Strony

wtorek, 29 grudnia 2020

8.Cisza przed burzą


Nie było jej w tym domu przez sześć lat. Sześć długich, spokojnych lat, w przeciągu których wymazała z pamięci większość wspomnień dotyczących tego miejsca. Wspomnień, które teraz niczym błyskawice przecinały galopujące w jej głowie myśli. Nigdy nie przypuszczała, że jeszcze kiedyś będzie zmuszona przejść szerokim, zimnym korytarzem i stanąć przed drzwiami gabinetu ojca. Miejsca, które zgotowało jej piekło na ziemi. Widziała zadowolone uśmieszki prowadzących ją ochroniarzy, jakby liczyli, że za doprowadzenie jej przed oblicze Hiashiego należały się im specjalne względy. Jednak to nie oni byli w tej chwili problemem. 

Niemal czuła na swoich plecach palący wzrok Hanabi. Starsza Hyuga już w pierwszej chwili zrozumiała, że dziewczyna nie uwierzyła w szczerość jej intencji i wcale się nie zdziwiła. Wcześniej jasno dała jej do zrozumienia, co tak naprawdę sądzi o ojcu. Wiedziała też, że będzie musiała uważać na każdy swój krok i każde słowo, które wyjdzie z jej ust. Hanabi miała skłonności do analizowania i wyciągania bardzo niewygodnych wniosków, szczególnie, że często były one bliskie prawdy. 

Hinata czuła się nieswojo czekając aż mężczyźni otworzą przed nią drzwi. Kiedy miało to miejsce w przeszłości, nie przynosiło niczego ponad ból, upokorzenie i nienawiść. Odetchnęła głęboko zanim odważyła się przekroczyć próg, za którym spotkała swojego ojca, siedzącego za dębowym biurkiem z kamiennym wyrazem twarzy. W kącie pokoju spostrzegła obcego jej człowieka, jednak mężczyzna nawet nie drgnął, więc uznała go za zwykłego pracownika, którymi lubił wysługiwać się Hiashi. Zauważyła też, że ochroniarze zatrzymali się przed gabinetem, jednocześnie zastawiając drogę jej siostrze. 

— Możesz odejść, Hanabi. — Chłodny głos Hiashiego przeszył panującą ciszę przyprawiając Hinate o ciarki. 

— Ale... — Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem, jednak szybko uciszył ją ruchem ręki. 

— Nie będę się powtarzał, Hanabi. — Posłał szatynce ostre spojrzenie, na widok którego zacisnęła usta w wąską kreskę i skinęła posłusznie głową, wycofując się w głąb korytarza. Drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem. Hiashi przeniósł wzrok na swoją starszą córkę, przyglądając się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. — Wyrosłaś.

Drgnęła niespokojnie słysząc ton, w którym dało się wyczuć chłodną dumę, zaraz jednak zrugała się w myślach na tę reakcję i czym prędzej przywołała na twarz arogancki uśmiech. Skinęła głową z wdzięcznością, nadal czekając aż to jej ojciec podejmie właściwą pałeczkę w tej rozmowie.

— A więc… — zaczął, nadal przyglądając się jej uważnie. Po chwili milczenia skinął głową, jakby z aprobatą, zachowując swoje myśli dla siebie i rozparł się wygodnie w fotelu. — Ciekawi mnie, jak udało ci się znaleźć mojego człowieka? Z tego, co mi wiadomo, do niedawna zgrywałaś zupełnie mi obcą, głupiutką owieczkę. Odrzuciłaś nawet propozycję Hanabi. Dlaczego, skoro teraz sama do mnie przyszłaś?

— Nie chciałam wracać z pustymi rękami. — Starała się, by jej głos, mimo że cichy, zabrzmiał z całą stanowczością i arogancją, na jaką było ją stać. — Neji namieszał mi w głowie, kiedy mnie stąd zabrał, więc dojście do właściwych wniosków zajęło mi nieco czasu, jednak nie możesz mnie za to winić, ojcze. Byłam naiwną nastolatką.

— W rzeczy samej. — Przytaknął, jednak zaraz zamilkł, wyraźnie oczekując dalszych wyjaśnień, jakby czekając aż sama potknie się na własnych słowach. Na jego nieszczęście, wszystko zdążyła dokładnie ustalić z Shikamaru i Naruto. Teraz musiała tylko dobrze odegrać scenariusz, jaki jej stworzyli.

— Przez długi czas nie miałam okazji przebywać sama, a stanąć ot tak po czterech latach przed bramą tego domu nie było by najmądrzejszym z pomysłów. — Nawiązała z ojcem chwilowy kontakt wzrokowy, czując jak wielki kamień spadł jej z barków, gdy Hiashi przytaknął. Każdy, kto nieproszony przychodził do prywatnej posiadłości Hyuga, nie kończył dobrze. — Dlatego zaczęłam węszyć wokół tej śmiesznej organizacyjki, która nie dość, że od razu wzięła mnie za biedną ofiarę, to jeszcze podała mi się na tacy ze wszystkimi sekretami. Ten blondwłosy idiota nawet się we mnie zakochał, znacznie ułatwiając mi zadanie. Dzięki nim, udało mi się znaleźć kanały informacyjne i twojego człowieka, ojcze.

— Twoje słowa mają sens, Hinata, i jestem nawet skłonny ci uwierzyć. Jednak pozostaje kwestia twojej odmowy. Nadal mi tego nie wyjaśniłaś. — Dziewczyna uśmiechnęła się w duchu. Może i sześć lat nie miała styczności z tym człowiekiem, ale doskonale pamiętała brzmienie jego głosu, gdy był o krok od zgody na którąś z jej próśb. Hiashi już nie wątpił. Chciał jedynie logicznego uzasadnienia dla swoich przekonań, które, był pewien, miał uzyskać od swojej córki.

— Hanabi pojawiła się w moim mieszkaniu o kilka dni za późno. — Hinata nadała swoim słowom poirytowany ton. Miała zamiar odegrać tę rolę po mistrzowsku, nawet jeśli w środku trzęsła się jak galareta, z trudem powstrzymując przemożną ochotę ucieczki w bezpieczne objęcia przyjaciół. — Dzień wcześniej udało mi się wkraść w łaski Konohy i nad moją osobą wybuchła straszna dyskusja. Podejrzewałam, że ktoś może mnie śledzić lub podsłuchiwać. Szczególnie, że Neji, Tenten i Rock też się do niej zaliczali, robiąc wszystko, byle tylko mnie ochronić. — Nie oszczędziła sobie wtrącić w tym miejscu cynicznego śmiechu. Wiedziała, że wyjaśnienia Nary nadają się idealnie, jednak nie potrafiła pozbyć się napięcia, które towarzyszyło jej od samego początku rozmowy. Śmiech pomógł jej nieco uspokoić nerwy. — Biedni, nie zdający sobie sprawy z sytuacji idioci. Musiałam grać tak, by nawet przez przypadek nie odkryli moich zamiarów, niestety jednocześnie odcinając sobie prostą drogę powrotu do domu. Trochę mi to zajęło i musiałam się nieźle nagimnastykować, ale w końcu udało mi się przekonać ich, że potrzebują kreta w twoich szeregach. Więc oto jestem, ojcze.

Zamilkła, posyłając mu na koniec pewny siebie uśmieszek, mając nadzieję, że nie zdradziła jej gra aktorska, czy żadne niespokojne spojrzenie. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że wstrzymuje oddech, póki Hiashi się nie odezwał.

— A ja już zaczynałem niepokoić się brakiem mojego człowieka pośród tej ciemnej masy. Jednak świetnie to wszystko przemyślałaś, jak przystało na moją córkę. — Jego twarz rozszerzył grymas, przypominający zadowolony uśmiech. — Teraz możemy użyć ich własnej broni przeciwko nim.

Hyuga zamyślił się, na moment ignorując jej obecność, co wcale nie zaniepokoiło dziewczyny, bynajmniej. Była już pewna, że tę rundę wygrała i należy jedynie czekać, aż Hiashi poukłada sobie w głowie swoje przyszłe plany. Owca przechytrzyła wilka.

— To by było na tyle — odezwał się w końcu, obdarzając córkę rzadkim, wyrachowanym uśmiechem. — Pojutrze przyślę do ciebie kogoś, kto wyjaśni ci nasze dalsze kroki. Teraz Fushima odprowadzi cię do twojego nowego lokum, a jutro z rana pomoże ci zaopatrzyć się we wszystkie potrzebne rzeczy. Pewnie wolałabyś rozmówić się z Hanabi i spędzić ten czas z nią, niestety ma ona jutro swoje obowiązki. Chociaż myślę, że nie omieszka odprowadzić cię do pokoju.

Mężczyzna, stojący w czasie tej rozmowy w kącie, podszedł teraz do biurka, skłonił się najpierw Hiashiemu, później Hinacie, po czym zapraszającym gestem wskazał drzwi, samemu zaraz do nich ruszając. Dziewczyna również skłoniła się ojcu i odwróciła, nadal pilnując się, by odgrywać swoją rolę. Zaczekała aż poinformowani stukaniem Fushimy ochroniarze otworzą przed nią drzwi, by przejść przez nie z dumnie uniesioną głową. Zatrzymała się kilka kroków dalej, spostrzegając opartą o ścianę Hanabi. Zamarła na moment, jednak trzask zamykanych drzwi szybko ją ocucił.

— Panienka pozwoli za mną. — Towarzyszący jej mężczyzna skłonił się jej siostrze, po czym ruszył przed siebie. Hinata zmusiła się, by kompletnie zignorować obecność siostry i ruszyła pewnie za swoim przewodnikiem, rejestrując jednak kroki podążające tuż za nimi. Hiashi miał rację, Hanabi nie omieszkała jej odprowadzić. Starsza dziewczyna przełknęła ślinę, gorączkowo myśląc, jak ją zbyć. Wiedziała, że tym razem będzie trudniej. I wcale jej się ta perspektywa nie podobała.

 

 

*

 

Trzask zamykanych drzwi sprawił, że przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Potrzebowała kilku długich sekund zanim zebrała się w sobie i powoli odwrócił twarzą do siostry. Hanabi stała oparta o drzwi, wzrokiem błądząc po pomalowanych na czarno paznokciach. Starsza z dziewczyn przełknęła nerwowo ślinę i, jakby samoistnie, przyjęła podobną pozycję, opierając się plecami o parapet, na którym ułożyła dłonie, wielkim wysiłkiem woli próbując ich nie zaciskać. Musiała odegrać swoją rolę na tyle dobrze, żeby szatynka odpuściła jej chociaż tego dnia.

— Chcesz o coś zapytać, czy masz zamiar dalej ucinać sobie pogawędkę z paznokciami i udawać, że mnie tu nie ma? — zapytała najchłodniejszym tonem, na jaki było ją stać. — Bo jeśli to drugie, to z łaski swojej, siostrzyczko, wyjdź z mojego pokoju.

Młodsza z dziewczyn znieruchomiała trawiąc słowa siostry, po czym prychnęła z niedowierzaniem i podeszła do niej, wbijając palec w jej obojczyk. Podniosła oczy na te łudząco podobne do jej własnych i zmarszczyła w skupieniu brwi, próbując doszukać się fałszu lub choćby grama strachu. Nie wierzyła w ani jedno słowo, które wypowiedziały jej kłamliwe usta. Zbyt dobrze pamiętała swoją ostatnią wizytę w mieszkaniu Hinaty. To się nie trzymało kupy. Koniec kropka.

— W co ty próbujesz grać? — Uniosła wyzywająco podbródek, ani na chwilę nie tracąc z siostrą kontaktu wzrokowego. — Z jaką małą misją wysłała cię tu ta banda nieudaczników?

— Misją? — Hinata uniosła brew i strąciła z siebie palec Hany, posyłając jej przy tym ostre spojrzenie. Wyprostowała się, z pełną świadomością wykorzystując te kilka centymetrów przewagi wzrostu, jakie miała nad Hanabi i skrzyżowała ręce na piersiach. — Jestem przekonana, droga siostrzyczko, że pilnie podsłuchiwałaś moją rozmowę z ojcem i doskonale zdajesz sobie sprawę, że cała ta farsa to tylko i wyłącznie twoja wina. Nie mam zamiaru spowiadać się z tego jeszcze raz, tylko dlatego, że uroiłaś sobie swój własny scenariusz i nie podoba ci się każdy niepasujący do niego element.

— Nie rozśmieszaj mnie, Hinata —  warknęła, jednak uwadze brunetki nie uszedł chwilowy błysk niepewności w jej oczach, który zniknął tak szybko, jak się tam pojawił. — Jesteś za miękka na to życie. Nigdy nie uwierzę, że wróciłaś do niego z własnej woli. Hinata, którą znam, uciekłaby z podkulonym ogonem do tego przyjemniaczka, który śmie się mianować przywódcą gangu i nie opuszczała jego nory choćby się waliło i paliło. —  Nagle otworzyła szerzej oczy i pstryknęła palcami, pozwalając by na jej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek. — A może pan przyjemniaczek dał ci kosza? Potraktował jak nic nie wartą zabaweczkę, a twoja urażona duma nie pozwoliła ci przełknąć porażki?

Przez dobrą chwilę Hinata nie miała pojęcia, jak zareagować na jej słowa. Wiedziała, że siostra ją prowokuje i robi to z pełnym wyrachowaniem. W dodatku zobaczyła w oczach Hanabi błysk, który jasno mówił, że uzyskała reakcję, na jaką liczyła. Starsza Hyuga z niemałym trudem zmusiła się do krótkiego, pogardliwego prychnięcia. To, że Hana właśnie wyrobiła sobie pełną opinię, nie znaczyło, że mogła skończyć udawać.

— Mogłabym o tobie powiedzieć dużo, ale na pewno nie to, że jesteś głupia. — Na powrót przywołała na twarz powagę, mierząc młodszą dziewczynę twardym spojrzeniem. — Nie dałaś rady znaleźć lepszego sposobu na prowokację? Przestań udawać głupszą niż jesteś w rzeczywistości, Hanabi.

— Proszę cię. — Teraz to szatynka prychnęła, uśmiechając się z całą pewnością siebie. Nie wierzyła Hinacie. Nie przyjmowała do wiadomości, żeby jej kochana, słodka, starsza siostra potrafiła być tak wyrachowana. To po prostu nie było możliwe. — Muszę przyznać, że aktorka z ciebie przednia, jeśli nie powiedzieć wyśmienita, ale mnie, kochanie, nie oszukasz. Ojciec zawsze był w stosunku do ciebie zbyt miękki, uwierzy we wszystko, w co chce wierzyć. A uwierz mi, w twój powrót chce wierzyć najbardziej.

— Czyżby córeczka tatusia kwestionowała jego inteligencję? — Całe to zdanie ociekało sarkazmem w takim stopniu, że nawet Yumi i Yoru by jej pogratulowały.

— Och nie, w jego inteligencję nie wątpię, nie na podłożu biznesowym. — Szatynka przewróciła oczami na niedowierzanie wymalowane na twarzy siostry. — Jednak co do ciebie nie mam wątpliwości, że kieruje nim sentyment i czysta chęć zysku z posiadania cię przy sobie jako kreta. W dodatku jesteś zbyt podobna do matki, której nigdy nie odżałował, mimo że była zwyczajną kurwą na jego posyłki.

Nawet nie musiała się do tego zmuszać. W jednej chwili stała, nonszalancko krzyżując ręce na piersiach, by w kolejnej z całej siły uderzyć Hanabi dłonią w twarz. Kochała siostrę, ale nie miała zamiaru wysłuchiwać takich słów o osobie, która przez tyle lat chroniła je przed ojcem.

— Myśl sobie o mnie co chcesz, Hanabi. Możesz mnie posądzać o zdradę, bycie zwykłą suką na posyłki Konohy, czy nawet pieskiem salonowym ojca, nie obchodzi mnie to. — Hanabi była w zbyt wielkim szoku, żeby w jakikolwiek sposób zareagować na nieoczekiwane słowa Hinaty. W dodatku grobowy ton siostry przyprawił ją o dreszcze, mimowolnie zmuszając do milczenia. — Te słowa bolą mnie niemiłosiernie, bo cię kocham, jak siostra siostrę powinna, ale nigdy nie waż się w mojej obecności obrażać kobiety, która tyle dla nas poświęciła. — Czuła jak drżą jej ręce, czuła ten wszechogarniający gniew na Hanę, a jednocześnie rozczarowanie sobą, że tak łatwo dała się wyprowadzić z równowagi. Zacisnęła zęby i wskazała siostrze drzwi. — Wyjdź.

Ku jej zaskoczeniu, dziewczyna wykonała jej polecenie, na odchodne rzucając jej kolejne zszokowane spojrzenia. Zupełnie jakby jej nie poznawała. Bolało ją to, ale wiedziała, że na tę chwilę nie powinna się tym przejmować, tym bardziej, że Hanabi jeszcze przez jakiś czas pozostanie w szoku na jej gwałtowną reakcję, zanim w końcu poskłada sobie wszystko do kupy i na dobre utwierdzi się w jej lojalności względem Naruto. To jedno zadanie zawaliła, jednak, kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi, poczuła jak opuszcza ją całe napięcie. Odetchnęła z ulgą i niemal podbiegła do drzwi, by przekręcić zamek, po czym rzuciła się na duże łóżko, wyjmując z kieszeni telefon. Przez moment wahała się nad treścią wiadomości, jednak doszła do wniosku, że rozmowa, która miała przed chwilą miejsce nie jest czymś, o czym można rozmawiać przez sms-y. Szybko wystukała kilka słów i rzuciła telefon na poduszkę, by ukryć twarz w dłoniach. To, co w nią wstąpiło po słowach Hanabi... To nie była ona, to nie była ta Hinata, którą znała. Nigdy nie podejrzewała się o skłonność do uderzenia kogokolwiek, tym bardziej własnej siostry. Nigdy nie myślała, że będzie ją na to stać. W takich momentach zazwyczaj zaciskała pięści i spuszczała głowę w geście bezsilności. Widać do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wielki wpływ miało na nią przebywanie z członkami Konohy. Będzie musiała porozmawiać z Naruto o tym, co robić dalej, kiedy się spotkają i wtedy powie mu, co się właściwie tego dnia stało. Na razie musiał zadowolić się krótkimi wiadomościami i wierzyć jej na słowo.

Do: Naruto

Treść: U mnie póki co w porządku. 

Postaram się niedługo wyrwać. 

Wysłano 20:41

 

*** 

 

— Nie wymyślaj. — Yumi ze wszystkich sił starała się nie wybuchnąć, kiedy dawała przyjaciółce ciągnąć się po schodach w dół trybun jak bezwolną lalkę. — Już się zgodziłaś. Za późno na zmianę planów.

— Co nie znaczy, że muszę zostać na tym balu do samego końca — warknęła dziewczyna, nawet na chwilę nie zwalniając tempa.

Wiedziała, że pójście na ten przeklęty mecz z Yumi będzie równało się ponad czterdziestu minutom bezustannego słuchania wywodów na temat jej własnego związku, a teraz jej cierpliwość powoli osiągała punkt kulminacyjny. Sasaki nie omieszkała wypomnieć jej, co obiecała rektorowi razem z zespołem, jakby sam fakt kończenia przez Kibe uniwersytetu i zagrania na tej imprezie, będącej jednocześnie memoriałem dla jej przyjaciół, miał załatwić cały ten bałagan, który sami sobie zgotowali, a który spędzał jej sen z powiek.

— Ale do końca meczu to już byś mogła zostać. — Blondynka przewróciła oczami, ale nie zaprotestowała, kiedy Nateko skierowała kroki w stronę wyjścia z hali, gdy już stanęły na parkiecie.

— Została niecała minuta, już dawno wygrali. — Mówiąc to zerknęłą na przyjaciółkę przez ramię, jednocześnie popychając skrzydło drzwi. — Zrobiłam, co chciałaś. Przyszłam, na mecz, wysłuchałam twojej tyrady na temat, że tak zacytuję, “Tego zapchlonego psiarza” i zrozumiałam przekaz.

— Czyli mnie posłuchasz? — Przez chwilę w Yumiko zapłonęła nadzieja, która zgasła w momencie, w którym Yoru ją puściła i obróciła się na pięcie, niemal doprowadzając do ich zderzenia.

— Tego nie powiedziałam, ty podstępna mendo. — Zmarszczyła brwi, kiedy Yumi po raz kolejny przewróciła oczami, krzyżując ręce na piersiach. — Co znowu?

—Mogłabyś w końcu przestać jęczeć, wziąć się w garść i przyznać sama przed sobą, że już temu pchlarzowi wybaczyłaś. — Posłała przyjaciółce miażdżące spojrzenie, ale dalszą rozmowę uniemożliwił im sygnał z hali.

— Chodź, zanim całe to stado zacznie stamtąd wychodzić. — Po tych słowach Nateko ruszyła do głównego wyjścia z budynku. Sasaki podążyła za nią, przeklinając pod nosem ten cholerny brzęczyk. Szybko dogoniła Yoru, która zdążyła odpalić papierosa i już nieco wolniejszym krokiem kierowała się w stronę uniwersyteckiego parkingu. — To nie tak, że tego nie wiem. Ja chyba po prostu nie umiem zacząć tej rozmowy.

— Ale dlaczego? — Blondynka schowała dłonie do kieszeni ciepłej bluzy. Cały dzień padało i wieczór wcale nie był przez to cieplejszy. — Jakoś nigdy wcześniej nie miałaś trudności z przyjęciem jego przeprosin, ani wyciągnięciem do niego ręki. Dlaczego teraz nie potrafisz?

— Bo ja też zjebałam — mruknęła, mozolnie idąc na koniec parkingu. — I to na całej linii, Yumi. Co z tego, że ochłonęłam i po przekalkulowaniu całej sytuacji zrozumiałam jego postępowanie. Gdybym wtedy po prostu powiedziała, że to nie ja, a nie próbowała obejść temat na około rzucając w niego zarzutami, od razu by mi uwierzył.

— To co cię powstrzymuje od powiedzenia tego samego jemu? — Sasaki niemal podskoczyła z radości widząc samochód szatynki. Jak dla niej było zdecydowanie za zimno.

— A co, jeśli on nie chce mnie widzieć? — Zgasiła niedopałek butem i wsiadła do auta, czekając aż Yumi wpakuje się na siedzenie pasażera. — Niby minęły dwa tygodnie, niby ochłonęliśmy, wszystko sobie przemyśleliśmy, ale boję się, że niesmak pozostał.

— Ty naprawdę potrafisz wymyślić pierdyliard powodów, byle tylko się z nim nie zobaczyć w cztery oczy. — Wystawiła dłonie do nawiewu z zadowoleniem czując rozprzestrzeniające się w samochodzie ciepło. — Zrobił, co chciałaś. Nie nachodził cię, nie próbował nagabywać do pomocy ani mnie ani Deia. Odciął się i grzecznie czeka aż łaskawie pozwolisz wrócić swemu wiernemu słudze. Nawet przed meczem szukał cię wzrokiem na trybunach i po jego minie nie sądzę, żeby był zawiedziony twoim widokiem.

— Nie wiem Yumi, naprawdę nie wiem, co robić — westchnęła ciężko i skupiła się na drodze, kiedy wyjechały na ulicę, kierując się do mieszkania blondynki. — Zastanowię się na tym.

—To znaczy, że zostaniesz na balu? — Sasaki próbowała ukryć uśmiech. Nawet, jeśli Nateko teraz tego nie przyzna, była pewna, że tym razem wygrała.

— Zajęłabyś się ściąganiem tych pacanów na bal, a nie moim życiem uczuciowym próbujesz rozporządzać — prychnęła szatynka, ale i na jej usta cisnął się uśmiech.

— O to się nie bój, stara. — Yumiko puściła jej oczko i rozparła się wygodniej w fotelu. — Te patałachy już dawno świecą oczkami u swojego szefa.

— Rozumiem, że z sukcesem?

— Możemy powiedzieć, że Rekin stęsknił się za starymi przyjaciółmi. — Roześmiały się na wspomnienie starego przyjaciela.

— Zapowiada się ciekawe spotkanie.


***


Uderzał palcami w blat, niecierpliwie zerkając na zegar wiszący na jednej ze ścian stołówki. Dziewczyna miała się zjawić dziesięć minut wcześniej, co jedynie potęgowało uczucie niepokoju, które wystarczająco dawało mu w kość, kiedy przez długi czas nie odpisywała na jego wiadomości. Posłał ją w paszczę lwa i za każdym razem przy takiej sytuacji bał się, że poświęcił kolejną bliską mu osobę na rzecz ciągnącej się latami zemsty. Dlatego też, kiedy drzwi stołówki stanęły otworem, a w nich ukazała się Hinata, odetchnął z ulgą.

Dziewczyna szybko przemknęła między stolikami do blondyna. Siadając położyła na blacie kopertę i przesunęła ją w stronę Naruto.

— Co to? — Spojrzał podejrzliwie na biały papier, wybrzuszony na środku. — Zaproszenia nie powinny być cieńsze?

— I są. — Hinata odrzuciła na plecy włosy wpadające jej do oczu i oparła łokcie na blacie, lekko pochylając się w stronę Uzumakiego. — Dostałam cztery i na tym musimy skończyć jeśli chodzi o oficjalne wejście na teren bankietu. Za to plan Shikamaru udał się bez komplikacji. Zgrałam na pendrive’a plany budynku razem z rozmieszczeniem kamer i wynajętej ochrony. Niestety nie wiem nic na temat osobistych strażników mojego ojca.

— I tak na to nie liczyliśmy. Nie przejmuj się. — Blondyn schował kopertę do torby i nachylił się do dziewczyny nad blatem. — Musimy być gotowi, że gdziekolwiek pójdziemy, będą na nas czekać. Twój ojciec coś podejrzewa?

— On nie. Uważa mnie teraz za swojego kreta, więc prawdopodobnie w przyszłym tygodniu do was wrócę. Co prawda będę musiała zdawać raporty, ale chyba mi wierzy.  Przynajmniej takie mam wrażenie. Nawet postawił pod zachodnim wyjściem dwóch ochroniarzy na moje rozkazy. — Przygryzła wargę i odwróciła wzrok, zawahawszy się, czy warto kontynuować.

— Ale? — Wyciągnął rękę, by zamknąć w swojej dłoni jej drobne palce i zaniepokojony spojrzał jej w oczy. — Hinata, widzę, że coś nie daje ci spokoju. Co jest?

— Starałam się, naprawdę się starałam, ale wątpię, żeby Hanabi mi uwierzyła. — Spuściła wzrok, mocniej zaciskając palce na jego dłoni. — Co jeśli pokrzyżuje nam plany?

— Hej, nie obwiniaj się za to. — Łagodny głos blondyna działał na nią kojąco. — Od początku wiedzieliśmy, że będą się nas spodziewać i musimy przemyśleć ten plan, uwzględniając wszystkie zmienne. Nawet jeśli Hana spróbuje pokrzyżować nam plany, będziemy na to gotowi.

— Tak. — Odetchnęła głęboko i przywołała na twarz blady uśmiech. — Pewnie masz rację, a ja po prostu panikuję.

— Coś cię gryzie. — Naruto zmrużył oczy, przyglądając się uważnie twarzy Hinaty. — Coś poza tą akcją. O co chodzi, Hina?

— Uderzyłam Hanabi — wyrzuciła z siebie, jakby się bała, że zaraz stchórzy. — Ja… nie wiem, jak to się stało. Próbowałam ją przekonać, że tylko jej się wydaje i… i zaczęłyśmy sobie dogryzać i obraziła naszą mamę… Nie wiem, jak to się stało. Po prostu jej słowa podziałały na mnie jak zapalnik i… spoliczkowałam ją.

— Stop, stop, stop. Wstrzymaj konie, kochanie. — Uzumaki wyprostował się jak struna, czując jak głupkowaty uśmiech rozświetla mu twarz. — Jeśli tym się przejmowałaś, to naprawdę nie powinnaś. Hanabi sobie zasłużyła.

— Ale…

— Hinata, każdemu kiedyś puszczają hamulce. Każdy ma jakiś swój drażliwy temat, przez który staje się bardziej porywczy. Dla ciebie jest to twoja mama i nic nie poradzisz na to, że nie potrafisz słuchać obelg pod jej adresem. — Hyuga posłała mu niepewne spojrzenie, ale ostrożnie skinęła głową. — Poza tym myślę, że Hanabi się należało. No i Yumi z Yoru będą z ciebie dumne.

Teraz żadne z nich nie było w stanie powstrzymać śmiechu na wspomnienie przyjaciółek, które jako pierwsze wyciągnęły do Hinaty dłoń, żeby pomóc zapoznać jej się z całą ekipą. Hyuga nie mogła nie wyobrazić sobie zadowolonych uśmieszków na twarzach dziewczyn, kiedy się o tym dowiedzą. Zdecydowanie miały na nią znaczący wpływ.


***


Yorumi przeszła za kulisy, będąc pewną, że przez następne piętnaście minut nie przeszkodzą im żadne problemy dźwiękowe. Po zagraniu na memoriale dwóch tragicznie zmarłych studentów, zespół był odpowiedzialny za zapewnienie obsługi technicznej i pomoc DJ-owi. W chwili, kiedy wszyscy obecni na balu członkowie Konohy zebrali się za sceną, ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali, były kłopoty z nagłośnieniem i wścibski nos Saia wyglądający zza kurtyny.

— Możemy? — Naruto natychmiast skupił na niej wzrok, a kiedy skinęła twierdząco głową, wziął głęboki wdech i rozejrzał się po zebranych. — Dobra, nie mamy za dużo czasu, więc postaram się sprężyć na tyle, na ile jest to możliwe. Wiecie, że szykuje się duża akcja i na pewno zdajecie sobie sprawę z tego, że sami nie damy rady  rozegrać tej partii tak, żeby wyszło na nasze. Dlatego zwróciłem się do dobrych znajomych Yumi i Yoru, jak i kilku naszych przyjaciół. — Rzucił spojrzenie w kierunku Sasoriego i Deidary. Na twarzy tego drugiego momentalnie pojawił się głupkowaty uśmiech. —  Silent Shadows będą nam potrzebni i będą nam potrzebni w swoim pełnym składzie, nie ważne jak bardzo niektórych z nich nie trawicie. Macie wpuścić do środka wszystkich, co do jednego, Deidara, Kiba.

— O co ci chodzi? — Kiba wzruszył ramionami, posyłając mu niewinne spojrzenie.

— Już ty dobrze wiesz, o co. To wy macie problem z Hiro i Kenjim. Szczególnie z tym drugim. — Blondyn posłał mu pobłażliwe spojrzenie, na co szatyn wywrócił oczami, ale już nie protestował. — I macie się zachowywać. Wątpię, żeby któryś z was chciał się tłumaczyć, z jakiego powodu merdacie dupami na widok człowieka podejrzanego o przemyt i nowoczesne piractwo.

— Nic mu przecież nie udowodnili — wymamrotał pod nosem Sasori, uciekając wzrokiem w bok.

— Ale podejrzenia zostały, a nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar jeszcze te trzy miesiące na tej uczelni przetrwać. — Sasori wzruszył ramionami nadal nie podnosząc na blondyna wzroku. Jemu też nie widziało się wylecenie ze studiów tuż przed obroną. — Wracając. Kenji z Akirą już kręcą się w pobliżu uczelni i mają się spotkać z Yoru i Yumi przy wschodnim skrzydle. Kiedy Kisame uda się dotrzeć pod tylne wejście, Neji go wpuści i zostanie tam, żeby sprawdzić, czy nikt podejrzany się za nim nie przypałętał. Kenji będzie się tam kręcił na zewnątrz. To samo zrobi Ten i ktoś od Shadowsów w zachodnim skrzydle. Temari i Sasori ustawią się kolejno przy głównym i wschodnim wejściu, więc będziemy mieli na oku wszystkie wejścia.

— Na sali zostanie Sakura z Hinatą i w razie jakiś kłopotów dadzą nam znać. — Yorumi przejęła pałeczkę, nadal nie ruszając się ze swojego miejsca pod ścianą, czym zmusiła wszystkich do odwrócenia się w jej stronę. — Tak samo jak Yumi, Dei i Kiba obstawią korytarze wylotowe z hali. Kiedy Kisame już się zjawi, wszyscy mają być wrażliwi na jakiekolwiek wycieczki do wschodniego skrzydła. Ja, Naruto i Sasuke będziemy rozmawiać z Rekinem w sali muzycznej. Nie ma w niej kamer, a Shika od dobrej godziny siedzi w pokoju ochrony, czuwa nad monitoringiem i powoli przestawia obrazy z korytarzy, którymi się do niej dostaniemy.

— Kisame powiedział, że przy każdym wejściu zostawi swojego człowieka, dlatego ktoś od nich zostanie z Ten, tak jak Akira z Sasorim, Kenji z Nejim, a Hiro z Temari. Kiedy oni będą na zewnątrz, wy macie obserwować sytuację w środku. Wszystko jasne? — Kiedy wszyscy zgodnie przytaknęli, Naruto posłał im uśmiech i wskazał głową boczne zejście ze sceny. — No to jazda.


*


— Zaczekaj. — Kiba zdążył złapać Nateko za ramię, zanim zniknęła w przejściu z resztą. Zaczekał aż zostaną sami i dopiero wtedy ją puścił. — Możemy porozmawiać?

Yorumi zawahała się, nie wiedząc, czy jest gotowa na tę rozmowę, jednak żałosny wzrok Inuzuki i cienie pod jego oczami pomogły jej w podjęciu decyzji. Przygryzła wargę i skinęła głową, wprawiając chłopaka w chwilowe osłupienie. Jednak szatyn szybko się z niego otrząsnął i pociągnął ją w stronę magazynu teatralnego, gdzie posadził dziewczynę na jednym z pudeł, samemu sadowiąc się naprzeciwko niej. Nagle cała odwaga, którą poczuł, kiedy się zgodziła, ulotniła się w mgnieniu oka. Zapadła między nimi niezręczna cisza. Oboje spuścili wzrok, uparcie wpatrując się w podłogę. Kiba starał się wymyślić, jak zacząć tę rozmowę, jednak każda opcja wydawała mu się niewystarczająca. Yoru w tym czasie zastanawiała się jak to pociągnąć, żeby jej przeprosiny nie brzmiały jak okazanie skazańcowi łaski. Ich związek opierał się na partnerstwie i ani ona, ani on, nie czuliby się dobrze ze świadomością, że taki stan rzeczy został naruszony.

Oboje zdawali sobie sprawę, że nie mogą tkwić w tym magazynie. Lada moment mógł zjawić się Kisame, mogły się pojawić jakieś problemy, Sai mógł potrzebować ich pomocy. A jednak żadne nie potrafiło spojrzeć drugiemu w oczy. Mimo tych sześciu wspólnych lat, jeszcze nigdy nie doszło między nimi to takiej sytuacji. Dlatego też milczenie przedłużało się, a czas uciekał nieubłaganie. Nateko, nie mogąc znieść tego napięcia, już chciała wstać i wyjść, jednak świadomość, że to tylko wszystko by bardziej skomplikowało kazała jej wziąć się w garść i unieść wzrok.

— Przepraszam — wypaliła, przez co chłopak poderwał głowę i zastygł w bezruchu na parę długich sekund.

— Za co? — wymamrotał w końcu, jakby do siebie. Czuł się zbity z tropu. W całej tej sytuacji to siebie uważał za winnego. Nawet jeśli Yoru złamała obietnicę, to dlatego, że on zrobił to pierwszy, popychając ją do tego.

— Nie ważne, kto zaczął — mruknęła ponuro, uciekając na chwilę wzrokiem. — Obiecałam ci coś i przez gniew tej obietnicy nie dotrzymałam. Jestem winna, nieważne jak na to nie spojrzeć. To jest moja wina.

— Tyle, że to ja zjebałem pierwszy. To ja powinienm cię przepraszać

— Gówno prawda. — Dziewczyna zacisnęła pięści, hardo spoglądając w brązowe oczy. — Gdybym tylko powiedziała, że to nie ja, od razu byś mi uwierzył, wiem to.

— Ale nie powinienem w ogóle myśleć, że mogłabyś to zrobić. — Przeczesał włosy palcami, przymykając oczy w irytacji. — Jestem kompletnym palantem. Powinienem od razu zrozumieć, że to jakieś chore gierki Ozawy.

— Nie mogłeś tego wiedzieć. — Yoru upierała się przy swoim, nie chcąc słuchać, jak chłopak obwinia się za coś, na co nie miał wpływu. — Ozawa doskonale wiedział, co robi. Użył napiętej atmosfery i tego, że znaleźliśmy się w samym środku konfliktu. Oboje próbowaliśmy przemówić ludziom do rozumu, a to tylko dało nam popalić psychicznie i w końcu oboje nie wytrzymaliśmy. Przestań się obwiniać.

— To znaczy, że mi wybaczyłaś? — Szatyn wpatrzył się w nią z nadzieją, jakby zupełnie ignorując cały jej wywód. Yorumi wstała z pudła z ciężkim westchnieniem i podeszła do chłopaka, kładąc dłoń na jego policzku.

— Tylko jeśli ty wybaczysz mnie ten cały cyrk, który nam zgotowałam. — Kiba poderwał się na nogi w tym samym momencie, w którym poczuła łzy na swoich policzkach. Zamknął dziewczynę w niedźwiedzim uścisku, opierając brodę na jej głowie.

— Nie mam ci czego wybaczać, głuptasie. Tylko już nie płacz.

— Wcale nie płaczę — burknęła, zaraz pociągając nosem, co jedynie wywołało śmiech szatyna. — No dobra może trochę.

— Tęskniłem za tobą wariatko. — Wzmocnił uścisk czując, że dziewczyna bardziej się  w niego wtula.

— Ja za tobą też kretynie.


*


— Dlaczego masz podpuchnięte oczy? — Sasaki podejrzliwie łypnęła na przyjaciółkę, doskonale wiedząc, gdzie przed chwilą była. — Mam mu wpierdolić?

— Uspokój się psychopatko, wszystko w porządku. — Wywróciła oczami, jednak zatrzymała się wpół kroku i odwróciła twarzą do blondynki. — Bardzo to widać?

— Stara, w tej chwili to ty wyglądasz jak przysłowiowy chińczyk — parsknęła dziewczyna i pociągnęła Nateko dalej na korytarz. — Rozumiem, że już wszystko sobie wyjaśniliście?

— Na to wychodzi.

— A nie…

— Dokończ to, a jutro rano twoje kudły będą marchewkowe. — Rzuciła Yumi mordercze spojrzenie, na które ta tylko uniosła ręce w geście poddania, jednak głupi uśmieszek nie schodził jej z twarzy

— Dobra, pani drażliwa. Skoro mamy to za sobą, znajdźmy tych dwóch imbecyli.

— A propos nich... — Yoru skierowała kroki w stronę wschodniego wyjścia. — Kenji do mnie dzwonił i powiedział, że będą razem z Akirą stać na parkingu. Mamy tam razem zaczekać na Hiro. Szczyl wprowadzi Kisame do tylnego skrzydła okrężną drogą i do nas przyjdzie. Ty masz ich potem rozstawić przy wejściach i wracać na stanowisko.

— Których? — Blondynka zmarszczyła brwi, kiedy uświadomiła sobie pewien szczegół. — Przecież jest ich trzech, a wejścia mamy cztery.

— Poza zachodnim. Kenji twierdzi, że nie ma powodu, żebyś tam szła.

— A to niby z jakiej racji?

— Właśnie o to chcę tę ruską mendę wypytać. — Nateko pchnęła drzwi wyjściowe i zatrzymała się na szczycie schodów, rozglądając się za dwiema, męskimi sylwetkami. — Nie podobał mi się jego ton. Był jakiś dziwnie spięty i nie chciał mi się przyznać, dlaczego.

Dziewczyny rozglądały się po parkingu, dopóki Yumi nie pociągnęła Nateko za rękaw, wskazując na bramę wjazdową, przez którą właśnie przejeżdżał czarny sedan. Obserwowały auto dopóki nie zatrzymało się w jednym z dalszych krańców placu, po czym ruszyły w jego stronę. Z pojazdu szybko wysiadły znajome im sylwetki. Jeden z chłopaków dodatkowo do nich pomachał. Yumi była pewna, że to Kenji. Tylko on zachowywał się jak idiota w takich sytuacjach.

— I czego machasz durniu — usłyszały niski głos, co tylko potwierdziło przypuszczenia Sasaki. — Może jeszcze neonem se zaświeć nad głową. Halo, to tu stoi ten podejrzany typ. Nie patrzcie na mnie.

— Przecież nikt mnie nie widział. Czego się czepiasz, Kuro.

— Ja cię widziałam, zasrańcu — warknęła Yoru, zwracając na nie uwagę chłopaków. — A Akira ma rację. Zwracasz na siebie uwagę. Dość nietypowa cecha jak na przemytnika.

— Dlaczego wszyscy mnie dzisiaj nienawidzą? — Kenji przewrócił oczami, przez chwilę jeszcze udając pokrzywdzonego, jednak na widok min dziewczyn zreflektował się i zmrużył powieki, przyglądając się im z rezerwą. — Dlaczego wyglądacie jakbyście jednocześnie chciały wydrapać mi oczy i odesłać do domu.

— Bo A: zachowujesz się dzisiaj jak idiota — odpowiedziała Sasaki.

— I B: czegoś mi nie powiedziałeś — wtrąciła Yoru. — Dlaczego Yumi nie musi iść do zachodniego wejścia?

— Nie powiedziałeś im? — Akira błyskawicznie wbił oskarżające spojrzenie w partnera.

Czego nie powiedział? — Blondynka z naciskiem wypowiedziała pierwsze słowo, przerzucając wzrok z jednego na drugiego.

— Tyle się męczymy, żeby ten dupek trzymał się od niej z daleka i nie wiedział, gdzie ją znaleźć, a ty zapomniałeś ją poinformować, żeby nie zbliżała się do zachodniego wejścia? — zagrzmiał szatyn. Jego oczy ciskały błyskawice. — Na rozum ci padło Yoshida?!

— Spokój, jesteśmy za głośno — Yoru przerwała tyradę Izumiego. Chyba zaczynała rozumieć. Cały główny skład Silent Shadows był poinformowany o jednej ważnej sprawie i każdy z jego członków obiecał dotrzymać słowa. Wszyscy kochali Yumiko jak własną siostrę i chronili ją jak tylko się dało. Akira mógł mieć na myśli tylko jedno.

— Czekaj, czekaj. — Teraz to Sasaki uniosła rękę, powstrzymując wszystkich przed mówieniem. — Dobrze rozumuję, że sprowadziliście mi tu Yamato i ustawiliście go na zachodnim wejściu, nie racząc nawet zapytać nas o zdanie, czy to jest dobry pomysł? Bo to, że nie jest, to wy kurwa chyba wiecie, co?

— To nie tak, że chcieliśmy go tutaj zabierać. — Kenji jakby skulił się w sobie, widząc, jak przyjaciele wbijają w niego oskarżycielskie spojrzenia. — Kisame nie chciał go zabierać, ale przez Hyuge ostatnio mamy same kłopoty, a że Nishikawa nie należy do najbardziej zaufanych ludzi, nie chciał go zostawiać w bazie bez nadzoru któregoś z nas. Wszyscy są zajęci jakimiś problemami, świeżaki pilnują portu i koniec końców okazało się, że jest naszą jedyną opcją.

— Dobra, załóżmy, że wam odpuszczę, chociaż Kisame czeka porządny wpierdol. — Yoru posłała miażdżące spojrzenie nie tylko Kenjiemu. Akira wskazał na siebie palcem, unosząc brwi w zdziwieniu. — Tak, to też ciebie się tyczy, cholero. Ty też mogłeś nam powiedzieć, kociarzu zasrany.

— Na przyszłość, pierwsze co robicie w takiej sytuacji, to mnie o niej powiadamiacie — warknęła Sasaki. — W ogóle nie powinno mnie teraz być w budynku. Co, jak się natknę na tego padalca?

— Kisame kazał mu siedzieć z dupą przy zachodnim wejściu i pod żadnym pozorem się stamtąd nie ruszać. — Yoshida schował ręce do kieszeni i rozejrzał się wokół, jakby to mogło skierować gniew dziewczyn na kogoś innego. — Wszystko powinno być w porządku, ale w sumie może lepiej, żebyś została tu z Akirą i Sasorim. Jesteśmy po drugiej stronie budynku, ale w razie czego to całkiem dobra obstawa.

— Nie mogę, idioto — sarknęła Duch, po raz kolejny gromiąc go wzrokiem. — Muszę pilnować jednego z korytarzy wylotowych z hali, żeby nikt się przypadkiem nie napatoczył na Kisame. I zanim zapytasz, czy nie może tego zrobić ktoś inny, nie, nie może. Wszystko już jest zorganizowane i potrzebujemy tych ludzi tam, gdzie ich miejsce.

— Ale…

— Te, gołąbki! — Wszyscy w jednej chwili zastygli w miejscu, by zaraz odwrócić się gwałtownie w stronę głosu dobiegającego zza bramy. — Nie chcę wam przerywać, ale Rekin właśnie wszedł do budynku.

— Cholera jasna, Hiro, nie strasz nas tak! — Sasaki położyła rękę na sercu, głęboko oddychając, po czym spojrzała na brata z wyrzutem. — Nie mogłeś jakoś ostrzec, że idziesz?

— No przecież nie podszedłem was od tyłu tylko krzyknąłem z bramy. O co ci chodzi?

— Kiedyś mnie ten smarkacz wykończy — wymamrotała pod nosem, jednak zaraz całą uwagę przeniosła na Yoru. — Musimy iść. — Przerzuciła srogi wzrok na Kenjiego i Akirę, żeby koniec końców wrócić spojrzeniem do Hiro. — Wy też. Musimy się sprężyć. Jazda.


*


Kiedy Yorumi weszła do sali muzycznej, w pomieszczeniu byli już Naruto z Sasuke i Kisame. Wysoki, na oko trzydziestoparoletni mężczyzna na jej widok rozciągnął usta w szerokim uśmiechu i rozłożył szeroko ramiona w zapraszającym geście. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, zaraz wpadając w uścisk przyjaciela.

— Bardziej oczojebnego nie dało się wybrać? — Nateko cofnęła się o krok i spojrzała nieprzychylnie na nowy odcień niebieskiego na włosach Hoshigakiego. — Dlaczego cały twój gang poza Akirą próbuje robić z siebie cyrkowców?

— Kochanie, lepszy oczojebny cyrk, niż monotonny pogrzeb, który masz na głowie — parsknął Rekin, krzyżując ręce na piersi. — A kiedy cię ostatnio widziałem taki piękny fiolet się tam rozbijał.

— Wyglądałam jak burak — mruknęła, krzywiąc się na to wspomnienie. — Mniejsza. Nie ściągnęliśmy cię tu na miłe pogawędki przy winku.

— A szkoda…

— Skup się stary pryku — warknęła dziewczyna, wskazując ruchem głowy na rozbawionego ich wymianą zdań blondyna. — Najpierw interesy.

— Nawet nie da pomarzyć — wymamrotał pod nosem, zanim westchnął ciężko i skupił całą uwagę na Naruto, momentalnie poważniejąc. — Dobra, gadaj co się tu kroi Uzumaki. Ostatnio nieźle się o was i o Hyudze nasłuchałem. Jesteście na językach całego półświatka.

— W wielkim skrócie? Hiashi ostatnio za dobrze sobie poczyna, a my mamy już dosyć strat. — Chłopak przeczesał włosy palcami, opierając się plecami o ścianę. — Jeśli dalej będziemy ciągnąć tę zabawę w kotka i myszkę, to w końcu wybije nas co do nogi. Musimy to zakończyć na raz.

— A mówisz mi to, ponieważ…?

— Potrzebujemy twojej pomocy. — Skrzyżowali spojrzenia. Kisame szukał w oczach blondyna choćby cienia zwątpienia, ale musiał przyznać, że już dawno nie widział w nich takiego ognia i determinacji. Uzumaki mówił poważnie.

— Jakiego rodzaju, dzieciaku Namikaze?

— Pewnie przydałaby się nam podwózka od strony portu i łatwa droga ucieczki. — wtrącił Sasuke. — Twoje łodzie są najszybsze i masz na nich sprawdzoną załogę. Potrzebujemy zasłony dymnej podczas odwrotu.

— Powiedzmy, że to załatwię. — Rekin powoli pokiwał głową. — A ta druga rzecz?

— Dlaczego z góry zakładasz, że mamy dwie prośby? — Yorumi wymieniła szybkie spojrzenie z Uchihą i Naruto, po czym przeniosła wzrok na Rekina.

— Bo cię znam, moja droga. — Rozbawienie w jego głosie było aż nazbyt zauważalne. Nienawidziła, kiedy tak sobie kpił z jej przewidywalności. — Nie prosiłabyś o spotkanie, gdyby chodziło o zwykłe wsparcie. To załatwiłabyś przez tego młotka, Kenjiego. Mówcie, po co mnie tu tak naprawdę sprowadziliście.

— Może zaczniemy od mniejszego problemu? — zasugerował Naruto, spoglądając wymownie na dziewczynę. Kisame biegał wzrokiem od jednego do drugiego, ale po chwili w pełni skupił się na Nateko.

— O co chodzi z Yamato? — Niemal warknęła, wwiercając brązowe tęczówki w przyjaciela. — Co tu robi? I co w ogólne robi na tym terenie?

— Zanim mnie zamordujesz, posłuchaj. — Rekin uniósł ręce w geście obronnym. — Gnojek zawzięcie twierdzi, że odciął się od tej szumowiny, ale próbował coś kręcić na Hokkaido, więc ściągnąłem go tutaj, żeby mieć go na oku. A to dzisiaj, to splot nieszczęśliwych wypadków, przysięgam.

— Dlaczego nic nam nie powiedziałeś? Ten dupek znowu węszy przy Yumi. — Zupełnie zignorowała zaciekawione spojrzenia chłopaków, nie spuszczając oczu z Hoshigakiego, który wyraźnie czuł się z tym nieswojo. Rzadko zbierał od niej bure. Od kogokolwiek w sumie rzadko ją zbierał.

— Nie wiedziałem. Hiro mnie nie zaalarmował, więc myślałem, że wszystko jest w porządku — tłumaczył się, jednak urwał i zbladł. — Nie mów, że blondi jest na balu?

— A jest, ty durniu skończony. — Yoru spróbowała się uspokoić, odnotowując w pamięci, żeby Kenjiemu i Hiro oberwało się za nieinformowanie dosłownie nikogo. — Ale trzyma się swojego terenu, a jeśli szczęście nam dopisze, Yamato nie odważy się wpakować swojej cholernej dupy do środka budynku.

— Zamorduje smarkaczy. — Mężczyzna przymknął powieki z irytacją uświadamiając sobie, że nikt nie raczył go informować na bieżąco. — Oberwie się im.

— Dobra, to skoro to już sobie wyjaśniliście, może przejdziemy do tej drugiej, ważniejszej rzeczy? — Sasuke ponownie wciął się w rozmowę, wiedząc, że powinni zabrać się za najważniejszą część planu, jeśli Kisame ma wyjść stąd wedle założeń.

— Potrzebujemy bezpiecznej przystani, Kisame. — Naruto nie czekał aż szef Cieni zareaguje na słowa Uchihy. Sam zdawał sobie sprawę, że czas im uciekał.

— Sprecyzuj, dzieciaku.

— Musimy mieć pewność, że pomożesz wydostać się z miasta naszym ludziom, jeśli coś pójdzie nie tak. — Blondyn zniósł przeszywający wzrok byłego zabójcy z Akatsuki, dopóki ten po raz kolejny tego dnia ciężko nie westchnął i nie przysiadł na jednym z piecyków. W pomieszczeniu przez dobre pół minuty rozbrzmiewała głucha cisza, dopóki Rekin nie uniósł wzroku.

— Zamieniam się w słuch.

— Więc plan jest taki… — zaczęła Nateko, skupiając na sobie całą uwagę, jednak nie dane jej było skończyć.

Po całym budynku rozszedł się ogłuszający dźwięk alarmu przeciwpożarowego.


*


— I jak? — Deidara dołączył do Yumi, która upewniwszy się, że nikt nie włóczy się po korytarzach postanowiła wrócić na salę i obserwować wyjścia.

— Uzumaki, Uchiha i Yoru dogadują się z Kisame, Hiro i spółka krążą wokół budynku, nikt nie węszył tam, gdzie nie powinien — wyrecytowała, nie spuszczając wzroku z zachodniego wejścia. — Mówiąc krótko, wszystko idzie gładko.

— Mam wrażenie, że coś za gładko. — Dei zmarszczył brwi, widząc jakieś zamieszanie w miejscu, w które intensywnie wpatrywała się Sasaki, jednak zanim zdążył ruszyć z miejsca, na hali zawył alarm 

Dla Yumi wszystko nagle zwolniło. Tłum, który chaotycznie rzucił się do ucieczki, zdawał się dla niej stać w miejscu. Krzyki przerażenia dobiegały z oddali. Deidara, którego porwał tłum, chwilowo przestał kompletnie ją obchodzić. Panika, która zaczęła w niej narastać nijak się miała do tej, którą odczuwali otaczający ją ludzie. Strach, który zaczął ściskać jej gardło, nie miał nic wspólnego z domniemanym pożarem. Poczuła, jak całe jej ciało sztywnieje na widok tego człowieka. W momencie, w którym zobaczyła jego sylwetkę, górującą nad spanikowanymi imprezowiczami, nie potrafiła poruszyć choćby najmniejszym mięśniem w ciele. Ich oczy się spotkały, a usta mężczyzny rozciągnęły w kpiącym uśmieszku. Zadowolenie wręcz z niego emanowało, co jedynie posłało zimne dreszcze wzdłuż kręgosłupa blondynki. Dopiero, kiedy brunet zerwał kontakt wzrokowy i na powrót zniknął w korytarzu, świat zaczął nabierać wyrazistości. Sasaki zaklęła pod nosem, uświadamiając sobie, że nie ma żadnego, pieprzonego pożaru. Z determinacją zaczęła przedzierać się przez tłum w kierunku zachodniego przejścia, wyrzucając sobie głupotę. Nie rozumiała reakcji własnego ciała, nie potrafiła zaakceptować, że pierwszym, co poczuła na jego widok, był strach, a nie czysta furia, która zalewała ją tym bardziej, im bliżej przejścia się znajdowała.

— Uciekaj skurwielu, uciekaj — warknęła pod nosem, przyciągając uwagę kilku osób, zmierzających w przeciwnym niż ona kierunku, ale się tym nie przejęła, dalej rozpychając się łokciami.

Jak burza wpadła na opustoszały korytarz, rozglądając się w amoku i tylko wrodzony refleks, w połączeniu z sokolim okiem, uratował ją przed nadlatującą z prawej strony pięścią. Odskoczyła, natychmiast przekręcając się twarzą do przeciwnika i uniosła gardę, pozwalając by jej płonące nienawiścią spojrzenie spotkało się z chłodem szarych tęczówek.

— No proszę… — Zachrypnięty, tak dobrze znany jej głos, rozbrzmiał w pustce korytarza niczym grom. — Mała sówka nauczyła się latać.

Sasaki zacisnęła pięści, mrużąc złowieszczo oczy. Yamato Nishikawa. Największy błąd jej życia, największy koszmar, najgorszy strach, właśnie stał przed nią, kpiąco lustrując ją wzrokiem. Arogancki uśmieszek niezmiennie goszczący na jego twarzy, doprowadzał ją do szewskiej pasji, jednak nie ośmieliła się ruszyć. Jeszcze nie.

— Jak zawsze piękna i wojownicza — parsknął brunet, stawiając krok naprzód. Yumi instynktownie postawiła krok w tył, zaraz tego żałując, gdy zobaczyła dobrze jej znaną, szaleńczą euforię w szarych oczach. Nie powinna się cofać. Nie powinna dawać mu do zrozumienia, że nadal się go boi. — I jak zawsze płochliwa, jak sarenka.

Nie wytrzymała. Błyskawicznie natarła i korzystając z elementu zaskoczenia, wpakowała mu kolano w splot słoneczny, żeby dołożyć prawy sierpowy, kiedy mimowolnie się schylił. Odskoczyła, czując jak całe ciało zaczyna jej drżeć. Adrenalina hamowała świadomość tego, jak bardzo po ciosie bolała ją ręka. Satysfakcja nie pozwalała na przejmowanie się konsekwencją tego chwilowego impulsu. Teraz to jej usta rozciągnął kpiący uśmieszek.

— Zabolało? — Przesłodzony głosik zabrzmiał obco w jej uszach.

— Pieprzona, mała suka — warknął Yamato, prostując się. Starł z kącika ust krew i doskoczył do blondynki, zaciskając dłoń na jej gardle. — Zachowuj się, jak na grzeczną kurwę przystało.

Blondynka wbiła paznokcie w trzymającą ją rękę. Brunet coraz mocniej zaciskał palce na smukłej szyi, rozdrażniony wyrazem jej oczu. Determinacja i nienawiść nie były tym, co spodziewał się w nich zobaczyć. Przerażenie i panika, które tyle razy błyszczały w niebieskich tęczówkach teraz nie przychodziły. Nie widział błagania o litość i przebaczenie, do których nawykł. Ten fakt tak go zaaferował, że nie spostrzegł na czas rozsierdzonego blondyna, który wypadł z hali, pakując pięść w jego szczękę. Uderzenie szarpnęło nim, a głowa odskoczyła w bok, przez co mimowolnie wypuścił z uścisku dziewczynę. Yumiko upadła na podłogę, krztusząc się i łapczywie chwytając powietrze. Iwasaki natychmiast przyklęknął przy niej, zaniepokojony szukając siniaków i ran.

— Co tu się do chuja odpierdala? — Kolejny, niespodziewany głos przyciągnął ich uwagę.

Kisame stał w zachodnim wejściu, skacząc wzrokiem od dwójki blondynów do własnego człowieka. W tym samym czasie Hiro wybiegł na korytarz prowadząc grupkę złożoną z Kenjiego, Yorumi, Naruto i Sasuke. 

— Ty skurwielu! — Nateko po rozejrzeniu się i szybkiej ocenie sytuacji, rzuciła się na trzymającego się za szczękę bruneta i tylko refleks Kenjiego powstrzymał ją przed morderstwem.

— Spokój dzieciarnia! — zagrzmiał Rekin, na szybko kalkulując swoje kolejne kroki, kiedy podszedł do zgiętego w bólu Yamato i wcale nie delikatnie zacisnął dłoń na jego karku. — To ja cię szukam na zewnątrz, tam, gdzie twoje miejsce sukinsynie, a ty bez pozwolenia wchodzisz do środka i wdajesz się w bójki z Konohą? Wypierdalaj, tam, skąd miałeś się nie ruszać. Teraz!

— Ale on… — Dzika odprowadzała Nishikawę nienawistnym spojrzeniem, dopóki nie zniknął za drzwiami.

— Widzę, co zrobił, Yorumi! Ale żadnego więcej mordobicia na uczelni nie potrzebujecie — warknął, posyłając dziewczynie ostre spojrzenie. — Lepiej zajmij się tym, żeby te nagrania zniknęły. — Mówiąc to wskazał na kamerę, wiszącą w rogu korytarza. — Teraz, moja droga.

Mierzyli się wzrokiem, dopóki Nateko nie zaklęła cicho pod nosem i nie spojrzała pytająco na Yumi. Blodynka jedynie skinęła głową i machnęła ręką w nieokreślonym kierunku. Yoru wypuściła z płuc powietrze, posłała Rekinowi ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie i odwróciła się na pięcie.

— Idę do Shiki.

Kiedy zniknęła z korytarza wszyscy odetchnęli z ulgą. Kisame natychmiast znalazł się przy Sasaki, robiąc dokładnie to samo, co Deidara.

— Wszystko w porządku skarbie? Zrobił ci coś poważnego? — Zatroskanym wzrokiem błądził po jej twarzy, mimo że zaprzeczyła. Zupełnie zignorował prychnięcie Deidary. Wiedział, że chłopak zostawi nauczkę w jego rękach. — Pies właśnie wpakował się w kłopoty, z których nawet nie zdaje sobie sprawy — warknął podrywając się na nogi. — Uzumaki, wyślij do mnie Yoru, jak już ochłonie. Dostaniecie co chcecie, bez rozmówek o cenach w ramach przeprosin za to — wskazał na Sasaki. —Yamato za to beknie. Obiecuję wam.

Po tych słowach skinął Naruto i Sasuke, machnięciem ręki przywołując do siebie Kenjiego. Hiro zdążył zniknąć, kiedy Nishikawa wychodził z budynku, prawdopodobnie na poszukiwania Akiry. Hoshigaki odnotował sobie w pamięci, żeby mieć tego dzieciaka na oku. Gnojek mógł próbować się zemścić na własną rękę. Rekin opuścił budynek i zawiesił wzrok na czekającym przy samochodzie brunecie. O tak, to nie będzie przyjemny wieczór. Już on o to zadba.


*


Deidara posłał Naruto znaczące spojrzenie, nadal nie wypuszczając blondynki z objęć. Uzumaki skinął mu głową i położył dłoń na ramieniu Uchihy.

— Zostawimy was samych. — Iwasaki skinął głową z wdzięcznością i odprowadzał ich wzrokiem, póki nie zniknęli na hali i nie zamknęli za sobą drzwi wejściowych.

— Wszystko w porządku? — Blondyn po raz kolejny przejechał wzrokiem po całej sylwetce dziewczyny, ale kiedy machnęła niedbale ręką, wypuścił gwałtownie powietrze, marcząc gniewnie brwi. — W takim razie, co to do chuja jasnego miało być?! Czemu ten gość próbował cię udusić i dlaczego mam wrażenie, że nie wiem o czymś, z czego ten stary pryk doskonale zdaje sobie sprawę?!

— To nic takiego, Dei — ucięła, kiedy pomógł jej wstać. — Stare dzieje, przeszłość, o której wolę zapomnieć. — Odwróciła głowę, nabierając wody w usta, co skutecznie wyprowadziło go z równowagi.

— To może sam do niego pójdę i grzecznie zapytam, o co się między wami rozchodzi, skoro nie chcesz ze mną rozmawiać? — warknął i zaczął odwracać się w stronę wyjścia, nadal nie spuszczając ostrego wzroku z twarzy Sasaki. — Może on raczy mi wytłumaczyć, skąd się znacie i jakim prawem podniósł na ciebie rękę?

Zamilkł w momencie, w którym Yumiko nagle zbladła. Przerażenie w jej oczach uświadomiło mu, że właśnie zachowywał się jak palant i zamiast o nią zadbać, próbuje rozpętać wojnę, której dziewczyna najwidoczniej próbuje uniknąć za wszelką cenę. Westchnął ciężko, spuścił głowę i złapał między palce nasadę nosa, próbując się uspokoić. Po kilku oddechach podszedł do niej i delikatnie przyciągnął blondynkę do siebie.

— Przepraszam, nie chciałem być chujem — mruknął cicho, kiedy Yumi się w niego wtuliła, kryjąc twarz w jego marynarce. — Powiesz mi, o co chodzi? — poprosił cicho, jednak, kiedy dziewczyna nadal się nie odzywała, odchylił się lekko i unosząc brew spojrzał w jej twarz. — A może mam ci odgryźć głowę, jak modliszka swojemu facetowi w próbie przejęcia wszystkich informacji, mogących mi pomóc przejąć łąkowy wszechświat?

Sasaki nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, nie wierząc, że Iwasaki wyciągnął na światło dzienne jej własną groźbę, którą go straszyła, kiedy lekko podchmielona próbowała wyciągnąć z niego, gdzie ukrył jej broń. Była wtedy nadzwyczaj zdeterminowana w postanowieniu zabicia Inuzuki.

— One nie robią tego, żeby przejąć łąkowy wszechświat — zapeszyła się, podśmiechując się pod nosem.

— Pewnie i nie, ale przynajmniej w końcu się do mnie odezwałaś. — Wyszczerzył się i puścił jej oczko, na co przewróciłam swoimi. — To jak? Powiesz mi, o co chodzi? Wiesz, to trochę niesprawiedliwe, że Rekin wie, a ja nie, mimo że to właśnie ja jestem z tobą w związku dobrych pięć lat, słońce.

— Dobra, masz rację. — Wzięła głęboki oddech i spuściła wzrok, na powrót się w niego wtulając. — Tę część historii, w której zostałam porwana przez Shiwamurów i spędziłam dwa miesiące u Hishiego na łasce jednego z nich już znasz, bo po tym jak magicznie zniknęłam, po roku znalazłam się na twoim celowniku.

— Yhym…

— No więc w wielkim skrócie… — Zawahała się, układając sobie w głowie wszystko co miała zamiar mu powiedzieć. — Przez tych kilka miesięcy, kiedy udało mi się kompletnie zniknąć, wpakowałam się w jeszcze gorsze bagno niż Hyuga. Yamato na początku wydawał się dla mnie bohaterem. Uratował mnie, pomógł wrócić do życia i nawet został moim pierwszym chłopakiem — parsknęła po tych słowach, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Nie wiem, jak mogłam być wtedy taka głupia? Żadne jego słodkie słówka i przyjazne gesty nie świadczyły o tym, że coś jest z nim jednak nie tak. Jak już wyszło szydło z worka, było za późno. Byłam zbyt słaba, żeby się od niego uwolnić i stanąć na nogi. Znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie prawie okrągły rok, a kiedy znudził się zabawką, najzwyczajniej w świecie wystawił mnie na powrót Hyudze, a tam już trafiam na ciebie. Resztę już wiesz.

— Hej, już, jestem tu. — Deidara zaczął wycierać łzy, które spływały po policzkach dziewczyny, jednocześnie wkurzony na siebie za to, że kazał jej to z siebie wyrzucić na uczelnianym korytarzu. Przyciągnął ją do siebie najbliżej jak się dało. — Mogłaś mi o tym powiedzieć wcześniej. Potraktowałem tego sukinsyna zbyt ulgowo. Powinienem był mu kark ukręcić — warknął, niespokojnie spoglądając w kierunku wyjścia z budynku.

— Nie ma mowy, Dei. — Dziewczyna gwałtownie się odchyliła, srogo patrząc w oczy swojemu chłopakowi. — To człowiek Kisame i chociaż on sam nie jest z tego zadowolony, to on będzie mu wyznaczył karę, a o to nie musisz się martwić i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. — Kiedy Deidara zmusił się, żeby spojrzeć jej w oczy, wyraz jej twarzy złagodniał. — Zresztą, dotychczas udawało mi się go unikać, więc po prostu dalej będę robić swoje. Chociaż przyznaję, że trochę mi lżej ze świadomością, że już wszystko wiesz. On nie będzie mógł przetrawić tego, że żyję i mam się całkiem dobrze, więc czuję się z tym nieco bezpieczniej.

— Niech ci będzie. — Ponownie westchnął i zamknął ją w uścisku, próbując kompletnie wyciszyć zszargane nerwy. — Ale jeśli tylko się do ciebie zbliży, krzywo spojrzy albo położy na tobie choćby koniuszek palca, nie będzie czego zbierać, Yumi.

Dziewczyna roześmiała się cicho, jedynie bardziej wtulając się w blondyna. Uspokoiła się, kiedy poczuła jego usta na swoim czole. Była w swoim najbezpieczniejszym na świecie miejscu i nawet Yamato Nishikawa nie był w stanie tego zmienić.


*** 


Płomień trzaskał wesoło, rzucając ciepłą poświatę na uśmiechnięte twarze, zebrane wokół ogniska. Z radia w samochodzie leciał jakiś stary, rockowy kawałek, zakłócany przez głośne śmiechy i pobrzękiwanie szkła. Butelek z alkoholem ubywało w miarę upływu czasu i nowych historyjek opowiadanych sobie przez przyjaciół. Naruto, wiedząc, że to ostatni dzwonek na jakiekolwiek spójne, niebełkotliwe słowa, wstał i uciszył wszystkich machnięciem ręki.

— Chciałbym wam coś powiedzieć, zanim większość z was pójdzie w bailando — ryknął, próbując przekrzyczeć wyjące radio, jednak ani myślał kazać go ściszyć. Tak było dobrze. — Wiecie, co szykuje się za tydzień i na pewno zdajecie sobie sprawę, że to największa i najgorsza z akcji, jakie dotychczas udało nam się przeprowadzić. Wiecie jakie jest ryzyko. Ja też to wiem, dlatego chcę wam powiedzieć, żebyście skorzystali z dzisiejszej nocy, jak nigdy wcześniej. Cholera jedna wie, czy to nie ostatnia taka w naszym życiu.

— No już nie dramatyzuj, młotku! — krzyknął Sasuke, który z głupim uśmiechem opierał się o drzewo kawałek za zebranymi przy ognisku ludźmi. Sakura, którą obejmował, zachichotała pod nosem i sama pomachała trzymaną butelką piwa.

— Właśnie Naruto! Nawet Sasuke odgburowiał. — Dziewczyna zaraz po tych słowach pisnęła wskutek kuksańca otrzymanego od wspomnianego gbura.

Na ten widok wszyscy ryknęli śmiechem. Pijany Uchiha zawsze poprawiał wszystkim humor.

— Dobra, już dobra — burknął Uzumaki, cały czas się szczerząc. — Skoro nawet pan gbur mnie tu pogania, to się streszczę. Mam nadzieję, że po wszystkim wszyscy razem napijemy się w Kakuredze, a śmierć Rocka i Ichiro nie pójdzie na marne. Jednak, jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli, cieszę się ludzie, że was poznałem. Nie wiem jak mam wam dziękować za te ostatnie lata, więc nie będę dziękował. Powiem jedynie, że strasznie twarde z was skurwysyny! — Uniósł w górę butelkę. — Do końca!

— Choćby przez burze! — odpowiedział mu chór głosów. Miał nadzieję, że nie po raz ostatni.


*


Kiba i Dei siedzieli na skraju plaży, z rozbawieniem obserwując, jak Yumiko razem z Yorumi obejmują się ramionami, chwiejąc niestabilnie na wszystkie strony i śpiewają w głos Paradise City Gunsów, wymachując przy tym na wpół pełnymi butelkami piwa.

— Dobrze je takie widzieć — mruknął Kiba, wodząc wzrokiem za roześmianą Nateko. — Rzadko widać w nich tyle niewymuszonej radości.

— Trudno im się dziwić po tym wszystkim. — Deidara pociągnął łyk z butelki, również śledząc wzrokiem swoją dziewczynę. Waga tego, czego dowiedział się na balu nadal nieco go przytłaczała. — To cud, że nadal są w stanie się śmiać i podtrzymywać innych na powierzchni.

— Święte słowa, Dei — Inuzuka rzucił szybkie spojrzenie na twarz blondyna. — Gdyby nie one… Cholera jedna wie, co by z nami było.

— Szkoda tylko, że one nie widzą, jak wiele robią dla ludzi. Mam wrażenie, że Yumi siedząc po nocach w warsztacie próbuje wszystkim wynagrodzić swoją egzystencję. — Iwasaki zmarszczył brwi, spuszczając wzrok na swoje stopy, zakopane w piasku. — Kiedyś się wykończy.

Kiba również zmarszczył brwi, jednak on nie spuszczał wzroku z Nateko, całym sobą chłonąc jej niemal dziecięcą radość.  Kiedy widział ją taką szczęśliwą, nie mógł zrozumieć, jakim cudem za tą, wydawałoby się się nienaruszoną, fasadą, kryje się tak wiele cierpienia.

— Czasami się zastanawiam… — Brunet westchnął i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. — Zastanawiam się, jakim sposobem ona nadal potrafi brnąć przed siebie. Nigdy nie spotkałem tak silnej kobiety. Nie mam pojęcia, jak udaje jej się być oparciem dla innych, kiedy nadal jest rozbita na kawałki i nie ważne, jak bardzo bym się nie starał, nie umiem poskładać ich w jedną całość.

— I nigdy ci się nie uda, stary. — Deidara teraz sam zaczął śledzić wzrokiem szatynkę. — Za bardzo ją skrzywdzono. Je obie. Możesz dla nich być, ale nigdy nie poskładasz ich na nowo. Te wyszczerbione elementy, te wszystkie blizny, one już zawsze będą ich częścią. Już nigdy nie będą takie same.

Iwasaki nigdy nie potrafił się pogodzić z tym, jak bardzo Hyuga namieszał w życiach jego przyjaciół. On sam z siebie pchał się w jego łapska. To była jego świadoma decyzja. Popełnił ten błąd, doskonale wiedząc, na co się pisze, w dodatku przez własną głupotę i arogancję. Oni wszyscy, Yumi, Yoru, Kiba czy Matsu, Naruto, Ichiro i spółka… Żadne z nich nie chciało mieć do czynienia z tym człowiekiem, a jednak wlazł z buciorami w ich życia i sprawił, że już nigdy nie miały być takie same.

Jego rozmyślania przerwał donośny, niemęski, mimo właściciela, pisk. Kiedy zdezorientowany uniósł głowę, Kiba już głośno rechotał, widząc co wyprawia się na plaży. Ich kobiety właśnie goniły rozebranego do gaci Matsuo, z wyraźnie morderczymi intencjami. Rudzielec dawał radę dopóki nie popełnił jednego, kardynalnego błędu. Odwrócił się za siebie, chcąc sprawdzić, jak daleko w tyle zostawił te wariatki i to był początek jego końca. Nie patrząc przed siebie, nie zauważył, że plaża skręca gwałtownie w lewo, przez co kolejny krok postawił w wodzie tuż obok delikatnego spadku. Piasek zmieszany z małymi kamyczkami osunął się, sprawiając, że Kikkawa stracił równowagę i runął jak długi w wodę. Nateko z Sasaki nie omieszkały wykorzystać tej sytuacji. Z dzikim okrzykiem rzuciły się na chłopaka, który prostując się na rękach, wynurzył głowę spod powierzchni wody. Dziewczyny siłą wciagnęły rudzielca z powrotem pod wodę. Ten zaczął wściekle wierzgać, raz po raz wystawiając twarz nad powierzchnię, próbując za wszelką cenę złapać chociaż haust powietrza, nim, jak to krzyczał na swoje oprawczynie, te wiedźmy ponownie wpychały go pod wodę.

— Co ten biedak im zrobił? — Iwasaki przyglądał się temu z rozbawieniem, rozważając wszystkie za i przeciw pomocy Hentaiowi.

— Nie wiem, ale te czarownice go zaraz utopią — ryknął szatyn, nie przestając się śmiać, jednak na jego nieszczęście, nieco za głośno

Dziewczyny zastygły w bezruchu, dzięki czemu Kikkawa na dobre wychynął na powierzchnię i zaraz pospiesznie odpłynął, korzystając z chwili nieuwagi swoich oprawczyń. Deidara i Kiba za późno zorientowali się, że do dziewczyn doszły ich słowa i bynajmniej, nie spodobał im się zwrot, którym je określono. Iwasaki zrozumiał powagę sytuacji dopiero w momencie, w którym Yorumi w ekspresowym tempie, jak na stan jej alkoholowego upojenia, zaczęła rozwiązywać swoje nowiuśkie, wzmocnione glany.

— Stary? — Blondyn uderzył Kibe w pierś i z przerażeniem wskazał na zbliżające się szybko dziewczyny. Yorumi trzymała w rękach oba buty. — Chyba mamy kłopoty.

— O kurwa... — Inuzuka rozszerzył powieki i w ekspresowym tempie stanął na nogach. — Iwasaki, jeśli życie ci miłe… Wiej!

— Granat leci, skurwysyny! — Bitewny wrzask Nateko był dla nich niczym sygnał startowy. Ruszyli najszybciej jak się dało, o włos unikając uderzenia ciężkim butem. Usłyszeli, jak za ich plecami dziewczyny klną, jednak kolejne słowa Yoru pogoniły ich do szybszego biegu. — Został mi jeszcze jeden, dupki!

— Run, Forest run! — wydarł się blondyn i przyspieszył. To był długi maraton.


***


Młoda brunetka z trudem uchyliła ciężkie powieki. Kręciło jej się w głowie, a mięśnie paliły żywym ogniem. Chciała poruszyć rękami, ułożyć je w nieco wygodniejszej pozycji, jednak nie dała rady nimi poruszyć. Szarpnęła, ale poczuła, jak coś nieprzyjemnie wżyna się jej w nadgarstki. Dopiero w tej chwili zadała sobie trud, by rozejrzeć się po otoczeniu.

To, co zobaczyła, wywołało w niej czyste przerażenie. Ciemne, niewielkie pomieszczenie, pozbawione okien, w którym jedynie stare, drewniane drzwi odznaczały się w ścianie czerni, przez mały otwór, którym do środka wpadała nikła wiązka światła. Dodatkowo w tym momencie uderzyła w nią świadomość, że nie może się ruszy, przez krępujące ją liny. Zaczęła się szarpać, a amoku próbując podnieść się z krzesła, jednak na darmo.

Paniką powoli przejmowała nad nią kontrolę. Nie miałą pojęcia, gdzie się znajduje, ani co dokładnie się wydarzyło. Ostatnim wspomnieniem z poprzedniego wieczora był jej powrót z pracy do domu. Pamiętała, że szła prawie opustoszałą ulicą i kiedy mijała jeden z wielu ciemnych zaułków w tych okolicach, poczuła uderzenie w głowę. Potem była już tylko czerń. Do teraz.

Znieruchomiała na dźwięk ciężkich kroków, dobiegających zza drzwi. kilka sekund później rozległ się brzęk kluczy, a stary, zardzewiały zamek wydał z siebie piskliwy, nieprzyjemny chrzęst. Drzwi otworzyły się, ukazując w półmroku korytarza męską sylwetkę. Blondwłosy mężczyzna wkroczył do pomieszczenia, zamykając za sobą drewniane skrzydło. Podszedł do dziewczyny i przyklęknął przy jej krześle, wlepiając w nią swoje, niemal czerwone, tęczówki. Brunetka znieruchomiała i drąż na całym ciele zamknęła oczy, modląc się w duchu o pomoc. Spojrzenie tego mężczyzny przeszyło ją na wskroś. Było jak bezdenna otchłań pełna chłodu, obojętności i pogardy. Przerażające.

Nieznajomy uniósł rękę, by chwilę po tym brutalnie zacisnąć palce na twarzy kobiety. Szarpnął nią w dół, cierpliwie czekając aż otworzy oczy, które ta uparcie zaciskała.

 — Spójrz na mnie. — Coś w jego tonie zmusiło ją do rozwarcia powiek. Zaczęła niespokojnie śledzić ruchy blondyna. — Grzeczna dziewczynka. A teraz nadal będziesz miła i odpowiesz mi na kilka pytań, tak?

Pokiwała głową, czując jak panika dławi jej gardło i narasta z każdą chwilą coraz bardziej.

 — Powiedz mi, proszę — mruknął wstając i skierował kroki w przestrzeń za krzesłem, której nie była w stanie dostrzec — gdzie ukrywa się ta parszywa imitacja szefa gangu?

— N-nie rozumiem, o-o kim m-mówisz — wyjąkała, mając wrażenie, że jego wyprany z emocji głos wdziera się do jej umysłu, rozkładając go na drobne kawałeczki.

Mężczyzna zacmokał niezadowolony i podszedł do ustawionego w rogu pomieszczenia stolika. Zaczął przeglądać pozostawione tam przez jego brata narzędzia, a kiedy znalazł to, czego szukał, pstryknął palcami i porwał nóż w rękę, wracając powoli do dziewczyny.

— Och, a ja myślę, że doskonale wiesz. — Pojawił się nagle przed nią. Przeraziło ją to, że nie usłyszała żadnych kroków, mimo że jego stoy okalały cieżkie buty, które wcześnie bardzo wyraźnie usłyszała z korytarza. Zrozumiała, że ten mężczyzna chciał, żeby go wtedy usłyszała. — Jesteś jednak na tyle głupia, że trzymasz się tej swojej chorej, wilczej lojalności jak tonący brzytwy, prawda Dzika? — wyszeptał, ostrzem noża jadąc w dół jej szyi, by w końcu lekko wbić jego czubek w obojczyk swojej ofiary. Dziewczyna syknęła z bólu. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach.

— Nie mam pojęcia, o czym mówisz — wydusiła z siebie, próbując je powstrzymać. — Nie wiem kim jest Dzika i o jaką kanalię ci chodzi! Błągam cię, wypuść mnie. Nie mam nic wspólnego z ludźmi, o których pytasza.

— A, a, a, zła odpowiedź. — Westchnął ciężko i nie tracąc czasu na wahanie, wbił ostrze w ramię dziewczyny, wyrywając jej tym z gardła okrzyk bólu. — Już cię boli? Karin twierdziła, że twardsza z ciebie suka.— Ja nie wiem, kim jest Karin  —wyszlochała. — Wypuść mnie. Nie rozumiem, czego ode mnie chcesz.

— Chcę się tylko dowiedzieć, gdzie ten twój parszywy szef się ukrywa. — Jego głos nadal nie przekraczał granicy szeptu. Nagle brutalnie wyszarpnął nóż z rany, otrzymując w zamian kolejny krzyk. — Jak będziesz grzeczna, ić poważniejszego cię nie spotka. Ba, nawet pozwolę ci wrócić do roli salonowego pieska Satoru.

— Ale ja nie mam pojęcia, o czym bredzisz, psycholu! — krzyknęła, podejmując się ostatniej próby wyswobodzenia z więzów. Na darmo.

— I ty niby jesteś mordercą Ozawy? — Blondyn zmarszczył brwi, spoglądając na szamocącą się kobietę z niesmakiem. — Nie wierzę, że udało ci się choćby poprawnie chwycić pistolet, co dopiero zrobić z niego użytek. Ostatni raz — mruknął, bez ostrzeżenia wbijając nóż w udo dziewczyny. Przykucnął naprzeciw niej i zawiesił wzrok na zapłakanej twarzy, po chwili poruszając gwałtownie nożem. W miejsce krzyków i szlochów rozległa się cisza. Kobieta zemdlała, zawodząc jego wszelkie nadzieje. — I próbuj tu rozmawiać z członkami gangu, zebranego z niedobitków społecznych.

Podniósł się leniwie na nogi, wyciągając jednocześnie ostrze z nogi zakładniczki. Popatrzył z politowaniem na nieprzytomną brunetkę i westchnął ciężko.

— A chciałem się jeszcze zabawić — burknął pod nosem i szybkim ruchem poderżnął kobiecie gardło.

—Toshiro! — Zanim zielona czupryna wychynęła zza drzwi, usłyszał sam krzyk brata. — Pomyliliśmy laski. Ona nawet nie słyszała nigdy, czym jest Konoha — wyrzucił na wydechu, dopiero po tym zwracając uwagę na postać na krześle. — Oj, zdechło jej się.

Blondyn wzruszył ramionami, rzucając nóż na stolik, z którego wcześniej go zabrał i wyszedł na korytarz za młodszym bratem.

— Dwie minuty wcześniej, Satoru i może byś się dzisiaj nie nudzi. Teraz albo zaczniesz bawić się w nekrofilię, albo musisz upolować sobie coś nowego.

— Daj spokój, wolę trudnego przeciwnika. — Zielonooki machnął ręką. Jego twarz rozciągnął perfidny uśmiech. — Laski z Konohy muszą być ostre, nie sądzisz?


Od autorek: Hej, haj, ho! Czy ktoś tu jeszcze żyje i czeka na nowe rozdziały? Tak, dobrze widzicie kochani, wasze najgorsze autorki postanowiły was uraczyć rozdziałem jeszcze w tym roku kalendarzowym. Nie ukrywamy, że jest nam przykro, że możemy dopiero teraz podzielić się nim z wami, jednak życie studenta i inne obowiązki pożarły nas na tyle, że dopiero teraz w grudniu zmobilizowałyśmy się na tyle, aby jeszcze przed sylwestrem dodać dla was rozdział. Wierzymy, że w przyszłym roku będzie nam zdecydowanie łatwiej opisywać dalsze losy naszych bohaterów. Mamy również nadzieję, że wasze święta przebiegły w miłej i otulonej ciepłem rodzinnym atmosferze, wasz sylwester będzie wystrzałowy pomimo pandemii psującej nam wszystkim szyki, a nadchodzący nowy rok będzie jeszcze lepszy i pozytywniejszy niż obecny.  To chyba na tyle z naszej strony w ten chłodny, zimowy wieczór. Dziękujemy bardzo tym, którzy nadal z nami tutaj są i dzielnie trwają przy nas, jesteście kochani <3 Nie przedłużając trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia następnym razem (oby w niedużym odstępie czasu). 
Pozdrawiamy! 
Yoru&Yumi 

9 komentarzy:

  1. Kieł miał rację. Straszne z was czarownice. Ale rozdział good

    OdpowiedzUsuń
  2. Aha i mam jedno małe ale do tego rozdziału.Odnkiedy Dei jest brunetem? Bo w sytuacji gdy przytula Yumi po akcji z Yamato, opisałyście go jako bruneta. A to taka blondyna że aż oczy bolą jak się go widzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie kurde, bo aż poszłam czytać i znaleźć nie moge O.O

      Usuń
  3. Końcówka tej części, gdzie Dei został sam z Yumi. Przed sceną z ogniskiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osz kuwa, rzeczywiście... Tak się kończy siedzenie 5h nad tekstem... Dzięki człowieku

      Usuń
  4. Hejeczka,
    dziewczyny ja tutaj zaglądam, choć no właśnie jestem dopiero z czytaniem na piątym rozdziale, ale myślę że szybko nadrobię zaległości bo opowiadanie jest fantastyczne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nadal widzę tutaj znajome osóbki nawet po takim czasie ^^
      Wena się bardzo przyda, a Tobie życzę miłej lektury :D
      Pozdrawiamy z Yumi

      Usuń