— Haloooo!
Ziemia do Yorumi! — Nagły krzyk Madary wyrwał ją z zamyślenia. Brunet machał
jej przed oczami ręką, marszcząc przy tym brwi. — Od pięciu minut zadaje ci to
samo pytanie.
— Czego
chcesz? — Nateko zmrużyła oczy niezadowolona, że przerwano jej kontemplację
struktury szklanki. Mimo to skupiła na nim resztki uwagi, jaką zachowała.
— Pytałem,
dlaczego poszłaś do Wilków? — burknął przybliżając do niej twarz. Dziewczyna
uniosła brwi zaskoczona jego pytaniem, na co Uchiha wybuchnął śmiechem. — Co się
dziwisz?
— Bo to dziwne
pytanie, zadane przez dziwnego dziada. — Zmrużyła oczy, rzucając mu podejrzliwe
spojrzenie. — O co ci chodzi?
— No wiesz... —
Madara uśmiechnął się pod nosem, kierując wzrok na szklankę z rumem. — Trochę
mnie na początku zdziwiło, że nie poszłaś ze swoim chłopakiem do grupy
uderzeniowej. W końcu ponoć niemało potrafisz, jeśli idzie o teren. Zresztą miałem
cichą nadzieję, że zobaczę cię w szeregach. Masz łeb nie od parady, zresztą słyszałem
od Kiby, że niewiele brakuje ci do Sasoriego w tworzeniu trucizn,
wykorzystywanych w naszych broniach.
— Dlaczego mam
wrażenie, że cudownie otrzeźwiałeś i próbujesz wykorzystać sytuację? —
Dziewczyna poprawiła się na stołku pilnując, żeby nie szturchnąć śpiącej na
blacie obok Yumi.
— Bo tak jest?
— Wzruszył ramionami i popatrzył na nią z ciekawością. — To jak będzie? Powiesz
dziadziusiowi, dlaczego te nudy u Gaary?
— Nudy? —
prychnęła, śmiejąc się pod nosem. — Chciałeś chyba powiedzieć spokój.
— Nie wyglądasz
na taką, co lubi spokój.
— Będziesz mi
wiercił dziurę w brzuchu póki ci nie powiem, tak? — Madara skinął głową, uśmiechając
się tryumfalnie. Nateko westchnęła ciężko i oparła łokcie na blacie. — No więc
podważając twoją pierwszą wątpliwość, tak, umiem sporo w terenie. Musiałam się
nauczyć, kiedy wylądowałam z dupy w tym świecie i na szczęście, czy nieszczęście,
ki diabeł wie, miałam dobrych nauczycieli. Zresztą tę historię znasz od Yumi. U
niej było podobnie.
— Tylko, że
ona uczyła się też od ciebie — przerwał jej. — Od twojego przyjaciela i Deia też.
— Stąd to zamiłowanie
do broni i świetne oko. Przez tyle lat nauczyła się strzelać tak dobrze jak on,
jeśli nie lepiej. Kita po pijaku nie wycelowałby tak dobrze, a jest zawodowym
snajperem. Przynajmniej tak można powiedzieć. — Urwała na chwilę, żeby pociągnąć
łyk whisky z prawie pustej szklanki. — Wracając do tematu. Nie miałam już
ochoty na bieganie po ulicach Tokio z bronią. Zresztą wpadanie co rusz do
kolejnego kartelu i bójki już mi się znudziły. To robiłam przed Konohą.
— A co nie
pasuje ci w tworzeniu broni? — Uchiha podparł głowę na dłoni, nie przestając się
uśmiechać.
— Bo ja wiem? —
Wzruszyła ramionami, spoglądając przelotnie na Sasaki. — Nie mam do tego takiej
cierpliwości jak ona. Albo nie umiem się w to tak bardzo wkręcić, żeby tę
cierpliwość mieć. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi grzebanie z Ten w
samochodach i zabawy w sieci z Shiką. Tam mogę odpocząć i się zrelaksować. To
nie przypomina mi tak bardzo o tym, co było wcześniej.
Nateko zamilkła
uciekając myślami w przeszłość, podczas gdy Madara przyglądał się jej dalej,
mrużąc przy tym powieki. Do teraz o przeszłości Dzikiej wiedziało pięć osób, do
których on nie należał. Nie zamierzał jednak dalej wypytywać. Wiedział, że mimo
rozwiązanego alkoholem języka więcej mu nie powie.
Poważną
atmosferę przerwała Sasaki, podnosząc głowę i przeczesując palcami rozczochrane
włosy.
— Gdzie jest Deidara? — wymamrotała bełkotliwie,
rozglądając się zaspanym wzorkiem po praktycznie pustym parkingu.
— Jakieś dwie
godziny temu pojechał odwieść Gaarę — mruknął Madara, kierując uwagę na swoją
podopieczną. — Powinien wrócić w przeciągu 15 minut.
— Okej. —
Kiwnęła głową i położyła ją na ramieniu przyjaciółki, na powrót zamykając oczy.
Madara uśmiechnął się półgębkiem, a Yoru zaniepokoił lisi błysk w jego oczach.
— Te,
blondyna. — Szturchnął ją, na co Sasaki warknęła z irytacją, ale uchyliła jedno
oko.
— Czego,
dziadzio?
— Tak właściwie,
to dlaczego twój brat się stąd zwinął? — Yorumi spojrzała na bruneta
podejrzliwie, ale zaraz uśmiechnęła się pod nosem i skinęła mu głową.
— Bo nie lubi
Deia — burknęła blondynka, zamykając oko.
— A dlaczego
nie lubi Deia? — Yorumi potrząsnęła ramieniem, zmuszając Yumiko do odpowiedzi.
— A ja wiem?
— Coś wiesz na
pewno. — Madara nie odpuszczał. Wpatrywał się w dziewczynę z niezbyt dobrze
ukrywaną ciekawością. Praktycznie nikt oprócz samych Hiro i Deidary nie wiedział,
o co chodziło tej dwójce.
— Coś tam
kiedyś mamrotał, że to podły kłamca i to wszystko to jego wina i bla, bla, bla.
— Tej, Yumi,
nie zasypiaj mi tu. — Yorumi spróbowała postawić przyjaciółkę do pionu, ale ta
się nie dała i uparcie uczepiła się ramienia szatynki.
— Ale który
tak gadał? — Madara stłumił śmiech, kiedy zadając to pytanie, spojrzał prosto w
oczy Iwasakiego, który właśnie pojawił się na parkingu z zamiarem zgarnięcia
niedobitków.
— No mój brat
przecież. Cały czas twierdzi, że powinnam odejść od Deia, bo to nie facet dla
mnie, że cały czas przez niego cierpię, a on nie potrafi nic z tym zrobić —
mruczała nawet nie otwierając oczu.
— I tylko
tyle? — Madara posłał Deidarze wredny uśmieszek. Iwasaki wyczuwając, że jego
dziewczyna jest zbyt nieprzytomna, żeby wyłapać granice, ruszył w ich kierunku
szybkim krokiem. Kiedy Sasaki otwierała usta, żeby wyjaśnić o co jej chodzi,
dopadł do niej i nie pozwolił jej pisnąć nawet słówka.
— Na dzisiaj
wystarczy — warknął na Madare, po czym rozejrzał się po parkingu, zauważając
tylko kilku znajomych, zbierających się powoli do wyjścia. — Dalej pijaki
cholerne. Wypad do samochodu, bo zostawię was tu na pastwę losu.
Skończyło się
na tym, że Yumi zmusiła go do zaniesienia jej do auta, a Madara skończył jako
tragarz Yoru, kiedy ta stwierdziła, że nie zamierza iść o własnych nogach i
powybijać sobie zębów.
***
W
niedzielę wieczorem cały gang postanowił przedyskutować plan i nieco go zmienić,
uwzględniając informacje zdobyte od informatorów. Nateko jednak nie miała
najmniejszej ochoty na jakiekolwiek zajęcia, wymagające od niej choć odrobiny
myślenia. Wstała o wiele za wcześnie w zestawieniu z godziną, o której się położyła,
a teraz dodatkowo miała robić za szofera, bo obiecała wcześniej Kicie, że to
ona ich dzisiaj porozwozi. Westchnęła ciężko, parkując pod blokiem, w którym
mieszkali jej przyjaciele. Z kieszeni bluzy wyciągnęła telefon i znalazła numer
Yumi.
20.05.2017
Odbiorca: Yumi
Jestem
pod blokiem
Chwile po tym
Sasaki napisała jej, że zaraz zejdą, więc szatynka skierowała wzrok na drzwi,
prowadzące na ich klatkę schodową. Po niecałych pięciu minutach zobaczyła
blondynkę. Yumi przeszukała wzrokiem parking, po czym, gdy wypatrzyła Mustanga
Yoru, ruszyła w jej stronę. Miała podkrążone oczy, a mina świadczyła, że coś
musiało ją zdenerwować. Nateko nie musiała długo czekać na informację, co
takiego, bo kiedy przyjaciółka wpakowała się na tylne siedzenie, z klatki
wyszedł Iwasaki, ciągnąc za sobą Kikkawe. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy,
przypatrując się tej niecodziennej scenie. Matsuo zdawał się w ogóle nie
wiedzieć, gdzie się znajduje i w jakim kierunku idzie. Poruszał się tak, jakby
był w transie, ślepo poddając się blondynowi.
Gdy doszli do
samochodu, Deidara wpakował rudzielca na przednie siedzenie i zapiął mu pasy,
po czym sam przeniósł się na tył samochodu. Kikkawa mamrotał i chichotał na
przemian, wpatrując się w dal niewidzącymi oczami.
— Co go napadło?— Yorumi patrzyła
skonsternowana na siedzącego obok chłopaka. — I skąd go właściwie wytrząsnęliście?
— Przylazł do nas trzy godziny temu,
zupełnie odmóżdżony — mruknął Dei, posyłając Kikkawie zmęczone spojrzenie. —
Nie potrafił wykonać najprostszej czynności, wszystko mu leciało z rąk.
Pierdolił coś pod nosem, o jakimś gościu i jego przerażających złotych oczach.
Nie wiem, kogo spotkał, ale nie wygląda to dobrze. Zachowuje się tak, jakby ćpał
przez tydzień bez przerwy i nagle dostał przymusowy odwyk. Zresztą komunikacja
z nim jest na tym samym poziomie.
Yorumi przyjrzała
się podejrzliwie przyjacielowi, po czym westchnęła z rezygnacją i włączyła się
do ruchu. Znała tylko jedną osobę z takimi tęczówkami, ale nie miała odwagi
uwierzyć w swoje przypuszczenia. Jednak widząc w lusterku miny przyjaciół
wiedziała, że oni również mają na myśli tę samą osobę.
— A gdzie się
podziało to siedlisko pcheł? — Yumi po kilku minutach przerwała niezręczną ciszę,
zakłócaną jedynie mamrotaniem Matsuo. Nateko skarciła ją spojrzeniem w
lusterku, jednak blondynka zignorowała reakcję przyjaciółki i wyczekująco
wpatrywała się w jej oczy.
— Stwierdził, że
nie będzie jechał w jednym samochodzie z wariatką, która o mało co nie
odstrzeliła mu oka — mruknęła, kierując wzrok przed siebie, na co Sasaki przewróciła
oczami. — Naruto potrzebował go w głównej bazie. Prawdopodobnie już czeka z
wszystkimi i jęczy, że się spóźniamy.
Yumiko prychnęła
pod nosem, ale nie skomentowała wypowiedzi szatynki. Kiedy wjechali na jedną z
głównych ulic miasta, lądując na końcu sporego korka, odezwał się telefon
Deidary. Blondyn wygrzebał go z kieszeni dżinsów i zmarszczył brwi. Rzucił
szybkie spojrzenie Nateko, mamrotając pod nosem, że wywołała wilka z lasu, po
czym odebrał, przełączając na tryb głośno mówiący.
— Gdzie wy do
chuja jesteście!? — W słuchawce rozbrzmiał głos Inuzuki.
— Aktualnie? —
Iwasaki zniecierpliwiony popatrzył na powolnie sunące samochody. — W
ciemnej dupie.
— Co to ma do
cholery jasnej znaczyć?! — rozdarł się jego rozmówca. — Mieliście tu być pół
godziny temu, Kita. Kto prowadzi ten zasrany samochód?!
— Masz jakiś
problem, kochanie? — Dzika zacisnęła zęby, wkładając w ostatnie słowo tyle
jadu, ile tylko mogła. — Bo jeśli tak, to może tu przyleziesz z kilkoma
bombkami i rozpierdolisz ten cholerny korek? No chyba, że masz jakąś inną
inicjatywę?
Na moment po
drugiej stronie słuchawki nastała cisza, przerwana cichym chichotem, który
zdecydowanie nie wydobył się z ust Inuzuki.
— Dobra,
rozumiem. — Chłopak odezwał się po dłuższej chwili, jakby ostrożnie ważył słowa.
— Zaczekamy na was. Ile wam jeszcze zejdzie?
— Dwadzieścia
minut max — warknęła dziewczyna, gwałtownie zmieniając bieg, gdy samochody
przed nimi nieco przyspieszyły. — W najlepszym przypadku dziesięć.
— Okej,
czekamy — powtórzył szatyn, na co Deidara mimowolnie odetchnął. Kłótnie tej dwójki,
kiedy Yorumi miała w rękach kierownicę były przede wszystkim śmiertelnie
niebezpieczne dla jej pasażerów. A Iwasaki wcale nie miał zamiaru ginąć w
spowodowanym przez nią wypadku. Chciał już się rozłączyć, kiedy usłyszeli w słuchawce
głos Uzumakiego.
— Gdzie oni są?
— Yorumi skręciła właśnie w ulicę, na której ruch był o wiele mniejszy, zaraz
wyprzedzając jadącego przed nią Saaba.
— Nie mam
najmniejszego pojęcia, bo ich wspaniałemu kierowcy brakuje orientacji w
terenie. — Po wypowiedzi szatyna cała trójka w samochodzie zamarła, wpatrując
się z przestrachem w oczy Nateko, odbijające się w lusterku.
— Kiba. —
Deidara zbladł na twarzy, słysząc grobowy głos Dzikiej, a Yumiko zapięła pas.
Matsuo na tyle nieobecny, by nie przejąć się tonem przyjaciółki, zaczął
chichotać nerwowo pod nosem, szturchając ją w ramię. — Masz. Kochanie.
Przesrane.
— Ja pierdole,
to było włączone? — Ostatnim, co dobiegło ich uszu przed rozłączeniem, był jęk
Inuzuki i przekleństwo Naruto.
Deidara zdążył
zarejestrować zmianę biegu, przyspieszenie auta i powoli opuszczane zapory
przed przejazdem kolejowym, zanim Matsuo zaczął się histerycznie śmiać, a Yumi,
cała blada na twarzy, zacisnęła palce na jego ramieniu. W tamtej chwili pomyślał,
że sam kusił los i przestraszony w stopniu równym Sasaki, wpatrywał się w
przednią szybę.
***
—
Jak dorwę tego cholernego psiarza w swoje ręce to mu nogi z dupy powyrywam! —
Usłyszeli, gdy drzwi wejściowe skrzypnęły, wpuszczając do środka całą trójkę z
Yumiko na czele. Dziewczyna przejechała rozsierdzonym spojrzeniem po zebranych
w hangarze członkach i gdy tylko w oczy rzucił jej się Inuzuka, furia ogarnęła
jej niebieskie tęczówki. — Ty cholerny idioto! — krzyczała dalej, kierując się
wprost do szatyna. — Przysięgam na wszystko co święte, że zabije cię przy
najbliższej możliwej okazji! I to w najbardziej bolesny sposób, jaki dam radę
znaleźć! — Złapała w pięści koszulkę chłopaka i potrząsnęła nim, zupełnie
ignorując zdezorientowane spojrzenie Kła. Pociągnęła materiał zmuszając go do
pochylenia głowy tak, by ich oczy spotkały się na jednym poziomie. — Jeszcze
jeden taki numer, a ci na klacie wypisze „Jestem bezmózgiem”. I to kulami.
— Co ci znowu
odbiło, Krasnalu? — Kiba wyszarpnął się z uścisku, spoglądając na Sasaki jakby
była niespełna rozumu.
— To stary —
warknął Dei — że jesteś skończonym idiotą. Posrało cię już do reszty?!
— O co wam do
cholery chodzi? — Inuzuka zmarszczył brwi, przenosząc co chwile spojrzenie to
na jedno, to na drugie. — I gdzie do chuja jest Yoru?
— Spala właśnie
pół paczki, żeby przypadkiem nie przetrącić ci kilku żeber zaraz przed akcją. —
Deidara skrzyżował ręce na piersi, posyłając przyjacielowi karcące spojrzenie. —
O mało nas przez ciebie nie zabiła, kretynie skończony.
— O nie, nie,
nie. — Kiba uniósł ręce w geście obronnym, cofając się o krok. Reszta ludzi
zebranych w pomieszczeniu, przysłuchiwała się tej scenie z bladymi uśmiechami
na twarzach. Wiedzieli, że tym razem Kieł nie miał nic na swoją obronę. Wszyscy
słyszeli rozmowę. — Mnie w to nie mieszaj. To, że Yoru zafundowała wam dwieście
na godzinę po uliczkach Tokio, to nie moja wina.
— Właśnie, że
twoja, palancie. — Yumi ponownie wtrąciła się do rozmowy. — Gdybyś siedział
cicho, nie próbowałaby skasować nas na przejeździe kolejowym!
Inuzuka zbladł,
zamierając na chwilę i z niedowierzaniem wpatrując się w kipiącą gniewem
blondynkę.
— Żartujesz
sobie ze mnie, prawda? — zapytał, przenosząc wzrok to na nią, to na Deidare.
Wolał nawet nie patrzeć na Matsuo, siedzącego na kanapie. Rudzielec był blady
niczym trup i maniakalnie wpatrywał się w podłogę.
— Chcesz się
przekonać, to idź do niej i daj się zabić. Tęsknić nie będę — warknęła Sasaki,
wymijając go i siadając obok Kikkawy.
Kiba patrzył
jeszcze przez chwilę na Kitę, ale kiedy ten tylko wzruszył ramionami, jęknął
przeciągle i z miną skazańca ruszył w stronę wyjścia. Nie minęło nawet pięć
minut, gdy drzwi trzasnęły, a do środka wparowała szatynka. Najzwyczajniej w świecie
zatrzasnęła je chłopakowi tuż przed nosem i bez słowa podeszła do zebranych,
przejeżdżając po nich wzrokiem, by z ulgą stwierdzić, że są wszyscy. Chwile po
tym do pomieszczenia wtoczył się Inuzuka i rozmasowując żebro, stanął koło
Kagawy, posyłając dziewczynie oskarżycielskie spojrzenie. Ta nic sobie z tego
nie robiąc, kiwnęła głową Naruto i rozłożyła na stoliku mapę zakładu oraz
najbliższych mu przecznic.
— Dobra,
zacznijmy od tego, że trochę spraw się pokomplikowało. — Nateko usiadła z
impetem na ławce. — Ten pieprzony skurwiel może wiedzieć o akcji. Nie wiemy
kiedy, ale jest bardzo możliwe, że informacje do niego dotarły i przez to
musimy się przegrupować od początku. — Skończyła, wzdychając z irytacją i rzuciła
pochmurne spojrzenie Madarze.
— Na początek,
nie pojedziemy w wozach Wilków, ale w świeżo opancerzonych furgonetkach, które
Shikamaru skończył wczoraj ze mną testować. — Mówiąc to, Madara mimowolnie
wskazał głową na Nare, stojącego w kącie pomieszczenia.
— Furgonetki będą
dwie — podjęła dalej Dzika, opierając łokcie na kolanach. Spojrzała na Ichiro i
Kibę. — Kagawa, bierzesz na siebie oddział główny. Inuzuka, ty dostajesz drugi
wóz. Co do podziału, to sporo musimy zmienić właśnie tutaj.
— Zacznijmy od
tego, — wtrącił się Uzumaki, — że Sakura będzie naszym szybkim kontaktem z Kakashim
i Tsunade. Będzie czekać w szpitalu, w razie komunikatu Shiki, chociaż mam
nadzieję, że niepotrzebnie. — Umilkł na moment, przejeżdżając wzrokiem po każdej
obecnej w pomieszczeniu osobie. — Temari też wypada z terenu. Będzie na
podstawie wskazówek Jelenia kierować nas w razie nagłego wypadku.
— Ja zostaję w
wozie z Kibą. — Szatynka posłała chłopakowi ostre spojrzenie. — Przez całą akcję
będę śledzić wasze pozycje i koordynować je w razie potrzeby. Jeśli coś pójdzie
nie tak, pytacie najpierw mnie. Jeśli ja nie będę wiedzieć, zajmie się tym
Shika. A jeśli i to nie pomoże, to szczerze mówiąc, będziemy w ciemnej dupie.
Dlatego też jest mała zmiana planów co do pozycji furgonetek. Ichiro wjeżdża na
wcześniej ustalone miejsce i czeka na sygnał do odwrotu. Z nim pojadą Naruto,
Lee, Neji, Sasuke i Itachi. Z nami jedzie jeszcze Yumi i Matsu. Wyrzucamy was
zaraz po tym, jak Uchiha pozbędą się kontrolera i podniosą szlaban. Was
przestaje obchodzić to, co dzieje się z przodu budynku. Idziecie wzdłuż
ogrodzenia na tyły hali głównej, gdzie rozkładacie ładunki i spieprzacie przez
ogrodzenie. Będziemy na was czekać dwie przecznice dalej. — Wskazała małą,
czerwoną kropkę kawałek za główną halą. — Stwierdziliśmy też, że macie rację co
do zapalnika. W razie gdyby coś poszło nie tak, będziecie mieć drugi, ręczny.
Odpalicie go zaraz po opuszczeniu terenu.
— Sasuke i
Itachi. — Madara spojrzał na bratanków, krzyżując ręce na piersi. — Biegniecie
przodem, zdejmujecie strażników na przedzie i wchodzicie do środka. Itachi na górze,
Sasuke na dole. Dopiero, kiedy dacie znak, że jest bezpiecznie, pozostała trójka
wchodzi do środka i dalej trzymacie się starego planu.
— Deidara. — Głos
ponownie zabrał blondyn. — Jedziesz osobno i usadawiasz się na budynku położonym
jakieś trzysta metrów od terenu zakładu. Wejdziesz schodami pożarowymi na dach
i ustawisz się ze snajperką. Będziesz pilnował sytuacji z góry. — Naruto również
podszedł do mapki, tym razem wskazując kropkę po przeciwnej stronie zakładu. —
Za to Satoshi będzie kontrolował sytuację na dole dopóki nie znajdziemy się na
terenie Hiashiego. Kiedy wjedziemy za szlaban, pójdzie prosto do ciebie. Po
akcji macie się razem zjawić w siedzibie Wilków.
— I ostatnia
rzecz. — Yorumi popatrzyła na przyjaciółkę. — Twoje bomby. Jeśli ktokolwiek zdetonuje
taką zabawkę lub zauważy dym bez wcześniejszego ostrzeżenia, informuje o tym
resztę. To ma być ostateczna ostateczność. Prosty komunikat, że coś poszło nie
tak. Na widok dymu natychmiast spieprzacie z pozycji i kierujecie się do najbliższego
punktu zbiorczego. Jeśli dostaniecie informację, że ktoś został ranny,
jedziecie do szpitala. A co do Ichiro, to jeśli zobaczysz ten dym, albo coś
podejrzanego zwróci twoją uwagę, podjeżdżasz pod główną halę i zabierasz
wszystkich ze środka. Gdyby jednak sytuacja wyglądała naprawdę źle, reszta będzie
czekać w naszej bazie. W razie konieczności z Madarą i Gaarą zjawią się na
miejscu najszybciej, jak tylko się da. Wszystko jasne?
— W takim
razie, — Naruto wsadził ręce w kieszenie spodni, ponownie przejeżdżając wzrokiem
po zebranych, — macie tydzień wolnego. Nie pakujcie się przez ten czas w kłopoty
i uważajcie na każdy krok. W piątek o dwudziestej trzeciej wszyscy zbierają się
tutaj. Razem z Madarą przygotujemy wcześniej wozy i sprzęt.
***
Trzask tłuczonej
porcelany sprawił, że podskoczyła w miejscu. Od ostatniego spotkania z Uzumakim
była rozkojarzona i co chwilę odpływała myślami do tamtego wieczoru, często
ignorując świat zewnętrzny. W przeciągu ostatnich trzech dni udało jej się w
ten sposób potłuc co najmniej pięć talerzy i ze dwie szklanki. Westchnęła ciężko
i zabrała się za zbieranie ostrych kawałków z podłogi.
Działo się tak
przez to, że nie mogła dojść do porozumienia z samą sobą. Blondyn zamieszkał na
stałe w jej głowie, ale mimo tego, że naprawdę świetnie im się rozmawiało, a
sam Uzumaki wydawał się być miły, Hinata nadal miała gdzieś z tyłu głowy, że chłopak
należy do świata, od którego ona uciekała od lat. Próbowała się od niego odciąć,
ale jej podświadomość ignorowała wszystkie argumenty, cały czas przypominając
Hyudze miłego, roześmianego blondyna. Nie dawał jej też spokoju cień, który
zobaczyła na jego twarzy, kiedy wspomniał o rodzinie. Do teraz żałowała, że
poruszyła ten temat. Nie mogła znieść wciąż powracającego widoku żalu w tych pięknych,
żywych oczach.
Jej przemyślenia
przerwał dzwonek do drzwi. Kiedy dotarł do jej uszu, drgnęła wyrwana z otępienia.
Chwilę zajęło jej skojarzenie dźwięku z jego funkcją, ale gdy dzwonek rozbrzmiał
na nowo zaraz podniosła się z klęczek i ruszyła w stronę korytarza. Ledwo zdążyła
dotknąć klamki, osoba po drugiej stronie znowu go użyła. Hinata otworzyła gwałtownie
drzwi, by zaraz zastygnąć w bezruchu, wpatrując się jak zaczarowana w wysokiego
blondyna, szczerzącego do niej białe zęby.
— Hej,
zapomniałem oddać. — Pomachał dziewczynie przed oczami jej szkicownikiem. — Mogę
wejść?
— Tak, jasne. —
Odsunęła się po dłuższej chwili wlepiania w niego oczu, przepuszczając go w
drzwiach, by zaraz odebrać od chłopaka swoją własność. — Nie musiałeś fatygować
się aż tutaj. Mogłam po nie podejść.
— To żaden
problem. — Machnął ręką, idąc za dziewczyną do kuchni. — Miałem akurat wolne więc
pomyślałem, że przejadę się na desce i to tu podrzucę.
— Dziękuję —
mruknęła pod nosem, odkładając swoją własność na szafkę.
— Cieszę się, że
to ty otworzyłaś drzwi. Miałbym kłopoty, gdyby zrobiła to Ten.— Uśmiechnął się
z zakłopotaniem, widząc zdziwienie dziewczyny i nieme pytanie w białych oczach.
— Chciałem cię zapytać, czy nie przejechałabyś się ze mną do parku?
— Co? — wymsknęło
jej się, przez co niemal natychmiast spłonęła soczystym rumieńcem. Uzumaki
jednak tylko zaśmiał się radośnie i pokiwał głową.
— No wiesz,
rolki, deska... — Włożył ręce w kieszenie, z zaciekawieniem przyglądając się
zarumienionej dziewczynie. — Chciałbym z tobą porozmawiać, a park to neutralny
grunt. To jak? Dasz się wyciągnąć?
Hinata wahała
się. Z jednej strony pamiętała, że miała trzymać się od niego z daleka. Nie
tylko ze względu na ostrzeżenie Tenten, ale też na jej własną przeszłość,
jednak miała taką ochotę iść gdziekolwiek, byleby z nim porozmawiać. Zerknęła
pomiędzy kosmykami włosów na jego uśmiechniętą twarz, co przeważyło na jej
decyzji.
— Daj mi chwilę
— powiedziała i niemal biegiem ruszyła do swojego pokoju, żeby się przebrać i
poszukać dawno zapomnianego sprzętu.
***
— Ostrożnie. —
Uzumaki zaśmiał się widząc, jak dziewczyna nieudolnie próbuje zachować równowagę,
w efekcie końcowym prawie lądując na drzewie. Podał jej rękę i ponownie ruszył
na desce, tym razem delikatnie ciągnąć Hyuge za sobą. — Chyba dawno nie jeździłaś?
— Bardzo. —
Dziewczyna spuściła wzrok, jednak uśmiechała się pod nosem. Już dawno nie bawiła
się tak dobrze na zwykłym spacerze. Blondyn jakimś niezwykłym sposobem potrafił
jednym zdaniem wprawić ją w dobry humor. Kiedy rozpędziła się na tyle, by jechać
równo z chłopakiem, chciała puścić jego rękę, jednak on ją przytrzymał.
— Nie
puszczaj. Chcę mieć pewność, że się nie potłuczesz. — Wyszczerzył się do niej,
po czym na powrót zwrócił uwagę na drogę przed sobą. Chwilę po tym powaga zastąpiła
uśmiech na jego twarzy, co nie umknęło uwadze biało okiej. — Wiesz, chciałem cię
przeprosić.
— Za co? —
Hinata popatrzyła na niego z niezrozumieniem.
— Za to, że
ostatnio tak szybko uciekłem, nawet nie mówiąc o co chodzi. — Podrapał się wolną
ręką po karku w zakłopotaniu. — Tak nalegałem na nasze spotkanie, a potem po
prostu zostawiłem cię pod blokiem i pojechałem załatwiać swoje sprawy.
— O co chodziło?
— wyszeptała, niepewnie spoglądając na blondyna. Nie wiedziała, czy powinna o
to pytać, ani czy nie pomyśli, że wściubia nos w nie swoje sprawy, ale chciała
wiedzieć. Mimo tego, że mogło to mieć związek ze światem jej ojca.
— Cóż... —
Uzumaki zawahał się, po czym rzucił jej szybkie spojrzenie. — Nie wiem, czy
chcesz o tym słuchać. Tenten dobitnie oznajmiła mi ostatnio, że nie powinienem
wciągać cię w swoje sprawy.
— Tenten jest
trochę nadopiekuńcza — mruknęła pod nosem, w myślach złorzecząc przyjaciółce.
Chciała wiedzieć, a Suzuki zdawała się być murem, który tej wiedzy bronił. —
Miałam nieciekawą przeszłość i Ten bardzo nie chce, żeby to się powtórzyło. Ale
tej przeszłości nie da się zmienić, nie ważne jak bardzo by się starała.
— Rozumiem. —
Uzumaki odpowiedział po dłuższej chwili, po czym westchnął głęboko i zwolnił na
tyle, żeby jechać ramię w ramię z Hinatą. — No dobrze, ale muszę wiedzieć, że
ta rozmowa zostanie między nami. — Hyuga kiwnęła jedynie głową, uparcie wbijając
wzrok w swoje rolki. — Z tego, co wiem, Ten zdążyła ci już wyjaśnić, kim
jestem. Nie chcę jednak, żebyś kojarzyła mnie z bezwzględnym zabójcą, grasującym
po nocach na ulicach miasta.
— Wcale tak
nie myślę — wypaliła, by w kolejnym momencie ugryźć się w język.
— Nie? —
Blondyn posłał jej zdziwione spojrzenie. — Dlaczego?
— Jesteś za
dobry, żeby być bezwzględnym mordercą. — Z każdą chwilą jej głos brzmiał
pewniej. — Widziałam już ludzi, którzy mordowali dla pieniędzy, gwałcili i
brali to, co chcieli, nie zważając na innych. Ty taki nie jesteś.
— Skąd możesz
to wiedzieć? — Wpatrywał się w nią, oczarowany nagłą zmianą w jej zachowaniu,
jednak zaniepokoił go cień bezdennego smutku w spojrzeniu dziewczyny,
kiedy to mówiła.
— Po twoich
oczach. — Niemal weszła mu w słowo, hardo spoglądając w niebieskie tęczówki.
Chwilę po tym ponownie spuściła wzrok, jednak uparcie mówiła dalej. — Nie ma w
nich tej bezwzględności. Są łagodne, żywe, radosne. Ktoś o tak szczerym
spojrzeniu, nie może być zły.
— Naprawdę w
to wierzysz? — Twarz Uzumakiego rozświetlił łagodny uśmiech, podparty jednak
współczuciem. Zastanawiał się, co ta dziewczyna musiała przejść skoro w taki sposób
postrzegała ludzi. Kiedy bez wahania kiwnęła głową, uścisnął mocniej jej dłoń. —
Masz rację. Nienawidzę mordować ludzi i nigdy nie chciałem tego robić. Być tym
wielkim szefem jednego z najgroźniejszych gangów w Tokio. Za każdym razem,
kiedy ktoś ginie, nawet jeśli nie z mojej ręki, nie mogę się z tym pogodzić. Często
są to ludzie, którzy tylko pracują, próbują przetrwać, albo wplatali się w coś,
z czego nie potrafią już wyjść. Nie umiem przejść koło nich obojętnie. — Nagle
spoważniał, a Hinata dostrzegła w jego oczach zgorzknienie. — Jednak są ludzie,
których bawi pozbawianie życia, czy cholerne intrygi, niszczące innym życie.
— Z powodu
takiego człowieka wtedy uciekłeś. — Te słowa nie miały formy pytania. Powiedziała
to, o czym w tej chwili myśleli oboje.
— Tak, to
przez to — przyznał, ściskając nieco mocniej jej dłoń. — Przyjaciel z centrum
operacyjnego zadzwonił i powiedział, że mieliśmy włam do systemu. Koniec końców
okazuje się, że mamy w szeregach kreta, który w dodatku próbuje wykraść dane
organizacji i sprzedać nas na rzeź Hiashiemu. — Dziewczyna zesztywniała, słysząc
imię swojego ojca, co nie umknęło uwadze blondyna. — Coś się stało?
— Nie, po
prostu... — Zawahała się. Nie chciała odsłaniać przed nim tej karty swojego życia.
Wystarczyło, że ojciec doprowadził do tego, że nienawidziła samej siebie, a
Hanabi odwróciła się do niej plecami. Nie chciała, żeby Naruto również to zrobił.
— To dziwne, kiedy człowiek znany ze swojej działalności na rzecz potrzebujących,
okazuje się być kimś takim.
— Potrzebujących
— prychnął, na moment uciekając w swoje ponure myśli. — Ten człowiek jest
szefem największej mafii, działającej w tym kraju i jeszcze nie ma dość.
— To straszne —
wyszeptała, próbując nie pokazać po sobie, że doskonale wie kim jest
Hiashi Hyuga i co więcej, zaznała jego metod, które pozostawiły trwałą bliznę w
jej psychice.
— Nie mówmy już
o nim. — Blondyn przerwał niezręczną ciszę, która zapadła po słowach
dziewczyny. — Nie chcę, żeby ta przejażdżka zamieniła się w pranie brudów śmietanki
politycznej Tokio.
Hyuga kiwnęła
potakująco głową. Wtedy też w jednej chwili wydarzyło się kilka rzeczy na raz.
Tuż za nimi rozległy się roześmiane, dziecięce głosy. Dziewczyna poczuła, jak
jedno z nich pcha ją do przodu, co skutkowało utratą równowagi. Z racji tego, że
blondyn trzymał ją za rękę, pociągnęła go za sobą, zanim ten zdążył zeskoczyć z
deski. Jedyne, co udało mu się zrobić, to przekręcić się podczas upadku tak, by
to on uderzył plecami o bruk i nie przygwoździł dziewczyny do podłoża swoim ciężarem.
Hinata za to z całym impetem wylądowała na jego klatce piersiowej, nadal w
panice trzymając mocno jego rękę. Jej włosy rozsypały się wokół twarzy Naruto,
a na policzkach ponownie tego dnia zagościły rumieńce.
Uzumaki za to
zaśmiał się w głos, ignorując ból barku, powstały po spotkaniu z chodnikiem i
odgarnął Hyudze włosy za ucho.
— Mam de ja
vu. — Wyszczerzył się, obejmując dziewczynę w pasie. — Tyle, że tym razem to ty
wpadłaś na mnie. — Dziewczyna zachichotała, gdy na dźwięk jego słów zażenowanie
zniknęło, jak ręką odjął. — Wszystko w porządku?
— Tak, myślę, że
tak. — mruknęła, nadal się uśmiechając — A u ciebie?
— Przeżyję —
rzucił, po czym oboje ponownie wybuchli śmiechem. Zignorowali cały świat zewnętrzny,
nie zważając na to, że ludzie patrzyli na nich z politowaniem. Naruto pierwszy
umilkł, przypatrując się z uwagą uśmiechniętej twarzy biało okiej. — Naprawdę
pięknie wyglądasz, gdy się rumienisz. I kiedy się uśmiechasz. — Dziewczyna
zamilkła, jak urzeczona wpatrując się w roześmiane, niebieskie tęczówki.
— Chyba
powinniśmy wstać — szepnęła z trudem, psując dziwne napięcie, które wdarło się
pomiędzy nich w tamtej chwili.
— Chyba masz
rację. — Odchylił głowę do tyłu, by zaraz odetchnąć i na powrót spojrzeć
na dziewczynę. — Panie przodem.
Zaczekał, aż
Hyuga pewnie stanęła na rolkach i również się podniósł, zaraz rozglądając się
za swoją deską. Okazało się, że w chwili upadku odjechała dobre kilkanaście
metrów, więc podał dziewczynie rękę i ruszył w stronę swojej własności. Kiedy
tylko ją podniósł, wskazał na ławkę naprzeciw nich. Hinata z wdzięcznością
przyjęła jego propozycję i kiedy tylko usiadła, wzięła się za zmianę obuwia na
zwykłe trampki.
— Wiesz, chciałem
cię jeszcze o coś zapytać — zagaił, gdy już uporała się ze sznurowadłami. — Jak
wiesz, w tym roku wypada nam bal absolwentów. Jako, że na nim gramy i tak tam
będziemy, ale... Pomyślałem, że może
chciałabyś wybrać się na niego ze mną?
— Chcesz iść
ze mną na bal? — Zaskoczona otworzyła szeroko oczy, przyglądając się jego
zwieszonej głowy.
— Byłbym zaszczycony
gdybyś się zgodziła. — Posłał jej niepewny uśmiech, unosząc na nią wzrok. —
Oczywiście jeśli nie chcesz...
— Zgoda —
przerwała mu, czując jak szeroki uśmiech rozciąga jej usta. — Bardzo bym chciała.
— Po tych słowach, w przypływie emocji pocałowała blondyna w policzek i zanim
którekolwiek zdążyło pojąć sytuację, poderwała się z miejsca, biegnąć w stronę
wyjścia z parku. Naruto patrzył w ślad za nią dopóki nie zniknęła mu z oczu.
— Tak! —
krzyknął, wyrzucając ręce wysoko w górę i nie zważając na zgorszone spojrzenia
przechodni. Szybko podniósł się na nogi i odjechał w stronę drugiego wyjścia z
parku, nie przestając uśmiechać się pod nosem.
***
Shikamaru śledził
wzrokiem ekrany kamer, co rusz przewracając oczami, kiedy ktoś wszedł nie do
tego pokoju, do którego powinien. Uzumaki wyznaczył bazę Quick Wolves na punkt
zbiórki, prawdopodobnie zapominając o tym, że ten budynek był istnym labiryntem
nie do przejścia dla niektórych członków Konohy. Jednak, na nieszczęście
bruneta, Gaara o tym nie zapomniał i w przeciwieństwie do Naruto zadbał o to, żeby
Nara miał co robić w czasie przygotowań. To przez No Sabaku siedział przed
monitoringiem z palcem na przycisku interkomu, tłumacząc Kikkawie jak z
podziemi dojść do centrum operacyjnego.
Naruto od
godziny ustalał z Madarą i Gaarą szczegóły akcji, gdyby potrzebna była drużyna
rezerwowa. W tym czasie Temari i Yorumi scalały częstotliwości krótkofalówek z
nowym systemem komunikacyjnym, a do pomieszczenia co rusz wchodził Kiba, którego
z powrotem do składu broni odciągał Ichiro, żeby tylko nie przeszkadzał
dziewczynom w pracy. Sasuke siedział razem z bratem na kanapie, rozmawiając
przez telefon z Sakurą o szczegółach, które ta zdążyła już na miejscu ustalić z
Tsunade. Z tego co Uchiha przekazywał na bieżąco Itachiemu, Nara wychwycił, że
Senju zniknęła specjalnie wszystkim z oczu, żeby w razie wypadku być do ich
dyspozycji.
Satoshi niecałe
dziesięć minut wcześniej opuścił bazę, żeby być na miejscu dwie godziny przed
czasem i obserwować otoczenie. Deidara za to siedział od kilkunastu minut w
garażu i walczył z silnikiem jedynego w miarę sprawnego motoru, który znajdował
się w ich bazie. Shika klął w myślach na Uzumakiego, który zapomniał sprowadzić
reszty maszyn na miejsce po ostatnim wypadzie. Teraz było już za późno na
sprowadzenie któregoś z tych sprawnych, więc Iwasaki musiał naprawić ten jeden
na czas.
Nara warknął z
irytacji, kiedy Matsuo po raz kolejny wszedł w zły korytarz. Przeszukał budynek
w poszukiwaniu Sasaki, którą wysłał, żeby znalazła tego kretyna i sprowadziła
go na górę. Dziewczyna stała przy schodach, do których Shika miał doprowadzić
rudzielca i tupała z niecierpliwością stopą, patrząc z wyrzutem prosto w kamerę.
Chłopak westchnął ciężko i poprosił ją, żeby zeszła na dół i zaciągnęła Hentaia
siłą na górę. Sasaki przewróciła oczami, ale ruszyła na poszukiwanie swojego
partnera. Jeleń, już spokojny o tę dwójkę, odwrócił się do ludzi zebranych w
pomieszczeniu. Większość z nich skończyło swoją robotę. Jedynie Naruto nadal
dogadywał z szefami detale, a Neji i Lee pakowali ładunki do plecaków.
Shika z
niepokojem patrzył na zegar wskazujący dwudziestą drugą. Za półtorej godziny
mieli zacząć akcję, a Narze wydawało się, że uczucie niepewności i złe
przeczucia zjedzą go od środka. Zresztą nie tylko jego. Nie był głupi. Widział,
jak Naruto nerwowo odsuwa co chwilę rękaw bluzy, żeby popatrzeć na zegarek.
Dzika wyłamywała palce, wgapiając się w monitor, na którym Deidara grzebał w
silniku. Brunet był pewny, że No Sabaku i Madara też nie są przekonani o
powodzeniu tej akcji. Miał tylko nadzieję, że wszystkich zawodzi intuicja i to
fałszywy alarm.
***
Ozawa
obserwował dwie czarne, opancerzone furgonetki podjeżdżające pod mury Portowego
Parku Przemysłowego. Z jednej z nich wyskoczyła dwójka brunetów. Na ugiętych
nogach ruszyli w stronę szlabanów, gdzie starszy z braci wszedł do budki
kontrolera.
Itachi miał
dziwne przeczucie, że ktoś ich obserwuje, co go dekoncentrowało. Dlatego też
nie od razu zauważył, że strażnik musiał ich zauważyć, już kiedy podjechali pod
bramę, bo czekał na niego ze spluwą w dłoni. Jednak Uchiha szybko odzyskał
rezon, wytrącając facetowi broń, zanim ten zdążył jej użyć. Po krótkiej
szamotaninie, Łasica wbił mężczyźnie lufę pod żebra i bez wahania pociągnął za
spust. Facet osunął się na ziemię z głuchym łoskotem, dając tym starszemu z
braci dostęp do konsoli. Itachi szybko odnalazł właściwy guzik i skinął przez
okno na brata. Barierki zaczęły sunąć w górę.
Na ten znak z
drugiej furgonetki wyszła Sasaki, ciągnąć za sobą Hentaia. Wymienili spojrzenia
z młodszym Uchihą i pobiegli za nim wzdłuż ogrodzenia, by na wylocie skręcić w
prawo i zniknąć ekipie z oczu. Dopiero, kiedy z budki wyszedł Itachi i ruszył
za bratem, Kiba wycofał samochód i ruszył uliczkami na tyły zakładu. Gdy przejeżdżał
koło Satoshiego, mrugnął światłami, dając brunetowi sygnał do odwrotu na pozycję
Deidary. Gure zaczekał aż druga furgonetka wjedzie na teren, żeby zniknąć w
cieniu mniejszej hali. Dopiero wtedy wycofał się do pobliskiej alejki.
W tym czasie
Sasuke i Itachi zdążyli podejść niezauważeni do strażników pilnujących wejścia
na główną halę. Zanim ta dwójka zdążyła zrozumieć co się dzieje, bracia oddali
po celnym strzale, wygłuszonym przez tłumiki i wślizgnęli się do środka.
Z furgonetki
wysiedli Naruto, Neji i Lee. Podeszli ostrożnie do otwartych drzwi, czekając aż
Sasuke oczyści teren. W czasie, kiedy ze środka nie dochodziły żadne odgłosy,
Naruto starał się odwrócić swoją uwagę i dojrzeć, gdzie znajdują się Sasaki z
Kikkawą, ale szybko zrozumiał, że to daremny wysiłek. Nie był w stanie ich
zobaczyć, kiedy chcieli pozostać niezauważeni.
— Teren
czysty. — Chłodny głos Uchihy, który rozbrzmiał w krótkofalówce, sprowadził go
na ziemię. Popatrzył po przyjaciołach, po czym wszyscy trzej zgodnie kiwnęli głowami.
Cała trójka
zniknęła za drzwiami do hali, obserwowana przez czujne, fioletowe oczy.
***
— Mógłbyś się
wreszcie przymknąć z łaski swojej? — syknęła blondynka, kiedy razem z Matsuo
przemykali w cieniu kolejnej hali na wskazane dla siebie miejsce. — To nie czas
na twoje durne żarty.
— Ja tylko
staram się rozładować atmosferę — parsknął w odpowiedzi Kikkawa, przeskakując
kolejne ogrodzenie, dzielące cały teren na poszczególne strefy. Będąc po
drugiej stronie, podał rękę Sasaki, jednak ta zignorowała jego pomoc, zwinnie
pokonując przeszkodę.
— Nie
zatrzymuj się, Hentai. — Rzuciła mu ostre spojrzenie, by po chwili pchnąć
rudzielca do biegu i ruszyć za nim. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Matsuo musiał
zgrywać idiotę właśnie wtedy, kiedy było to najmniej wskazane.
— Chociaż raz
mogłabyś docenić to, że próbuje rozładować napięcie. — Naburmuszył się, jednak
posłusznie brnął dalej, uważnie obserwując otoczenie.
— A ty choć
raz mógłbyś być poważny — burknęła na odczepne, zapatrując się w ciemną uliczkę
za ogrodzeniem, wzdłuż której właśnie biegli.
Miała dziwne
wrażenie, że za jednym z mijanych budynków zatrzepotał kawałek czarnego płaszcza,
a czyjeś oczy śledziły każdy ich ruch z bezpiecznej odległości. Tak bardzo ją
to zaabsorbowało, że dopiero mocne szarpnięcie za ramię przywróciło ją do rzeczywistości.
Odwróciła się
w stronę osoby za to odpowiedzialnej gotowa uderzyć, ale ręka okazała się należeć
do jej partnera. Kikkawa patrzył na nią z założonymi na piersi ramionami i
irytacją malującą się na twarzy.
— To nie twój
braciszek czasem powiedział nam, że przy hali nie będzie żadnych strażników? —
Wskazał kciukiem za siebie, gdzie obok tylnych drzwi stał uzbrojony mężczyzna
około trzydziestki. Powiodła wzrokiem po jego sylwetce, po czym przewróciła
oczami.
— Zostaw
mojego brata w spokoju. Każdy popełnia błędy. — Dźgnęła rudzielca w tors,
marszcząc gniewnie brwi. — Po prostu go uciszymy i rozłożymy ładunki. Co za
problem?
— Dobra już
dobra. — Chłopak uniósł ręce w geście kapitulacji i odwrócił się w stronę
niespodziewanego gościa. — Patrz i ucz się, blondyna.
Zanim zdążyła
mu odpyskować, zniknął w cieniu kolejnej hali, ostrożnie przemykając w kierunku
strażnika. Sasaki zmieliła w ustach przekleństwo i ruszyła za nim, mając
nadzieję, że facet przy drzwiach nie zauważy ich za wcześnie.
Przez ten chwilowy
chaos zapomniała o złym przeczuciu, skupiając całą swoją uwagę na bezszelestnym
podejściu do palet z kartonami, które były ostatnią osłoną przed domniemanym
przeciwnikiem. Dopiero tam zauważyła Kikkawe, który wyczuwając moment,
podchodził powoli do odwróconego plecami mężczyzny.
Wyciągnął z
kabury jeden z noży i łapiąc za ostrze, zamachnął się w momencie, w którym
strażnik zaczął się odwracać w jego stronę. Nim jednak zdążył wyciągnąć
pistolet, Matsuo uderzył trzonkiem rękojeści w dół jego nosa, by zaraz błyskawicznie
wykonać ten sam ruch, tym razem wymierzony w krtań strażnika, co uniemożliwiło
mu jakiekolwiek krzyki, czy jęki związane z wcześniejszym wyłamaniem kości
nosowej.
Yumiko zerwała
się z miejsca mając ochotę rozszarpać rudzielca. Takie ciosy były bolesne i
chwilowo odbierały zdolność walki, ale zamroczenie nie trwało wiecznie, mimo
obfitego krwotoku oraz krótkotrwałej niemożności oddychania. Ofiara po
dosłownie paru sekundach dochodziła do siebie. Fakt, że na krótko przed
kolejnymi falami bólu, ale to i tak wystarczyło, żeby ich odstrzelić.
— I co? —
Matsu wyszczerzył się do dziewczyny, chowając broń na powrót do kabury.
— To, —
powiedziała, podchodząc do charczącego krwią strażnika, — że jesteś idiotą. — Złapała
mężczyznę za ramiona, jednocześnie boleśnie wbijając kolano w jego brzuch i gdy
ten się pochylił, płasko uderzyła w kark, posyłając go w odmęty Morfeusza. — A
teraz nie rób takiej naburmuszonej miny, tylko wyciągaj ładunki. To omdlenie też
nie trwa wiecznie.
***
Itachi ostrożnie
wchodził po metalowych schodach na drugie piętro, w skupieniu nasłuchując
podejrzanych dźwięków. Nie podobały mu się dziwne cienie, które zauważył na
dworze i doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie były przywidzenia. Był niemal
pewien, że na terenie kartelu ktoś na nich czekał, z otwartymi ramionami witając
bandę idiotów postępujących, jak w jakimś chorym scenariuszu psychopaty.
Wszedł do
pomieszczenia, z którego w przeciwne strony rozchodziły się długie i ciemne
korytarze. Kierując się planem budynku, ruszył na prawo do pomieszczeń
socjalnych. Według niego w całej hali było zdecydowanie za cicho. Razem z
Sasuke odstrzelił trójkę ludzi poza strażnikami, od obchodu pierwszego piętra
nie natykając się już na żadną żywą duszę. Na dole również nie słyszał strzałów.
Rozglądał się
w skupieniu po mijanych pomieszczeniach, ale wszędzie panowała idealna cisza.
Dopiero, kiedy znalazł się na niedużej stołówce, zatrzymał się gwałtownie,
wstrzymując jednocześnie oddech. W oddali rozległ się krótki, ale dobitny w wydźwięku
chrzęst, jakby kilka ostrych, metalowych przedmiotów zostało z premedytacją
przeciągniętych po betonie. Wzdrygnął się, mając nadzieję, że nie był to ten,
który jako pierwszy przyszedł mu na myśl. Podniósł dłoń do szyi, powoli
odwracając się w stronę korytarza, z którego tam wszedł.
— Gure — mruknął,
wycofując się w cień wysokiej szafki. — Gure, odezwij się do cholery.
— Łasica? — Usłyszał
po kilku sekundach wpatrywania się mrok. Niepokojący dźwięk nie powtórzył się,
ale Uchiha wcale nie brał tego za dobrą monetę. — Co jest?
— Jesteś
pewien, że poza nami nikt nie znalazł się na terenie zakładu? — Sięgnął za
pasek spodni na plecach, chwytając w palce pistolet.
— Tak, a coś
się.. ksz... ksz.. — Brunet zmarszczył brwi na dźwięk cichych szumów w słuchawce.
— Ozawa? —
warknął, nasłuchując jednocześnie kroków, czegokolwiek, by określić pozycję
napastnika, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że musiał tam być. — Satoshi, co
się dzieje?
—
De...ksz...co...ksz...rob... — Itachi zamarł w bezruchu, wsłuchując się w dźwięki
dochodzące z krótkofalówki. — Przes...ksz...ara... — Nagle słuchawka zamilkła.
— Cholera
jasna — przeklął, znowu przyciskając małe urządzenie. — Dzika!
— Co jest, Łasica?
— Spięty głos dziewczyny tylko pogorszył jego, już i tak złe przeczucia.
— Znajdź Ozawe.
— Wpatrzył się w korytarz, na którym coraz głośniej rozlegał się odgłos ciężkich
kroków. Rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym rzucił ostatnie spojrzenie za
siebie. Widząc, że socjal dawał za mało swobody w ruchach, ruszył biegiem w głąb
budynku, kierując się do małego magazynu na pierwszym piętrze. Kiedy zorientował
się, że Nateko nie odezwała się od dłuższego czasu, włączył mikrofon. — Dzika,
co się dzieje na zewnątrz?!
— Nie wiem. —
Gdy usłyszał zdenerwowanie w jej głosie, zacisnął zęby, przeskakując przy tym
przez barierkę, żeby szybciej znaleźć się na dole. Był już niemal pewien, czyje
kroki rozlegają się kilkanaście metrów za nim. — Zniknął mi z radaru. Shika też
nie może go namierzyć. Przepadł jak kamień w wodę.
— A Kita? —
warknął, słysząc niedaleko siebie drapanie metalu o ścianę, przez co
instynktownie przyspieszył. — Przecież miał się u niego stawić już jakiś czas
temu.
— On też nie
odpowiada — syknęła dziewczyna. — Nie wiem, co jest. Nadajnik w krótkofalówce
po prostu wyparował mi z radaru, a ten w naszyjniku nadal jest na dachu. Nie
rozumiem, co się stało. I nie tylko ta dwójka zniknęła z...
Nagle poczuł,
jak ostrze zdziera opaskę z jego szyi, przy okazji tworząc na niej krwawy ślad.
Odskoczył w bok, dosłownie kilka sekund przed kolejnym ciosem, tym razem
wymierzonym na o wiele głębsze cięcie.
Odwrócił się,
stając twarzą w twarz z niewiele starszym od siebie mężczyzną. Wlepił wzrok w
jego fiołkowe oczy, w których błyszczało czyste szaleństwo, po raz kolejny tego
wieczoru przeklinając lekkomyślność swoją, jak i całej Konohy.
— Kopę lat,
Kruk. — Zaśmiał się pod nosem, podpierając na wielkiej kosie z trzema
zakrzywionymi ostrzami na samej górze. Itachi spiął mięśnie, widząc ten przeklęty
uśmieszek.
— Hidan.
***
Deidara
przeskakiwał po trzy schodki, chcąc jak najszybciej znaleźć się na dachu
kamienicy. Przez mały problem z silnikiem wyjechał z bazy nieco później, niż w
początkowym założeniu. Zaparkował motor w bezpiecznym miejscu dwie przecznice
dalej, więc musiał sprintem pokonać dzielącą te dwa punkty odległość. Nie był
to może bieg życia ale z dwunastokilogramową snajperką, zapakowaną w futerał
stylizowany na gitarowy i to było uciążliwe. W dodatku zapas magazynków,
spakowanych w torbę zawieszoną na jego ramieniu, skutecznie utrudniał mu
manewrowanie po wąskich schodach pożarowych.
Przeklinając
co rusz pod nosem nagłe widzi mi się rozrusznika, wdrapał się na górę i położył
bagaż na przeciwległym krańcu dachu. Włożył słuchawkę małej
krótkofalówki zaczepionej na czarnym pasku obiegającym mu szyję do ucha i
przycisnął palcem mikroskopijne urządzonko.
— Jestem na
pozycji — mruknął cicho, już przyklękając koło futerału.
— Czemu tak długo?
— Usłyszał zniecierpliwiony głos Dzikiej, na co przewrócił oczami. — Zresztą
nieważne. Wszyscy są już na swoich od kilku minut. Rozkładaj się szybko i do
roboty. Satoshi będzie u ciebie za jakieś piętnaście minut.
— Jasne, jasne
— burknął w odpowiedzi i zabrał się do otwierania futerału, kiedy coś nagle zwróciło
jego uwagę.
Znieruchomiał
nasłuchując, kiedy szmer ponownie zaległ w jego uszach. Szmer drzwi zamykanych
z niespotykaną precyzją. Ostrożnie zatrzasnął dopiero co otworzony zamek i
przesunął dłoń na łydkę, gdzie w cholewkach glanów miał wciśnięty nóż
szturmowy. Odetchnął głęboko i delikatnie przekręcając głowę, chwycił za
trzonek broni, by w kolejnej sekundzie wyszarpnąć ją z ukrycia i błyskawicznie
stanąć na nogi. Zanim jednak zdążył wykonać cięcie napastnik, który jakimś
sposobem podszedł do niego na odległość pół metra, posłał go na beton, z
niesamowitą siłą uderzając w szczękę. Kita zaklął, natychmiast stając na równe
nogi i zastygł w bezruchu z podniesioną gardą, przypatrując się agresorowi.
Naprzeciw
niego stał nieco wyższy, dobrze zbudowany mężczyzna. Na lekko zarośniętej
twarzy gościł wyraz kompletnej ignorancji, a w ustach tkwiło niedopalone
cygaro. Czarne włosy opadały na jasne oczy, co jednak nie wydawało się stanowić
dla niego problemu. Ubrany był w czarne bojówki i glany. Na biały podkoszulek
zarzucił wojskową katanę, łopotającą gwałtownie na wietrze, który podrywając
Deiowi kosmyki włosów, nie pozwalał dokładnie przyjrzeć się nieśmiertelnikowi,
zawieszonemu na szyi na oko czterdziestolatka. Facet wydawał się blondynowi
znajomy, ale za cholerę nie mógł przypomnieć sobie jego imienia, ani nawet
sytuacji, w której mógł go spotkać.
— Coś ty za
jeden? — warknął, ocierając przy tym krew z kącika ust. Zmielił w nich kolejne
przekleństwo. Mężczyzna wiedział, gdzie uderzać i był od niego silniejszy. W
dodatku z łatwością zerwał mu z szyi krótkofalówkę, teraz przygniatając ją
butem. Brak łączności nie wróżył nic dobrego.
— No proszę,
jestem rozczarowany. — Brunet skrzyżował ręce na piersi i z szelmowskim błyskiem
w oczach, przyglądał się jak Dei opuszcza ręce i pewniej chwyta nóż, którego
nie pozwolił sobie wypuścić z ręki. — Chociaż widzę, że podstawową zasadę
przetrwania pamiętasz. — Skinął głową na rękę blondyna, a jego twarz rozświetlił
uśmiech. Chytry, lisi uśmieszek. — Bez broni, jesteś martwy.
Kita napiął mięśnie
i zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc skąd kojarzy te słowa i dlaczego
facet zachowywał się tak, jakby znał go od lat. Omiótł szybkim spojrzeniem
drogi ucieczki. Miał zamiar przebywać w towarzystwie tego człowieka najkrócej,
jak się dało. Inaczej mogło dojść do niezbyt przyjemnej konfrontacji.
— Czego
chcesz? — Poruszył się delikatnie, ustawiając w pozycji dogodnej do biegu w
kierunku broni. Za dużo wysiłku go kosztowała i za dużo pożytku z niej było, żeby
zostawić ją na pastwę tego przyjemniaczka
— Daruj sobie,
Blondyna. — Brunet zaśmiał się i opuścił ręce wzdłuż ciała. — Myślisz, że nie
widzę tych mikroskopijnych ruchów? Zresztą nie bój się. Mam zamiar tylko trochę
cię obić.
— Kto cię
przysłał? — Z chwilą wypowiedzenia tego zdania, miał ochotę palnąć się w twarz.
Chyba w życiu nie powiedział czegoś głupszego w chwili zagrożenia.
— Przecież
doskonale wiesz, Deidara. — Jego imię w ustach bruneta, zmroziło go, zmuszając
do jeszcze czujniejszego przyglądania się przeciwnikowi. — Twój były szefuncio
bardzo by nie chciał, żebyś przeszkodził mu w jego planie, a ja... No cóż, z
racji na dobre wspomnienia, nie mam ochoty się ciebie pozbywać.
Mierzyli się
przez chwile spojrzeniami, po czym Deidara zerwał się nagle z miejsca, jednocześnie
odwracając nóż w palcach, by dogodnie ciąć bruneta, jednak ten zdawał się dokładnie
znać jego ruchy i bez najmniejszego problemu zszedł mu z drogi, ponownie
uderzając, tym razem nieco wyżej. Iwasaki upadł na beton, czując potworne
kłucie w czaszce i dopiero, kiedy krew spłynęła mu do oka, zrozumiał że facet
uderzył prosto w skroń. Zaklął siarczyście siadając i podparł głowę na ręce, próbując
zwalczyć pulsujący ból.
— No, no, no,
Barret M82A2. — Brunet gwizdnął, kucając przy otwartym przed chwilą futerale i
patrząc z uznaniem na broń. Po chwili na powrót zatrzasnął walizkę, powoli się
podnosząc. — Niezłe cacko Dei, musze ci to przyznać. Nic a nic się nie zmieniłeś,
blondyna. Zawsze wołałeś te wszystkie amerykańskie zabawki.
— Czekaj,
ty... — Kita otworzył szeroko oczy, z niedowierzaniem wpatrując się w mężczyznę,
kierującego kroki w stronę schodów pożarowych. Tylko jedna osoba poza Yumiko i
Kibą wiedziała w jakiej lubuje się broni. I miała być nieżywa od dziesięciu
lat. — Kazuma?
— No proszę. —
Brunet odwrócił się przez ramie, stojąc już koło zejścia z dachu. — A jednak coś
ci świta, Blondyna. — Puścił Iwasakiemu oko, po czym zniknął za krawędzią cegieł.
— Czekaj! —
krzyknął za nim, podnosząc się szybko na nogi. — Endo, do cholery! Wracaj tu!
Jednak z
miejsca, w którym zniknął dawny mentor Akatsuki poniósł się tylko złośliwy śmiech
starego komandosa.
***
— Kitsune,
pospieszcie się. — Sasuke obserwował uważnie sterty kartonów, leżące na
paletach. Nie zwrócił na nie wcześniej uwagi, więc dopiero teraz zauważył, że są
znacznie odsunięte od ściany. Rzucił szybkie spojrzenie przyjaciołom i ruszył
pomiędzy wysokie na trzy metry kolumny.
— Demon?! —
Krzyk blondyna poniósł się echem po ogromnej przestrzeni. Uchiha jednak nie
zwracał na to uwagi, z niedowierzaniem wpatrując się w grube, na wpół otwarte
stalowe drzwi. Zanim zmusił ciało do reakcji, przez głowę zdążyły przelecieć mu
najgorsze ze scenariuszy.
— Cholera
jasna — zaklął, zrywając się z miejsca. — Zabieramy się stąd! Natychmiast! —
krzyczał, dobiegając do pozostałej trójki.
— Co ci nagle
odwaliło, Demon? — Neji odstawił na miejsce ostatni z ładunków, sprawdzając
jeszcze, czy przekaźnik fal działa.
— To Hyuga, że
za tymi cholernymi paletami są drzwi, prowadzące na parking po nie obserwowanej
przez nas stronie hali — wyrzucił na wydechu, przeładowując broń. — To
pieprzona zasadzka, zmyślnie przygotowana przez twojego kochanego wujaszka.
— Brawo,
Uchiha. — Chłodny głos zwrócił ich uwagę na mężczyznę, stojącego między nimi, a
wejściem głównym. — Szkoda tylko, że zauważyłeś to o kilka minut za późno.
Nagle na ich
ciałach pojawiły się czerwone, laserowe punkty. Uzumaki rozejrzał się wokół,
zaciskając zęby. Hiashi bez problemu przerzucił do środka swoich ludzi, w
dodatku robiąc to bezczelnie pod ich nosami. Zamaskowani mężczyźni odcinali im
wszystkie drogi ucieczki, mierząc do nich z broni.
— I co teraz
zrobisz, szczeniaku Namikaze? — Hyuga zaśmiał się, wyzywająco patrząc w
roziskrzone gniewem, niebieskie oczy.
— Nie waż się
wymawiać tego nazwiska — warknął blondyn, szybkim ruchem wyciągając pistolet
zza paska spodni. Wymierzył go w głowę szatyna, na co ten tylko głośniej się
roześmiał.
— Naprawdę sądzisz,
że wyjdziesz z tego cało z jedną małą spluwą? — Mężczyzna uśmiechnął się
szyderczo, widząc drżenie ręki Naruto. — Jesteś tak samo głupi i
nieodpowiedzialny, jak twój ojciec.
— Czego chcesz,
Hyuga? — Sasuke stanął obok przyjaciela, kładąc rękę na jego ramieniu i mocno ściskając.
Uzumaki zaklął pod nosem, ale opuścił broń, z nienawiścią patrząc w jasne oczy
wroga.
— Uświadomić
wam, że te wasze niby poważne działania, doprowadzą tylko do większego rozlewu
krwi. — Hiashi spoważniał w jednej chwili, hardo patrząc w ciemne oczy Sasuke. —
Mam was w garści, Uchiha. Wiem kogo się boicie i mogę w każdej chwili przywrócić
ten koszmar do życia. Znam przeszłość większości z was, wiem o prawie każdym
waszym kolejnym posunięciu, chłopcy. — Wlał w ostatnie słowo tyle jadu, by Neji
spojrzał na wuja uważniej. Znał go od podszewki i wiedział, że ten ton oznaczał
kłopoty. Szef tokijskiej mafii był zbyt pewny swych słów, żeby puścić to mimo
uszu. — Żadna z tych zmyślnych akcji nie zakończy się sukcesem.
— Co daje ci
podstawę do takiego myślenia, wuju? — Neji zmierzył krewnego wrogim
spojrzeniem, które tamten odwzajemnił.
— To, mój
drogi bratanku, że mam was w garści. — Obojętność, pobrzmiewająca w jego głosie,
przyprawiła Hótaia o dreszcze. Starszy Hyuga odwrócił się ponownie w stronę
blondyna i spojrzał mu prosto w oczy. — Jesteście skończeni, szczeniaku
Namikaze. W tej chwili te niedobitki społeczne, które wy nazywacie przyjaciółmi,
zostają otoczone przez moich zabójców. Te dzieci próbujące zgrywać gangsterów,
nie dadzą rady postawić się Akatsuki. Nie wyjdziecie z tego bez ofiar.
Z chwilą, w której
to powiedział, skierował wzrok na schody, znajdujące się za plecami członków
Konohy. Jedynym, który odwrócił się na tyle szybko, by zauważyć zamaskowanego mężczyznę
z bronią był Lee. Wydało mu się nagle, jakby czas zwolnił swój bieg i tylko on
poruszał się na tyle szybko, by rzucić się w stronę szefa swojego gangu.
Jedynym, co rozbrzmiało w pomieszczeniu przed wystrzałem, było imię blondyna,
wykrzyczane przez Rocka, próbującego zepchnąć przyjaciół z linii strzału. W
pomieszczeniu zapadła złowieszcza cisza, nie przerywana choćby najmniejszym
szelestem. Było już za późno na to, by kula nie dosięgła celu.
***
Dwóch byłych kompanów
stało naprzeciw siebie, ciężko oddychając. Z bronią w rękach przypatrywali się
sobie nawzajem, świadomi umiejętności tego drugiego, jednak nie mając pojęcia,
jak przechytrzyć przeciwnika.
Siwowłosy stał
pewnie na ugiętych nogach, opierając się na kosie i z dziką satysfakcją
obserwował Uchihę. Dawny rywal go nie zawiódł. Wciąż trzymał poziom, pomimo
wszystkich plotek, które rozpełzły się po najciemniejszych zakamarkach Tokio.
Hidanowi ani razu nie udało się drasnąć Łasicy, co jeszcze bardziej napędzało
go do zadawania kolejnych ciosów.
— No, no,
Kruk. — Zachrypnięty głos odbił się echem od ścian magazynu. — Dawno nie miałem
takiego ubawu. Jednak mam jedno ale. — Z twarzy zszedł mu uśmieszek, ustępując
miejsca grobowej powadze. Następne słowa wywarczał przez zaciśnięte zęby,
pewniej chwytając swój oręż. — Przestań uciekać, tchórzu.
Ruszył gwałtownie
z miejsca, chwytając kosę drugą ręką i zamachnął się na bruneta, który unikał
ciosów z coraz większą trudnością. Yuga mimo pozorów, które z pieczołowitością
zachowywał, wcale nie był niezrównoważonym psychicznie mordercą. Itachi widział
naprawdę niewielu ludzi tak inteligentnych, cierpliwych i co ważniejsze,
uderzających z taką precyzją, w całym swoim przestępczym życiu. Trzeba przy tym
pamiętać, że spotykał takie osoby niemal codziennie, ale to właśnie Hidan był
najgorszym i najtrudniejszym do pokonania przeciwnikiem.
Z ledwością
uniknął kolejnego ciosu, wymierzonego w ramię, obserwując zależność w działaniach
siwowłosego. Yuga doskonale wiedział, gdzie uderzać, żeby zabić, jednak nawet
przez chwilę nie zamierzał się na te miejsca, jeśli nie wiedział, że Łasica z łatwością
uniknie cięcia.
— W co ty
pogrywasz, Kosa? — warknął, blokując uderzenie swoją bronią.
— Ja? — zapytał
Hidan, robiąc przy tym minę niewiniątka i jednocześnie odskakując w tył. —
Przecież próbuję cię koncertowo pociąć. Nie mów, że nie zauważyłeś, Uchiha?
— Dlaczego nie
atakujesz na serio? — Brunet przyklęknął, nie spuszczając oczu z szczerzącego
się mężczyzny. Odnalazł trzonek noża wepchniętego pod wpływem chwili do
kieszeni bojówek.
Zabójca z
zadowoleniem obserwował jak się podnosi, pewnie trzymając ostrze. Właśnie na tę
chwilę czekał. Na ten jeden moment, kiedy Itachi Uchiha będzie zmuszony do
skrzyżowania z nim ostrza w walce. Uśmiechnął się i zaczął powoli iść w jego
kierunku, ciągnąc za sobą narzędzie tak, by metaliczny chrzęst na dobre zagościł
w uszach Łasicy. Nie zamierzał dać się dzisiaj ponieść, ale nikt nie miał prawa
zabronić mu chwili zabawy z jedzeniem. Kiedy postanowił po raz kolejny
zaatakować tak, by rywal uniknął głębokiego cięcia, po budynku poniósł się huk
wystrzału. Dźwięk ten na tyle rozproszył uwagę bruneta, że nie zdążył odskoczyć,
w wyniku czego ramię ręki, w której tkwiła broń palna, zawisła bezwładnie
wzdłuż jego ciała. Brunet syknął z bólu i złapał miejsce cięcia drugą ręką,
spod byka patrząc na rozpromienionego, jednak nieco zdziwionego przeciwnika.
— Oj, Uchiha —
zacmokał Hidan, kręcąc z politowaniem głową. — Tak dać się pociachać? Nawet Dei
nigdy nie dał mi się tak łatwo.
Itachi zupełnie
zignorował jego słowa, gorączkowo rozmyślając nad dalszym rozwojem sytuacji.
Nie mógł ruszyć ręką, by nie sprowokować mocniejszego krwawienia, co
dyskwalifikowało przedłużanie konfrontacji z byłym kompanem. Co więcej, wiedział,
że strzał musiał paść na dole i to cholernie go niepokoiło. Chciał jak
najszybciej się tam znaleźć i dowiedzieć, jak wyglądała sytuacja.
— Koniec
zabawy, Yuga — mruknął, zanim szybkim ruchem rzucił nożem w przeciwnika. Ten
idealnie wbił się do połowy ostrza w ramię Hidana, skutecznie przy tym odciągając
jego uwagę. Uchiha wygrzebał jeszcze z kieszeni małe bomby dymne i zanim siwowłosy
zorientował się o jego planach, zniknął w ciemnym korytarzu.
Yuga zmielił w
ustach przekleństwo, ale uśmiechnął się chytrze, patrząc w ślad za brunetem.
Nadal potrafił zaskoczyć, to musiał mu przyznać. Nigdy nie przypuszczałby, że
Itachi zrezygnuje z konfrontacji na rzecz troski o bliskich. Zaśmiał się pod
nosem, po czym odwrócił w przeciwną stronę i skierował kroki do wyjścia z budynku.
— Jeszcze się
spotkamy, Kruk — wymamrotał i wyszarpnął nóż z rany, odrzucając go za siebie. —
Mam czas.
***
Uchiha
przystanął przy barierce schodów, próbując zapanować nad oddechem. Dopiero,
kiedy zaczął biec, zrozumiał, że schody znajdowały się na drugim końcu piętra.
W dodatku z rany na ramieniu nieustannie sączyła się krew, przez co każdy kto
chciałby go dopaść, znalazłby go bez problemu. Zaklął pod nosem, widząc jak
kolejne krople zabarwiają beton na rdzawy odcień czerwieni.
Jednak jego
uwaga szybko została skierowana na inne tory. Od głównej hali dzieliły go tylko
schody, dzięki czemu coraz wyraźniej słyszał podniesione głosy przyjaciół.
Zacisnął zęby i ruszył schodami w dół uważając, żeby zbytnio nie poruszać ręką.
Kiedy jego
oczom ukazało się docelowe pomieszczenie, przystanął zdezorientowany. Na środku
hali znajdowało się około dwudziestu ludzi, z czego znaczna większość nie była
przyjaźnie nastawiona do członków gangu. Sasuke i Naruto stali hardo mierząc z
broni w kilku zamaskowanych mężczyzn, obierających ich za cel. Jednak to widok
Hiashiego stojącego na czele tej maskarady, bez krępacji patrzącego mu teraz
prosto w oczy, wyprowadził Uchihe z koncentracji.
— No proszę. —
Pełen jadu głos przeszył powietrze, przywracając Itachiego na ziemie. — Kto by
pomyślał, że sam Kruk zjawi się, by pomóc przyjaciołom. Szkoda tylko, że dotarłeś
tu za późno, Uchiha.
Brunet powędrował
oczami w kierunku, na który Hyuga skinął głową, nie spuszczając z niego tych
swoich przenikliwych, niemal przezroczystych oczu. Nagle Itachi poczuł się tak,
jakby dostał obuchem w głowę. Za jego bratem i Uzumakim, Neji klęczał w kałuży
krwi swojego przyjaciela, którego desperacko próbował przytrzymać na kolanach,
nie dając mu zasnąć. Widział, jak w jego oczach wzbierają łzy, kiedy Lee
przegrywał walkę z sennością.
— Czego
chcesz, Hyuga? — wycedził, na powrót skupiając nienawistne spojrzenie na byłym
szefie. — Co ci to dało?
— Satysfakcję,
Uchiha. — Na widok zimnego uśmiechu mężczyzny, mocniej zacisnął dłoń na
ramieniu. — Mam nadzieję, że to ostrzeżenie wam wystarczy. — Hiashi spojrzał w
oczy Uzumakiemu, nie kryjąc swojego zadowolenia rozwojem wypadków. — Następnym
razem spadnie na was o wiele mocniejszy cios.
Po tych słowach
Hyuga odwrócił się na pięcie i razem z ochroną zniknął za drzwiami, zostawiając
piątkę przyjaciół samą w hali.
— Naruto! —
Uzumaki prawie ruszył w ślad za mężczyznom, zanim ostry głos Itachiego i ręka
Sasuke zatrzymały go w miejscu. — Zostaw tego skurwysyna w spokoju. Trzeba
zabrać Lee do Tsunade. — Uchiha krzyczał, próbując jak najszybciej znaleźć się
na dole. Dopadł chłopaków i zabrał otępiałemu blondynowi krótkofalówkę,
popychając go jednocześnie zdrową ręką w stronę Nejiego. Rzucił bratu
porozumiewawcze spojrzenie i połączył się z Ichiro. — Fukuro!
— Co jest? —
Usłyszał, jak Kagawa uruchamia silnik i odetchnął z ulgą. Chociaż on nadal był
na pozycji.
— Podjedź jak
najszybciej pod drzwi hali i daj znać Wiśni. — Kiedy po chwili ciszy, dostał
potwierdzenie, pomógł reszcie pozbierać sprzęt. Neji już był przy drzwiach niosąc
na rękach Rocka. Łasica klepnął w ramię blondyna, podnoszącego broń chłopka,
marszcząc przy tym brwi. To chwilowe otępienie nie było do niego podobne. Nawet
kiedy ktoś obrywał i trafiał w krytycznym stanie do Tsunade, Naruto natychmiast
ogarniał sytuację. — Co z tobą?
— Później. —
Tylko tyle Uzumaki był w stanie wycedzić przez zaciśnięte zęby. Uchiha przyjrzał
mu się uważniej, ale skapitulował i skinął głową. Nie mieli czasu na tę rozmowę.
Pobiegli za
resztą na zewnątrz. Dosłownie kilka metrów od drzwi czekała na nich furgonetka,
w której Sasuke pomagał Nejiemu usadowić Lee. Łasica wymienił spojrzenie z
Uzumakim i wpakował się na siedzenie obok kierowcy, pozwalając blondynowi
wskoczyć do tyłu i zatrzasnąć za sobą drzwi.
— Skontaktowałeś
się z Haruno? — Kagawa skinął głową i ruszył z piskiem opon, mocniej zaciskając
palce na kierownicy.
Pościg życia i
śmierci trwał w najlepsze, nie pozwalając im na zmarnowanie choćby sekundy.
***
— Przecież mówiłam
ci, że ten największy ma stanąć na środku. — Yumiko dźgnęła rudzielca palcem w
tors i patrząc na niego gniewnie, sfrustrowana kiwała ładunkiem tuż przed
oczami kompana.
— Co to za różnica?
— odburknął, krzyżując ręce na piersi. — Jeden pies, gdzie się to ustawi. Ładunki
w środku załatwią sprawę konstrukcji.
— Wcale nie,
kretynie. — Sasaki wyrzuciła ręce w górę, przewracając przy tym oczami.
Niewiedza partnera zaczynała przekraczać granice jej wytrzymałości. — Gdzie ty
byłeś, jak logiczne myślenie rozdawali?
— Stałem w
kolejce po wygląd i osobowość. — Wyszczerzył się, spoglądając na Ducha
ironicznie.
— To chyba coś
się popieprzyło, bo ani jedno, ani drugie nie daje zamierzonych efektów. A to, —
wskazała na wciąż trzymany w ręce ładunek, — musi być na środku, bo ten filar
stoi najpewniej i potrzebna jest największa siła rażenia, żeby go powalić na
dobre.
— Też mi coś —
prychnął, odwracając głowę w stronę ogrodzenia pogrążonego w mroku. Coś mu tam
nie grało od dłuższej chwili i to za każdym razem, kiedy tam spoglądał.
— Ja cię chyba
wykastruję zaraz — warknęła, po czym otworzyła usta, by kontynuować, ale
uprzedził ją huk wystrzału. Chwilę po tym poczuła jak kula przecina jej
policzek, by zaraz odbić się od ściany hali i upaść na beton obok ich stóp
Oboje jednocześnie
zwrócili uwagę na miejsce, skąd musiał zostać oddany strzał. Yumi dotknęła piekącego
policzka i poczuła na palcach krew. Rozejrzała się wokół, wiedząc już, że nic
jej się nie przywidziało. Ktoś śledził ich mozolną wędrówkę na tyły zakładu.
Nagle na placu rozległ się cichy, jednak złowieszczy, wywołujący dreszcze śmiech.
Po dłużącej się chwili z cienia wyszedł mężczyzna z czarno-białą maską na
twarzy i czarnym płaszczem na ramionach. Zielone włosy sterczały we wszystkie
strony, a bursztynowe oczy jarzyły się w świetle lamp niczym kocie. Zaraz za
nim w krąg światła wszedł chłopak na oko w wieku Matsuo. Białe włosy opadały mu
na czoło, a w fioletowych oczach iskrzyło rozbawienie. Szedł w ich kierunku z
jedną ręką w kieszeni, w drugiej dzierżąc długi i szeroki miecz.
— Proszę,
proszę — zagaił, stając obok partnera i opierając się na swoim orężu. — Matsuo
Kikkawa. Kiedy ostatni raz cię widziałem, byłeś dziwką Satoru.
— Zamilcz,
Nanahara. — Yumi stanęła przed przyjacielem, posyłając Suigetsu wrogie
spojrzenie. Wiedziała jak Matsuo reagował na wspominkę o Shiwamurze i chociaż
sama nienawidziła tego imienia, zdawała sobie sprawę, że to Kikkawa jest w słabszej
kondycji psychicznej. Nigdy do końca nie doszedł do siebie, a wspominanie tego
człowieka wpędzało go w dziwny stan melancholii, który nie był w tej chwili
potrzebny.
— Czego się
spinasz, Sasaki? — Błysnął nienaturalnie ostrymi zębami, skupiając uwagę na
blondynce. — Nie martw się. Shiwamura doskonale pamięta, jaką zdradziecką suką
jesteś.
— Odszczekaj
to...
— Yumi nie
warto. — Hentai złapał przyjaciółkę za ramię i sam stanął przed nią, zasłaniając
dziewczynę własnym ciałem. — Do czego pijesz, Nanahara?
— Ja? Tylko uświadamiam
wam, że niedobitki Akatsuki pamiętają. — Zmrużył powieki i pewniej chwycił broń,
po czym szczerząc się od ucha do ucha dodał: — Nikt nie daruje tej zdzirze
kradzieży Iwasakiego.
— Wystarczy —
warknął Kikkawa, chcąc ruszyć na białowłosego, ale po placu ponownie rozszedł
się huk. Kula odpiła się od betonu kilka centymetrów przed nogami rudzielca.
— Chyba o mnie
zapomniałeś. — Złowieszczy pomruk zmroził Sasaki krew w żyłach. Obserwowała
czujnie ruchy Zetsu, widząc jak odbezpiecza broń i celuje w rudzielca. — Ja się
dzisiaj z tobą pobawię.
Yumiko
instynktownie pchnęła partnera w przód, dbając przy okazji o to, by nie oberwać
rykoszetem. Hentai w pierwszym momencie stracił równowagę, żeby zaraz odepchnąć
się rękami od betonu i odwrócić w kierunku Ishiguro. Warknął z irytacją i ruszył
na przeciwnika posyłając blondynce ostatnie zaniepokojone spojrzenie. Wyciągnął
z kieszeni kastet, widząc jak Zetsu chowa broń za pasek spodni. Wiedział, że
dla mężczyzny to będzie zwykła zabawa. Czuł, że ich zadaniem jest odwrócenie
uwagi.
Sasaki w tym
czasie wyciągnęła dwa pistolety i ruszyła w prawo po wyimaginowanym kole, nie
spuszczając wzroku z chłopaka, imitującego jej ruchy. Nanahara ciągnął przy tym
ostrze po betonie, co drażniło jej słuch. Wiedziała, że mimo dobrego
przeszkolenia, Suigetsu i tak byłby górą w walce wręcz. Dlatego też nie miała
zamiaru pozwolić sobie na zmniejszenie dystansu na tyle, by mógł dosięgnąć jej
ostrzem.
Słyszała jak
za jej plecami dwójka mężczyzn oddycha niespokojnie, co rusz wymieniając ciosy
i miała wrażenie, że Kikkawa dał się wciągnąć w chorą grę, którą ta dwójka bez
wątpienia prowadziła. Dziewczyna zauważyła to samo, co Matsuo. Nanahara i
Ishiguro bawili się z nimi w kotka i myszkę. Skutecznie odwracali uwagę,
podczas gdy w środku mogło dziać się coś o wiele gorszego.
— O co wam
chodzi? — warknęła przystając w miejscu, na ugiętych kolanach czekając na atak.
— Chyba już się
domyślasz, kochanie. — Chłopak również się zatrzymał, z satysfakcją obserwując
przeciwniczkę. Widział niepewność w jej ruchach i wiedział, z czego wynikała. —
Z tego co mi wiadomo, nie jesteś pustą blondyną bez mózgu. Ktoś, kto
projektuje, a potem składa do kupy broń dla Konohy musi mieć łeb na karku.
— To nie ma
nic do rzeczy.
— Owszem ma,
Sasaki. Wiesz, po co tu jesteśmy. Nawet ta męska dziwka ma tyle oleju w głowie,
żeby się tego domyślać.
— Nie obrażaj
go — wycedziła, mocniej zaciskając palce na rączkach broni. — Nie masz do tego
prawa.
— Och, czyżby?
— Uśmiechnął się perfidnie, opierając brodę na trzonku miecza, zupełnie lekceważąc
przy tym Sasaki. — Myślisz, że Satoru jest aż tak zaborczy?
— Ty... —
Blondynka otworzyła szeroko oczy. Nagle zalała ją tak wielka fala nienawiści
względem przeciwnika, że tylko świadomość jego przewagi przyszpilała ją do podłoża
i powstrzymywała od nieudolnej próby rozerwania mu gardła. — Jesteś pieprzonym
psychopatą.
— Nie tylko
ja, kochanie.
Yumiko już
otwierała usta, kiedy po raz kolejny rozległ się huk wystrzału. Jednak tym
razem nie była to broń Zetsu, ani nikogo znajdującego się na palcu. Rzuciła
szybkie spojrzenie na halę, po czym odwróciła się w stronę przyjaciela, który
zrobił dokładnie to samo. Dopiero w tamtej chwili zrozumieli, że popełnili
fatalny błąd. Członkowie Akatsuki rzucili się na nich, jednocześnie zrywając im
z szyi krótkofalówki.
— Nieładnie
Dangerous Fire — zacmokał Zetsu, przyciskając butem głowę Matsuo do betonu.
Pochylał się nad chłopakiem, mocno przytrzymując jego ręce w górze. Po chwili
bez ostrzeżenia zdjął stopę z jego twarzy i kopnął w brzuch. Kikkawa chciał
odruchowo się skulić, ale Ishiguro unieruchomił go, tym razem siadając na jego
plecach i boleśniej wykręcając ręce bliżej barków. — Tak się rozproszyć? Jestem
zawiedziony.
Yumiko syknęła
z bólu, kiedy Suigetsu wykręcił w tył jej ramiona, zamykając w stalowym uścisku.
Drugą rękę wplótł w długie blond włosy i pociągnął, pochylając głowę dziewczyny
do siebie.
— A było nie
spuszczać oczu z przeciwnika — zaśmiał się Nanahara. — Myślałem, że Kenji
nauczył cię chociaż tego. On nie spuścił ze mnie oka nawet wtedy, gdy postrzeliłem
Nateko tuż za jego plecami. A wiesz dlaczego? — Uśmiechnął się cwaniacko, nic
nie robiąc sobie z szarpania blondynki. — Bo wiedział, że jeśli to zrobi, zginą
oboje.
Sasaki przełknęła
ślinę, patrząc z niepokojem, jak Zetsu wyciąga zza paska pistolet. Gdy przyłożył
go do skroni Kikkawy, oblał ją zimny pot. Znieruchomiała, kiedy odbezpieczył
broń, patrząc prosto w oczy przyjacielowi. To nie mogło się tak skończyć. Jeden
głupi błąd nie mógł pozbawić ich życia, to nie wchodziło w grę. Nie po tylu
latach walki i cierpienia. Zacisnęła powieki, gdy pouczyła ostrze na szyi, błagając
o cud.
I gdy myślała,
że już jest po nich, ciałem Suigetsu szarpnęło w tył. Miecz upadł z głośnym brzękiem
na beton, a ręka, która ją przytrzymywała, zniknęła.
Nanahara zaklął
szpetnie, kiedy poczuł nagły, rwący ból w barku. Był pewien, że kula, która go
trafiła, przeszła na wylot, jednak nie miał za dużo czasu, by się nad tym
rozwodzić. Nim się zorientował, blondynka wyrwała się i zwinnie odwróciła,
uderzając z całej siły w jego nos. Zawył z bólu, czując ciepłą krew spływającą
ze złamanego nosa.
— Pieprzona
suka — ryknął, ale Sasaki była szybsza. W locie złapała swoją broń i wymierzyła
ją w obu napastników. Suigetsu zamilkł, wiedząc, że szala zwycięstwa przechyliła
się na konto dziewczyny. Postanowił grzecznie posłuchać, tym bardziej, że z
powodu utraty krwi zaczynało mu się robić słabo.
Chwilowo
zdezorientowany Zetsu również padł ofiarą swojej nieuwagi. Matsuo wykorzystał
moment, błyskawicznie przekręcając się na plecy, by zaraz z całej siły uderzyć
kastetem w szczękę Ishiguro. Kikkawa stanął na nogi i po krótkiej wymianie
spojrzeń z Sasaki, biegiem ruszył po plecak, w którym nadal tkwił zapalnik.
Powalony mężczyzna już podnosił się na nogi, by pobiec za zbiegiem, kiedy
blondynka wystrzeliła w górę, zwracając na siebie jego uwagę.
— Rusz się
jeszcze choćby o centymetr, — opuściła broń w dół, mierząc teraz w klatkę piersiową
Zetsu, — a kolejna rozpruje ci flaki.
Kikkawa nawet
się nie odwrócił, łącząc ze sobą kable. Wygrzebał z plecaka zapalnik, po czym
ostrożnie umieścił go przy środkowym ładunku.
— Pospiesz się
do cholery! — krzyknęła Sasaki, cofając się powoli w stronę ogrodzenia. Matsuo
wymamrotał coś pod nosem, ale zaraz zerwał się na nogi i skierował w stronę
dziewczyny. Ta odwróciła się plecami do dwójki mężczyzn, dopiero gdy ją minął i
bez problemu wskoczyła na ogrodzenie, szybko znajdując się po drugiej stronie stalowej
siatki. Zaraz za sobą rzucili dwie bomby dymne, powiadamiając resztę o kłopotach.
— Gdzie są
Dzika i Kieł? — wydyszał chłopak, pędząc na oślep w ciemne uliczki. Yumiko
rozejrzała się po budynkach, kiedy nagle za jednym z nich pojawiło się światło reflektorów,
oświetlając nazwę wcześniej ustalonej uliczki. Wskazała ręką w tamtą stronę,
bez słowa przyspieszając.
Ledwo
wyhamowali na zakręcie, o mało co nie wpadając na ścianę bloku. Gdy tylko
wbiegli w snop światła, boczne drzwi otworzyły się gwałtownie.
— Ruchy —
warknęła Nateko, zaraz znikając w głębi oświetlonej monitorami kabiny, by zrobić
im miejsce. Kikkawa przepuścił Yumiko i zatrzasnął za nimi drzwi. Wgramolił się
na miejsce obok Kiby zanim ten odpalił auto. Sasaki odnalazła wzrokiem jeden z
foteli i opadła na niego bezsilnie.
— Skąd
wiedzieliście, że biegniemy? — Popatrzyła podejrzliwie na przyjaciółkę, zajętą
grzebaniem w systemie namierzania. Musiała kogoś uporczywie szukać i to już od
dłuższego czasu, bo na jej czole wytworzyła się charakterystyczna dla
zniecierpliwienia zmarszczka.
— To, że
zerwali wam krótkofalówki i rozbili je na betonie nic im nie dało —odpowiedziała
mechanicznie, przy czym nawet na nią nie spojrzała dalej wypatrując konkretnych
czerwonych punktów. — Mikrofon jakimś cudem przetrwał i słyszeliśmy każde słowo.
— Okej —
powiedziała z lekką nutą sceptycyzmu, ale nie śmiała przeczyć wytłumaczeniom
Dzikiej, kiedy ta była wyraźnie nie w humorze. — Gdzie jedziemy? — zapytała,
kiedy Inuzuka odpalił wóz. — Przecież mieliśmy najpierw wysadzić budynek.
— Które z was
ma zapalnik?
— Matsuo. —
Duch zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc do czego dąży przyjaciółka.
— Słuchaj
Kikkawa. Za dwie przecznice wywalisz tę kupę żelastwa w powietrze i ani mi się
waż zrobić tego wcześniej. — Niemal wywarczała, wściekle waląc w klawisze.
— Yoru, co
jest? Gdzie jedziemy? — Sasaki odezwała się stanowczo, nie dając się zbyć.
Nateko
znieruchomiała i przymknęła powieki. Odetchnęła głęboko, po czym odwróciła się
do przyjaciółki i spojrzała na nią zmęczona całym tym cyrkiem, który rozgrywał
się na jej oczach, a którego nijak nie mogła powstrzymać.
— Wszystko
poszło nie tak — jęknęła cicho, chowając twarz w dłoniach. — Satoshi zniknął
nam z radaru. Deidara jest w dwóch miejscach na raz, a na hali... Cholera
jasna, Kiba jedź szybciej! — wybuchła, wyładowując frustrację na i tak już
zdenerwowanym szatynie.
— Przecież
dopiero, co ruszyłem — burknął, ale jego oczy odbijające się w lusterku, były
dziwnie łagodne, gdy zerknął na dziewczynę.
— Deidara? —
Yumiko poczuła jak strach zaczyna ściskać jej żołądek. Przecież dosłownie pięć
minut temu uratował im skórę, strzelając do Suigetsu.
— Nie wiem,
gdzie jest. Najpierw zniknął Satoshi. Potem krótkofalówka Deidary wyparowała, a
nadajnik w naszyjniku nadal był na dachu, chociaż teraz wyraźnie kieruje się w
stronę motoru. W dodatku Itachi nagle przestał odpowiadać, a na hali zdążyłam
usłyszeć huk i krzyk, zanim ktoś zakłócił mi łączność na dobre. — Nateko
wpatrywała się pustym wzrokiem w ścianę furgonetki. Nie tylko ona nie miała pojęcia
co się działo. Ktoś posłał w nich taką bombę sygnałową, że nawet Shika nie był
w stanie odzyskać łączności z ludźmi w środku. — Ichiro powiedział mi tylko
przez radio, że coś się dzieje w hali głównej i mamy jak najszybciej zabierać
się do szpitala. W dodatku wystrzeliliście bomby, więc Kagawa jeszcze bardziej
się zdenerwował.
— Co się tam
dzieje? — Matsuo przekręcił się na fotelu w ich stronę i złapał na chwilę wzrok
Dzikiej, zanim ta znów schowała twarz w dłoniach.
— Fukuro
powiedział nam tylko, że ich zgarnia. Ostatni raz odezwał się chwilę przed tym,
jak tu dobiegliście. Nie chciał powiedzieć kto, ale ktoś z naszych oberwał.
Poważnie.
W samochodzie
zapanowała grobowa cisza. Inuzuka zacisnął zęby, gwałtownie przyśpieszając na
pustej ulicy. Bał się, że jedno z jego przyjaciół może nie przeżyć tej akcji.
***
Deidara
przeszedł na tyły budynku, położonego w centrum Shibuyi i odnalazł schody pożarowe.
Zaczął mozolnie wdrapywać się na piąte piętro bloku, rozmyślając o tym, co się
tak właściwie stało.
Kiedy
obserwował sytuację w hali głównej, nagle w tym co zostało z jego krótkofalówki
usłyszał huk strzału. Zaraz po tym rozpoznał dwa głosy członków starego
Akatsuki, więc natychmiast skierował snajperkę w stronę tyłów hali. Gdy zobaczył
w jakiej sytuacji są Yumi i Matsu, chciał od razu odstrzelić przeciwników, ale
wiedział, że tak tylko rozpocznie polowanie na członków Konohy. Mieląc w ustach
przekleństwa zdjął palec ze spustu i obserwował, dopóki Zetsu nie przyłożył
Kikkawie lufy do skroni. To była dosłownie chwila, zanim oddał strzał do
Suigetsu. Wiedział, że kiedy Nanahara wypuści z rąk miecz, Ishiguro się
rozproszy. To był słaby punkt zielonowłosego, który na szczęście doskonale znał.
Po tym czekał
jedynie na sygnał dymny, żeby móc zmyć się z dachu i jak najszybciej dopaść
Sasaki. Wystarczyło, że jedna strona jego twarzy napuchła i powoli przestawał
widzieć na jedno oko. Nie miał ochoty zobaczyć podobnych obrażeń u dziewczyny.
Dotarłszy na
dach budynku, skierował kroki do przeszklonego pomieszczenia, które w tej
chwili starannie zakrywały rolety. Cały blok był główną siedzibą Quick Wolves,
złożoną z okropnej plątaniny korytarzy nie do przejścia dla osób nie wiedzących,
jak się po nich poruszać. To jedno pomieszczenie odcięte od tego standardu było
sercem całego gangu.
W tym centrum
operacyjnym mieli stawić się wszyscy członkowie Konohy, niezależnie czy akcja
się uda, czy nie. Jednak, kiedy Iwasaki otworzył drzwi, w środku znajdowało się
jedynie sześć osób, z czego Kankuro i Tenten nawet nie zwrócili na niego uwagi,
dalej grzebiąc nerwowo w częściach kukiełek starszego No Sabaku. Za to szef
Wilków rzucił mu tak chłodne spojrzenie, że aż zatrzymał się w progu z jedną ręką
na klamce. Wtedy też zauważył go Madara, krążący niespokojnie po pomieszczeniu.
Stanął jak wryty i wpatrzył się z niedowierzaniem w blondyna.
— Co ty tu do
kurwy nędzy robisz? — Zwiesił bezwładnie ręce wzdłuż ciała, przejeżdżając
wzrokiem po twarzy chłopaka. — I co ty masz na ryju?
— Gdzie jest
reszta? — Deidara zdezorientowany przerzucał wzrok to na szefów, to na Shike i
Temari siedzących przy komputerach.
— Tam, gdzie
ty powinieneś być. — Grobowy głos Gaary przeszył powietrze jak nóż, jasno dając
do zrozumienia, że ma do blondyna jakieś pretensje. — Można wiedzieć, czemu nie
ma cię w tej chwili w szpitalu?
— Szpitalu? —
Kita w jednej chwili przebył dzielącą ich odległość, zatrzaskując wcześniej
drzwi. — Co masz na myśli, No Sabaku?
— To, że Lee
oberwał kulkę. — Głos zabrał dotychczas tylko obserwujący sytuację Nara. — Co
więcej, Satoshi zniknął dokładnie w miejscu, gdzie powinieneś był na niego
czekać.
— Czekaj chwilę.
— Deidara poparzył z niedowierzaniem na bruneta, szybko łapiąc powagę sytuacji.
— Chcesz powiedzieć, że podejrzewasz mnie o pozbycie się Ozawy i postrzał
Rocka? Chyba sobie ze mnie kpisz.
— A jak wyjaśnisz
to, że jego krótkofalówka została zniszczona koło budynku chwilę po tym, jak
zniknęła nam z radaru też twoja?
— A tak do
chuja, że sam zostałem zaatakowany — warknął, zaciskając dłonie w pięści. —
Jakimś cudem Endo powstał z martwych i zrobił mi z twarzy jesień średniowiecza!
— Przecież
Endo nie żyje od dziesięciu lat. — Do pomieszczenia wszedł Sasori, opierając się
plecami o przed chwilą zamknięte drzwi i ze zwątpieniem lustrując sylwetkę
przyjaciela. — Spadłeś z dachu i miałeś haluny?
— Skorpion, mówię
serio — wycedził przez zęby, odwracając się do rudzielca. — Na własne oczy
widziałem tę irytującą gębę, postarzałą o kilka lat. Wyraźnie słyszałem, jak mówi
do mnie „blondyna” i chwali upodobanie do amerykańskiej broni. Jak myślisz, ile
takich byłych komandosów popierdala sobie po dachach wieżowców w porcie?!
— A jak wyjaśnisz
zniknięcie Ozawy tuż pod twoim nosem, Kita? — Gaara nie dawał za wygraną, krzyżując
ręce na piersi i posyłając mu ostre spojrzenie.
— No nie
wierzę. — Deidara spojrzał z niedowierzaniem na Shukaku. — Wy naprawdę sądzicie,
że postrzeliłem dobrego kumpla i pozbyłem się współpracownika? Może jeszcze obiłem
sobie mordę dla niepoznaki?!
— Tak —
odpowiedział bez ogródek, hardo patrząc mu w oczy. — Tak właśnie myślimy.
***
Kagawa ledwo
wyrobił zakręt, kiedy wjeżdżali na teren Szpitala Głównego Tokio. Skierował
czarny furgon prosto pod boczne wejście, gdzie w drzwiach czekała już na nich
podenerwowana Sakura, razem z Kakashim i dwójką zaufanych ratowników. Wszystko
działo się na tyle szybko, że ledwo zarejestrowali sprawne ruchy pracowników
szpitala.
W przeciągu
minuty, Lee został ostrożnie wyciągnięty z samochodu i ułożony na noszach.
Sakura zniknęła w budynku, by w drodze na OIOM pojawić się z Tsunade u boku.
Senju nawet nie zwróciła uwagi na bandę zmęczonych i poranionych młodych ludzi.
Wbiegła na sale, wcześniej odsyłając Shizune do opieki nad resztą studentów.
Ta, widząc
podejrzliwe spojrzenia siedzących na korytarzach pacjentów, rzuciła błagalne
spojrzenie Hatake. Wojskowy w mig pojął, o co się rozchodzi i zatarasował im
drogę.
— Nie pomożecie
mu bezczynnie biegając po korytarzu — mówił na tyle cicho, by nie zwrócić uwagi
osób postronnych. — W tej chwili wyjazd do gabinetu Tsunade. Robicie sensację z
tymi spluwami na wierzchu.
— Lee to nasz
przyjaciel, Kakashi. — Naruto podszedł do starego mentora, łapiąc w pięści jego
kurtkę. — Musimy przy nim być.
— Ogarnij się
Uzumaki — warknął Hatake, karcąc go spojrzeniem. — Rockiem zajmują się Senju i
Haruno. Doskonale wiesz, że to najlepsze, co możemy wszyscy dla niego teraz
zrobić.
— On ma racje,
Młotku. — Sasuke złapał przyjaciela za ramię, po raz kolejny w ten sposób go
uspokajając. — Musimy wszyscy porozmawiać. W tej chwili.
Naruto
popatrzył żałośnie na mężczyzn, ale widząc ich stanowcze spojrzenia, zwiesił głowę
i ruszył bez słowa na trzecie piętro.
Gdy Hatake
zamknął za wszystkimi drzwi, Shizune niemal natychmiast wyłapała Itachiego,
Yumiko i Matsuo. Poprosiła ich do małej sali, przylegającej do gabinetu.
— Co się stało?
— Kakashi zabrał głos zaraz po tym, jak zniknęli za drzwiami zabiegówki.
Przejechał wzrokiem po zebranych w pomieszczeniu, ale widząc, jak połowa z nich
to zamyka, to otwiera usta, westchnął ciężko i skierował wzrok na blondyna. —
Naruto? — Ten jednak siedział na kanapie z rękami wplątanymi we włosy i smętnie
zwieszoną głową. Nawet nie zareagował na pytanie siwowłosego, pustym wzrokiem
wpatrując się w swoje buty. — Uchiha, może chociaż ty potrafisz się wysłowić?
— A o czym tu
opowiadać? — syknął brunet, ściskając między palcami nasadę nosa. — Wszystko szło
zgodnie z planem, dopóki nie pojawił się Hiashi ze swoją bandą, nie powiedział,
że jesteśmy otoczeni i nie kazał przestrzelić Naruto.
— Naruto? —
Hatake spojrzał na niego z niezrozumieniem, ale ten tylko wzruszył ramionami,
zaciskając zęby.
— Ktoś musiał
w niego celować, ale Lee zdążył go zobaczyć. — Neji nerwowo wykręcał palce i próbując
się uspokoić, przymknął oczy. — Tyle z tego, co wydarzyło się w środku. Nie
wiemy skąd Itachi ma tę ranę, ani dlaczego Yumi i Matsu puścili w obieg bomby.
— My wiemy —
wtrącił się Kiba, jednak spojrzał wyczekująco na swoją dziewczynę.
— Jakimś cudem
Satoshi zniknął z radaru. Potem Itachiego trafił szlag. Zdążył mi tylko
zakomunikować, że jest jakiś problem z Gure. Zresztą jak już tak wymieniamy, to
nie zapomnijmy o Deidarze, z którym kontakt mieliśmy może przez pięć minut
akcji.
— Widziałem,
jak Satoshi schodzi ze swojego stanowiska i idzie dokładnie tam, gdzie
powinien. — Kagawa zaciskał kurczowo dłonie na blacie stołu, o który się opierał.
— Widziałem do cholery, jak Yumi i Matsu znikają za halą, jak Itachi wchodzi do
budynku, ale nie rozumiem, jakim cudem nie widziałem ani jednego z nich.
— Bo większość
z nich musiała być już w środku. — Do pomieszczenia wszedł Itachi, z zabandażowaną
ręką i grymasem niezadowolenia na twarzy. — Hidan musiał się ukryć gdzieś,
gdzie nawet nie przyszło nam na myśl szukać, a mimo to wiem, że obserwował nas
przez cały czas.
— My też czuliśmy,
że ktoś nas śledzi, ale nigdzie nie widzieliśmy Zetsu i Suigetsu — mruknął
ponuro Matsuo, siadając na kanapie obok Uzumakiego. Zaraz obok niego, usiadła
Sasaki.
— Skoro już o
tym mówimy, to mam takie jedno zasadnicze pytanie. Gdzie jest Deidara? — Yumiko
przerwała ciężką ciszę, która zapadła po słowach Kikkawy. — Itachi, Dei miał dać
ci znać, kiedy będzie schodził z dachu.
— Kiedy chciałem
się z nim połączyć, był niedostępny. — Uchiha spuścił wzrok, intensywnie się na
czymś zastanawiając.
— Itachi? —
Sasaki spojrzała na niego niepewnie, przeczuwając, do jakich wniosków mógł dojść.
— Wiesz, że to nie on nas zdradził, prawda? Postrzelił Suigetsu, żeby nam pomóc.
— W to, że cię
kocha, nie wątpię. Tyle, że nie jestem już taki pewien jego lojalności, jak
kiedyś, Yumi.
Zanim Sasaki zdążyła mu odpowiedzieć, do pomieszczenia weszła Sakura. Wszyscy poderwali na nią wzrok, włącznie z dotychczas odciętym od świata blondynem. Kiedy zobaczył, że to jego przyjaciółka, zerwał się jak poparzony z kanapy i mijając ją w drzwiach, wybiegł na korytarz. Już z daleka widział idącą w jego kierunku Senju. Zatrzymał się kilka kroków od kobiety i spojrzał starej opiekunce prosto w smutne, orzechowe oczy.
Zanim Sasaki zdążyła mu odpowiedzieć, do pomieszczenia weszła Sakura. Wszyscy poderwali na nią wzrok, włącznie z dotychczas odciętym od świata blondynem. Kiedy zobaczył, że to jego przyjaciółka, zerwał się jak poparzony z kanapy i mijając ją w drzwiach, wybiegł na korytarz. Już z daleka widział idącą w jego kierunku Senju. Zatrzymał się kilka kroków od kobiety i spojrzał starej opiekunce prosto w smutne, orzechowe oczy.
Od autorek: Ohayo minna :3
Rozdział pojawił się z małym opóźnieniem za co wielkie
Gomenasai, ale mamy nadzieję, że całość Wam to wynagrodzi i nie będziecie się
gniewać.
Przez święta postaramy się ruszyć z fabułą, żeby szybciej
wstawiać kolejne rozdziały.
To tyle na dzisiaj. Trzymajcie się ciepło.
Pozdrawiamy i do następnego
Yoru&Yumi
Okej. Jestem już po przeczytaniu wszystkich rozdziałów no i cóż.. jestem zaskoczony poziomem opowieści bo to się czyta naprawdę dobrze, rzekłbym że bardzo dobrze ale nie będę słodzić xD ciężko w sumie trafić teraz na coś dobrego trafić zwiazane z naruhina, jeszcze do tego tematy związane z mafią które uwielbiam to cud, miód i orzeszki. Błędów ortograficznych nie ma chociaż trafiło się słówko "urzondzonko" aż mnie oczy zabolały ale przy takim długim rozdziale to zrozumiałe bo i tak zwykle u innych jest tego o wiele więcej :P opowieść wciąga, rozdziały są odpowiednio długie, mógłbym czekać nawet te parę miesięcy na ten jeden. Robicie babuszki naprawdę dobrą robotę i już czekam z niecierpliwością na więcej. Życzę oczywiście duużo weny bo pewnie zwroty akcji itp. macie przygotowane tylko trzeba resztę odpowiednio zapełnić. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńWitamy w naszych skromnych progach i dziękujemy za pochwałę :D (fakt nie ma co słodzić, bo się czasem rozleniwimy i rozdziały nie dotrą na czas xD)
OdpowiedzUsuńEhh, żeby to był jakiś mały błąd, ale to naprawdę razi w oczy xDD Na dniach to poprawimy ;)
Jeszcze raz dziękujemy za pochwałę ^^ Postaramy się publikować rozdziały w mniejszym odstępie czasu, jeśli szkoła nam na to pozwoli ;)
Tu akurat masz rację xD z akcją jest łatwiej, za to z wątkami pobocznymi to istna katorga no, ale nie narzekamy i dajemy radę ;D
Dziękujemy za ten komentarz i pozdrawiamy cieplutko ^^
Yoru&Yumi ^^