Naruto
leniwym krokiem szedł w kierunku swojego mieszkania. Mijając przechodni,
uparcie wlepiał wzrok w płyty chodnikowe, bawiąc się zapalniczką schowaną w
kieszeni dresów. Już cały tydzień w jego głowie dźwięczały słowa Nateko, które
nie dawały mu spać po nocach. Może i to było głupie, bo przecież to tylko
intuicja, ale Uzumakiemu wystarczyło stwierdzenie, że to jej intuicja. Dzika
rzadko myliła się w tych sprawach, można by rzec, że praktycznie nigdy. Sam też
cały czas bił się z głosem, który wielkimi literami wykrzykiwał mu w głowie, że
będzie tego żałował do końca życia. To dodatkowo zwiększało jego niepokój, bo
taka sytuacja zdarzyła się już po raz drugi w przeciągu sześciu lat – od samego
początku działania Sudden Strike. Już drugi raz miał tak wiele wątpliwości, tak
wiele niewiadomych. To doprowadzało go powoli na skraj wytrzymałości. Gdy tylko
zostawał sam, wszystkie trybiki przestawiały się na tę jedną, przeklętą akcję.
Kiedyś zignorował te uczucia, był zbyt ufny. Oni doskonale o tym wiedzieli i
wykorzystali to.
Do teraz pamiętał ich szyderczy śmiech i
wyrachowanie. Ta dwójka, ci parszywi mordercy, pochodzili prosto z piekła.
Żadnych zahamowań, żadnego poczucia winy, żadnej litości. Okolica, w której się
znajdował, dobitnie mu to uświadamiała. Czuł lodowaty oddech przeszłości na
swoim karku. Przeszłości, która już nigdy nie miała pozwolić odetchnąć
mieszkańcom w spokoju. Wszędzie widział ich twarze, widział ich działalność.
Strach w oczach tych, którzy pamiętali, zrujnowane rodziny zamordowanych, zaułki,
do których już nikt nie wkroczy z własnej woli. To wszystko, co po nich zostało
i właśnie to, nadal paliło żywym ogniem, bardziej, niż cokolwiek innego.
To on im na to pozwolił, to on wpuścił ich na
swój teren, to on był winien tego strachu, który panował w dzielnicy jeszcze
długo po ich zniknięciu. Bracia Shiwamura zapisali się na kartach historii
wielu ludzi, w tym także jego. Oni byli jego pierwszym i ostatnim błędem, który
kiedykolwiek chciał popełnić. Jednak teraz w jego głowie, wszystko zaczęło zataczać
koło. Kolejny raz tyle wątpliwości, kolejny raz strach, kolejny raz
ostrzeżenia, które starał się nagminnie ignorować. W jego głowie, chaos nie
chciał ustąpić miejsca ani jednej słusznej myśli. Czuł, że po raz kolejny
popełnia błąd, że to nie tędy droga. Tylko, jak miał to zatrzymać? Ci ludzie na
niego liczyli, byli gotowi uderzyć z całą siłą i nawet na chwilę nie
dopuszczali do siebie świadomości, że mieliby przestać. Robili to, mimo, że
wielu z nich poznało braci Shiwamura, wielu przeżyło ich okrucieństwo. Toshiro
prawie złamał Kibę, doprowadzając go do wraku tego silnego mężczyzny, którym
zawsze był. Sasuke wylądował przez niego na ostrym dyżurze, ledwo uchodząc z
ramion śmierci, a Temari odchodziła od zmysłów, gdy katował Gaarę na jej
oczach. Ale młodszy z braci był gorszy. On nie krzywdził fizycznie, on robił
wszystko, by złamać psychikę ofiary. Matsuo już nigdy nie będzie w stanie na
niego spojrzeć. Satoru jest jedyną osobą, na widok której, Dzika zaczyna drżeć,
jedyną osobą, którą Yumiko zabiłaby bez zastanowienia. Jedyną osobą, której
Jiraiya sam skręciłby kark.
To przerażające, jak dwójka, niepozornych w
tamtych czasach studentów, potrafiła zniszczyć człowieka i to w czasie nie
dłuższym, niż jeden pieprzony dzień. Naruto nie wiedział, ile ludzi przez nich
cierpiało, ale był pewny, że nie chciał znać tej liczby. Nikt nie chciał.
Poczuł zimne dreszcze, gdy zobaczył przed sobą
zaułek, w którym ich poznał. Zatrzymał się i zapatrzył w głąb ślepej uliczki,
mając wrażenie, że ledwie wczoraj przyłapał ich na katowaniu dilera Hiashiego.
Zatrzymał się na środku chodnika, gdy z pobliskiego zaułku dobiegł go cichy krzyk i odgłos uderzającego o beton kosza.
Wracał właśnie od Zboczeńca, który nie
szczędził mu wywodów, jak niebezpieczne jest życie przywódcy gangu i trochę się
zagadał, bo Naruto opuścił jego mieszkanie dopiero o drugiej w nocy, co
skutkowało samotnym spacerem po zasypiających uliczkach Tokio. Jednak, koniec
końców musiał wrócić do głównej ulicy, wtopić się we wszechobecny zgiełk i
ledwo żywy, ruszyć do baru.
Mimo ruchu aut i obecności niewielu, jak na
Tokio ludzi, usłyszał cichy hałas i zatrzymał się obok ślepej uliczki. Ludzie
mijali go, kompletnie ignorując te odgłosy, które musiały zwracać ich uwagę,
jednak oni wyraźnie postanowili się w to nie mieszać.
Uzumaki zmarszczył brwi i wkroczył do ciemnej
uliczki, niepewnie, aczkolwiek z determinacją stawiając kolejne kroki.
— Jest tu ktoś? — odezwał się, na tyle
głośno, by zagłuszyć odgłosy ulicy. — Ktoś potrzebuje pomocy?
— Nie sądzę. — Usłyszał zachrypnięty męski
głos, który zaraz roześmiał się, niemal psychopatycznie. Po plecach blondyna
przebiegły ciarki, ale nie ruszył z miejsca, mając wrażenie, że i tak by nie
uciekł.
— Satoru, daj spokój. — Po drugiej stronie
uliczki rozbrzmiał głęboki, melodyjny wręcz głos, również należący do
mężczyzny. Chwilę później usłyszał łoskot, jakby na ziemię upadło cos
ciężkiego, ale miękkiego. — To jeszcze licealista.
— Czy... — Naruto przełknął ślinę i ponownie
spróbował cos z siebie wykrztusić. — Czy wy...
— Zabiliśmy go? — Pierwszy z mężczyzn zaśmiał
się znów, tym przerażającym śmiechem, a Uzumaki poczuł przemożną potrzebę
ucieczki i zabarykadowania się w jakimś kącie na końcu świata. — A nawet jeśli,
to co?
— To był diler Hyugi? — zapytał,
przypominając sobie tego podejrzanego faceta z blizną biegnąca przez nos i
gratulując sobie braku drżenia w głosie.
— A to ciekawe. — Drugi z mężczyzn ruszył z
miejsca, a Uzumaki mimo zgiełku ulicy, usłyszał dudnienie jego kroków. — Jeśli
wiesz, kto to był, to albo jesteś od Hiashiego, albo stoisz po drugiej stronie
barykady.
— Nie stoję po jego stronie — warknął, na
chwilę zapominając o tej niepokojącej aurze, jaką roztaczali wokół siebie
mężczyźni.
Księżyc postanowił w tym momencie wyjrzeć zza
wysokiego budynku, oświetlając twarze nieznajomych. Naruto poczuł, jak kolana
się pod nim uginają. Zacisnął zęby i powstrzymał drżenie, spowodowane widokiem,
jaki zastał. Opanowało go czyste przerażenie, a panika zaczęła narastać w
zastraszającym tępie.
Jednak, to nie widok zmasakrowanego ciała,
znajomego dilera wstrząsnął nim tak bardzo. Nie, to ich oczy. Jedna para
tęczówek otoczona burzą blond, wręcz białych włosów, połyskiwała czerwonym
blaskiem, odznaczając się nad zasłoniętymi maską ustami. Naruto nie mógł
dopatrzyć się w nich choćby cienia empatii, czy delikatności. Widział w nich
tylko i wyłącznie okrucieństwo. Jeszcze raz przeniósł wzrok na martwego
człowieka i zrozumiał, że to jego sprawka.
Jego kompan, mimo, że na pewno nie dotknął
tego człowieka choćby palcem, również wyglądał przerażająco. Pod kosmykami
ciemno zielonych włosów, jego piwne, prawie że złote tęczówki, odbijały w sobie
promienie księżyca, które jeszcze bardziej eksponowały czyste szaleństwo,
błąkające się w ich kącikach. Jednak to szaleństwo nie przyćmiewało błysku inteligencji,
ale i sadyzmu. Zrozumiał, że musiał zacząć uważać na każde słowo.
Czuł, że znalazł się w pułapce z prawdziwymi
bestiami w ludzkich skórach.
— W takim razie, mamy do ciebie interes,
Kitsune. — Zadrżał na dźwięk swojego pseudonimu. To, że go znali nie wróżyło
nic dobrego.
Blondyn
wzdrygnął się na to nieprzyjemne wspomnienie i ruszył dalej. Ta dwójka zawsze
roztaczała wokół siebie aurę grozy, a to spotkanie, choć bardzo by tego chciał,
nigdy nie miało zniknąć z jego pamięci.
~*~
Po
piętnastu minutach drogi zobaczył przed sobą plac, przy którym znajdowała się
Kakurega, jak i jego mieszkanie. Przyspieszył kroku na myśl o przyjemnej
pościeli i wygodnym łóżku, jednak momentalnie wrósł w chodnik, gdy jego oczy
wyłapały w tłumie znajome kosmyki włosów.
Wyostrzył wzrok, próbując odnaleźć wzrokiem
granatową czuprynę, co przyszło mu całkiem łatwo, bo dziewczyna właśnie siadała
na murku fontanny, ustawionej pośrodku placu. Niemal biegiem rzucił się w jej
stronę, zwalniając dopiero po przejściu na brukowaną wysepkę pośrodku ulic.
Podszedł do dziewczyny, zupełnie nieświadomej
jego obecności i przysiadł obok na murku. Hyuga dopiero wtedy przerwała
rysowanie, a węgiel wysunął się jej ze smukłych palców, uderzając o wybrukowaną
ziemię.
— Cześć — mruknął Naruto, wyłapując jej
spłoszone spojrzenie. Hinata zauważyła, że się jej przygląda, więc szybko
schyliła się po czarną kostkę, by schować ją do małego piórnika, leżącego obok
niej i przy okazji zakryć twarz włosami.
— Cześć — wyszeptała, splatając ręce na kartkach
bloku.
Nie wiedziała, jak ma się zachować. Nie
rozumiała też, jakim cudem, zamiast unikać miejsc, w których mogła na niego
wpaść, ona mimo wszystko przyszła właśnie tam, gdzie mieli się ostatnio
spotkać. To był zwykły impuls. Porwała szkicownik, piórnik z węglami i sepią, i
wyszła z domu. Wiedziała, że plac w śródmieściu, to miejsce gdzie nie sposób go
nie spotkać, a jednak tam poszła.
Kiedy przysiadła na murku fontanny i wzięła się
za rysunek, zaczęła żałować swojej decyzji. Bo i po co tam przyszła? Nawet nie
wiedziała co chciała mu powiedzieć. Czy w ogóle chciała go spotkać? I kiedy już
zdała sobie sprawę ze swojego beznadziejnego zachowania, on nagle pojawił się
obok. Po prostu przysiadł obok niej i powiedział „Cześć”. To było takie
normalne, a jednocześnie takie dziwne. W końcu znał ją kilka dni, rozmawiał ze
dwa razy, a ona go wystawiła, nie przychodząc na spotkanie i nawet nie trudząc
się o jakiekolwiek wyjaśnienia. Najzwyczajniej stchórzyła. A on? Co zrobił ten
wielki szef organizacji przestępczej, przed którą drżeli mieszkańcy całego
Tokio? Podszedł i przywitał się, a w jego głosie nie zadrżała choćby nuta
rozdrażnienia, czy zawodu.
— Wszystko u ciebie w porządku? — Ciągnął dalej,
gdy biało oka zamilkła, wbijając sobie paznokcie w dłonie. Dziewczyna skinęła
jedynie głową, na co Uzumaki westchnął ciężko i zapatrzył się w niebo. —
Rozmawiaj ze mną, Hinata, proszę.
— Przepraszam — wyszeptała, przygryzając wargę.
— Za co? — Blondyn zdawał się być autentycznie
zaskoczony. — Miałaś prawo tak zareagować, tym bardziej, że nie znasz mnie za
dobrze.
— Ale mogłam chociaż powiedzieć ci o tym
osobiście — wymruczała, spuszczając wzrok na swoje buty. — Przepraszam za to,
że tego nie zrobiłam.
— W porządku — mruknął, uśmiechając się pod
nosem. — Ten wparowała do sali plastycznej niczym burza, ale koniec końców
przeżyłem, więc nie jest tak źle.
Hinata zaśmiała się pod nosem, wyobrażając sobie
rozgniewaną przyjaciółkę. Uzumaki miał rację. To mogło skończyć się o wiele
gorzej.
Siedzieli dłuższą chwilę w ciszy, ignorując ludzi
rzucających im ukradkowe spojrzenia. Musieli wyglądać, jak para zakochanych,
ale Hinata była zbyt speszona, by cos z tym zrobić, a Naruto nie zwracał na to
uwagi. Hinata intrygowała go i naprawdę miał ochotę bliżej ją poznać, ale nie
wiedział, czy dziewczyna chciała mieć z nim jeszcze do czynienia.
— Nie masz może ochoty na Ramen? — zapytał
podnosząc się na równe nogi. Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie, ale po
chwili zastanowienia uznała, że to nie był zły pomysł. Skinęła głową i wstała,
porywając przy tym w ręce szkicownik i piórnik. — Super, w takim razie ja
stawiam.
— Nie trzeba, mogę zapłacić. — Zaprotestowała
natychmiast, jednak Uzumaki zbył ją machnięciem ręki.
— To ja tu próbuje pokazać się od tej dobrej
strony, co nie? — Wyszczerzył się i podrapał w zakłopotaniu po blond czuprynie.
— W końcu muszę ci udowodnić, że to, co robię, nie określa tego, kim jestem,
prawda?
— Ale ja wcale tak nie...
— Gdyby tak było, nie uciekłabyś. — W jego
głosie nie było zawodu, czy ukrytej pretensji. Po prostu stwierdził oczywisty
dla niego, jak i dla niej fakt. — No dalej, pokażę ci dzielnicę miasta, w
której na bank nigdy nie byłaś.
Dziewczyna skinęła ponownie głową i ruszyła za
blondynem w stronę ulicy, by po chwili znaleźć się po drugiej stronie. Przeszli
pod Kakurege, gdzie chłopak zatrzymał się, sprawdzając, czy dziewczyna nie
uciekła. Widząc przy tym, jak nieporęczny był jej szkicownik, pokręcił głową w
rozbawieniu.
— Nie jest ci trochę niewygodnie? — Wskazał
brodą na trzymane przedmioty.
— To nic takiego. — Spuściła wzrok, rumieniąc
się przy tym. Musiała wyglądać śmiesznie, taszcząc ze sobą taki duży
szkicownik.
— Może zostawisz to na razie w barze? — Posłała
mu wystraszone spojrzenie, już w myślach odtwarzając, co mogłoby się stać z jej
rysunkami, ale śmiech blondyna szybko odwrócił jej uwagę.
— Nie w samym barze. Chodziło mi o moje
mieszkanie. — Wskazał na okna znajdujące się na przeszkloną witryną. — Nikt
oprócz mnie nie ma tam wstępu. Matsuri pilnuje zza baru, czy aby nikt nie
próbuje się wziąć za sforsowanie tych schodów, więc możesz być spokojna. Twoje
rysunki będą bezpieczne.
— Nie chciałabym robić ci kłopotów.
— Jakich kłopotów? — Blondyn roześmiał się, już
otwierając drzwi baru. — No dalej, chodź za mną.
Hyuga zagryzła wargę, ale ostatecznie weszła za
Uzumakim do budynku.
Od razu uderzył w nią zapach alkoholu wszelkiej
maści. Rozejrzała się zaciekawiona po pomieszczeniu. Rzadko bywała w klubach i
barach, ale musiała przyznać, że ten był wyjątkowo klimatycznym miejscem.
Jasnobrązowa boazeria pokrywała ściany i sufit, z którego na krótkim łańcuchu
zwisały czarne lampy, imitujące kandelabry. Podłoga została wyłożona deseczkami
parkietu, tworząc ciekawy wzór współgrający ze ścianami i sufitem.
W najdalszym kącie pomieszczenia znajdowały się
drewniane, kręcone schody, a naprzeciw drzwi stał wielki, dębowy bar,
wykończony przeróżnymi ornamentami wyrzeźbionymi w drewnie oraz cienką warstwą
czarnej, błyszczącej płyty, której Hinata nie była w stanie zidentyfikować, a
która idealnie zgrywała się z czarnym szkłem witryny. Za nim znajdował się
równie wielki, dębowy barek otaczający z trzech stron szare drzwi z napisem
„Tylko dla personelu”. Znajdowało się tam mnóstwo różnokolorowych butelek,
każda z białą etykietą, informującą o jej zawartości.
W pomieszczeniu przy dwuosobowych stolikach,
ustawionych przy lewej ścianie pomieszczenia, siedziało kilkoro ludzi, tak jak
i przy barze. Jedynie małe boksy po prawej stronie świeciły pustkami.
Oddzielone drewnianymi ściankami stoliki,
zauroczyły Hinatę. Ciemnozielone blaty były otoczone cienką ramką drewna,
zdobioną w przeróżne motywy, a na samej zielonej nawierzchni, połyskiwały
czarne odłamki szkła, kontynuujące wzór schodzący z drewna.
— Chcesz wejść ze mną na górę, czy poczekasz tutaj? —
Uzumakiemu nie uszedł uwadze jej zachwyt, który przyprawił go o dumę. Kochał
swój bar i bardzo lubił, kiedy ktoś go doceniał.
Hinata rozejrzała się w popłochu po ludziach,
siedzących w barze. Nie bardzo widziało jej się zostawać na dole z obcymi.
Niepewnie podeszła do niego, na co Naruto błysnął zębami w uśmiechu i zachęcił
ją ruchem ręki, wchodząc już na schody.
Chwilę po tym stała w jasnym, przestronnym
salonie. Odcienie brązu i beżu sprawiały, że pokój był przytulny, mimo swej
wielkości. Wokół małego drewnianego stolika stały duże, beżowe kanapy. Na
podłodze leżał dywan w tym samym kolorze, a pod ścianą, duży telewizor.
Na ścianach wisiały zdjęcia, które zwróciły
uwagę Hinaty. Podeszła do komody, nad którą wisiał duży obraz, przedstawiający
bardzo podobnego do Naruto mężczyznę i młodą, rudowłosą kobietę. Wokół
porozwieszane zostały inne, mniejsze zdjęcia tej dwójki, samego Uzumakiego,
kilkorga ludzi, których kojarzyła z uczelni, jak i zupełnie nieznanych jej
osób. Na komodzie za to stały obrazy, które musiały by dziełem blondyna, przedstawiające
tego niezwykłego lisa z wzoru na jego desce. Pomiędzy nimi znajdowało się
jeszcze jedno zdjęcie, na widok którego, Hinata zmarszczyła brwi. Widniał na
nim bowiem starszy mężczyzna, z długimi białymi włosami i czarnymi oczami —
profesor Yoshizaki.
— Rysunki leżą bezpieczne w moim pokoju, a
drzwi są zamknięte na klucz. — W pomieszczeniu pojawił się rozpromieniony
Uzumaki, z kurtką w jednej ręce i kluczem w drugiej. Blondyn zauważył, na co
patrzyła i roześmiał się pod nosem. — Jiraiya to dobry znajomy moich rodziców i
mój chrzestny. Stąd to zdjęcie.
— Och — wymsknęło jej się, bo przez chwilę
pomyślała, że profesor ma cos wspólnego z gangiem. Naruto, jakby czytając jej w
myślach, pokręcił ze śmiechem głową.
— Nie martw się. Codziennie próbuje wybić mi to
z głowy, ale jak widać, nie wychodzi mu to najlepiej. — Wzruszył ramionami i
wskazał na drzwi. — Jedziemy?
— Jedziemy? — zdziwiła się, bo wcześniej nie wspominał nic o
żadnym pojeździe. — Znaczy samochodem? To aż tak daleko?
— Pół godziny drogi stąd — mruknął,
przekrzywiając śmiesznie głowę. — Ale nie chciałem jechać samochodem, tylko
motocyklem. Chyba, że wolisz samochód.
— Nie, nie, w porządku. — Pomachała szybko
rękami i spuściła wzrok. — Bardzo lubię motocykle.
— No to jak? Idziemy na dół?
Hinata skinęła głową i
ruszyła za rozpromienionym blondynem na dół do baru, a stamtąd do drzwi z
napisem „Tylko dla personelu”. Ledwo co znaleźli się na słabo oświetlonym
korytarzyku, Naruto skręcił w prawo, do małego pustego pomieszczenia i otworzył
kolejne drzwi. Za
nimi znajdowały się schody, które okazały się prowadzić do niewielkiego
warsztatu, w którym stał żółty Chevrolet Camaro i motocykl, który teraz
przysłonięty był plandeką.
Blondyn z uśmiechem podszedł
do osłoniętej maszyny i jednym ruchem ściągnął z niej materiał, a oczom Hinaty
ukazał się czarny Suzuki Hayabusa. Dziewczynie aż zaświeciły się oczy na ten
widok. Zawsze chciała mieć swój motocykl, ale ojciec nigdy nie pozwalał jej
myśleć o czymkolwiek, co nie było związane z zarządzaniem grupą. Gdy się od niego
uwolniła, to marzenie zaczęło jej umykać, zasłonięte zmartwieniami codziennych
dni, aż w końcu zrzuciła je na ostatni plan i odpuściła.
— Podoba ci
się? — Blondyn nie mógł przestać się uśmiechać, na widok iskierek w jej oczach.
Dziewczyna skinęła głową i podeszła bliżej, nie spuszczają oczu z piekielnej
maszyny. — To jak, chcesz się nim przejechać?
— Jasne,
ale...
— Kask leży
na półce. — Uzumaki wskazał na szafkę z narzędziami stojącą tuż obok Hyugi, od
razu wyczuwając, o co jej chodzi. — A tu — odwrócił się i zaczął grzebać w
szafie stojącej za nim, by po chwili rzucić w nią kawałkiem materiału — masz
kurtkę.
Hinata
złapała zręcznie czarną skórę i po chwili wahania, nałożyła ją na ramiona.
Sięgnęła czarny kask z półki, a gdy się odwróciła, Naruto siedział już na
motocyklu w biało czarnej kurtce i białym kasku. Zachęcił ją ruchem głowy i
nacisną guzik na pilocie, a drzwi warsztatu zaczęły podjeżdżać w górę.
Dziewczyna w trymiga znalazła się za nim, niepewnie go obejmując. Gdy drzwi
uniosły się wystarczająco wysoko, Naruto kazał jej się schylić i ruszył z
rykiem silnika, ledwo co nie zahaczając głową o wciąż podnoszącą się klapę.
Wyjechali z
podziemi, prosto na główną ulicę, gdzie blondyn przyspieszał, wymijając po
drodze wszystkie samochody. Hyuga zacisnęła oczy i mocniej przytuliła się do
chłopaka. Poczuła, jak ten się śmieje, by za chwilę ponownie przyspieszyć.
Mimo
początkowego strachu, Hinata z każdą chwilą coraz mniej obawiała się tej jazdy.
Wyczuła, że Uzumaki jest dobrym kierowcą i zaufała mu. Otworzyła oczy i nieco
rozluźniła uścisk. Pojazdy migały jej przed oczami w zastraszającym tępie, ale
jej to nie przerażało. Poczuła adrenalinę, której tak bardzo jej brakowało od
czasu ostatnich wyścigów samochodowych. Ryk potężnego silnika rozbrzmiewał w jej
uszach, co sprawiało, że miała ochotę zaśmiać się radośnie, jak mała
dziewczynka. To było niesamowite, ta prędkość, to poczucie wolności. Brakowało
jej tego.
Uzumaki wyczuł, że się rozluźniła i uśmiechnął
się pod nosem. Domyślał się, jak mogła się czuć. Do teraz pamiętał swoją
pierwszą przejażdżkę z ojcem na starej, wysłużonej Yamaha FJ1200.
Po ponad dwudziestu minutach szybkiej jazdy,
zwolnił nieco, wjeżdżając w końcu w dzielnicę, którą chciał jej pokazać.
Spokoju okolicy nie śmiało burzyć zbyt wiele samochodów. Uzumaki jechał wąskimi
uliczkami, co rusz skręcając w jakiś zaułek, a Hinata z szeroko otwartymi
oczami wpatrywała się w otoczenie.
Ta cicha dzielnica wydawała się w ogóle nie
należeć do tak wielkiej metropolii, jaką było Tokio. Wąskie uliczki, domki
przypominające okres Meiji i dużo zieleni, tworzyło z tego miejsca niezwykłą,
bezpieczną przystań. Gdzieniegdzie zauważyła witryny sklepowe, ale wszystkie
wydawały się zatrzymać w uroku odpowiadającym tej jednej konkretnej epoce. Na
ulicach nie było zbyt wiele ludzi, ale ci, których mijali, machali do nich
wesoło. Hinata uznała zatem, że Naruto musiał często tu bywać, skoro był
rozpoznawalny nawet w kasku. Zastanawiała się, jak trafił do tej dzielnicy. Ona
całe swoje życie spędziła w Tokio, ale nigdy nie przypuszczałaby, że istnieje
tak piękne i spokojne miejsce wśród tego całego zgiełku i pośpiechu.
Uzumaki zwolnił jeszcze bardziej, by po chwili
zatrzymać się kilka metrów od małej, drewnianej budki, której szyld głosił
„Ichiraku Ramen”. Hyuga zsiadła z maszyny, co zaraz zrobił jej towarzysz i
chwilę po tym siedzieli już przy barze budki, odłożywszy kaski i kurtki na
siedzenie obok.
— Dwa razy to, co zawsze, staruszku. — Naruto
posłał starszemu mężczyźnie uprzejmy uśmiech, który ten odwzajemnił i zabrał się
do roboty. — Mówię ci, najlepszy Ramen pod słońcem.
— Musisz często tu bywać, skoro, ludzie cię
rozpoznają — wypaliła nagle, nawet nie wiedząc, dlaczego.
Blondyn spojrzał na nią zdezorientowany, by po
chwili wybuchnąć śmiechem. Ta dziewczyna nie przestawała go zadziwiać. Co rusz
cos nowego. Obrazy, ucieczki, motory a teraz jeszcze to.
Gdy już się uspokoił, na jego twarzy zawitało
rozczulenie, które nie umknęło Hyudze.
— Cóż, trudno, żeby nie rozpoznawali chłystka,
którego ganiali z miotłami i patelniami po ulicach — mruknął rozbawiony,
obserwując zdezorientowanie malujące się na jej twarzy. Jednak po chwili jego
twarz przybrała nieco pochmurny wyraz. — Wychowywałem się w tej dzielnicy.
Mieszkałem tu z rodzicami przez siedemnaście lat. Dwie przecznice stąd znajduje
się mój stary dom, ale od śmierci rodziców nie mam z nim dobrych wspomnień. Nie
byłem tam dobrych pięć, może nawet sześć lat.
Hinata momentalnie pożałowała swojego pytania.
Może nie znała go za dobrze i najczęściej widziała tylko na korytarzach wydziału,
ale jeszcze nigdy nie wydawał jej się być tak przygnębiony. Zrozumiała, że nie
mógł mieć łatwego życia, a rodzice musieli być dla niego ważni. I musiało
spotkać ich cos złego, skoro nie chciał wracać do rodzinnego domu przez całe
sześć lat. Sama też cos o tym wiedziała.
Naruto zauważył jej minę i szybko potrząsnął
głową, pozbywając się niepotrzebnych w tej chwili myśli.
— Cóż, co było minęło — uśmiechnął się do niej
ciepło. — Niech przeszłość pozostanie w przeszłości.
Hyuga pokiwała głową i podniosła na niego
niepewne spojrzenie. W jego oczach po raz kolejny nie zobaczyła tego, czego się
spodziewała, a mianowicie wyrzutów, czy reprymendy. Była tam radość i ciepło,
ale i odrobina smutku, którą musiały wywołać wspomnienia z dzieciństwa.
Niezręczną sytuację przerwał staruszek, stawiając przed nimi dwie miski
parującej zupy, za której pałaszowanie zabrali się niemal natychmiast.
Żadne z nich nie poruszyło już tej kwestii. Cały
czas rozmawiali na zupełnie nieważne tematy i co chwilę wybuchali śmiechem na wspomnienia
zabawnych sytuacji, jakie im się przytrafiały.
Po zjedzonej kolacji, postanowili zostawić
motocykl na oku właściciela „Ichiraku Ramen” i przejść się po dzielnicy, w
której już powoli zapalano latarnie. Niestety nie zdążyli dojść choćby do końca
ulicy, gdy telefon blondyna rozdzwonił się, na co ten przeklął szpetnie pod
nosem i przeprosił Hyugę, odchodząc kilka kroków dalej. Kiedy zobaczył na
wyświetlaczu dobrze znaną, leniwą gębę, przeszły go ciarki. Nara nigdy nie
dzwonił z byle gównem.
— Mów — warknął, mając złe przeczucia.
— Mamy problem. — Usłyszał zmęczony, a jakże,
głos przyjaciela. — Musisz natychmiast ruszyć tu swoją dupę.
— Co się znowu stało? — Zmarszczył brwi,
oglądając się na Hinatę, która przyglądała mu się, zaciekawiona jego nerwową
reakcją. — Jestem teraz jakby zajęty, wiesz?
— To zmień to zajęcie, bo to pilne, Uzumaki —
warknął brunet, na co Naruto się skrzywił. Cholernie mu się to nie podobało. —
Dojedziesz do bazy wilków w piętnaście minut max.
— Jestem w Hayazaki, Nara — syknął tamten,
tupiąc nerwowo nogą. — I musze kogoś odstawić do domu.
— Nie żartuj sobie ze mnie — warknął Shikamaru,
wzdychając ciężko. — Gdzie musisz tego kogoś odstawić?
— Okolice Shibuyi — mruknął, już zawracając w
stronę dziewczyny. — Będę tam za jakieś czterdzieści minut.
— Pospiesz się. — Usłyszał jeszcze zanim się
rozłączył.
— Przepraszam, obowiązki wzywają — powiedział
ponuro, drapiąc się po karku w zakłopotaniu. — Muszę podjechać do kumpla, ale
odwiozę cię do Shibuyi. Strasznie cię za to przepraszam.
— Nie szkodzi. — Hyuga pokręcił głową. —
Rozumiem, jesteś zajęty. Też powinnam już wrócić. Ten pewnie się zastanawia,
gdzie mnie wcięło.
— Zaraz. Mieszkasz z Ten Ten? — Uzumaki otworzył
szeroko oczy, zatrzymując się w pół kroku. Dziewczyna przytaknęła ruchem głowy.
— Życie mi ratujesz, Hinata! — krzyknął, porywając ją w ramiona i okręcając się
z nią wokół własnej osi. — Możemy wrócić skrótami.
Po tym odstawił zaczerwienioną dziewczynę na
ziemię i niemal biegiem ruszył do stojącej przy budce maszyny. Czekając aż ta
zarzuci na siebie kurtkę i kask, powiadomił Nare, że zjawi się w bazie za
dwadzieścia minut.
Chwilę po tym z rykiem silnika opuszczali tę
spokojną dzielnicę, by po dziesięciu minutach jazdy, Naruto wysadził Hinatę,
pod strzeżonym osiedlem. Podziękował jej za wieczór, uspokoił, mówiąc, że
zwróci szkicownik i pomachał jej, zaraz znikając w mroku ulicy. Hyuga stała tam
jeszcze kilka minut, nadal ubrana w skórzaną kurtkę, którą jej pożyczył i z
kaskiem w ręku. Zastanawiała się, czy chodziło o gang, kiedy wspominał jej o
obowiązkach. Przez ten miły wieczór zapomniała, komu tak naprawdę pozwoliła się
wywieść w nieznane. Miała ochotę strzelić sobie porządnie w twarz. I to nie
dlatego, że mu zaufała, ale dlatego, że coraz mniej obchodziło ją to, czym
blondyn się zajmował. A powinno i dobrze o tym wiedziała. Nie mogła zapominać o
ojcu i jego interesach. W końcu blondyn obracał się w tym samym, tokijskim
półświatku. Tylko, czy aby słuszne było kwalifikować go pośród zbrodniarzy
równych jej ojcu?
Westchnęła ciężko i z jeszcze większym niż
wcześniej mętlikiem w głowie, zaczęła wspinać się po schodach do swojego
mieszkania.
~*~
Shikamaru, jak zwykle siedział przed swoimi monitorami,
przysypiając w wygodnym fotelu, Temari opierała się o biurko, mierząc blondyna
ostrym spojrzeniem, a Kankuro majstrował przy swoich marionetkach, rozłożony na
starej, styranej kanapie. Poza tą nieodłączną trójką w pomieszczeniu znajdował
się Gaara, szef QW oraz Madara z DF.
— Cos ty taki nabuzowany? — mruknął ten
ostatni, odbijając się od ściany, o którą się opierał.
— Nieważne — rzucił Uzumaki i spojrzał
wyczekująco na Nare, który zdążył wrócić do pionu.
— Ktoś chciał włamać się nam do systemu —
powiedział ponuro brunet, odwracając się do monitorów. — Próbował wkraść się do
bazy członków i wykraść ich dane. Co więcej, zaatakowany został serwer z danymi
na temat broni i pojazdów, których używamy. Ich ulepszeń i planów budowy.
— Cos zginęło? — Naruto przysiadł na stoliku i
skrzyżował ręce na piersi.
— Zdążyłem zablokować wszystkie serwery, zanim
hakerowi udało się dotrzeć do ostatniej zapory, ale właśnie tu pojawia się
problem. — Shikamaru zwrócił się twarzą do nich i rozłożył wygodnie w fotelu. —
Zapory nie zostały złamane. Ktoś wyraźnie wiedział, jakie mamy zabezpieczani.
Co więcej, wiedział jak je przejść. Krok po cholernym kroku.
— Żartujesz sobie ze mnie? — Uzumaki wlepił w
niego zszokowane spojrzenie. — Przecież te zabezpieczenia to twoja robota. Jak
ktoś postronny mógł przejść choćby jedno z nich?
— I tu dochodzimy do meritum — mruknął ponuro,
spoglądając kolejno na każdego z szefów gangów. — Mamy kreta w szeregach.
Naruto zmarszczył brwi. Kreta? To już była
czysta ironia. Jak na zawołanie przypomniał sobie braci Shiwamura i parsknął
gorzkim śmiechem. Nie mógł się ich pozbyć z głowy. Historia naprawdę zataczała
koło, a cała ta sytuacja coraz mniej mu się podobała. Czuł, że jeśli czegoś nie
zrobi, to wszystko go przerośnie. Zamknął oczy, próbując się uspokoić, ale na
nic zdało mu się oddychanie. Gniew zaczynał kiełkować w nim na dobre.
Gdzieś za nim Madara prychnął pod nosem, a
Kankuro rzucił na stolik jeden z kluczy.
— Nie wierzę — warknął Gaara, piorunując Nare
wzorkiem. — Drugi raz? To jakiś żart?
— To upierdliwa sytuacja, ale ktoś po prostu
musiał podać im hasła. Nie ma innej opcji. — Zamknął oczy i odchylił głowę,
opierając ją na fotelu. Miał dość walki z hakerem i zmianą zabezpieczeń, a
czekała go mało przyjemna rozmowa. Westchnął ciężko i spojrzał na nich spod
przymrużonych powiek. — Dobrze wiecie, że nikt nie jest w stanie ich złamać.
— Kto? — Uzumaki złapał za nasadę nosa, już
szukając w głowie podejrzanych osób.
— Tego nie wiem, ale wiem, kogo można wykluczyć
z kręgu podejrzanych w QW. — Shika rzucił kontrolne spojrzenie Gaarze. — Koniec
końców, zostają nam Nateko, Kagawa i Matsuri.
— Matsuri nie ma z tym nic wspólnego — wycedził
przez zaciśnięte zęby rudowłosy.
— Nie możesz tego wykluczyć, Gaara. — Głos
zabrała Temari, stając obok Nary. — Każdy może być podejrzanym. Ty możesz jej
ufać, ale reszta już niekoniecznie.
Shukaku prychnął pod nosem, ale już więcej się
nie odezwał. Wiedział, że z tą dwójką nie ma co dyskutować, a już tym bardziej,
kiedy zdawał sobie sprawę z tego, że mają rację.
— W Sudden Strike możemy wykluczyć podejrzenia.
— Jeleń zwrócił się w stronę Naruto, na co on tylko kiwnął głową, zaciskając
zęby. — A ty, Madara? Jakieś podejrzenia?
— Ozawa — rzucił Uchiha, hardo patrząc w czarne
oczy hakera. — Nikt więcej.
— I tutaj muszę się nie zgodzić — mruknął Nara
rzucając mu ostre spojrzenie. — Sasaki i Kikkawa wcale nie są pewniakami.
— Musimy o tym porozmawiać z resztą — wtrącił
się Naruto, zanim Madara zdążył zacząć kolejną kłótnie, której puentą i tak
byłaby racja Nary. — Niech każdy wyśle informację do członków swojej ekipy.
Tych, których nazwiska tutaj nie padły. Musimy znaleźć i pozbyć się tego kreta.
I to jak najszybciej.
Godzinę później w bazie wilków pojawili się
pozostali członkowie gangów, rzucając podejrzliwe spojrzenia, Narze i swoim
szefom. Takie spotkanie nie było zwyczajną rzeczą, tym bardziej, że brakowało
kilkorga członków.
— Żartujesz sobie z nas? — warknął Kiba, gdy
tylko Shika skończył swój wywód, uwzględniając w to nazwiska podejrzanych osób.
— Chyba nie wierzysz w to, że Yorumi zrobiłaby cos takiego? Kurwa, chyba sobie
w kulki lecisz, Nara.
— Stwierdzam fakty, Inuzuka — mruknął
spokojnie, mierząc go ostrym wzrokiem. — Nie zapominaj, że każdy może być
kretem. Tym bardziej, że Nateko pomagała ustalić zasadę działania tych
serwerów. Ona jest w tej chwili główną podejrzaną.
— Nie pierdol, Nara, tylko pomyśl przez chwilę.
— Deidara podniósł głos, zwracając na siebie uwagę zebranych. — Nie mogła tego
zrobić, nawet, jeśli miała do tego najlepsze warunki. Tak samo, jak nie zrobił
tego Matsuo i co ważniejsze, nie Yumiko.
— To ty przez chwilę pomyśl — mruknął Gaara,
patrząc ostro na przyjaciela. — Mogła to zrobić, tak samo, jak Dzika. Obie
dobrze sobie z tym radzą.
— Co jest z tobą nie tak, Uzumaki? — syknął
Kiba, wkurzony jego milczeniem. — Od kiedy przestajesz wierzyć swoim ludziom?
Powiedz mi do cholery, dlaczego przestałeś wierzyć tym, którzy tyle przez tego
sukinsyna wycierpieli i tak dużo dla ciebie zrobili?! Odezwij się w końcu!
— Kiba, uspokój się — Ten próbowała przytrzymać
go za ramię, ale wyrwał się jej i podszedł szybkim krokiem do blondyna,
zaciskając dłonie na materiale jego kurtki.
— Powiedz mi Uzumaki, kiedy? — Wlepiał w niego
rozsierdzone spojrzenie, próbując się opanować, ale za nic mu to nie
wychodziło.
Oni nie znali dziewczyn i Matsuo tak dobrze,
jak on i Deidara. Nie mogli zdawać sobie sprawy, ile kosztowało ich stawienie
czoła swoim lękom. Jak bardzo musieli zacisnąć zęby, żeby być w stanie stanąć
naprzeciw Hyugi jako łowcy, a nie ofiary.
Naruto też zdawał sobie z tego sprawę, ale nie
potrafił się przemóc. Już raz zaufał i skończyło się to dla nich tragicznie.
Tym razem nie zamierzał odpuszczać, mimo przeszłości, którą każdy z nich dobrze
znał. Chciał uniknąć ofiar.
— Dlaczego, Uzumaki? — Kiba oddychał ciężko, a
Gaara był gotów w każdej chwili doskoczyć do niego i odciągnąć go od blondyna.
Za to Madara obserwował z uwagą Deidare.
— Bo nadal pamiętam, ile razy zostaliśmy
zwodzeni za nos, przez ludzką chciwość i nienawiść. — Kiba zapatrzył się na
niego w niedowierzaniu, by po chwili prychnąć gniewnie i odsunąć się od
przyjaciela.
— I czego ty od nas oczekujesz? — Deidara
zaśmiał się pod nosem, zaciskając dłonie w pięści. — Mamy zamknąć je w
magazynach, dopóki nie przyznają się do winy?
— Macie śledzić wszystkich, których nazwiska
zostały tu dzisiaj wymienione — zagrzmiał Madara, kończąc to żałosne
przedstawienie, które reszta ekipy obserwowała nawet nie pisnąwszy słówka. —
Wystarczy walki kogutów. Nic wam to nie da, a czas ucieka. Chcecie, żeby
zostały oczyszczone z zarzutów? To weźcie się do roboty.
~*~
Inuzuka siedział z Deidarą
w samochodzie, przed blokiem, w którym mieszkał blondyn. Obydwaj wpatrywali się
ponuro w rozświetlone okna na drugim piętrze. Gdy spotkanie się zakończyło,
kilka osób dostało polecenia śledzenia podejrzanych. Naruto wiedział, że to nie
jest dla nich łatwe, ale dla dobra i ich, i dziewczyn, właśnie oni mieli mieć
na nie oko. Żadnemu z nich to się nie podobało, ale nie mieli wyjścia. Bez
słowa opuścili bazę wilków i razem pojechali pod dom Deidary, gdzie obecnie
obie siedziały.
— Yumi
tego nie zrobiła — mruknął w końcu Iwasaki, ale Kiba tylko mocniej zacisnął
ręce na kierownicy. — Nie byłaby w stanie tego zrobić.
— Wiem to
— warknął szatyn, wzrokiem uparcie świdrując okna mieszkania. — Tak dobrze, jak
wiem, że Yoru w życiu nie sprzedałaby nas Hyudze. Nienawidzi go.
Kita
skinął głową i westchnął ciężko. Odpiął pas i otworzył drzwi.
— Powiem
jej, że na nią czekasz — wymruczał. — Lepiej, żeby nie zostawała dzisiaj u nas.
Razem są zbyt przenikliwe. Zaczęłyby cos podejrzewać. Zresztą, jeśli tego nie
zrobiły do teraz, to i tak zaczną, kiedy tylko nas zobaczą.
Kieł
zaśmiał się pod nosem tak bezradnie, że Deidare przeszły ciarki. Dawno nie
widział przyjaciela w takim stanie, właściwie zdarzyło się to tylko raz.
—
Wystarczy, że wejdzie do samochodu. — Oparł czoło na kierownicy, nadal kurczowo
ją ściskając. — Nie dam rady jej okłamać, nie umiem. Zresztą nigdy nie umiałem.
Nie udało mi się to choćby raz przez te całe pieprzone sześć lat.
Iwasaki
nie bardzo wiedział, co ma zrobić. Sam czuł się okropnie i chociaż był o wiele
lepszym aktorem niż Kiba, wiedział, że Yumi nie okłamie. Nara ustawił ich
pomiędzy młotem a kowadłem, a Naruto na to przystał.
— Masz
pięć minut — mruknął po dłuższej ciszy. — Potem ona znajdzie się na dole, a ty
musisz ją dowieźć do domu, zanim postanowi wyskoczyć i nas ze sobą
skonfrontować.
— Wiem —
wymruczał. — Dam radę. Tylko nie daj po sobie poznać już na wejściu, że cos
jest na rzeczy.
Deidara
skinął głową i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Kiba westchnął ciężko,
opierając głowę o zagłówek. Naruto doskonale zdawał sobie sprawę, że mogą nie
dać sobie z tym rady. Mimo to wyznaczył im to zadanie, ignorując przy tym
wszelkie protesty.
W
napięciu obserwował drzwi na klatkę schodową, a gdy zobaczył w nich Nateko z
niezbyt ciekawą miną, zaklął pod nosem. Wiedziała, że cos jest nie tak.
Ewidentnie zdawała sobie sprawę, że Dei nie zachowywał się naturalnie.
Musiał odwrócić jej uwagę i to jak najszybciej. To można było zrobić, ale martwił się o blondyna. Miał nadzieję, że udało mu się wyminąć
pytania Sasaki. Ten mały karzełek był niezwykle bystrą bestią i wolał załatwiać
sprawy między nimi od razu. Z jednej strony ta różnica między przyjaciółkami,
dawała mu jakieś marne szanse, jednak Yumi nie była aż tak nieprzewidywalna,
jak Nateko. Sytuacja mogła zmienić się w każdej chwili i właśnie tego bał się
szatyn. Wtedy bezpowrotnie straciliby ich zaufanie.
Od autorek:
Suimimasen! Rozdział pojawił się z ogromnym opóźnieniem, za które jest nam wstyd. Naprawdę nie chciałyśmy tego tak odwlekać, ale co rusz miałyśmy coś do roboty a i wena wcale nie chciała przychodzić.
Obiecujemy, że będziemy się starać dodawać rozdziały w odstępie jednego miesiące i w wakacje spróbujemy to jakoś usprawnić, albo napiszemy trochę naprzód, i zgromadzimy zapas, tak, żebyście nie musieli tyle czekać.
Mamy nadzieję, że rozdział przypadł do gustu, choć na razie mamy tu cisze przed burzą. W następnym rozdziale będziemy powoli wprowadzać akcję, by w piątce walnąć Wam bombę, na którą same czekamy z niecierpliwością, jednocześnie trochę się jej bojąc. Jeszcze raz strasznie przepraszamy i zachęcamy do komentowania.
Pozdrawiamy
Yumiko&Yorumi
Nooo rozdział super :D zwłaszcza dlatego, że był moment NaruHina <3 <3 <3+
OdpowiedzUsuńAle... czy ja dobrze zrozumiałam? Rozdziały będą się pojawiać... co miesiąc?! Tak rzadko? :(((
Dobrze zrozumiałaś :( Ale nie smutaj. To tylko do końca czerwca. Po egzaminach porządnie weźmiemy się za bloga ^^
UsuńDziękujemy za komentarz ^^
Oooo cudownie :D
UsuńNo to powodzenia w egzaminach i dużo weny ;]
Dziękujemy ^^
UsuńO MATULU! Że też dopiero teraz wzięłam się za czytanie Waszego bloga! To chyba dlatego, że powinnam się uczyć, ale wmawiam sobie, że mam czas xD
OdpowiedzUsuńTo chyba najlepsza decyzja jaką ostatnio podjęłam, żeby przeczytać Waszego bloga! Matko, DZIEWCZYNY! Urzekłyście mnie relacją między Naruto i Hinatą, jest taka spokojnia, urocza, nienachalna. Tak miło mi się to czytało ♥ Pochłonęłam te rozdziały w zastraszającym tempie i bardzo mi się podobają!
Właśnie zyskałyście nową czytelniczkę ♥
Wybaczcie, że tak późno :(
Tulaski ♥
Kyaa Blue <3
UsuńNie masz za co przepraszać. Strasznie miło Cię tu widzieć. My też to znamy -> mamy czas, a potem .... XD
Rany, dziękujemy za te słowa. Aż dodałaś nam ochoty na pisanie ^^
Postaramy się szybko napisać czwóreczkę :D
Witamy wśród czytelników i lecimy się tulić <3
Yumi&Yoru
Witam,
OdpowiedzUsuńtrafiłam tutaj już jakiś czas temu, prze4czytałam tak pobieżnie (ze względu na brak czasu) i bardzo mi się opowiadanie spodobało, cała historia wydaje się być bardzo ciekawa... na razie u mnie z czasem, kiedy mogę usiąść i przeczytać ciężko, ale jak tylko znajdę chwilkę to od razu tutaj zajrzę...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witamy cieplutko w naszych skromnych progach ^^
UsuńMiło, że historia się spodobała i że zostawiłaś komentarz :) To dużo dla nas znaczy :D
Dziękujemy i również pozdrawiamy <3
Yumi & Yoru
WOW!!! niesamowite masz to opowiadanie, będę czekać na kolejne rozdziały z niecierpliwością. I proszę Cię nie poddawaj się, i pisz do samego końca. Życzę dużo weny, bo ona jest na prawdę potrzebna :D
OdpowiedzUsuńPS... Kocham tą piosenkę Soliders!!!
Ojej, ale że niesamowite O.o Rany, tak nie pomyślałyśmy ^^
UsuńDziękujemy bardzo za takie słowa. Budują <3
Spokojnie, nie poddamy się. Małe kłopoty z weną i w dodatku ostatnie testy, poprawki itd. u mnie, a u Yumi praktyki. więc krucho z czasem również. Ale nie bój żaby. Po malutku, ale działamy.
Dziękujemy za wenę i komentarz ^^
My też ją kochamy <3
Pozdrawiamy
Yumi & Yoru