— Dei, powieś
ten łańcuch trochę wyżej. — Yumi wskazała na prawy róg drzwi wejściowych do
hali, obok których na drabinie stał Iwasaki, próbujący przyczepić ozdobę i
jednocześnie nie stracić równowagi. Na słowa swojej dziewczyny przewrócił
oczami, ale posłusznie naciągnął złoty łańcuch, posyłając blondynce pytające
spojrzenie. — Właśnie tak, kochanie.
—
Przestalibyście w końcu! — krzyknął Kiba, który właśnie wchodził na scenę,
znajdującą się po drugiej stronie pomieszczenia. — Aż się rzygać chce od tej
słodyczy!
— Stól pysk,
Psiarzu — warknął Deidara, gwałtownie odwracając się w stronę chłopaka. W
skutek tego ruchu drabina zakołysała się niebezpiecznie, by następnie stracić
równowagę i posłać blondyna na deski parkietu. — Ja pierdole! Co za złom!
— No i to się
nazywa profesjonalizm. — Kiba zgiął się w pół, głośno wyśmiewając kumpla.
— Z tobą na
tym żelastwie efekt byłby taki sam, kretynie. — Yoru podeszła do szatyna,
zdzielając go rękę po głowie, jednak sama podśmiewała się pod nosem, widząc jak
Sasori pomaga wstać poszkodowanemu. — Dalej, musimy ogarnąć te pastorałki, bo
znowu będziemy je robić godzinę przed festynem.
— A wy czego
znowu się obijacie? — Na halę wparował profesor Jiraiya, szczerząc się do
Uzumakiego. — Naruto, myślałem, że chociaż w tym roku ogarniesz dupę.
— Nie moja
wina, Zboczeńcu cholerny, że dopiero godzinę temu wpuściłeś nas na halę! —
krzyknął blondyn, próbując uderzyć białowłosego gitarą.
— Uspokój się
młotku, bo zaraz zniszczysz sprzęt. — Sasuke spróbował zabrać mu instrument,
ale ten dzielnie bronił zdobyczy. W związku z tym oboje zaplątali się w kable,
tylko sobie znanym sposobem lądując w kartonie z anielskim włosiem. — Zamorduję
cię, Młocie.
— Ej, ej, ej.
Spokojnie, Sasuś. Jakoś się dogadamy — mamrotał blondyn, próbując osłonić się
gryfem przed wkurzonym Uchihą.
— No takiego
cyrku to jeszcze nie widziałem. — Kiba objął śmiejącą się Hinatę i przyglądał
się walce, odbywającej się pośród błyszczących nitek. Hyuga ocierała łzy
kiwając mu zgodnie głową.
— Cholera
jasna. — Nateko wróciła na scenę zza kulis i rozejrzała się uważnie po
sprzętach. — Widział ktoś mój bas?
— Przecież
stoi obok bębnów, Kotek. — Kiba wskazał czarną gitarę, opartą o wzmacniacz.
— Nie ten. Ten
czerwony, na którym miałam grać na koncercie. — Inuzuka tylko wzruszył
ramionami, przejeżdżając wzrokiem po całej hali.
Sasori widząc
ten harmider prychnął pod nosem i uznając, że nikt inny się nie ruszy,
wyszedł z hali uprzednio powiadamiając Yumi, że idzie poszukać farby do
stelażu. Sasaki ledwie machnęła na niego ręką, przekopując karton z ozdobami, w
poszukiwaniu lampek.
— Ej, ludzie!
— Odwróciła się do reszty, zwracając tym na siebie uwagę jedynie Deia i Yoru. —
Widzieliście gdzieś lampki? Te, które miały wisieć w fotobudce?
— Pewnie je w
zeszłym roku podpierdzieliłaś! — krzyknął Kiba, nagle tracąc zainteresowanie
szarpaniną chłopaków. — Albo Deidara przechlał je na zeszłorocznym festynie.
— Ja ci dam
przechlał, popierdoleńcu! — Deidara skrzyżował ręce na piersi, wrogo
przyglądając się podchodzącemu do nich szatynowi. — To nie ja rozpieprzam
wszystko wokół.
— Podaj mi
chociaż jeden przykład, kiedy rozpierdoliłem coś na twoich oczach — burknął,
stając kilka kroków przed nim. — Jakoś sobie nie przypominam.
— Z chęcią
odświeżę ci pamięć, Psiarzu. — Iwasaki uśmiechnął się ironicznie. — Moje.
Pierdolone. Drzwi! Trzy razy! Nadąża ci ten twój psi móżdżek?!
— Nie moja
wina, że nie umiesz drzwi montować, blond cioto!
— Ja ci dam
blond ciotę — mruknął złowieszczo, łapiąc w pięści bluzę Inuzuki.
— HO! HO! HO!
— Nagle wszyscy zamarli w bezruchu, kiedy z głośników radiowęzła usłyszeli głos
Kikkawy. Automatycznie skierowali wzrok na jeden z nich. — Tutaj wasz ukochany,
rudowłosy Mikołaj Matsuo! Tak się składa, że moje sanie się gdzieś zapodziały i
nie zdążyłem dostarczyć prezentów naszym cudownym przyjaciółkom. Dlatego też
moje małe, urocze elfki! Jeśli chcecie dostać swoje prezenty, musicie znaleźć
waszego Senpaia i ładnie poprosić o piękną, czerwoną gitarę oraz łańcuch
lśniących, słodziasznych lampeczek. Najlepiej bez ubrań. Mikołaj będzie wtedy
bardziej przychylny. Do usłyszenia i Wesołych Świąt Uniwersytecie Tokijski!
— Zabije tego
popaprańca — warknęła Nateko i wymieniła z Yumi spojrzenia.
— Biorę dół! —
krzyknęła Sasaki i wybiegła z hali. Yorumi skinęła głową i poszła w jej ślady,
na korytarzu kierując się na wyższe pietra.
— Nie no, tego
to ja przegapić nie mogę! — Jiraiya zerwał się z miejsca, biegnąc za
dziewczynami. — Do roboty dzieciaki!
***
Yumi biegła
korytarzami w dół, przeklinając w myślach Kikkawe. Miała nadzieję, że skoro
jeszcze nic nie odwalił to w tym roku już da sobie spokój, a tu proszę. Jakimś
cudem podpieprzył bas i lampki, nawet nie pokazując im się na oczy. To już był
wyczyn.
Nagle piętro
niżej mignął jej kawałek czerwonego płaszcza. Jak poparzona przyspieszyła i
przeskoczyła barierkę, zgrabnie lądując na niższym piętrze, gdzie za zakrętem
właśnie znikał szczerzący się do niej Matsu. Zerwała się z miejsca i ledwo
wyrobiła zakręt, jednak zaraz na kogoś wpadła, lądując na betonie. Poczuła na
głowie spływającą, lepką maź, którą po zapachu szybko zidentyfikowała, jako
farbę. Podniosła się na nogi i przetarła oczy. Przeszkodą, w którą uderzyła
okazał się być zdezorientowany Sasori.
Spojrzała
szybko na oddalającego się Kikkawe. Ten posłał jej całusa i zniknął za kolejnym
zakrętem. Blondynka zmieliła w ustach przekleństwo, mając nadzieję, że Yorumi
go dorwie. Sasori za to widząc co się święci, próbował cichaczem umknąć na
schody, ale Sasaki złapała za jego bluzę i pociągnęła z powrotem na miejsce.
— O nie,
kochany, tak dobrze nie będzie — mruczała, ciągnąc czerwono włosego za sobą po
korytarzu. — Pomożesz mi znaleźć rozpuszczalnik, zrozumiano?
— Tak jest. —
Zwiesił głowę i posłusznie poszedł za blondynką, zostawiającą na podłodze
zielone plamy po farbie.
***
Nateko od
kilku minut biegła za Kikkawą, który ni stąd, ni zowąd wyskoczył jej zza
zakrętu i po chwilowej dezorientacji, puścił się schodami na górę. Nawet nie
pomyślała, dlaczego rudzielec zwiewał na wyższe poziomy, na oślep goniąc za nim.
Sytuacja
przestała jej się podobać, kiedy znaleźli się na korytarzu, prowadzącym do
jedynego wyjścia, na jeden z obszarów dachu, wydzielonych do użytku studentów.
Zwolniła, by pod koniec, ostrożnym krokiem zbliżyć się do otwartych na oścież
drzwi. Powoli wyszła na dach, gdzie uderzyło w nią chłodne powietrze. Zaczęła
mamrotać przekleństwa, zirytowana pomysłami rudzielca. Miała na sobie tylko
cienki sweter, przez co po chwili trzęsła się z zimna.
Zatrzymała się
na środku niewielkiej przestrzeni i obejrzała wokół. Dopiero wtedy zauważyła
Kikkawe, machającego do niej z daszku nad drzwiami. Rudzielec sprawnie
zeskoczył na dół i zanim zdążyła dobiec do wyjścia, zatrzasnął metalowe drzwi i
przekręcił klucz, machając do niej przez małe okienko, po czym zniknął na
schodach w środku budynku.
***
Kiba na nowo
ustawiał sprzęt, próbując powstrzymać chęć mordu na Naruto, zważywszy na to,
jak bardzo oberwał od Uchihy. Uzumaki doprowadził go do szewskiej pasji
ustawiając wzmacniacze nie tam, gdzie powinny się znaleźć, by potem zniknąć z
Hyugą na pół godziny w charakteryzatorni.
Nagle jego
telefon się rozdzwonił, odciągając na chwilę jego uwagę. Zmarszczył brwi,
widząc na wyświetlaczu zdjęcie Yorumi.
— Coś się
stało, Kotek? — Po chwili wybałuszył oczy i pokiwał z niezrozumieniem głową. —
Ale jak to zamknął? Na którym dachu? — Nie rozłączając się ruszył do wyjścia z
hali, coraz bardziej przyśpieszając kroku. — Zaraz tam będę.
— Te! Inuzuka!
— Sasuke podniósł głowę znad skrzynki z kablami, sceptycznie przyglądając się
szatynowi. — Przecież Naruto z Hinatą już poszli po te gówniane kostiumy.
— Muszę biec
na dach. Hentai zamknął na nim Yoru! — krzyknął, będąc już przy drzwiach. —
Deidara poszedł szukać Yumi i Sasoriego, więc przypilnuj, żeby ten popapraniec
nie rozwalił sprzętu!
— Jasne —
mruknął do siebie Uchiha, przewracając oczami. Dopiero po słowach Kiby
rozejrzał się po hali i z niezadowoleniem zarejestrował, że został na niej sam.
Ta cała sytuacja zaczynała grać mu na nerwach.
***
— Dobra, widzę
go. — Yumi szarpnęła ramie Sasoriego, wskazując drugą ręką na baniak
rozpuszczalnika, stojący na górnej półce. — Ściągniesz?
— Jasne. —
Akasuna wyciągnął ręce w górę, próbując dosięgnąć małego pojemnika.
Kiedy ten już
prawie wylądował mu w rękach, niechcący pchnął puszkę obok, która wypchnęła z
rządku kolejną, stojącą obok. Ta uderzyła Sasoriego w ramię, rozbryzgując na
nich czerwoną farbę, która koniec końców, rozlała się również po podłodze.
W tym samym
momencie drzwi do kantorka rozwarły się na oścież, a do pomieszczenia wszedł
Deidara. Niestety blondyn nie zauważył rozlanej cieczy i poślizgnął się, już
drugi raz tego dnia lądując na podłodze. Przejechał po czerwonym płynie i
uderzył w regał, zrzucając jednocześnie, w wciąż wyciągnięte ramiona Sasoriego
baniak z rozpuszczalnikiem.
— Noż kurwa,
nie wierzę! — warknął, podnosząc się na nogi. Musiał przytrzymać się regału, bo
nogi nadal ślizgały się po rozlanej farbie. — Co wy tu odpierdalacie?
— Yumi chciała
rozpuszczalnik, no to po niego przyszliśmy. — Sasori podniósł instynktownie
plastikowy pojemnik przed twarz, próbując powstrzymać uśmiech.
— Ale dlaczego
tu jest tyle farby? — Deidara popatrzył po tej dwójce, nie wiedząc czy się
śmiać, czy płakać. — I czemu wy też w niej jesteście?
— Kiedy
goniłam Kikkawe, wpadłam na Saso. — Yumi nie kryła rozbawienia wypadkiem
swojego chłopaka. — Akurat miał farbę w rękach, więc skończyłam jako chodząca
choinka.
— A ta
czerwona?
— Kiedy
zdejmowałem z półki baniak, popchnąłem ręką puszki i jedna z nich spadła prosto
na mnie. Stąd ten bałagan — wymamrotał czerwono włosy, z głupawym uśmiechem na
twarzy.
— Ja pierdole,
jesteście niemożliwi — westchnął Iwasaki i skierował kroki do wyjścia. —
Wracajmy.
Kiedy otwierał
drzwi te odbiły się od czegoś, a na zewnątrz usłyszeli głośne przekleństwo.
Popatrzyli po sobie, po czym Deidara ponownie, tym razem nieco ostrożniej
zaczął je uchylać, ale osoba po drugiej stronie wyrwała mu z rąk klamkę i
otworzyła je gwałtownie na oścież.
Poszkodowanym
okazał się Kiba, za którym stała Nateko ubrana w jego bluzę i czapkę,
zaśmiewająca się ze swojego chłopaka.
— Ja cię kurwa
zajebie, blond cioto — warknął, doskakując do Deia i łapiąc w pięści jego
koszulkę. — Normalnie zarżnę jak zwykłą świnię.
— Już to widzę
— parsknął śmiechem blondyn. — Dawaj, Psiarzu. Zobaczymy kto tu kogo zarżnie.
— Spokój! —
krzyknęły jednocześnie dziewczyny, po czym przyjrzały się sobie nawzajem i
wybuchły głośnym śmiechem.
— Co ty masz
na sobie? — Yumi wytknęła Nateko palcem. — Wyglądasz jak jakiś metalowy bałwan.
— Przyganiał
kocioł garnkowi — zaśmiała się szatynka. — Hentai zamknął mnie na dachu. A ty
co? Podpieprzyłaś Grinchowi futro?
— Bardzo
śmieszne — mruknęła blondynka z przekąsem. — Jak goniłam tego idiotę, wpadłam
na Sasoriego i oberwałam farbą.
— Nie chce wam
przeszkadzać i w ogóle, — wciął się Akasuna, — ale chyba musimy wracać na hale,
jeśli chcemy się wyrobić z czymkolwiek do jutra.
— Potrafisz
zepsuć humor — burknęła Nateko, ale kiwnęła mu zgodnie z głową. — Wracamy.
***
Ledwo znaleźli
się na hali, stanęli jak wryci nie do końca rozumiejąc sytuację, która się tam
rozgrywała. Na scenie leżał związany łańcuchami świątecznymi, Sasuke, na którym
Naruto razem z Hinatą, przebrani za elfy, zawieszali bombki.
Jakby tego
było mało, nagle pojawił się profesor Jiraiya. Widząc swoich uczniów w takim
stanie, momentalnie wybuchł śmiechem i zgiął się wpół, próbując powstrzymać
płacz.
— Co tu się
odwaliło, dzieciaki? — wykrztusił między napadami śmiechu. — Dlaczego Uchiha
wygląda jak żywa choinka?
— Kiedy tu
przyszliśmy, już tak leżał. — Naruto nawet na nich nie spojrzał, dalej grzebiąc
w pudle z bombkami. — Kikkawa jakimś cudem zaszedł go od tyłu i zanim się
zorientował stracił przytomność. Jak się obudził, był już związany.
— O tym
delikwencie mówicie? — Za ich plecami rozległ się głos Itachiego. Wszyscy jak
na komendę popatrzyli na starszego z barci, który prowadził przed sobą Matsuo.
Widząc, w jakim stanie jest ekipa, parsknął śmiechem, z niedowierzaniem kręcąc
głową. — I to niby Obito jest postrzelonym debilem? Ciekawe co zrobi Madara,
jak mu pokażę, że najlepszy egzekutor w SS dał się związać łańcuchem, ich szef
i jego dziewczyna wyglądają jak jakieś niedorobione elfy, a erotoman skończy w
święta z limem na oku. W dodatku jego ludzie wyglądają, jakby ich zaatakowała
farba, a strateg organizacji udaje metalowego bałwana. Ustawcie się do zdjęcia.
Noż kurwa, powieszę mu to w gabinecie. Inaczej mi nie uwierzy.
Wesołych Świąt!
No to nasi
drodzy...
Życzymy Wam
zdrowych, wesołych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, no i oczywiście pijanego
Sylwestra ;D
Od nas mały
prezencik pod choinkę w postaci mini dodatku. Mamy nadzieję, że upominek się
podoba. Do zobaczenia <3
Dobry Boże ominąłem to wcześniej, ale to jest genialnie. Aż mi łzy że śmiechu poleciały😂
OdpowiedzUsuńP.S. Sam bym Łasicy nie uwierzył.
Cieszymy się, że się podoba :D
UsuńPS. My również byśmy mu nie uwierzyły XDD