Dziewczyna otworzyła oczy, odruchowo kierując je w stronę elektrycznego budzika, wskazującego godzinę dziewiątą czterdzieści siedem. Jak oparzona wyskoczyła z łóżka, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu ubrań. Gdy dostrzegła dżinsy przewieszone przez oparcie krzesła, niemal zabiła się o kapcie biegnąc w stronę biurka. Porwała spodnie, zahaczając w drodze do drzwi o szafę i wyciągając stamtąd pierwszą lepszą koszulkę. Pognała do łazienki, gdzie wykonała na szybko poranne czynności. Wróciła do pokoju po torbę, zabrała jabłko z kuchni i wybiegła z mieszkania, kierując się w stronę uniwersytetu.
Po dziesięciu minutach jak burza przebiegła przez bramę patrząc na zegar w komórce i z jękiem stwierdziła, że właśnie zaliczyła następne spóźnienie. Miała nadzieję, że po raz kolejny uda jej się wedrzeć na wykład z historii filmu zanim Kurenai-sensei zacznie z większą uwagą rozglądać się po obecnych.
Po dziesięciu minutach jak burza przebiegła przez bramę patrząc na zegar w komórce i z jękiem stwierdziła, że właśnie zaliczyła następne spóźnienie. Miała nadzieję, że po raz kolejny uda jej się wedrzeć na wykład z historii filmu zanim Kurenai-sensei zacznie z większą uwagą rozglądać się po obecnych.
Patrząc na tę
sytuację z perspektywy jej codziennej egzystencji w tych murach, nie było to
niczym nowym. Za każdym razem, gdy wspólnie z kuzynem i jego dziewczyną oglądali
po nocach horrory lub urządzali popijawy z innymi znajomymi, kończyło się to
dokładnie takim samym porankiem. I trzeba tu zaznaczyć, że uwielbiała horrory,
a Lee zawsze znalazł jakiś powód do picia.
Przyspieszyła kroku,
gdy znalazła się w głównym budynku idąc korytarzem w stronę swojego wydziału.
Pewnie wszystko poszłoby po jej myśli, gdyby nie mały incydent.
Chciała już
szarpnąć drzwiami z plakietką „Reżyseria Dźwięku”, gdy te otworzyły się z
rozmachem, a ona poleciała w tył. Poczuła mocne uderzenie o kafelkową posadzkę
i zdezorientowana nie wiedziała przez chwilę, co się dzieje. Gdy już otrząsnęła
się z szoku, zobaczyła piękne, błękitne tęczówki wpatrujące się z przerażeniem
w jej twarz.
Pochylał się,
a właściwie leżał na niej blond włosy chłopak, którego już nie raz śledziła
wzrokiem na korytarzach swojego wydziału. Wkurzony profesor Jiraiya goniący
zanoszącego się śmiechem blond przystojniaka na desce był nieodzownym elementem
jej studenckiego życia.
Tyle, że tym
razem wyraźnie znalazła się w sercu tegoż elementu i nie była pewna, jak ma się
zachować. Blond przystojniak najwyraźniej miał ten sam problem, bo od momentu,
w którym dziewczyna otworzyła oczy, jak wmurowany się w nie wpatrywał.
— Naruto! — Usłyszeli
krzyk profesora, jednak chłopak go zignorował, nadal nie odrywając wzroku od
jej twarzy. — Naruto do jasnej cholery, gdzieś ty polazł smarkaczu jeden?!
W końcu na
jego twarzy zauważyła delikatny, ledwo widoczny uśmiech, a to co po chwili
powiedział poszukiwany wprawiło ją w osłupienie.
— Masz piękne
oczy — mruknął, po czym jego oblicze już na dobre rozpromienił szeroki uśmiech,
na widok którego serce dziewczyny zabiło mocniej. Czuła, że na jej twarzy
wykwita soczysty rumieniec, co sprawca wypadku raczył potwierdzić. — I do
twarzy ci z rumieńcami.
Zaśmiał się
wesoło i po kolejnej długiej ciszy w końcu uwolnił ją spod ciężaru swojego ciała,
stając na równe nogi. Podał jej rękę, którą ujęła dość niepewnie i pomógł jej
wstać. Zaraz po tym z jego twarzy zniknął uśmiech, ustępując miejsca
zmieszaniu.
— Nic ci się
nie stało? — Przejechał zatroskanym spojrzeniem po jej sylwetce, nadal nie
wypuszczając z uścisku dłoni dziewczyny. Ta poczuła jak miękną jej kolana pod
naporem tych hipnotyzujących, żywych oczu. Chciała jak najszybciej się stamtąd
ewakuować i uspokoić serce, więc mimo bólu pokiwała przecząco głową.
— Uf,
strasznie się cieszę. — Na jego usta powrócił uśmiech. — Mam nadzieję, że mi
wybaczysz i dasz sobie zrekompensować ten wypadek? Rozpędziłem się na desce i nie
widziałem, że stoisz za drzwiami. Przepraszam za to.
— Nic nie
szkodzi — szepnęła. Dopiero teraz kątem oka zauważyła leżącą metr dalej deskę,
malowaną w misterny wzór, którego tematem przewodnim był lis. Wyglądała imponująco
i mogła przysiąc, że nigdy wcześniej takiej nie widziała, a jednocześnie
malowidło przypominało stylem jej własne dzieło z lwicą w roli głównej, które
od kilku lat tkwiło na jej ciele. Zanim ugryzła się w język, wyraziła swój
zachwyt na głos. — Niesamowite.
— Co? —
Przystojniak przez chwilę stał, nie wiedząc o co jej chodzi, by zaraz puścić
jej rękę i schylić się po swoją własność. — Podoba ci się? Sam ją malowałem.
— Jest niezwykła.
— Zaczepiła wzrok na wzorze, jednocześnie jeżdżąc palcem po głównych liniach
motywu.
— Naruto. —
Blondyn wyciągnął do niej rękę po chwili wwiercania w nią spojrzenia. Uścisnęła
ją, odrywając uwagę od malowidła i odważyła się spojrzeć mu w oczy.
— Hinata — odparła,
czując, że jej kolana długo już nie wytrzymają tego spojrzenia. I jak na
zbawienie, w drzwiach pojawił się profesor Yoshizaki.
— Naruto, do
jasnej cholery — warknął ruszając w ich stronę. — Nie dość, że zrywasz się w środku
wykładu, to jeszcze jak gdyby nigdy nic zagadujesz sobie koleżankę?
— Ups. Chyba
muszę się zmywać. — Puścił dziewczynie oko i stanął na desce. — Dokończmy tę
rozmowę następnym razem. — Mimo, że ta wypowiedź nie miała formy pytania,
mechanicznie przytaknęła mu głową. — Znajdę cię. — Zdążył posłać jej tajemniczy
uśmiech i ruszył w stronę wyjścia.
— No nie. — Usłyszała
jęk profesora. — Mam dość. Już tego dzieciaka nie gonię — mruknął do siebie
Jiraiya i zaraz zwrócił uwagę na nią. — A ty ptaszyno nie powinnaś być
teraz na wykładzie u profesor Kurenai?
— O nie! —
krzyknęła i pognała na wspomniane zajęcia, słysząc za sobą rechot profesora.
***
Blondyn przeciął
ulicę i ruszył po chodniku w stronę śródmieścia. Machinalnie omijał przechodni,
rozmyślając o białych oczach dziewczyny, na którą wpadł. Nie mógł nadziwić się,
jak ich niewinny, a jednocześnie zawierający nutę drapieżności wyraz go poruszył.
Cholernie go zaintrygowała.
Już nie raz
zdarzało mu się mijać tę dziewczynę na korytarzu, ale dopiero tego dnia ujrzał
jej twarz, którą zawsze uparcie kryła za kosmykami długich, granatowych włosów.
I dopiero tego dnia zrozumiał, jak bardzo ten świat na tym tracił.
Dzięki temu
zderzeniu prawie zapomniał o swojej robocie i spotkaniu, na wspomnienie którego
stracił dobry humor. Nie miał ochoty na przenoszenie się w świat, który dla tej
pięknej dziewczyny, jak i większości naiwnych ludzi żyjących w tym mieście, nie
istniał. Czasami zastanawiał się, po co to wszystko zaczynał, po co było mu
miano przestępcy? Miał ochotę wrócić do czasów niewinności i tak jak ci wszyscy
ludzie, nie wiedzieć co wyprawia się nocami w Tokio. Jednak w takich chwilach
szybko uświadamiał sobie, że powrotu już nie było. Przypominał sobie, dlaczego
to zaczął, dla kogo to zrobił i wiedział, że nie mógł się wahać.
W ponurym
nastroju przejechał dalszą drogę, nie zdając sobie sprawy, gdzie dokładnie
jest. Gdy udało mu się powrócić do świata żywych, rozejrzał się po okolicy.
Zaraz po tym zaklął pod nosem i przyspieszył skręcając w stronę wyjazdu z
osiedla. Typowe nowobogackie otoczenie działało na niego, jak płachta na byka.
Nienawidził
tych ludzi, obnoszących się z ilością posiadanych pieniędzy, traktujących
biedniejszych od nich, jak nic nie znaczący pyłek kurzu. Z całej tej bandy znanej w Tokio jako
elita społeczeństwa, najgorszy był Hiashi Hyuga. Miał ochotę własnoręcznie
torturować go przez długie lata, by potem poderżnąć mu gardło tak, jak on
zrobił to z jego rodzicami. Nie chciał jednak stać się taki jak on, więc zaczął
działać w inny sposób, tak by na samym końcu tej rozgrywki Hyuga cierpiał gnijąc
w więzieniu za wszystko, co zrobił jego ludziom.
Przyspieszył,
gdy na końcu ulicy dostrzegł wyjazd do śródmieścia, gdzie znajdowała się
Kakurega. Wiedział, że pojawi się tam ostatni, ale nie miał zamiaru przyspieszać.
Wręcz przeciwnie. Gdy znalazł się na głównej ulicy, zatrzymał się, zszedł z
deski i trzymając ją w rękach, ruszył spokojnie do baru.
*
Wszedł przez główne
drzwi, które poruszyły małym dzwoneczkiem. Młoda dziewczyna stojąca za ladą
rzuciła szybkie, kontrolne spojrzenie w jego stronę, ale widząc kto wszedł,
natychmiast wróciła wzrokiem do innego klienta.
Przy barze
siedział starszy facet w garniturze popijając przy tym bursztynowy płyn.
Blondyn skierował tam swoje kroki, zatrzymując się obok mężczyzny i obserwował
go kątem oka przy okazji rozmowy z Matsuri.
— Wszyscy
czekają na szefa na dole. — Dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie, nie przerywając
nalewania wyraźnie podpitemu już elegancikowi. Widząc podejrzliwy wzrok
Uzumakiego roześmiała się i pomachała ręką, dając mu znak, że wszystko w porządku.
— Jest niegroźny. Dziewczyna kazała mu wybierać — albo ona, albo jego nowe
auto. Wie szef sam, jak to jest.
— A ja kocham
ją tak samo, jak samochody — zawył mężczyzna, podsuwając barmance pusty już
kieliszek.
— Jasne —
mruknął Naruto z żalem patrząc na tego kolesia. Poklepał go po plecach, na co
ten podniósł na niego wzrok. — Facet, skoro każe ci wybierać to nie kobieta. To
demon w ludzkiej skórze, albo przynajmniej wiedźma. Pamiętaj pan, jakby kochała,
zaakceptowałaby swoją porażkę.
— Kitsune, do
jasnej cholery! Mącisz mu w głowie! — Matsuri bez wahania ujęła butelkę whisky
i rzuciła nią w blondyna. Ten jednak zdążył się uchylić, dzięki czemu szkło
majestatycznie rozbiło się o drzwi znajdujące się za nim. Dziewczyna z irytacji
walnęła pięścią w blat baru i wskazała zamaszyście drugą ręką na drzwi znajdujące
się za nią. — Spadaj tam i już mnie nie denerwuj.
Chłopak roześmiał
się, przeskoczył ladę i szybko zniknął za drzwiami, na co szatynka odetchnęła z
ulgą, po czym zaczęła zasypywać elegancika wykładem na temat niemoralności Uzumakiego,
jak i absurdalności jego rady.
*
Naruto wszedł
na zaplecze i skierował się na koniec korytarza, mijając po drodze regały
zawalone różnymi rodzajami alkoholu. Wszedł do małego pomieszczenia, gdzie przesunął jedną z szafek, za którą znajdowały się żelazne drzwi z zejściem do
piwnicy. Zanim je za sobą zamknął, ustawił regał na miejscu, po czym zszedł na
dół.
Już w połowie
drogi usłyszał rozmowy całej bandy zebranej w siedzibie. Kiedy znalazł się na
dole wszystkie pary oczu skierowały się w jego stronę.
— Widzę, że są
wszyscy. — Uśmiechnął się szeroko, odkładając deskę na szafkę stojąca tuż obok
krętych schodów.
W dość sporych
rozmiarów pomieszczeniu znajdowało się osiem osób. Ogromne białe kanapy
ustawione na samym środku, kontrastowały z brązowymi ścianami, oblepionymi
przeróżnymi plakatami. W jednym rogu pomieszczenia znajdował się mini barek, za
to w drugim duże, żelazne drzwi. Na przeciwległej ścianie znajdował się ich bliźniak,
dodatkowo oznaczy plakietką „EXIT” oraz wielki regał, zawalony stertą przeróżnych
papierów. Oprócz tego można było zauważyć kilka dodatkowych stolików i stary
automat do gier, usadowiony w ostatnim rogu pomieszczenia.
Pomiędzy
kanapami zazwyczaj stał szklany stolik, który tym razem został zastąpiony trochę
wyższym drewnianym, ze względu na powód spotkania.
— Ile można na
ciebie czekać, młotku? — warknął brunet, siedzący na jednej z kanap.
— Czego się
dziwisz, braciszku? — Głos zabrał mężczyzna siedzący na stołku przy barze, do złudzenia
przypominający poprzedniego mówcę.
— Też miło was
widzieć, Uchiha — parsknął Uzumaki podchodząc bliżej stołu, na którym leżały
plany jakiegoś budynku. — To od Shiki?
— Tsa. —
Wysoka blondynka powoli podeszła do stołu, wlepiając zielone tęczówki w papiery
na nim leżące. — Zajęło mu to może z pięć minut? I tak na przyszłość, nie spóźniaj
się do cholery — warknęła nie przestając śledzić układu pomieszczeń. — Co to za
szef, który nie potrafi przyjść na czas na spotkanie, które sam ustalił?
—
Przestaniecie w końcu rzucać w niego mięsem? — Od ściany odbił się długowłosy
szatyn, wyłaniając się przy tym z cienia regału. — Wolałbym poznać plan i
godzinę zanim trzeba będzie wsiadać do wozów.
— On ma rację.
— Wysoki chłopak z krzaczastymi brwiami wyszedł zza lady barku i również
podszedł do stołu. — Też chcę już wiedzieć, co tym razem nas czeka!
— Lee, mógłbyś
nie wrzeszczeć tak głośno? — warknął szatyn siedzący na kanapie. — Łeb mi pęka.
— Było spać po
nocy, seksoholiku. — Różowo włosa dziewczyna wstała z zajmowanego miejsca i stanęła obok
Temari. — Nie nasza wina, że musiałeś się dobierać do Dzikiej. Rusz dupę.
— Przymknij się,
Wiśnia — odgryzł się, ale posłusznie wstał i podszedł do reszty, starając się
skupić na planach budynku, do którego mieli się włamać tej nocy.
— Dobra, dość
już tych przepychanek. — Blondyn zabrał głos, w jednej chwili poważniejąc. —
Dzisiaj mamy łatwiejszą robotę, bo ochrona w tym kartelu nie jest zbytnio brana
pod uwagę. Hyuga nie zaprząta sobie nim głowy, bo jest dobrze ukryty na
ostatnim piętrze bloku mieszkalnego. Zresztą nie jest zbyt ważny.
— Czekaj, bo
czegoś nie łapię. — Przerwał mu Kieł. — Jak chcesz spalić próbki, skoro to
budynek mieszkalny? Ludzie od razu wyczują dym.
— Ten budynek
już dawno został przeznaczony do rozbiórki — odpowiedziała blondynka. — Hyuga
wykupił go tuż przed tym i dzięki temu zyskał dobrą kryjówkę dla swojego
interesu.
— Dzięki, Burza.
— Kitsune posłał jej uśmiech i wrócił do wyjaśniania. — Wracając do tematu,
plan jest prosty. Wchodzimy, palimy i wychodzimy, nic więcej. W razie kłopotów
strzelamy. Tym razem mamy tylko zaleźć temu sukinsynowi za skórę.
— Więc mów, co
mamy robić. — Łasica dopił drinka i odstawił go na blat baru.
— No więc, ty
i Burza wchodzicie pierwsi. Czyścicie w razie potrzeby teren, a przed celem końcowym
wycofujecie się do pilnowania tyłów. W razie wypadku ogarniacie drogę ucieczki,
chociaż tym razem to raczej nie będzie konieczne. Reszta wchodzi do środka. Hótai
i Usagi pilnują, żeby nikt nie zwiał, a ja, Demon i Wiśnia zgarniamy towar na
kupkę. Kieł, czuwasz nad tym, czy ktoś nie próbuje zrobić czegoś głupiego. Masz
najczujniejsze oko. Miej ich cały czas na muszce. Przed pierwszą wszyscy mają
być pod bazą Quick Wolves, gdzie odbierzecie swój ekwipunek od Kagawy. Potem
prosto do kartelu niedaleko portu. Jedziemy dwoma samochodami. Kieł i Hótai
prowadzą. Wszystko jasne?
Blondyn
rozejrzał się po zebranych. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami lustrując plany
budynku. Nie były one zbyt skomplikowane. Na ich szczęście nie posiadał on żadnych
piwnic, więc spokojnie mogli nie martwić się o wsparcie. W dodatku na najwyższe
piętro prowadziły tylko jedne schody, co ułatwiało im obserwację.
Gdy każdy
wystarczająco dobrze zapoznał się z planami, Naruto zwinął je i odłożył na regał.
Zaraz po tym zaczęli się zwijać, by przygotować się do akcji, a blondyn
ruszył z Temari do siedziby QW.
*
Gdy za piętnaście
pierwsza cały skład pojawił się przed centrum operacyjnym, wozy były
podstawione, a im zostało zgarnięcie ekwipunku od Ichiro. Naruto podał
kierowcom dokładne współrzędne, wyjaśniając przy tym, gdzie mają się zatrzymać, żeby
zwiać w odpowiedniej chwili nie wzbudzając niepotrzebnych sensacji. Po tym wpakował się do
wozu razem z Kibą, Temari i Itachim.
Wyjechali na główną
ulicę w momencie, w którym Uzumaki zauważył w tylnym lusterku, jak drugi wóz, w
którym znajdowali się Neji, Sakura, Sasuke i Lee, wyjeżdża z terenu siedziby
Wilków i skręca w drugą stronę.
Dojechali na
miejsce niemal równocześnie, zostawiając wozy w starym, nieużywanym garażu.
Niepostrzeżenie podkradli się pod budynek i bez trudu weszli do środka. Tam
Kitsune puścił Łasicę i No Sabaku przodem, sam razem z Kibą pilnując tyłu. Kiedy
dotarli na ostatnie piętro, natychmiast zamienili się miejscami. Burza i Łasica
wycofali się do schodów kontrolując zejście, a Kitsune i Kieł podeszli do właściwych
drzwi. Na korytarzu było słychać ciche rozmowy dobiegające zza ściany. Blondyn
nacisnął klamkę, lecz ta nie ustąpiła, na co przewrócił oczami i dał znak
reszcie, że wchodzą na trzy.
Zaczął odliczać
na palcach, rzucając przy tym porozumiewawcze spojrzenie szatynowi. Ten bez
wahania odbezpieczył broń, a kiedy Uzumaki zgiął trzeci palec strzelił w zamek
i otworzył drzwi kopniakiem, rzucając kontrolne spojrzenie na lewą stronę
pomieszczenia. Naruto zrobił dokładnie to samo z prawą stroną i dopiero widząc
paraliż osób, które siedziały przy stanowiskach, podeszli kilka kroków wprzód,
wpuszczając do pomieszczenia resztę.
W
środku znajdowała się piątka ludzi, w tym dwóch mężczyzn. Jeden z nich
stojący w cieniu, niemalże niewidoczny dla całej bandy, przesunął się
nieznacznie w stronę stołu, na którym leżała broń. Jednak, kiedy tylko wyciągnął
w jej stronę rękę, w pomieszczeniu rozległ się przytłumiony huk, a pocisk rozciął
skórę na jego policzku. Kobiety krzyknęły, w przerażeniu chowając się pod stoły,
na których leżała gotowa do spakowania w woreczki heroina.
— Nie radzę. —
Kieł, nie spuszczając z niego oczu, wymierzył broń w drugiego z mężczyzn. — Żyjesz
tylko dlatego, że mam dzisiaj dobry humor. Obiecuję ci jednak, że jeśli zrobisz
coś głupiego ten stan nie zachowa się zbyt długo. Zanim zdążysz odbezpieczyć tę
staroć, obaj będziecie trupami.
— I ty to
nazywasz dobrym humorem? — parsknął Neji stojący przy drzwiach razem z Lee. —
Od kiedy z dobrym humorem strzelasz do ludzi, a nie obok nich.
— Zamknijcie
się obaj — warknął brunet i stanął na równi z Uzumakim i Inuzuką. — Kobiet nie
zabijamy. Spadajcie stąd — mruknął z pogardą.
— Za to ten
chyba dzisiaj zaliczył. — zaśmiał się Hyuga, kręcąc na boki głową. – Od kiedy
Demon puszcza ludzi od tak?
— Zdecydowanie
za dużo czasu z Yari — westchnęła Sakura podchodząc do Uchihy.
Brunet za to
zignorował jego wypowiedź i z uwagą obserwował uciekające z pomieszczenia
kobiety. Dopiero kiedy zniknęły mu z oczu, razem z Kitsune i Wiśnią ruszył w
stronę stanowisk zgarniając z nich narkotyki, by chwilę potem zrzucić wszystko
na jedną kupkę.
— Myślicie, że
kradzież ujdzie wam na sucho? — Drugi mężczyzna postąpił krok wprzód,
natychmiast zatrzymując się pod naporem morderczego spojrzenia Kiby. — Hyuga
was znajdzie i wykończy. On nie toleruje straty własności.
— Gówno mnie
to obchodzi. — Szatyn nie spuszczał z niego oczu. — Niech przyjdzie. Z chęcią
ukręcę mu łeb.
— Kieł — rzucił
ostrzegawczo blondyn. — Dzikiej tu nie ma.
— Tsk. —
Szatyn zacisnął zęby. — Wiem to. Po prostu...
— Wiemy — uciął
Uchiha wyciągając z kieszeni zapalniczkę. — Wiemy, co Duch i Dzika przez niego
przeszły, ale to nie jest czas na wyrównanie rachunków.
— Cholera
jasna, rozumiem — warknął cofając się o krok.
Tę chwilę ich
nieuwagi postanowił wykorzystać drugi mężczyzna, jednak Sasuke w porę zauważył,
jak sięga po broń i bez wahania oddał zabójczy strzał.
— I widzisz,
jak się kończą emocje w twoim wydaniu? — syknął brunet rzucając przy tym
zapalniczkę na stos narkotyków. — Zawsze to ja muszę kogoś zabić.
Mężczyzna stojący
bliżej, z przerażeniem popatrzył na bezwładne ciało kolegi i pod wpływem impulsu
rzucił się na szatyna, starając się jakoś wydostać. Niestety źle wybrał
przeciwnika i w mgnieniu oka został obezwładniony.
— Z czym do
ludzi? — Inuzuka pokręcił z zażenowaniem głową, przyciskając napastnika do
ściany, boleśnie przy tym wykręcając mu ręce. — Nie bój się. Ktoś musi temu
skurwielowi przekazać, co się tutaj stało.
Mężczyzna
spojrzał na niego kątem oka, a w oczy rzucił mu się błyszczący w świetle płomieni
nieśmiertelnik z grawerem. W mig pojął, z kim ma do czynienia. Zacisnął zęby i
pokiwał głową.
— Widać
rozumiemy się — wtrącił Uzumaki. — Puść go, Kieł. Spadamy.
Chłopak popchnął
mężczyznę na jedno ze stanowisk i razem z resztą w przeciągu kilku minut ulotnił
się z budynku.
*
Mężczyzna po
ich wyjściu dopadł telefonu i wykręcił numer do siedziby.
— Słucham —
odezwał się głos sekretarki.
— Z szefem! —
krzyknął. — Natychmiast, to ważne!
— Już się
robi. — Usłyszał w odpowiedzi.
— Co się stało?
— Ostry głos rozbrzmiał po drugiej stronie.
— To oni —
zaczął tłumaczyć gorączkowo. — Byli tutaj. Cały towar spalony. Kawamura nie żyje.
Baby zwiały.
— Kto
Shibasaki?
— Widziałem
nieśmiertelnik. — Przełknął ślinę, że niedługo rozpęta się piekło. — Sudden
Strike. Konoha.
***
Następnego
dnia Naruto pojawił się na uczelni w dość ponurym humorze. Nie podobało mu się
to, że Sasuke zastrzelił tamtego faceta. Mimo wszystko, nie życzył im śmierci.
W końcu oni tylko próbowali jakoś przeżyć i trafiło im się usługiwanie Hyudze.
Od ponad pięciu lat z każdym dniem coraz bardziej nienawidził tego mężczyzny.
Nie mógł uwierzyć, ile krzywdy zdążył wyrządzić. Madara, Neji, Sasuke, Sakura,
Gaara, Temari, Kiba, Lee, Yumiko, Yorumi, Matsuo, on. Od tamtego zdarzenia
liczba ludzi przez niego skrzywdzonych, zdawała się nieustannie zwiększać każdego
dnia. Uzumaki nie potrafił pogodzić się z okrucieństwem, którego doznał również
na własnej skórze. Jednak najbardziej dręczył go fakt, że jego przyjaciele byli
tylko kroplą w morzu, że ludzi cierpiących przez tego człowieka było o wiele więcej.
Nie mógł też
zrozumieć, jakim cudem w tak kochającej rodzinie, wychował się ktoś taki. W końcu
sam doskonale znał Nejiego i dzięki niemu wiedział, że Hiashi to wyjątkowo podła
kanalia, jak na Hyuge. Był czarną owcą w rodzinie i kompletnym przeciwieństwem
swojego brata. Dopiero, kiedy to zrozumiał, potrafił uwierzyć Nejiemu i przyjął
go do Konohy.
Zamyślony nie
patrzył przed siebie i nie zauważył osoby stojącej na jego drodze. Wrócił na ziemię dopiero, gdy ktoś się z nim zderzył, a tą osobą okazała się nią być dziewczyna, którą
potrącił poprzedniego dnia. Natychmiast zapomniał o brunecie, akcji i Hiashim,
skupiając całą swoją uwagę na biało okiej piękności.
— Wybacz. — Uśmiechnął
się szczerze. — Już drugi raz na ciebie wpadam. Wszystko w porządku?
— Tak — odparła
cicho, nie podnosząc na niego oczu.
— Co tu
robisz? — Uzumaki skojarzył, że stoją obok tablicy ogłoszeń warsztatów
artystycznych, na które sam uczęszczał.
— Zastanawiałam
się... — zaczęła niepewnie, jednak zaraz ucięła.
— Chciałaś się
zapisać na zajęcia?
— Nie nadaję
się. — Uparcie wlepiała wzrok w podłogę. — Nie potrafię rysować, ani grać
wystarczająco dobrze.
— Nie wierzę —
roześmiał się. — Taka piękna dziewczyna na pewno pięknie rysuje i gra.
Hinata
zarumieniła się na jego słowa, a blady uśmiech zaczął błąkać się na jej twarzy.
— To tylko
takie bazgroły do szuflady, a pianino to hobby, na które nie zawsze jest czas.
Nic wielkiego.
— A tam zaraz
nic wielkiego. Masz przy sobie coś do pisania?
— Tak... —
Wyciągnęła z torby długopis i podała go blondynowi.
— Nie dowiesz
się, jeśli nie spróbujesz, nie? — zapytał, zapisując jej imię i nazwisko na
kartach pod ogłoszeniami.
Dziewczyna
zmrużyła oczy. Coś jej tu nie pasowało. Nie podawała mu swojego nazwiska, które
ten bez zastanowienia zapisał przy jej imieniu.
— Skąd znasz
moje nazwisko? — spytała, patrząc na niego podejrzliwie.
— Spokojnie,
nie jestem żadnym prześladowcą. — Uniósł ręce w geście obronnym, by zaraz oddać dziewczynie jej własność. — Tych oczu nie da się pomylić z żadną inną rodziną.
Mam znajomego, który posiada takie same. Pewnie jesteście kuzynami, czy coś w
ten deseń. Masz dużą rodzinę.
— Masz mnie —
roześmiała się, poprawiając torbę na ramieniu. — Ale ja naprawdę się nie nadaję.
— Mam
przeczucie, że jednak tak. — Mrugnął do
niej i włożył ręce do kieszeni. — Przynieś jutro swoje rysunki. Dei i Saso na
pewno docenią twój talent. Może to kretyni, ale nikt bardziej nie nadaje się na
przewodniczących tych warsztatów. Obejrzą i stwierdzą fachowym okiem, czy się
nadajesz. A skoro chcesz usłyszeć prawdę, jeśli idzie o muzykę to polecam
Yorumi. Z tego, co mi wiadomo, na chama poszukuje nam pianisty, więc pewnie
pokocha cię, kiedy tylko usłyszy, że ty właśnie w tej sprawie. Znajdziesz ją w
sali muzycznej po zakończeniu praktycznie każdych zajęć. Kiba będzie tam z nią,
więc raczej cię nie zje — roześmiał się.
— Spokojnie,
dobrze ją znam, ale i tak dzięki — szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszał.
— Zawsze do usług.
A tak z innej beczki, to wiesz... Nadal czuję się winny za wczorajszy wypadek.
— Podrapał się po głowie w zakłopotaniu. — Chcę ci to jakoś wynagrodzić.
— Nie. —
Pokiwała głową. — Już i tak mi pomogłeś teraz. To wystarczy.
— W takim
razie, co powiesz na randkę? — Nie dawał za wygraną. — No wiesz... Takie miłe
spotkanie na Ramen we dwoje?
— Nie wiem,
czy to dobry pomysł. — Hinata zarumieniona spuściła wzrok.
— Nie daj się
prosić. — Spojrzał na nią błagalnie.
— No dobrze.
— Super. To
jutro o... Powiedzmy szesnastej? Pasuje ci?
Hyuga skinęła
głową, unikając jego spojrzenia. Nie była pewna, czy to działo się naprawdę.
Od dłuższego czasu podobał jej się blondyn, a teraz nagle wpada na nią i mówi, że
ma piękne oczy, żeby następnego dnia dodać odwagi i zaprosić na randkę, tak po
prostu. Czuła jak ręce jej drżały, gdy podawała mu długopis, a na nogach ledwo
udawało jej się ustać. Miała nadzieję, że nie zemdleje, robiąc z siebie ofiarę,
co było w jej zwyczaju już od najmłodszych lat. Do teraz kuzyn śmiał się z
niej, złośliwie przypominając podobną sytuację, gdy chłopak, który jej się
podobał podarował jej kwiatka. Mimo, że miała wtedy osiem lat, do teraz czuła
zażenowanie na tamto wspomnienie. Z zamyślenia wyciągnął ją Uzumaki, zadając
pytanie.
— Wiesz, gdzie
znajduje się Kakurega?
— To ten bar w
śródmieściu?
— Tak, dokładnie.
— Jego twarz rozjaśnił uśmiech, a w oczach czaiła się duma, której nie potrafiła wytłumaczyć. — Możemy się tam spotkać? Dalej już sam cię zaprowadzę, bo
staruszek tak usadowił interes, że tylko stali klienci wiedzą jak się nie zgubić
po drodze.
— Jasne.
— To do
zobaczenia jutro, bo coś mi się zdaje, że mój pościg przyszedł do pracy. —
Hinata odwróciła się w stronę, w którą patrzył blondyn, gdzie zauważyła
profesora Jirayie. — Będę na ciebie czekał przed barem.
Po tych słowach
ruszył na wyższe kondygnacje i zniknął jej z oczu. Przez dalszą część dnia uśmiech
nie schodził jej z twarzy. Co prawda do końca zajęć nie zauważyła Uzumakiego,
ale miała tak dobry humor, że nie zwróciła na to większej uwagi.
Tak jak jej
radził, po zajęciach podeszła do sali muzycznej, gdzie faktycznie zastała swoją
znajomą z roku i szatyna z tatuażami na policzkach. Kojarzyła go ze szkolnej
drużyny koszykarskiej i, o ile się nie myliła, nazywał się Kiba Inuzuka.
Wiedziała tylko tyle, że ta dwójka jest ze sobą od kilku lat i to, że razem z
Naruto oraz niejakim Sasuke Uchihą tworzą bardzo lubiany wśród studentów zespół.
Nateko powitała
ją uśmiechem, a gdy usłyszała, w jakiej sprawie przyszła, od razu kazała jej coś
zagrać. Takim sposobem Hinata została natychmiast przyjęta na warsztaty ze
stwierdzeniem, że i ona, i jej talent z nieba im spadły. W sali muzycznej spędziła
jeszcze dobre dwie godziny, lepiej poznając tę dwójkę. przez co musiała przyznać, że
bardziej pozytywnych ludzi jeszcze chyba nie spotkała. Chociaż trzeba zaznaczyć,
że nie uszło jej uwadze jak szatynka potrafiła zdzielić swojego chłopaka za niezbyt
stosowne teksty, co wzbudziło w niej jeszcze większą sympatię względem nich.
***
Hinata w
dobrym nastroju weszła do bloku, w którym mieszkała. Yorumi i Kiba odprowadzili
ją do śródmieścia, gdzie każde z nich poszło w swoją stronę. Jeszcze nigdy nie
ubawiła się tak bardzo jak wtedy, gdy Kiba opowiadał jak to całą drużyną
chcieli wyciąć numer trenerowi. Skończyło się na tym, że pomylili adresy i to
pani dziekan następnego dnia otrzymała porządny zastrzyk porannych atrakcji. W
dodatku udało im się uratować, zrzucając całą winę na Matsuo Kikkawe, rasowego
podrywacza, który znalazł się w złym miejscu o złej porze. Nie miał łatwo
biedaczyna. Na samo wspomnienie, uśmiech nie chciał zejść jej z twarzy.
Kiedy wchodziła
po schodach na trzecie piętro, próbowała wymacać w torebce klucze, które jak na
złość nie mogły wpaść jej w ręce. Gdy w końcu je dopadła przed samym
mieszkaniem, zauważyła, że drzwi są uchylone. Dzieliła je ze swoim kuzynem
Nejim, jego dziewczyną, a jej najlepszą przyjaciółką, Ten Ten i ich kumplem
Lee. Zważając na to, że Hyuga codziennie po zajęciach pracował w barze na
przedmieściach, a Lee nawet z gorączką nie potrafił odpuścić sobie trenowania
małych karateków, dziewczyna weszła do środka z przeświadczeniem, że to Suzuki
wróciła szybciej i po prostu nie domknęła drzwi.
Ściągnęła
trampki z nóg i raźnym krokiem ruszyła do salonu, gdzie zdawało jej się, że
spotka przyjaciółkę.
— Możesz mi
powiedzieć, dlaczego nie raczyłaś powiedzieć, że będziesz wcześniej?! — krzyknęła
jeszcze na korytarzu z uśmiechem na twarzy. — Nie siedziałabym tyle z Yorumi i
Kibą.
Przekroczyła
próg pomieszczenia i stanęła jak wryta, widząc siedzącą na fotelu dziewczynę.
Nie była nią jednak Ten.
— Co u ciebie
słychać, siostrzyczko? — Biało oka z rozbawieniem obserwowała Hinatę. — Nie
spodziewałaś się gości?
— Hanabi —
wyszeptała starsza Hyuga.
— Och, wyglądasz
jakbyś zobaczyła ducha, Hina. Chyba aż tak straszna nie jestem, co nie? —
Szatynka posłała jej niewinny uśmieszek.
— Co ty tu
robisz, Hana? — Dziewczyna zmarszczyła brwi podchodząc kilka kroków w przód. —
Skąd wiedziałaś, gdzie mnie znajdziesz?
— Przecież
doskonale wiesz, że mam swoje sposoby, a podwładni taty są całkiem przydatni.
— Nie
wspominaj przy mnie tego człowieka — warknęła siadając w fotelu naprzeciw
siostry.
— Ale on
bardzo za tobą tęskni. Tyle czasu nie widział ukochanej, pierworodnej córeczki —
mruknęła oglądając swoje paznokcie. Między nimi zapadła pełna napięcia cisza.
— Co to za podła
gra, Hanabi? — Hinata zmrużyła oczy i przerwała to milczenie, uważnie przyglądając
się twarzy szatynki.
Już tyle czasu
jej nie widziała, a ona nic a nic się nie zmieniła. Te same długie, brązowe włosy,
zadziorny uśmieszek i błysk cynizmu w oczach. Zabolało ją to. Nie chciała
widzieć takiej siostry. Chciała, żeby wróciła ta dawna, niewinna i kochająca świat
Hanabi. Ta sprzed ingerencji ojca w jej rzeczywistość i umysł, ta, która rozróżniała
dobro od zła. Ojciec ją zmienił, a ta świadomość z każdym ich spotkaniem coraz
mocniej uderzała w Hinatę i za każdym razem raniła coraz bardziej. Nie potrafiła
zrozumieć, dlaczego Hana nadal kurczowo trzymała się człowieka, który zniszczył
ich rodzinę, nie mówiąc o możliwości normalnego życia.
— Ależ tam
zaraz gra. — Młodsza z dziewczyn wzruszyła ramionami. — Mówię prawdę. Widzę,
jak tata się zamartwia o to, co się u ciebie dzieje.
— Po co mi to
mówisz?
— Bo chcę, żebyś
wróciła do domu. — Hanabi spojrzała stanowczo w jej oczy. — Chcę, żebyś znowu
stała się częścią rodziny. Chcę, żeby było jak dawniej.
— Jak dawniej?
— parsknęła. — Hanabi, przejrzyj w końcu na oczy. Już nigdy nie będzie jak
dawniej. Ojciec spalił wszystkie mosty, jakie mnie z nim jeszcze łączyły w
dniu, w którym umarła nasza mama.
— Hinata nie mów
tak. — Dziewczyna zacisnęła ręce na podłokietnikach fotela. — Może być jak
kiedyś. Wystarczy, że wrócisz i przeprosisz tatę. Wtedy wszystko będzie dobrze,
będziesz mogła razem ze mną zarządzać grupą. Będziesz odpowiedzialna za...
— Za okrucieństwo — przerwała jej, zaciskając dłonie w pieści. — Odpowiedzialna za wyzysk i
przemoc. Jak możesz mówić o tym z taką lekkością? A co z tymi ludźmi, którzy
tylko cierpią przez nazwisko Hyuga? Co z tymi narkomanami, którzy zaliczają złoty
strzał, kiedy dilerzy ojca na chama wciągają ich w ten świat, żeby potem doszczętnie
zniszczyć? Co z tymi rodzinami, które tracą przez ojca dachy nad głowami? Co z
tymi wszystkimi ludźmi, którzy giną, bo tak mu jest wygodnie?
— Skąd ty...
— Skąd to
wiem? — Hinata parsknęła gorzkim śmiechem na widok zszokowanej miny Hanabi. —
Nie jestem ani ślepa, ani głupia. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, które
morderstwa podane do wiadomości publicznej są jego sprawką. Wiem, czym się
zajmuje ta wasza cholerna mafia. I nie wmówisz mi, że odpowiedzialność za to
wszystko to świetna sprawa. Powiedz mi, kiedy przestałaś widzieć granicę między
dobrem a złem? Kiedy przestałaś samodzielnie postrzegać świat? Kiedy zniknęła
moja Hanabi, nie cierpiąca przemocy i niesprawiedliwości?
— Nie wiesz, o
czym mówisz. — Szatynka poderwała się z fotela. — Tata robi to dla nas, dla społeczności,
dla miasta. Jest dobrym człowiekiem, tyle że ty potrafisz tylko oceniać jego błędy.
Dlaczego nie możesz po prostu wrócić? — Łzy spłynęły po jej policzkach, a ona
opuściła bezwiednie ręce. — Dlaczego nie możesz zrozumieć, że tata w swoim działaniu
ma na uwadze lepszy cel? Dlaczego nie możesz tego dla mnie zrobić?
— Bo to jest
niewłaściwe, Hanabi. Ojciec wcale nie robi tego dla nas. On to robi dla siebie.
Zawsze dbał tylko o czubek własnego nosa, a kiedy mama to zrozumiała, było już
za późno. Musisz przejrzeć na oczy. — Wstała i chciała podejść do siostry,
jednak ta się cofnęła. — Hana przestań. Zrozum wreszcie, że to nie ja jestem
twoim wrogiem.
— Ty nigdy się
nie zmienisz — warknęła, ocierając łzy wierzchem dłoni. — Zawsze uparcie będziesz
przeciwko niemu. Już rozumiem, dlaczego tata wolał spędzać czas ze mną. Ty
nigdy nie potrafiłaś go zrozumieć. Teraz przynajmniej wiem, że i mnie nie
kochasz. Gdyby tak było, wróciłabyś ze mną do domu.
— Przestań — ucięła,
czując napływające do oczu łzy. — To nie jest prawda.
— Nie mogę
uwierzyć, że byłam na tyle głupia, żeby tu przyjść — fuknęła pocierając ręką
czoło. — Dlaczego myślałam, że nadal jesteś tą samą Hinatą? Przecież to od początku
nie miało sensu. — Rzuciła jej smutne spojrzenie i ruszyła do wyjścia.
— Hanabi, poczekaj.
— Hinata pobiegła za nią i złapała ją za rękę, gdy ta była już na klatce. — To
nie musi się tak skończyć. Jeszcze możesz się od niego uwolnić. Pomogę ci,
tylko przejrzyj w końcu na oczy.
— Nie ma mowy.
— Wyszarpnęła rękę z uścisku. — Nie jestem tobą. Nie zdradzę taty. Będziesz
jeszcze żałować swojej decyzji.
Po tych słowach szybko zbiegła na dół, a po krótkiej chwili, Hinata usłyszała
trzask drzwi wejściowych. Wiedziała, że pogoń za nią nic by nie dała. Hanabi była
zbyt zaślepiona przez miłość do ich ojca. Hyuga wróciła do mieszkania, zamknęła
drzwi i jak w transie skierowała się do swojego pokoju. Dopiero, kiedy usiadła
na swoim łóżku, oparła ręce o kolana i schowała twarz w dłoniach, pozwoliła
swobodnie spłynąć łzom bezsilności.
Od autorek: Nom tom, hmm. Od czego by tu zacząć...
Witamy!
Tak, wiemy, niezbyt oryginalne ;)
Spięłyśmy się i udało nam się dokończyć rozdział przed Sylwestrem :D
Łatwo nie było, bo pierwszy raz pisałam coś tak długiego, a Yumi musiała się przez to przekopywać, żeby skontrolować, czy wszystko jest w porządku.
Tak, czy inaczej rozdział jest, więc oddałyśmy go w Wasze łapki.
Nawet nie wiecie, jakie to miłe (A może i wiecie? Kto też pisze? Przyznać się bez bicia :D) wiedzieć, że na rozdział ktoś czeka. Dziękujemy wam za te pierwsze komentarze. Dzięki nim łatwiej się pracowało. Mamy nadzieję, że rozdział przypadł do gusty, a wy zostaniecie z nami do końca tej historii.
Witam! :)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że kocham to opowiadanie! Szkoda mi tylko Hinaty... Ale najbardziej ciekawi mnie randka z Naruto i reakcja Neja gdy się dowie, że Hina poszła z nim na randkę :)
Śle wene i z niecierpliwością czekam na cdn!
Hyhyhy, kto wie, jak to będzie? ;) My nie powiemy :D
UsuńDziękujemy za komentarz i wenę :D
Dlatego musicie szybko coś napisać! Bo z ciekawości umrę :D
UsuńPostaramy się to zrobić jak najszybciej ;)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńspotkanie wypadło cudownie i już wiemy, co się stało z rodzicami Naruto...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękujemy i witamy na blogu ^^
Usuń