Morda,
Psiarzu! — Sasaki w jednej chwili porwała w rękę portfel leżący na stoliku i
cisnęła przedmiotem w chłopaka. — Miałam ważny powód, żeby zniknąć.
—
Słuchamy — ponaglił ją, odkładając na stół pocisk, który trafił go w ramię.
— Chodziło o Yamato — wypaliła, wprawiając
pozostałą dwójkę w osłupienie. Ten facet nie zwiastował niczego dobrego. —
Okazało się, że dupek wpadł na mój trop, o czym zdążył na czas powiadomić mnie
Hiro. Gdyby nie ten gówniarz, pewnie mielibyśmy kolejnego palanta na karku, a
to mi się nie uśmiechało.
— Ale jak ten skurwiel cię znalazł? — Inuzuka
zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, że to było naprawdę trudne zadanie, a
Nakane nie należał do najsprytniejszych w tej dziedzinie.
— No przecież próbuje wam wyjaśnić, ciemna
maso. Nie przerywaj mi — warknęła, posyłając chłopakowi wrogie spojrzenie. —
Ten dupek skontaktował się z siatką wywiadowczą Hyugi, oczywiście myśląc, że
robi to w sekrecie przed mającymi piecze na tym terenem Shadowsami. Tyle, że
Kenji miał na niego oko od jakiegoś czasu i od razu powiadomił Hiro, a ten z
kolei dał znać mi. Niestety Yamato już wie, na jakim obszarze może mnie
znaleźć.
— Jeszcze tego psychola nam tu brakowało —
burknęła Nateko, czując, że te wszystkie problemy zaczynają ją przytłaczać.
Ciszę, która zapadła po tych słowach przerwał dzwonek telefonu. Sasaki
zmarszczyła brwi widząc na swojej komórce zdjęcie Deidary, jednak nie kwapiła
się odbierać. Nateko najpierw uniosła pytająco brwi, żeby zaraz przewrócić
oczami. Tej kłótni miała po dziurki w nosie. — Odbierz to — stwierdziła tonem
nie znoszącym sprzeciwu.
— Nie będę go słu... — zaczęła jęczeć pod nosem,
jednak Kiba w jednej chwili wyrwał jej telefon i nacisnął zieloną słuchawkę. —
Ej!
— Siedzi u Yoru w mieszkaniu i biadoli, że nie
będzie z tobą gadać. Bądź tak łaskaw przywrócić jej rozum i wyperswadować jej
te pieprzone fochy, bo już słuchać tego nie można. — Zadowolony z siebie oddał
dziewczynie urządzenie, nic nie robiąc sobie z jej jadowitego spojrzenia.
Sasaki niechętnie przyłożyła komórkę do ucha.
— Czego chcesz? — burknęła wychodząc z
pomieszczenia. Nie miała zamiaru znosić znaczących spojrzeń Inuzuki.
— Myślisz, że to coś da? — Kieł śledził ją
wzrokiem, dopóki nie zamknęła drzwi prowadzących do sypialni Nateko.
— Miejmy nadzieję — westchnęła ciężko,
opierając głowę na jego ramieniu. — Mam już serdecznie dosyć zapijaczonego Deia
i jej mądrości życiowych z nim związanych.
— Nie ty jedna — parsknął śmiechem i objął
dziewczynę, przyciągając ją bliżej siebie.
*
— Yumi? — Iwasaki aż odsunął komórkę od ucha,
by upewnić się, że tym razem dziewczyna rzeczywiście odebrała.
— A kto inny, idioto? — warknęła przez
słuchawkę. — Czego chcesz?
— Możemy porozmawiać?
— Chyba nie mamy o czym.
— Wiesz doskonale, że mamy. — Zmarszczył brwi,
słysząc ton blondynki. Doskonale wiedział, że jeśli się zgodzi, ich rozmowa nie
będzie zbyt przyjemna.
— I co w związku z tym? — Niemal widział
jak przewraca oczami. — Zresztą, dobra. Niech ci będzie. O czym chcesz
rozmawiać?
— Chciałbym porozmawiać w cztery oczy — dodał z
naciskiem na ostatnie słowa.
— Naprawdę nie dasz rady się wysłowić przez
telefon? — jęknęła, wyraźnie zirytowana, ale Deidary tym razem nie
obchodziły jej humory.
— Nie, nie dam rady — warknął.
— No dobra, nie marudź. — Iwasaki
wypuścił z płuc powietrze, nie wiedząc czy ma ochotę ją przytulić, czy udusić.
— Gdzie i kiedy?
— Jutro o trzynastej w magazynach? — zapytał z
nadzieją w głosie. — I wiem doskonale, że nie masz wtedy zajęć. Zresztą i tak
opuściłaś dwa tygodnie.
— Okej, niech będzie jutro — mruknęła
pojednawczo. — Pa.
Rozłączyła się. Iwasaki jeszcze przez moment
patrzył na ekran telefonu, po czym odetchnął z ulgą i schował urządzenie do
kieszeni. Podziękował Matsuri za piwo i ruszył do wyjścia, nawet nie
zauważając, kto siedział w boksie tuż obok jego stolika.
*
Mężczyzna podsłuchiwał całą rozmowę i z każdym kolejnym
zdaniem, na jego ustach rozciągał się coraz szerszy, podstępny uśmiech.
Doskonale wiedział, że to spotkanie to niepowtarzalna okazja do pozbycia się
tej dwójki i ktoś na pewno ucieszyłby się z tej roboty. Zaczekał aż Iwasaki
opuści bar i gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, wstał i pożegnał się z
barmanką kiwnięciem głowy. Wyszedł czym prędzej na ulice i widząc, w którą
stronę udał się blondyn, sam ruszył w przeciwnym kierunku. Wyciągnął z kieszeni
telefon i wybrał odpowiedni numer.
— Mam dla ciebie robotę — powiedział, gdy tylko
rozmówca podniósł słuchawkę. — Twój kumpel i jego dziewczyna się za tobą
stęsknili.
— Zamieniam się w słuch — usłyszał po
drugiej stronie chrapliwy śmiech, który wywołał na jego ustach kolejny perfidny
uśmiech. Lepszej okazji nie mogli im podać na tacy.
***
Yumiko spojrzała nerwowo na
zegarek. Przyszła za wcześnie co samo w sobie wydawało się życiowym błędem, bo
wiedziała, że Deidara spóźni się co najmniej dziesięć minut przez korki. Nieco
zbyt gwałtownie pchnęła drzwi do starego, nieużywanego hangaru. Skrzywiła się
na dźwięk, który wydały protestujące zawiasy, ale nie zatrzymała się i przeszła
do większej hali. Chciała czymś zająć myśli, więc automatycznie skierowała
kroki do szafki, w której archiwizowali wszystkie poprzednie projekty broni.
Chociaż wiedziała, że niewypałów, które trafiły do tych teczek nie da się nijak
ożywić, stwierdziła, że połudzi się choćby przez moment, byleby tylko nie
myśleć o Deiu i zbliżającej się rozmowie.
Jednak,
gdy po niecałych pięciu minut skrzypnęły wejściowe drzwi, zmarszczyła brwi i
ostrożnie odłożyła teczkę na szafkę. Była przekonana, że Iwasakiemu na dojazd
zejdzie jeszcze dobre dziesięć minut. Nie było innej możliwości.
Instynktownie
schowała się za najbliższy regał i zaczęła powoli cofać się w kierunku tylnego
wyjścia, jednocześnie pilnując, by cały czas mieć na widoku drzwi do hali. Nie
chciała ryzykować. Nie miała przy sobie broni, a walka wręcz nie wchodziła w
grę, gdyby potencjalny przeciwnik okazał się silniejszy od niej.
Nagle
uderzyła plecami o cos twardego. W tej samej chwili została jednym płynnym
ruchem odwrócona w miejscu i brutalnie przyciśnięta od regału. Jęknęła cicho,
gdy jej plecy spotkały się ze stalą, a duża ręka nakryła jej usta,
powstrzymując od krzyku chcącego wydostać się na zewnątrz. Jej nadgarstki
zostały przyszpilone jedną ręką do powierzchni nad jej głową, a męski śmiech
przyprawił ją o zimny dreszcz. Doskonale znała osobę, której twarz, wykrzywiona
w mrożącym krew w żyłach uśmiechu, znajdowała się naprzeciwko niej.
— No
proszę. — Hidan zdjął ręką z ust dziewczyny, gdy był pewny, że nie będzie
krzyczeć i zawinął wokół palca kosmyk jej włosów, na co Yumi pobladła. Znała
jego metody i to jej się nie spodobało. — Ta ciota mówiła prawdę. Naprawdę
miałaś tu być.
Sasaki
otworzyła szeroko oczy, w mig pojmując, że Yuga mówił o krecie i przeraziło ją,
że wbrew sobie, automatycznie pomyślała o Deidarze. Nie dane jej jednak było
rozwodzić się w myślach na ten temat, gdyż zza regału wyłonił się również
Suigetsu, szczerząc się od ucha do ucha. Zrozumiała, że właśnie dała się podejść
jak mała dziewczynka i wiedziała, że konsekwencje mogą być tragiczne w
skutkach.
— Dobra
robota. — Nanahara posłał jej wymowne spojrzenie, na widok którego zaczęła się
wierzgać, jednak Hidan wymierzył jej siarczysty policzek, co zmusiło ją do
zaciśnięcia zębów i pozostania w bezruchu.
—
Niegrzeczna z ciebie dziewczynka, co? — skwitował, boleśnie wbijając palce
wolnej ręki w biodro Sasaki. — Nie wyrywaj się, to nie będzie bolało. Proste? —
Yumiko spojrzała na niego wilkiem, co skutkowało kolejnym uderzeniem.
Zaszlochała cicho czując, że do oczu napływają jej łzy. Yuga przysunął usta do
jej ucha i ostrym, cichym tonem zapytał: — Proste?
— Proste —
warknęła, przez łzy posyłając mu nienawistne spojrzenie.
— Oj, ktoś
tu chyba nie w humorze jest — zaśmiał się Nanahara i oparł bark o regał tuż
obok ramienia Yumi. — Jeszcze nam blondyneczka wydrapie oczka — odezwał się
złośliwym tonem i wyciągnął zza paska broń, podając ją Hidanowi. — Czas na
wyrównanie rachunków, szmato.
Siwo włosy
odbezpieczył pistolet i przystawił lufę do policzka Sasaki, uśmiechając się
przy tym perfidnie.
—
Spokojnie, Sui. Przecież nie musimy się spieszyć. — Mówiąc to, nie odrywał
wzroku od dziewczyny. Przejechał wzrokiem po jej sylwetce i oblizał usta gdy
wrócił do twarzy. — Może, by się tak z nią zabawić po naszemu?
Po hali
poniósł się męski śmiech. Suigetsu pociągnął Sasaki za włosy, wywołując u niej
ciche syknięcie bólu i zmuszając, by na niego spojrzała.
— Ja na
pewno nie pogardzę — powiedział, przysuwając swoją twarz bliżej dziewczyny,
przez co mogła zobaczyć drwinę, malującą się w jasnych oczach.
W akcie desperacji szarpnęła się i kopnęła
przytrzymującego ją mężczyznę w podbrzusze, przez co Yuga upadł na kolana,
łapiąc się za krocze, co skutkowało zniknięciem przytrzymujących ją rąk. Zanim
Suigetsu zdążył zrozumieć, co się dzieje i chwycić mocniej jej włosy, rzuciła
się w stronę tylnego wyjścia, chcąc wyminąć klęczącego Hidana. Ten jednak,
szybko zorientował się w sytuacji i złapał ją za kostkę. Yumiko straciła
równowagę i poleciała na podłogę. Zanim zdążyła się podnieść, poczuła na sobie
ciężar, a kiedy odwróciła głowę zobaczyła siedzącego na niej Nanahare. Chłopak
wykręcił jej ręce w tył, wiążąc je od razu mocnym sznurkiem. Sasaki przeklęła w
myślach wiedząc, że jej szanse niechybnie chyliły się ku zeru.
—
Myślałaś, że tak łatwo nam zwiejesz? — warknął, łapiąc ją za włosy i ciągnąc w
górę, aż nie stanęła na nogach. Przyciągnął jej głowę do siebie i wyszeptał
prosto do ucha: — Zabawa dopiero się zaczyna, dziwko.
— Nie
daruje tej kurwie. — Yuga powoli podniósł się na nogi i złapał między palce jej
twarz, mocno ściskając blade policzki. — Przestałem być miły.
*
Był wkurzony. Specjalnie wyjechał wcześniej,
byle tylko być na miejscu przed Yumi, jednak akurat ten dzień wybrano sobie na
roboty drogowe, przez co spóźnił się dobre dwadzieścia minut. Zirytowany
zaparkował przed ogrodzeniem, widząc, że samochód Sasaki również tam stał.
Niemal wyskoczył z auta i zatrzasnął z hukiem drzwi. Ruszył szybkim krokiem w
stronę furtki, by nagle stanąć zdezorientowany, nie bardzo rozumiejąc zjawisko,
na które patrzył.
Brama była otwarta na oścież, co samo w sobie
było już sporym zaskoczeniem, ale nie to najbardziej zwróciło jego uwagę.
Marszcząc brwi przyglądał się łańcuchowi, który zazwyczaj blokował obie części
żelaznej konstrukcji. Podszedł do niego i podniósł ciężki kawałek stali,
patrząc na przerwany w jednym miejscu ciąg oczek. Był przecięty. Rzucił go z
powrotem na ziemię i skierował się w stronę warsztatu. Coś mu tu nie grało.
Miał złe przeczucia.
W tym przekonaniu utwierdziła go czarna Honda,
stojąca blisko wejścia do budynku. Nikt z organizacji taką nie jeździł.
Odruchowo sięgnął po broń zaczepioną przy pasku spodni, od razu ją
odbezpieczając. Obszedł warsztat, doskonale wiedząc, że frontowe drzwi
skrzypną, gdy tylko je otworzy. Zamiast tego szybko znalazł się na tyłach,
gdzie natychmiast zaczął przeklinać. Wejście było zaryglowane. Rozejrzał się
gorączkowo po budynku, a widząc otwarte okno, prowadzące do magazynu bez chwili
namysłu do niego doskoczył i bezszelestnie zsunął się do środka.
Będąc już niemal przy samych drzwiach na główną
hale, stanął jak wryty, słysząc dwa męskie, znajome głosy. Zaklął pod nosem i
wychylił się zza framugi. Widząc, że za regałami nikogo nie ma, wyszedł z
kryjówki i włożył ręce do kieszeni bluzy, w jednej tym samym chowając broń.
Jedynie silna wola i lata spędzone pod ostrym
reżimem Endo w Akatsuki pomogły mu zachować kamienną twarz i luźną postawę, gdy
zobaczył scenę rozgrywającą się na głównej hali. Yumiko ledwo stała,
przytrzymywana przez Nanahare, brutalnie szarpiącego za blond włosy. Hidan
właśnie uderzał dziewczynę w brzuch, zmuszając ją do zgięcia się wpół. Sasaki
miała rozciętą wargę i pęknięty łuk brwiowy. Lewe oko widocznie napuchło, a
cała twarz była blada niczym ściana. Bluza wisiała na niej w strzępach,
odsłaniając pocięty w kilku miejscach brzuch. Drgnął niespokojnie na ten widok.
Cienka granica dzieliła go od wybuchu. Granica, którą musiał utrzymać, w
momencie, w którym dostrzegł go Hidan.
Nanahara na jego widok odruchowo wyciągnął
drugą broń i wymierzył nią w blondyna. Yuga za to rozciągnął usta w drapieżnym
uśmiechu, przyciągając bliżej siebie dziewczynę.
— Deeei — krzyknął, machając do niego ręką w
której trzymał długi nóż, poznaczony rdzawymi plamami. — No kto by pomyślał, że
tu będziesz? Ale to bardzo dobrze. Zastanawiało mnie, kiedy w końcu się
pojawisz. W końcu rycerz na białym koniu zawsze przychodzi swojej damie z
odsieczą, nieprawdaż?
Blondyna przebiegł dreszcz na widok wyrazu jego
twarzy, ale nadal kontrolował swoją mimikę, doskonale wiedząc, że teraz
najważniejsza była Sasaki.
— Skończyłem z nią i tą jej marną
organizacyjką, Hidan — stwierdził tak chłodnym tonem, że Yumiko poderwała
głowę, z niepokojem wpatrując się w oblicze swojego chłopaka. Jego kolejne
słowa wywołały nieprzyjemne ukłucie w jej sercu. — Wracam do Hiashiego. Mam już
dość tych nieudaczników.
— To dlatego Endo sprzątnął mi cię wtedy sprzed
nosa. — Mężczyzna przypomniał sobie sytuację z baru, a szczery uśmiech
rozświetlił jego twarz. — Już wszystko rozumiem.
— Ty cholerny zdrajco! — ryknęła dziewczyna,
zaczynając się szarpać w ramionach siwo włosego. — A ja ci do kurwy nędzy wierzyłam!
— Sory, mała. Było miło, ale się skończyło —
skwitował wzruszając ramionami, wiedząc, że jeśli z tego wyjdą, Yumiko
prawdopodobnie zakopie go żywcem. — Już mi się znudziło.
— Więc pozwolisz, że zabawię się z twoją
królewną? — Yuga rozciągnął usta w perfidnym uśmiechu, zwracając wzrok na wciąż
miotającą się dziewczynę.
Ta widząc jak jego twarz co chwilę zmienia
wyraz zadrżała, po czym zebrała się w sobie i wpakowała mu kolano w brzuch.
— Cholerna suka — burknął Hidan, gdy zgiął się
wpół mamrotając pod nosem wiązankę przekleństw i pchnął wytrąconą tym ruchem z
równowagi Sasaki w ramiona Nanahary. Suigetsu uniósł brwi i spojrzał pytająco
na Iwasakiego.
— Jest cała twoja — paskudny uśmiech wykrzywił
jego twarz. Na ten widok Yumiko zamarła, wlepiając szeroko otwarte oczy w twarz
chłopaka. Kolejne słowa roztrzaskały jakąś część jej serca, która idąc w
zaparte, nie chciała przyjąć zdrady blondyna do świadomości. — I tak zawsze
była podstępną, zdradziecką suką. Niech wyjątkowo to nią się ktoś w końcu
pobawi.
Kiedy Suigetsu wyszczerzył się i odciągał od
pozostałej dwójki nie stawiającą oporu dziewczynę, Hidan schował broń do kabury
i podszedł do Deidary.
— Nawet nie wiesz stary, jak mi brakowało
twojej zakazanej gęby. — Stanął przed blondynem i skrzyżował ręce na piersi. —
Jeszcze chwila i zwariowałbym w tym gównie bez mojego worka treningowego.
— Tak? — Dei też się wyszczerzył, ale ten
uśmiech nie sięgał oczu. — Bo mi ani trochę nie brakowało twojego spierdolenia
psychicznego. To za Yumi, skurwysynie.
Nim Yuga się zorientował, Deidara wyciągnął
rękę z kieszeni i wpakował mu ją w twarz, posyłając potężnym ciosem na podłogę.
Nie zastanawiał się ani chwili, widząc, że Hidan ma problem z wyostrzeniem
wzroku. Dopadł do niego ponownie i uderzył trzonkiem broni o jego skroń,
posyłając do krainy Morfeusza. Zyskał tym kilka chwil
Zerwał się do biegu i skierował w stronę, w którą
Suigetsu zaciągnął Yumiko. Modlił się w duchu, by wszystko było z nią w
porządku.
*
— Ruszaj się, nie mamy całego dnia. — Siwo włosy popychał
Sasaki przed sobą, nieświadomie kierując się w stronę magazynu, gdzie
dziewczyna bardzo chciała się znaleźć.
Yumiko wiedziała, że dopiero tam będzie miała
jakakolwiek szanse na ucieczkę. Sytuacja nie przedstawiała się zbyt kolorowo.
Było trzech na jedną, a ona była osłabiona po ciosach, jakimi poczęstował ją
Hidan. Kiedy Nanahara w końcu wepchnął ją do upragnionego pomieszczenia,
szarpnęła drobnym ciałem i wyrwała się z niezbyt mocnego uścisku, zaraz
odwracając się na pięcie. Wymierzyła solidnego kopniaka w piszczel napastnika,
przez co ten zawył z bólu, jednak nie czekała aż się otrząśnie i do niej
dokuśtyka. Rzuciła się miedzy regały, doskonale wiedząc, że Madara trzymał tam
różne narzędzia, a Suigetsu tak łatwo jej w tym labiryncie nie znajdzie. Miała
przewagę.
Szybko natknęła się na nóż, który po chwili
udało jej się złapać w związane z tyłu pleców dłonie i zaczęła nerwowo szarpać
nim po sznurze. Gdy dotarł do niej odgłos nierównych kroków, zaczęła po cichu
cofać się w stronę kolejnych zakamarków, mając nadzieję, że znajdzie tam to,
czego potrzebowała.
Sznur puścił w momencie, w którym dostrzegła
wymarzone narzędzie. Dziękując w myślach temu, co nad nią czuwało, porwała łom
w dłonie i schowała się za zakrętem, zza którego dobiegały ciche przekleństwa.
Sasaki poprawiła chwyt i uniosła narzędzie, by w chwili, w której Suigetsu
stanął z nią twarzą w twarz, z całych sił uderzyć kawałkiem stali w jego
brzuch. Gdy Nanahara upadł, wymierzyła jeszcze jedno uderzenie, tym razem w
plecy. Mężczyzna jęknął, ale Yumiko nie czekała na jakąkolwiek reakcję.
Przeskoczyła nad jego ciałem i puściła się biegiem w drogę powrotną.
Musiała się rozeznać w sytuacji i wydostać na
zewnątrz. Z budynku były trzy drogi ucieczki, z czego tylne wejście, którym
chciała się wydostać wcześniej, zostało zaryglowane przez napastników zaraz po
tym jak ją złapali. Zostały jej brama główna i prywatna przystań dla łodzi
Madary. Jednak, żeby otworzyć to wyjście musiała dostać się do dźwigni, a ta
znajdowała się zupełnie nieosłonięta w głównej hali, przy włazie zamykającym
dostęp do wody.
Zmusiła się do szybszego biegu i niemal
zderzyła z biegnącym w jej stronę Deidarą. Wrzasnęła jak oparzona, odruchowo
ładując mu pięść w twarz, kiedy się zatrzymał i wyminęła zdezorientowanego
chłopaka, nie zawracając sobie głowy jakimikolwiek wyjaśnieniami. Chciała przed
nim uciec.
Iwasaki poczuł ukłucie w sercu, gdy zobaczył
jej przerażoną twarz, jednak jego myśli szybko przyćmił ból, który rozszedł się
po twarzy od miejsca, gdzie przed chwilą wpakowała mu swoją małą, kościstą
piąstkę. Należało mu się.
Minęła chwila zanim się otrząsnął, ale gdy
tylko to nastąpiło ruszył biegiem za dziewczyną nawołując jej imię. Dopadł jej
przy samej dźwigni i złapał w ramiona, próbując ją uspokoić, ale Sasaki
wierzgała niczym dzikie zwierze, w końcu zmuszając go do poluzowania uścisku.
— Nie dotykaj mnie skurwielu! — wrzasnęła,
zaciskając dłonie w pięści i uniosła je przed twarz, gotowa w każdej chwili
przyjąć na siebie cios. — Zabiję cię, jeśli z tego wyjdę. Po prostu zamorduje
jak psa!
— Posłuchaj mnie przez moment, wariatko! —
Iwasaki spróbował krzykiem zwrócić na siebie jej uwagę, ale ona nie miała
zamiaru go słuchać. Nawet nie zwracała uwagi na to, że blondyn jej nie
atakował. Adrenalina uderzyła jej do głowy, pozostawiając tylko jedną myśl.
„Wydostać się.”
— A to co? — Zachrypnięty głos Suigetsu
przeszył powietrze. Dla Yumi to było za wiele. Miała wrażenie, że on i Yuga to
pieprzone potwory, których nie da się zabić. Kiedy dodatkowo po pomieszczeniu
rozniósł się rechot tego drugiego, była bliska załamania. Nie miała sił na całą
ich trójkę. — Czyżby nasz kochany Iwasaki był aż tak dobrym aktorem?
Deidara odwrócił się w ich stronę i
mechanicznie uniósł ręce w górę widząc, że podnoszący się z podłogi Hidan
mierzy w niego z broni. Do starszego mężczyzny po chwili dołączył lekko
kulejący, zgięty wpół Nanahara, który mierzył do dziewczyny.
— Nawet nie wiesz, jak wielką mam ochotę
odstrzelić ci teraz głowę, Dei — mruknął, Yuga powoli kierując się ze swoim
kompanem w stronę głównej bramy. — Ale to byłaby dla ciebie za szybka śmierć.
Będziesz krzyczał i błagał o koniec. Obiecuję ci to.
Stanął dopiero w drzwiach prowadzących na halę,
gdzie ostatni raz odwrócił się do blondyna, zanim zatrzasnął metalowe skrzydła.
— Żegnaj Dei.
Po tych słowach Iwasaki jakby wybudzony z
letargu rzucił się na drzwi, chcąc je wyważyć, ale te tylko skrzypnęły
przeciągle pozostając zamkniętymi. Usłyszał jeszcze tylko pisk opon
odjeżdżającej Hondy.
— Kurwa! — wyrzucił z siebie, waląc pięścią w
blachę. — Zablokowali drzwi
— Rusz się i mi pomóż — warknęła dziewczyna, w
końcu rozumiejąc, co się właściwie wydarzyło w przeciągu ostatnich pięciu
minut. Obiecała sobie, że zabije swojego chłopaka później. Teraz liczyła się
każda sekunda. Słowa Hidana wkręciły się jej wystarczająco, by spodziewać się
najgorszego choćby w tej chwili. — Musimy stąd uciec.
— Tylne wyjście...
— Jest zaryglowane, durniu! Myślisz, że
próbowałabym otworzyć ten pieprzony właz, mając do wyboru gładką drogę
ucieczki?
Nie skomentował jej słów. Miał ochotę palnąć
się w łeb. W końcu on też nie mógł ich otworzyć. Podbiegł do Yumi i pomógł jej
przełączyć dźwignię. Całą hale wypełnił przeraźliwy zgrzyt zardzewiałego
mechanizmu, a właz zaczął powoli sunąć w dół, wpuszczając do środka zapach
słonej wody.
— Zamorduje Madare — Sasaki niecierpliwie
przypatrywała się sunącej w dół ściance, przeklinając w głowie swojego szefa. —
Miał naprawić ten szajs.
— Uspokój się, zaraz będzie na dole.
— Zamknij się — warknęła na niego, rzucając mu
mordercze spojrzenie. — Nawet nie wiesz, jak bardzo masz teraz przesrane.
Iwasaki zamilkł. Nie chciał drażnić lwa. Kiedy
otwór był na znośnej wysokości podsadził dziewczynę i pomógł jej przeskoczyć
przeszkodę, zaraz samemu pakując się w odmęty lodowatej wody.
W momencie, w którym wypłynął na powierzchnię,
po drugiej stronie budynku rozległ się ogłuszający huk, a przednią część
magazynu rozświetliły płomienie.
— Ten skurwiel chciał nas spalić żywcem —
wyszeptał, ale nie słysząc odpowiedzi zaczął szukać dziewczyny wzrokiem i
spanikował, gdy nigdzie nie dostrzegł jej blond czupryny. — Yumi? Yumi! Sasaki,
do chuja, odezwij się do mnie!
— Tutaj jestem, palancie — wykrztusiła, kiedy
zaczerpnęła świeżego powietrza. Gdy tylko usłyszał jej głos zaczął płynąc w jej
stronę, ale ona natychmiast szarpnęła nerwowo ciałem odpływając w tył. — Nie
zbliżaj się do mnie.
— Ale Yumi...
— Powiedziałam nie — burknęła odwracając się do
niego tyłem i zaczęła płynąć w stronę prowizorycznego pomostu. — Jestem na
ciebie zbyt wkurwiona.
Wyczerpani wdrapali się na stare deski, ciężko
oddychając i wlepiając wzrok w trawiące magazyn płomienie.
— Yumi... — zaczął w końcu podnosząc się na
nogi. Podał dziewczynie rękę, ale ta ją zignorowała i nieco chwiejnie stanęła
na nogi o własnych siłach.
— Milcz, jak do mnie mówisz, patałachu! —
krzyknęła cofając się o krok. — Cos ty sobie myślał, idioto?! Do reszty ci
rozum odjęło?! Mogłeś po kogoś zadzwonić, a nie odprawiać te swoje cyrki!
Uwierzyłam ci, rozumiesz?! Uwierzyłam we wszystko!
— Wiesz doskonale, że nie miałem wyboru —
odwarknął, tracąc cierpliwość. — Gdybym zaczekał na pomoc, mogłabyś już teraz
nie żyć. Zrobiłem to, żeby ratować ci dupę!
— Czemu w taki sposób? — Jej głos w końcu się
załamał. — Czemu takimi słowami, Dei?
— Musiałem być wiarygodny dla Hidana —
westchnął ciężko, spuszczając głowę i próbując ułożyć sobie w głowie cały ten
zamęt. — Wiesz, że inaczej by mi nie uwierzył.
— Mam to w dupie, Iwasaki! — Nagle szarpnęła za
jego pasek, wyciągając broń i wpychając blondyna z powrotem do wody. Kiedy
Deidara się wynurzył, blondynka bez zastanowienia wystrzelała wokół niego
naboje wodoszczelnej broni. Po jej policzkach płynęły łzy. — Nigdy więcej tak
nie rób! Jeszcze jeden taki numer, a nie spudłuję! Rozumiemy się?
Kiedy blondyn pokiwał głową, dziewczyna opadła
bezsilnie na kolana, czując każdym, nawet najmniejszym mięśniem obolałego
ciała, jak bardzo była wykończona. Chłopak natychmiast podpłynął do pomostu i
się na niego wdrapał. Wziął drżące ciało Yumi w ramiona i zamknął ją w
niedźwiedzim uścisku.
— Przepraszam — mruknął w jej włosy, gdy
bardziej wtuliła głowę w jego przemokniętą bluzę.
— Musimy porozmawiać z Naruto — wymamrotała, ale
nie ruszyła się z miejsca, czując, że przy każdym kolejnym ruchu powali ją falą
bólu.
— Wiem. — Deidara obserwował otoczenie,
lustrując wzrokiem nawet najgłupszy kamień. — Ktoś im pomagał.
*
Mężczyzna uważnie obserwował, jak Hidan i Suigetsu ryglują frontowe
drzwi, by zaraz wpakować się do czarnego auta i szybko odjechać spod budynku.
Gdy Honda znalazła się w odpowiedniej odległości, nacisnął guzik. Radiowy
odbiornik posłał falę, a duży zbiornik z paliwem momentalnie zajął się ogniem.
Brunet uśmiechnął się pod nosem i odwrócił
plecami do tego widoku, wyciągając z kieszeni telefon.
— Szefie?
— Mów.
— Dwójka zdjęta.
Paskudny rechot ponownie sprawił, że zadrżał ze
strachu. To był dopiero początek.
*
— To już nie są żarty, Kitsune. Ktoś wysadził zbiornik z
paliwem, kiedy ta dwójka już odjechała. To na pewno nie był licznik czasowy.
Yumiko siedziała zawinięta w koc, okupując
kanapę w Kakuredze i spoglądała znad kubka z gorącą herbatą na Naruto. Deidara
siedział obok dziewczyny, również mocząc usta w ciepłej cieczy.
— Zdaję sobie z tego sprawę. W końcu nie
wiedzieli, ile czasu zejdzie im w środku, a zapalnika nie mieli kiedy ogarnąć.
Ktoś musiał za nimi stać — mruknął jakby do siebie, ale zaraz odchrząknął i
popatrzył na nich z uwagą. — Chyba wiem kto.
— Jak to? — Deidara wlepił zszokowane
spojrzenie w przyjaciela. — Wiesz kto jest kretem?
— Zadzwoniłem do Matsuri zaraz po tym, jak się
ze mną skontaktowaliście. — Uzumaki usiadł naprzeciw dwójki blondynów i
przetarł twarz dłońmi. — Kiedy wychodziłeś po tym telefonie do Yumi, w barze
był ktoś jeszcze. Ktoś, kto bardzo uważnie cię słuchał, Dei. W dodatku
Shikamaru dokopał się do plików z dnia, kiedy zaatakowano nasz system.
— Znalazł coś ciekawego? — Yumi odstawiła
herbatę na blat stolika i utkwiła spojrzenie w zmęczonej twarzy Uzumakiego.
— Nawet nie wiecie, jak bardzo.
***
— Inuzuka! — Znajomy głos
zmusił go do zatrzymania i rozejrzenia się wokół. Wiedział, że go kojarzy, ale
nie mógł przypasować do niego właściciela. Dopiero, gdy w tłumie wyłowił
znajomą twarz, zrozumiał kto go woła.
Zmarszczył
brwi na widok Ozawy, jednak podszedł do niego. Co prawda Satoshi rzadko z nim
rozmawiał, a jeszcze rzadziej odwiedzał uniwersytet, który skończył w zeszłym
roku, ale brunet zarejestrował, że Kiba zauważył jego obecność, więc nie miał
wyjścia.
— Co jest?
— zapytał, widząc poważną minę chłopaka. Ozawa rozejrzał się wokół, a nie
widząc nikogo podejrzanego, wyjął z kieszeni dobrze znany Kibie naszyjnik z
główką wilka. Naszyjnik Yorumi. — Skąd go masz?
— Stary,
wiem, że możesz mi nie uwierzyć, ale znalazłem to na parkingu przy magazynach —
oznajmił rzeczowym tonem, kładąc Inuzuce błyskotkę w wyciągniętej ręce.
— To nie
możliwe, przecież kiedy ostatnio ją widziałem, był u niej. — Zmarszczył brwi,
intensywnie wpatrując się w srebrne ślepia zwierzaka. — Zauważyłbym, gdyby go
na sobie nie miała. Przecież dostała go ode mnie.
— A kiedy
ją ostatnio widziałeś? — zapytał, zmuszając szatyna do skupienia się. — Wiesz,
że to bardzo ważne.
— Wczoraj
— stwierdził pewnie. — Widziałem ją wczoraj i miała go na szyi.
— A o
której ją widziałeś, Inuzuka — drążył brunet, wpatrując się stanowczo w jego
twarz.
— O
której? — Kieł zastanowił się chwilę, po czym otworzył szeroko oczy i spojrzał
z niedowierzaniem na bruneta.
— Przed
zajęciami — wyszeptał, czując, że te słowa wypalają mu nieprzyjemnie gardło. To
nie mogło się dziać. — O dwunastej.
— Na twoim
miejscu, porozmawiałbym ze swoją dziewczyną, Inuzuka. — Ozawa po tych słowach
poklepał szatyna po ramieniu i skierował kroki do wyjścia, pozostawiając go
osłupiałego na środku korytarza.
*
Kiba zaraz po zajęciach
wsiadł do samochodu i pojechał do Nateko. Dziewczyny nie było tego dnia na
uniwersytecie, co samo w sobie było dość niezwykłe. Nie chciał jednak
dopuszczać do siebie czarnych myśli, zanim z nią nie porozmawia.
Chciał to
wszystko wyjaśnić na spokojnie i dowiedzieć się, co robiła na terenie
magazynów. Przecież musiało istnieć jakieś racjonalne wytłumaczenie.
Przynajmniej chciał, żeby istniało.
Dojechał
pod blok Nateko i nie zdążył nawet zaparkować, gdy zobaczył jak jej samochód
odjeżdża. Mógłby w tej chwili odpuścić. Mógłby do niej zadzwonić i poprosić,
żeby moment zaczekała, bo musi z nią porozmawiać. Wiedział, że nie ważne, gdzie
się wybierała, zostałaby, bo nigdy zwracał się tak do niej, jeśli nie chodziło
coś naprawdę ważnego. Jednak jakiś cichy, wredny głosik kazał mu odłożyć
telefon na miejsce i wrzucić dwójkę. Zanim się zorientował jechał za nią w
odstępie jednego samochodu, starając się by go nie zauważyła.
Z każdym
kolejnym przejechanym kilometrem ten głosik zdawał się przybierać na sile.
Każdy zakręt utwierdzał go w przekonaniu, że wiedział, gdzie się kierowała i to
wprawiało go w jeszcze większy niepokój. Gdy ostatecznie zaparkowała na terenie
magazynów i ruszyła w stronę hangaru krew zmroziła mu się w żyłach. Niewiele
myśląc zaparkował tuż koło niej i odruchowo sięgnął do schowka. Jednak, gdy
jego dłoń dotknęła broni, zamarł w bezruchu.
— Co ja do
cholery wyprawiam? — mruknął do siebie, nie spuszczając wzroku z Yorumi.
Już miał
wrzucić wsteczny i w spokoju odjechać, kiedy dziewczyna zaczęła nerwowo się
rozglądać i wyciągnęła broń z kabury przyczepionej do paska. Impuls natychmiast
kazał mu zgasić silnik i zacisnąć palce na pistolecie
Niemal
wybiegł z samochodu i nawet go nie zamykając, rzucił się w pogoń za dziewczyną.
Ta słysząc kroki odwróciła się mierząc do szatyna. Kieł odruchowo wykonał ten
sam ruch.
Nateko
widząc kto za nią stał, odetchnęła z ulgą i opuściła rękę, zabezpieczając
jednocześnie broń. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, gdy Inuzuka rzucił w jej
stronę naszyjnik i nadal mierząc w jej pierś, przyglądał się jej niepewnym
wzorkiem.
— Co ty tu
robisz? — zapytał łamiącym się głosem, wprawiając Dziką w osłupienie. —
Dlaczego tu przyjechałaś? I dlaczego Ozawa to tutaj znalazł?
— O czym
ty do cholery mówisz? — warknęła, marszcząc brwi w niezrozumieniu.
— Czemu
ten naszyjnik tu był? — powtórzył nieco pewniej, nie ruszając się jednak z
miejsca. — Zanim wczoraj poszłaś na zajęcia miałaś go na sobie. Potem cały
dzień cię nie widziałem, tak jak dzisiaj. Gdzie byłaś?
—
Żartujesz sobie ze mnie, tak? — Zmrużyła powieki, gdy dotarło do niej, o co ją
oskarżał. Zabolało. — Myślisz, że to ja wczoraj wysadziłam tę kupę żelastwa,
próbując zabić najlepszą przyjaciółkę?
— Ty mi
powiedz. — Jego głos drżał od emocji, ale wzrok zachował stanowczy. Chciał
tylko od niej usłyszeć, że to jakaś pomyłka.
— Kpisz
sobie ze mnie? — Dziewczyna zrobiła krok w jego stronę, ale widząc, że mocniej
zacisnął dłoń na rączce broni, pokręciła głową z niedowierzaniem, czując jak
fala rozczarowania zaczyna zalewać jej serce. — Zgubiłam ten pieprzony
naszyjnik zaraz po zajęciach z kosza. Gdy wróciłam do szatni, nie było go tam,
rozumiesz mnie?
— Więc
gdzie wczoraj byłaś? — Jego głos zaczynał tracić jakiekolwiek oparcie, kiedy
zobaczył w jej oczach ból i urazę. Jednak nadal nie mógł się do końca przekonać
o jej niewinności. Jej przeszłość skutecznie mu to uniemożliwiała.
— Na
kontroli w szpitalu, kretynie! — warknęła, tracąc resztki opanowania. — Na
kontroli, o której doskonale wiedziałeś! Nie wierzę. — mruknęła już do siebie,
cały czas kręcąc głową, jakby to mogło wyprzeć z głowy jego słowa. — Po prostu
nie wierzę. Ty naprawdę uwierzyłeś, że mogłabym to zrobić? Ty?!
— Yorumi,
ja... — Zaczął się jąkać i opuścił broń, gdy zaczęło do niego docierać, co
właśnie zrobił.
— Te,
gołąbeczki? — Na raz odwrócili głowy w stronę, z której dobiegł ich kobiecy
głos. — Nie chcę was martwić, ale mamy poważniejszy problem.
— Yumi? —
Dzika spojrzała, na blondynkę z lekką dezorientacją. Nie podobało jej się, że
mogła usłyszeć ich kłótnię. — Przecież miałaś na mnie czekać w warsztacie.
— Tak, ale
te wasze krzyki to z daleka słychać. — Dziewczyna rzuciła jej znaczące
spojrzenie, po czym z nieskrywaną pogardą zwróciła się do Kiby: — Odłóż tę
broń, Psiarzu, albo przysięgam, że tym razem groźby przejdą w czyny.
— O co ci
chodziło? — zapytała Dzika, zupełnie ignorując pytające spojrzenie szatyna.
—
Znalazłam coś, co może się wam nie spodobać. Co prawda zbiornik został
wysadzony nadajnikiem, ale ktoś tu wyraźnie nie potrafi obchodzić się z
magazynkiem własnej broni. — Dziewczyna spoważniała i uniosła rękę, pokazując
im nabój. — To nie nasza amunicja i wiem też, że to nie jest amunicja, której
używają Hidan i Suigetsu. Chyba każde z was doskonale zdaje sobie sprawę, która
osoba nie pobiera jej z naszego magazynu.
— Kurwa
jego mać — wyrzuciła z siebie dziewczyna, szybko chowając broń do kabury, by
zaraz wyciągnąć z kieszeni telefon. — Musimy pogadać z Naruto.
*
— Dobra, to jeśli plan jest
ogarnięty, bierzmy się do roboty. — Naruto zakończył dyskusję, toczącą się w
podziemiach baru. — Yumi dostała już papiery, więc teraz wystarczy, że Satoshi
oczyści jej drogę. — Zwrócił się do bruneta, marszcząc brwi w geście
niepewności. — Mam nadzieję, że taki nagły wypadek niczego nie zepsuje? Musimy
dostarczyć to Kakashiemu dzisiaj, inaczej cały plan pójdzie się pieprzyć.
— Nie ma
sprawy. — Ozawa zdawał się być pewny swego. Uśmiech na jego twarzy i stanowcze
spojrzenie utkwione w Sasaki jednak nieco niepokoiły dziewczynę. — Pójdę
przodem i pogadam z ludźmi na Ósmej. Powinni załatwić mi przepustkę do bazy
jeszcze dzisiaj.
— To w
takim razie, o której i gdzie? — Yumiko siedziała wygodnie rozwalona w fotelu z
dokumentami rzuconymi przed nią na stoliku.
— W zaułku
przy Drugiej, koło sklepu monopolowego. — Brunet już ubierał kurtkę i podnosił
się na nogi. — Za dwie godziny powinienem być tam z przepustką i lewymi
papierami.
Po tych
słowach dziewczyna skinęła lekko głową, a Satoshi opuścił podziemia Kakuregi.
Dziewczyna skrzyżowała wzrok z Deidarą i Kibą, żeby zaraz spojrzeć na Naruto.
—
Zaczynamy — rzucił ponuro blondyn, po czym wskazał głową na drzwi. Wszyscy
oprócz niego i Sasaki opuścili budynek.
*
Sasaki opuściła bar
dokładnie godzinę po Satoshim i chłopakach. Podeszła na najbliższy przystanek,
z którego za piętnaście minut miał odjeżdżać jej autobus. Cały czas nerwowo
zerkała na otoczenie. Nie była pewna, czy ich plan się powiedzie i czy dotrze
na miejsce w jednym kawałku.
Na Drugiej
znalazła się dobre dziesięć minut przed czasem. Uważnie rozejrzała się po
pobliskim parkingu i kiedy dostrzegła wóz organizacji odetchnęła z ulgą.
Nienawidziła przebywać w tych okolicach i miała ochotę jak najszybciej się
stamtąd zwinąć. Mimo to stanowczym krokiem ruszyła w stronę odpowiedniego sklepu.
Satoshi
czekał na nią oparty o szklaną witrynę i gdy tylko go minęła, podążył za nią do
pobliskiego zaułka. Nie zdążyła się jednak nawet obrócić w jego stronę, gdy
brunet popchnął ją na pobliską ścianę. Sasaki zareagowała instynktownie.
Zgrabnie odbiła się od chropowatej powierzchni i odskoczyła w bok, zanim
wystrzeliła zaopatrzona w tłumik broń. W miejscu, w którym przed chwilą
znajdowała się jej głowa, był teraz skruszony tynk – ślad po kuli. Blondynka
niemal natychmiast wyciągnęła swój pistolet, rzucając bezwartościowe, kartki na
beton.
— Tak
myślałam — mruknęła, mierząc się z brunetem ostrym spojrzeniem. Nawet na chwilę
nie pozwoliła oczom umknąć w bok, na zbliżających się do nich od tyłu
chłopaków. Póki Ozawa ich nie słyszał, powinien skupiać uwagę na niej.
— Jakim
cudem przeżyliście? — warknął, mocniej zaciskając palce na rączce. — Na własne
oczy widziałem, jak ta kupa żelastwa wylatuje w powietrze. Miałaś się tam razem
z tym swoim przydupasem spalić.
— Jak
widać, nie wszystko poszło wedle twojego życzenia. — Blondynka posłała mu
ironiczny uśmiech. — To ty załatwiłeś zbiornik z paliwem, wcześniej gubiąc
kilka nabojów prawda?
— A któż
inny miałby to być? — prychnął Ozawa. — Oczywiście, że ja. Kto tak szybko
zdążyłby zorganizować akcję, po usłyszeniu waszej rozmowy?
— Jesteś
zwykłym skurwysynem — warknęła dziewczyna, mrużąc powieki. — Pieprzonym,
bezwartościowym skurwysynem, Ozawa.
— Uważaj,
bo twoje słowa coś mi zrobią, zdziro. — Posłał jej pełen drwiny uśmiech, by
zaraz przybrać na twarz wyraz niewiniątka. — Nie wiem jak to się stało, ale
Yumiko nie pojawiła się w drugiej dzielnicy. Czekałem tam dobre trzy godziny, a
kiedy nadal jej nie było, uruchomiłem kontakty. Nie wiem jak wam to powiedzieć,
ale... — Tu zrobił dramatyczną pauzę. — Znaleziono jej ciało w porcie,
podziurawione jak szwajcarski ser. Miała przy sobie broń produkowaną przez
Hyuga Company. To musiał być samosąd.
— Obawiam
się, że to ci nie wyjdzie. — Zdębiał, słysząc ten głos. Błyskawicznie odwrócił
się na pięcie, chcąc użyć broni, jednak pięść Deia była szybsza.
Brunet
upadł ciężko na beton, a stojący za Iwasakim, Kiba szybko pozbawił go broni,
kopiąc ją w stronę Yumiko. Podniósł zamroczonego chłopaka na nogi i brutalnie
wykręcił ręce, przytrzymując go w miejscu.
— No to
teraz się zabawimy, Satoshi. — Twarz Kła rozciągnął demoniczny wręcz uśmiech,
po czym wzmocnił uścisk i skinął głową Deidarze.
Ten nie
wahał się ani chwili. Uderzenie. Kopniak. Cięcie. Uderzenie. Kopniak. Cięcie.
Uderzenie. Kopniak Cięcie. I tak do oporu. Zanim skończył, złamał Satoshiemu
nos, obił żebra i pozostawił na jego ciele kilka poważniejszych ran ciętych. W
końcu brunet się poddał i stracił przytomność. Iwasaki założył mu worek na
głowę, związał nogi i ręce, by chwile potem przy pomocy Sasaki unieść właz do
kanalizacji miejskiej.
— Czy to
naprawdę konieczne? — jęknęła dziewczyna, z niesmakiem przyglądając się, jak
Kieł schodził na dół, by tam odebrać od Deidary Ozawę.
— A masz
inny sposób na przeniesienie go po kryjomu do furgonetki? — Iwasaki posłał
swojej dziewczynie rozbawione spojrzenie, na co ta skapitulowała. — Tak
myślałem.
Blondynka
zeszła na dół, gdy Inuzuka odebrał nieprzytomnego chłopaka, a zaraz za nią
zszedł Dei, zamykając przy okazji właz. W przeciągu kilku minut przeszli pod
inny zaułek, w którym cierpliwie czekali na nich Uchiha razem z furgonetką.
Zgrabnie wpakowali ciało na pakę i jak gdyby nigdy nic wyjechali na tokijskie
ulice.
*
— Rusz się gówniarzu. — Bestia szarpnął bluzę
Ozawy, żeby ten podniósł się z klęczek i skierował go do wyjścia z furgonetki.
Nie puszczając czarnego materiału poprowadził
go na plac przed zniszczonym hangarem i pchnął na kolana. Brunet syknął, czując
w kolanach ostry ból po uderzeniu o beton. Madara gwałtownym ruchem ściągnął mu
worek z głowy i odrzucił go na bok.
— Kogo to nasze oczy widzą? — Itachi podszedł
do Satoshiego i brutalnie zacisnął palce na jego szczęce, zmuszając go do
podniesienia wzroku. — Mamy sobie trochę do wyjaśnienia, Ozawa.
Madara złapał chłopaka za włosy i odchylił jego
głowę w tył, by zaraz zmusić go do rozejrzenia się wokół. Na placu zebrał się
cały gang, wlepiający w niego nienawistne spojrzenia. Dobrą chwilę zajęło mu
przypomnienie sobie ostatniej godziny i uświadomienie sobie, w jakiej sytuacji
się znalazł.
— Naprawdę myślałeś, że nas przechytrzyłeś? —
Bestia kucnął obok niego i szarpnął ręką, skupiając na sobie jego wzrok. —
Powiedz no nam, naprawdę sądziłeś, że zabawisz się naszym kosztem, ukradniesz
dane z systemu i wrobisz w to Dziką?
— Pierdol się — warknął, próbując wyszarpnąć
się z jego uścisku.
— Oj młody, bardzo zła odpowiedz. — Madara
zrobił smutną minę i puścił na moment jego głowę.
Ozawa zdążył jedynie zarejestrować spojrzenie
posłane Itachiemu, zanim poczuł cios, który powaliłby go na beton, gdyby Bestia
go nie podtrzymał. Usłyszał cichy śmiech gdzieś w tłumie, ale nie był w stanie
odróżnić czyj to głos. Uderzenie Łasicy zamroczyło go na tyle, że starszy
Uchiha musiał nim potrząsać, by zdążył wrócić na ziemię.
— To jak? — Madara uśmiechnął się i ponownie
odchylił mu głowę w tył. — Zaczniesz gadać, czy mamy przestać być mili?
— Nic wam nie powiem, skurwielu — wycedził
przez zaciśnięte zęby i splunął Bestii w twarz krwią.
— Ech, ta dzisiejsza młodzież — westchnął
ciężko brunet i szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni nóż motylkowy, który bez
ostrzeżenia wbił w ramię Ozawie. Satoshi krzyknął, ale Łasica zaraz poprawił
uderzenie w szczękę, zapobiegając rozchodzącym się po okolicy dźwiękom. — No
dobrze, szczylu, to może zaczniemy inaczej? Chcemy od ciebie tylko jednej
rzeczy. Potem może cię puścimy.
— Gówno prawda — wykrztusił z trudem. Pęknięty
łuk brwiowy krwawił mu obficie do oka, a w ustach czuł kawałki skruszonych
zębów.
— Skoro tak mówisz... — Madara przewrócił
oczami. Wyciągnął pistolet z kabury i odbezpieczył go, przysuwając lufę do jego
skroni. — Ale zanim nam tu zejdziesz, może byś chociaż z nami pogadał, co?
Starym kumplom się nie odmawia, prawda Uzumaki?
— Święta. — Blondyn
skrzywił się na widok nienawistnego spojrzenia, które posłał mu Ozawa, ale w
tej chwili miał to gdzieś. Dał znak Bestii, żeby opuścił broń i podszedł kilka
kroków w przód, ręce trzymając w kieszeniach spodni. Bał się, że go poniesie i
będą musieli go odciągać od jego truchła siłą. Chciał jedynie wiedzieć, kto
zabił Lee. — Kto wtedy strzelał?
— Zgaduj zgadula, skurwielu — prychnął Satoshi,
jednak zaraz jęknął, prawie upadając na twarz, kiedy Madara poruszył nożem.
— Znowu zła odpowiedź, smarkaczu — stwierdził i
jeszcze raz poruszył ostrzem, tym razem wbijając je głębiej. Kolejny krzyk
został przerwany uderzeniem w szczękę, tym razem od dołu. — Oj, wybacz, nie
zdradziłem zasad? Jak będziesz cicho, to Łasica może cię nie uszkodzi, ale
chyba sam rozumiesz? Nie chcemy, żeby ludzie słyszeli, że zarzynamy tu jakąś
świnię.
— Czemu nie? — Deidara
stanął obok Naruto, patrząc z góry na klęczącego bruneta. — Już i tak wygląda
jak kupa rozbabranego mięsa.
— Hidan cię
dopadnie, Iwasaki — warknął Satoshi, przywołując na twarz grymas podobny do
uśmiechu. — Jak już zabawi się z tą twoją zdzirą to i tobą nie pogardzi.
Dei w
jednej chwili stał koło Uzumakiego, a w drugiej już wbijał Ozawie pięść w splot
słoneczny. Chłopak zgiął się wpół, mimowolnie opierając się na ramieniu
Deidary.
— To może
podeślę mu twoje zwłoki w prezencie? — zapytał złowieszczym szeptem, nic nie
robiąc sobie z krwi, którą brunet wykaszlnął na jego ramię. — Chociaż, skoro i
tak już jesteś spalony, pewnie i z żywego miałby użytek.
— Kita,
odpuść. — Yorumi podeszła do nich i posłała Satoshiemu pogardliwe spojrzenie. —
Jak chcesz nowy worek treningowy to ci go zawiesimy pod sufitem.
— Brzmi
nieźle — przyznał Madara i przytrzymał Ozawę za włosy, kiedy Dei wstał i cofnął
się na poprzednie miejsce.
— Myślicie,
że tacy z was geniusze? — mówił, między płytkimi oddechami. — To kurwa, jakim
cudem daliście się wrabiać całe pierdolone pięć lat? — Przerwał, kiedy
wstrząsnął nim kaszel, zmuszając go do wyplucia kolejne porcji krwi. —
Jesteście śmieszni. Po prostu zajebiście śmieszni. Gówniane zabezpieczenia,
gówniany sprzęt i jeszcze bardziej gówniani ludzie. Tyle razy dawaliście się
nabrać, że czasem aż żal mi było waszej głupoty.
— I to cię
tak bawi, Ozawa? — Yumiko stanęła obok Deia.
— Nie —
prychnął, mrużąc oko, do którego spływała krew. — Bawi mnie to, że pierdolona
dziwka uważa się za kogoś lepszego ode mnie. Że zabaweczka Satoru zgrywa
wielkiego stratega, chociaż jej miejsce jej w klatce tego psychola. — Zwrócił
wzrok na Nateko, by po tych słowach przerzucić go na Uzumakiego. — Bawi mnie,
że pierdolony studencik uważa, że jest w stanie zemścić się na Hyudze z bandą
takich ścierw jak wy.
— Ty
pierdolony... — zaczął Kiba, jednak Neji zatarasował mu ręką przejście i posłał
ostre spojrzenie. Jeszcze tylko Inuzuki tam brakowało. Mieli zamiar wyciągnąć
od Ozawy kto strzelił do Lee, a interwencja Kła najprawdopodobniej skończyłaby
się krwawą jatką.
— Uspokój
się i daj im działać — syknęła Tenten, wlepiając w niego stanowcze spojrzenie.
— Wiedzą, co mają robić.
Szatyn
prychnął wściekle, ale odwrócił się od sceny rozgrywającej się na środku placu
i kopnął śmietnik stojący pod drugą halą. Ten potoczył się pod nogi Kikkawie,
który opierał się o murek i ze skrzyżowanymi na piersi rękami przyglądał się
Ozawie. Kiba rozejrzał się po okolicy próbując zająć czymś myśli.
Sasuke
siedział z Sakurą na tyłach furgonetki, którą przywieźli Satoshiego, skąd oboje
obserwowali przebieg wydarzeń. Neji i Tenten rozmawiali z Hinatą, próbując ją
przekonać, że nie było innego wyjścia z tej sytuacji. Dziewczyna od kilku dni
miała z nimi o wiele lepszy kontakt i nawet planowała wrócić do mieszkania.
Akasuna stał w towarzystwie rodzeństwa No Sabaku i Nary, żywo o czymś
dyskutując i raz po raz rzucając spojrzenia na środek placu. Jedynie Matsuri
musiała zostać i pilnować baru.
Inuzuka
zastanawiał się, jak Gaara teraz spojrzy w twarz Deidarze. Widział, że
rudzielca cos gryzie, ale to raczej żal, że się pomylił. Wątpił, żeby Gaara
żałował któregokolwiek słowa wypowiedzianego do blondyna w przeciągu ostatnich
tygodni.
— Dobra, wystarczy tego dobrego. — Madara wstał, puszczając
bruneta, który natychmiast pochylił się i oparł głowę o zimny beton.
— To ty zabiłeś Lee, prawda? — Uzumaki kucnął
koło niego i wbrew swoim hamulcom wyszarpnął nóż z jego ramienia.
Kolejny krzyk został stłumiony kopniakiem w
żebra, w wyniku którego Satoshi upadł całym ciężarem na beton. Naruto posłał
Bestii spojrzenie pełne wyrzutu, ale ten jedynie wzruszył ramionami i stanął
koło Itachiego. Ozawa zaciskając zęby podniósł się jednak do klęczek i
wpatrywał się w Kitsune spod byka.
— I co w związku z tym, sukinsynu? — Każde jego
słowo było poprzedzone płytkim, z trudem złapanym oddechem.
Naruto
mierzył się z nim przez chwilę spojrzeniem, po czym westchnął ciężko i wstał.
Jego ruchy były powolne, ociężałe, pełne rezygnacji. Tymi słowami Ozawa wydał
na siebie ostateczny wyrok i blondyn nie miał w tej kwestii nic do powiedzenia,
wiedział to.
Wszyscy,
widząc co się stało, podeszli nieco bliżej, czekając na rozwój wypadków.
Uzumaki wycofał się ze spuszczoną głową, przystając jedynie na moment przy
przyjaciołach.
— Róbcie,
co musicie. — Nienawidził się za te słowa, ale nie mógł uczciwie powiedzieć, że
nie chciał ich wypowiedzieć, bo chciał i to cholernie. Przez to czuł do siebie
jeszcze większą niechęć.
Deidara i
Yumi wycofali się razem z Itachim. Madara stanął obok Nateko i wpatrywał się
przez chwilę w chłopaka. Może powinno być mu go żal, ale tego typu uczuć Hyuga
pozbawił go już dawno temu. Żadnej litości.
— Ozawa —
odezwał się Naruto, spoglądając mu prosto w oczy. — Wiesz jak to działa. Oko za
oko.
— Ząb za
ząb — wymamrotał Satoshi, doskonale wiedząc, co się za chwilę stanie. — Jak na
honorowego dupka, straszny z ciebie tchórz, Uzumaki.
Blondyn już
się nie odezwał i skinął Madarze głową. Uchiha wyciągnął z kabury pistolet i
podał go Nateko rączką do przodu, po czym poklepał ją po ramieniu i wyminął. Kiba spojrzał na szatynkę zdezorientowany i
zanim zdążył zareagować, dziewczyna odbezpieczyła broń.
— Dobranoc — wyszeptała, gdy klęczący chłopak
zamknął oczy. Pociągnęła za spust. Rozległ się huk. Ciało bruneta zwiotczało i
upadło na ziemię z głuchym łoskotem.
Nateko
już chciała odejść, ale powstrzymał ją głos Uzumakiego.
— Dzika,
mam jeszcze do was sprawę. — westchnął ponuro, na co dziewczyna skinęła głową i
bez słowa stanęła obok przyjaciółki, uparcie ignorując przeszywające spojrzenie
Inuzuki.
Naruto odchrząknął i rozejrzał się po
zebranych. Brak przyjaciół odczuł bolesnym ukłuciem w sercu. Strata Lee i
Ichiro cholernie bolała, a gdyby nie zwyczajny łut szczęścia i mogło nie być z
nimi też Deia, Yumi i Yoru. Nie mógł sobie tego darować. Miał już dosyć
pogrzebów, chociaż wiedział, że to na pewno nie był koniec. Pamiętał jednak, że
przysięgali walczyć do końca i doskonale zdawał sobie sprawę, że było już za
późno na odwrót. Dlatego też miał zamiar zakończyć to raz, a porządnie.
— Wiecie, jak wygląda nasza sytuacja — zaczął
ostrożnie, próbując dobierać odpowiednie słowa. — Wiem, że jesteście gotowi na
wszystko, ale to się musi skończyć. Wystarczy bezsensownej śmierci w naszych
szeregach.
— O co ci chodzi? — Gaara wbił wzrok w
przyjaciela. — Chcesz się poddać?
— Daj mi dokończyć — warknął Uzumaki, rzucając
mu spojrzenie spod byka. — Nie mam zamiaru się poddawać i wiem, że żadne z was
też nie ma tego w planach, dlatego musimy zakończyć to jednym ciosem. Mam już
dość zabawy w kotka i myszkę. Załatwimy go na tegorocznym przyjęciu letnim,
które odbywa się co roku w jego flagowej firmie. Hyuga trzyma w swoim gabinecie
wszystkie dokumenty, których potrzebujemy. Musimy je dorwać i udostępnić
publicznie tak, by zainteresowały się nim władze spoza obszaru jego wpływów.
Wtedy będziemy mogli odetchnąć.
— Chyba o czymś zapomniałeś, matole — odezwał
się dotąd milczący Sasuke. — Jak chcesz się tam dostać? To przyjęcie jest
prywatną imprezą i tylko zaproszeni goście mogą wejść do budynku, a nie ma
opcji, żebyśmy wdarli się tam bez pomocy co najmniej trójki ludzi w środku.
— I to będzie moje zadanie. — Hinata podeszła
niepewnie kilka kroków wprzód, zatrzymując się na równi z blondynem. —
Skontaktuję się z siostrą i wrócę do rodziny jako kret.
— Co, jeśli ojciec nie będzie chciał cię z powrotem?
— Sasuke nadal nie był przekonany do tego pomysłu. — W końcu z tego co wiemy,
nie darzy cię zbyt dużym zaufaniem.
— To nie tak, że mi nie ufa. Jest wściekły o
to, że mu się postawiłam — mruknęła spuszczając wzrok. Czuła się dziwnie w
sytuacji, w której wszystkie pary oczu były zwrócone na nią. — Jeśli się nie
mylę, przyjmie moje przeprosiny i pozwoli wrócić. Przynajmniej Hanabi tak
twierdzi.
— No dobra. I co dalej? — Tym razem to Sakura
miała wątpliwości.
— To proste. — Głos ponownie zabrał Uzumaki. —
Zdobędzie kilka wejściówek, dzięki którym będziemy mieć wsparcie w środku, a z
resztą sobie poradzimy i wiem, że doskonale zdajecie sobie z tego sprawę. Ktoś
jeszcze ma jakieś wątpliwości? — Rozejrzał się po zebranych, a nie słysząc
żadnych sprzeciwów, uśmiechnął się szeroko. — W takim razie, możecie wracać do
swoich spraw. Kiedy tylko Raionesu da nam znać, jak się ma sytuacja z Hyugą,
opracujemy szczegóły planu. Skorpion i Lalkarz. Wiecie co z nim zrobić. —
Kiwnął głową w stronę leżącego na ziemi ciała.
Sasori przytaknął i zaraz zabrał się do roboty,
ciągnąc za sobą Kankuro. Ludzie rozeszli się w swoje strony i tylko jedna osoba
pozostała na placu patrząc, jak Akasuna razem z No Sabaku podnoszą ciało i
ruszają z nim w stronę furgonetki.
*
— Dlaczego? — zapytała Hinata, kiedy szli we dwoje w stronę
samochodu.
— Co dokładnie? — Głos Naruto był słaby, co
potwierdziło jej wcześniejsze domysły. Nie był zadowolony z rozwoju wypadków, a
już na pewno nie z zabójstwa.
— Dlaczego to Yorumi wykonała... wyrok? — zapytała,
przez moment szukając odpowiedniego słowa. Nie była pewna, czy mogła tak nazwać
decyzję, która zapadał, za to wiedziała, że to nie Nateko odpowiadała za
jakiekolwiek egzekucje w tej organizacji.
— Można to nazwać wyrokiem — mruknął, ciężko
wypuszczając powietrze i otwierając drzwi samochodu dziewczynie. Hinata bez
słowa wpakowała się na przednie siedzenie i zaczekała aż blondyn usiądzie za
kierownicą. Uzumaki odpalił silnik i włączył ogrzewanie, ale nie ruszał z
miejsca. — Więc... Dlaczego Yoru? To akurat proste. Kiba się nie popisał. Wiem,
że zabiła Ozawe, żeby zrobić mu na złość. Właściwie to mnie też nieco zdziwiło,
gdy przyszyła z tym do Madary, ale ona i Kiba to strasznie pokręcona relacja.
Czasami mnie to przeraża, ale patrząc na to, co się miedzy nimi stało – zarówno
teraz, jaki i w przeszłości – chyba potrafię zrozumieć jej zachowanie.
— Więc mi wytłumacz — wyszeptała, starając się
nie podnosić wzroku znad deski rozdzielczej. — Nie mogę pojąć jej zachowania.
Nie mogę...
— Hej, spokojnie. — Łagodny głos blondyna
przywrócił ją do rzeczywistości. Po chwili poczuła ciepłą dłoń na swoim
policzku, dopiero wtedy orientując się, że płakała. — Wiem, jak to wygląda i
uwierz mi, ja też jestem rozdarty, ale to musiało się tak potoczyć.
— Ale, dlaczego... — Spojrzała na niego
oczekując wyjaśnień, mimo że gdzieś z tyłu głowy doskonale rozumiała ich
postępowanie.
— Wiem, że możesz mnie uważać za ostatnią
szuję, po tym co widziałaś. — Ujął w dłoń jej palce i ścisnął lekko, próbując
dodać otuchy nie tyle jej, co sobie samemu. — Możesz uważać, że każdy kto w tej
chwili znajdował się na tym placu jest po prostu bezdusznym mordercą, ale...
— Wcale tak nie myślę — przerwała mu, widząc
jak smutek i niepewność wypełniają jego oczy. — Ja po prostu... Nie rozumiem
dlaczego robicie takie rzeczy przez mojego ojca. Dlaczego niszczycie sobie
przez niego życie? Widzę, jak to z każdym kolejnym ciosem coraz bardziej was
rujnuje. Rujnuje ciebie. I nie chcę na to patrzeć. Nie chcę z boku obserwować,
jak powoli zatracasz się w tej pogoni. Nie jesteś potworem. Żadne z was nie
jest. Nie chcę, żeby to was zniszczyło. — Ostatnie zdanie niemal wyszlochała,
kurczowo zaciskając palce na dłoni blondyna.
Uzumaki przez moment wpatrywał się w nią
osłupiały, by w kolejnej chwili przygarnąć do siebie drżące kobiece ciało. Nie
był w stanie opisać, jak ważne były dla niego jej słowa. Jak bardzo potrzebował
usłyszeć od niej, że nie jest potworem, za którego ma go większość mieszkańców
Tokio.
— Przepraszam — wyszeptał i nie wypuszczając
jej z objęć schował twarz w ciemnych włosach. — Przepraszam, że musiałaś na to
patrzeć. My po prostu... My nie potrafimy inaczej, Hinata. Nie możemy siedzieć
z założonymi rękami biernie obserwując, jak Hiashi krzywdzi kolejnych ludzi.
Dziewczyna pokręciła głową przy jego klatce
piersiowej i kiedy wiedziała, że głos jej nie zawiedzie, postanowiła się
odezwać:
— Nie musisz przepraszać. — Wzięła głęboki
oddech i odsunęła się nieco, by móc spojrzeć mu w twarz — Chcę wam pomóc. Nie
ważne co się stanie, jestem to winna Hanabi, wam i ludziom, których skrzywdził
mój ojciec. Jestem to winna sobie.
— Nigdy nie obwiniaj się za grzechy ojca,
dobrze? — Spojrzał na nią surowym wzrokiem, co Hinata skwitowała skinięciem
głowy. Miał rację, a ona musiała uwolnić się w końcu od takiego myślenia.
Uzumaki uśmiechnął się delikatnie i pocałował
ją lekko, by w końcu wypuścić dziewczynę z objęć i wrzucić bieg. Hyuga nie była zadowolona, gdy zabrał swoje ramiona, ale chciała jak najszybciej znaleźć się w
jego mieszkaniu i odpocząć po tych wydarzeniach. Dlatego też bez słowa splątała
ich palce razem, uśmiechając się pod nosem, gdy blondyn uniósł je do ust i
pocałował jej knykcie. Położył ich dłonie za swoim udzie i nie odzywając się
ruszył w kierunku Kakuregi.
— Raionesu? — rzuciła po kilku minutach jazdy w
kompletnej ciszy, przypominając sobie nagle, jak nazwał ją przy wszystkich.
— Każdy członek Konohy ma jakiś pseudonim. —
Naruto uśmiechnął się do niej mimo przytłaczających go uczuć. Ta dziewczyna
sprawiała, że czuł się nieco lżej, mimo tego, co stało się niecałą godzinę
temu. — Jesteś jak lwica. Piękna, silna i mądra. I chociaż siostra tak bardzo
cię krzywdzi, nadal chcesz jej bronić. Nawet jeśli musisz poświęcić swojego
ojca. Jesteś niesamowita, Hinata.
Hyuga zwiesiła głowę czując jak się rumieni.
Nie wiedziała co odpowiedzieć na tak szczere słowa. Uzumaki raz za razem
wprawiał ją w coraz większe zakłopotanie, gdy tylko dochodziło miedzy nimi do
rozmowy. Zdawał się zupełnie nie zauważać tego, jak Hinata miota się między
swoimi uczuciami, a bezwzględną dyscypliną wpojoną przez ojca, jednocześnie
potrafiąc w kilku słowach rozwiać wszelkie wątpliwości, które ją dręczyły. Nie
wiedziała jak to robił, ale jednego była pewna. Był najlepszą osobą, jaką
kiedykolwiek dane jej było poznać.
I dla niego była gotowa stawić czoła nowym wyzwaniom.
*
Kiba zatrzymał się przed
motorem, gdy zauważył, że Yorumi nadal wpatruje się w drogę, na której przed
chwilą zniknęła furgonetka. Na początku miał zamiar odjechać bez słowa, jednak
wiedział, że są sobie coś winni. Szybkim krokiem wrócił na miejsce i zatrzymał
się kilka metrów od niej.
— Dlaczego
nie odjechałeś? — Jej beznamiętny głos sprawił, że po plecach przebiegły mu
dreszcze. Już kiedyś go słyszał i nie miał wątpliwości, co oznaczał. — Przecież
wszystko już się skończyło. Możesz wracać do domu.
— Nie mogę
— warknął, zaciskając pięści. — Dlaczego?
Szatynka
odwróciła się w jego stronę. Kiedy zobaczył jej wymuszoną obojętną minę i oczy
lśniące od powstrzymywanych łez, przeklął się w duchu. Stali bez słowa
wpatrując się w siebie nawzajem, oboje zawiedzeni drugim.
—
Dlaczego, co? — mruknęła w końcu marszcząc brwi.
— Dlaczego
go zabiłaś? — warknął. — Obiecałaś mi, że już nigdy więcej taka nie będziesz?
— Jaka?
— Bez
sumienia, bez skrupułów, bez uczuć. — Kiba cedził słowa, powoli podchodząc do
dziewczyny, by zaraz zacisnąć ręce na jej ramionach. – Taka, jak kiedyś w
liceum. Obiecałaś mi to do jasnej cholery.
Yorumi
spuściła głowę, czując jego przyspieszony oddech i widząc jak cały drży ze
złości. Wiedziała, że złamała nie jedną obietnicę, jednak nie miała zamiaru
odpuścić. Nie ona jedna zawiniła.
— A ty? —
szepnęła, na co uścisk odrobinę zelżał. — Dotrzymałeś słowa?
— Ja... —
Szatyn zdezorientowany wpatrywał się w swoją dziewczynę. — Ja przecież nic
takiego nie....
— Nie!? —
Nateko podniosła na niego wzrok. Nie próbowała już powstrzymywać łez, które
spłynęły po jej policzkach. — A wtedy, nad tym cholernym jeziorem?! Kto
powiedział, że nigdy mnie nie opuści!? Kto powiedział, że zawsze będzie po
mojej stronie?!
Tym razem
to Kiba spuścił głowę. Już wiedział, że będzie tego żałował, że zaufanie
Satoshiemu, to największy błąd, jaki popełnił w swoim życiu, że Dzika miała
cholerną rację.
— Mówiłeś
do cholery, że rozumiesz, przez co przeszłam! Że rozumiesz, co to znaczy
stracić wszystko, że wiesz, jak to jest być na granicy wytrzymałości! —
Wyszarpnęła się mu. — Mówiłeś, że nigdy we mnie nie zwątpisz! Mówiłeś, że ufasz
mi bezgranicznie! — Wstrząsnął nią szloch, przez co na chwilę zamilkła. Inuzuka
wpatrywał się w nią, zszokowany własną głupotą. Chciał ją przeprosić, chciał na
kolanach błagać, żeby dała mu szansę, jednak ona zareagowała szybciej. Jej
cichy głos jeszcze długo po tej rozmowie dźwięczał mu w uszach. — Myślałam, że
znasz mnie na wylot, że mogę ci ufać. Myślałam, że zdajesz sobie sprawę, że
Konoha, to moja rodzina. J e d y n a rodzina. Myślałam, że wiesz ile dla mnie
znaczą, ale się myliłam. Nadal widzisz we mnie tę samą złą dziewczynę, która
nad sobą nie panuje. Nadal myślisz, że jestem niebezpieczna, że zrobię
wszystko, żeby jakoś przetrwać.
— Yorumi,
dobrze wiesz, że to nie jest prawda — wyszeptał robiąc krok w jej stronę,
jednak ona natychmiast się cofnęła.
— Nie
podchodź — warknęła. — Nie dotykaj mnie.
— Proszę
cię... — Czuł się tak, jakby nagle wrócili do punktu wyjścia, jakby te sześć
długich lat wcale się nie wydarzyło. Miał wrażenie, że znowu stoi na korytarzu
i patrzy na tę cichą, zamkniętą w sobie dziewczynę, nie pozwalającą nikomu się
do niej zbliżyć.
— Nie —
powiedziała przez łzy, kiwając przy tym głową. — Nie dzwoń, nie pisz, nie
nachodź mnie. Nie próbuj wypytywać o mnie Yumi ani Deia. Nikogo z organizacji.
Muszę to przemyśleć. Muszę przemyśleć nas. Zrozumiałeś to?
Chłopak
zacisnął pieści, wbijając wzrok w jej twarz. Chciał po prostu do niej podejść,
przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, byleby już nigdy nie widzieć
tych łez, ale nie mógł. Nie potrafił. Zdawał sobie sprawę z tego, że może ją
stracić przez tego skurwiela i zaczynał żałować, że to nie on trzymał tego dnia
broń.
—
Zrozumiałeś? — warknęła głośniej, na co Inuzuka pokiwał ze zrezygnowaniem
głową. — Więc oddaj mi klucze do mieszkania.
— Co?
— Oddaj je
— powtórzyła ostrzej, wyciągając przed siebie rękę. — Nie chcę, żebyś się tam
pojawiał przez jakiś czas.
Chłopak
popatrzył na nią chwilę w niedowierzaniu, czując nieprzyjemny uścisk w klatce
piersiowej, jednak zrozumiał, że ta walka była z góry przegrana. Z ociąganiem
sięgnął do kieszeni i wyjął klucze. Popatrzył na nie chwilę i zaciskając zęby,
rzucił je Dzikiej.
— I nie pokazuj mi się na oczy. — Po tych słowach odeszła na parking,
wsiadła do swojego samochodu i odjechała, pozostawiając go na placu zupełnie
samego.
Od autorek: Witamy kochani po kolejnej długiej przerwie. Wiemy, że te odstępy miedzy rozdziałami mogą być uciążliwe, ale na prawdę mamy teraz mało czasu. Klasa maturalna w technikum to zło. Tym bardziej jeśli ma się do napisania też ostatni egzamin :/
Mamy nadzieję, że notka przypadła wam do gustu. Przyznać się. Kto spodziewał się tożsamości kreta???
Póki co planujemy napisać dwa dodatki i chcemy to jakoś zrealizować do końca roku. Trzymajcie kciuki, żeby szkoła i inne obowiązki dały nam na to czas ;)
Pozdrawiamy cieplutko kochani i zapraszamy do komentowania ^^
Yumi & Yoru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz